tag:blogger.com,1999:blog-29093650393460928272024-03-14T04:55:46.347+01:00Kobiety i HistoriaBiografie znane i zapomnianeAndromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.comBlogger73125tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-61668755916664093332015-12-24T09:28:00.001+01:002016-01-09T22:01:19.240+01:0010 celebrytów, których nikt nie zna<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">Sława to kapryśna pani, co najlepiej widać, gdy minie parę wieków. No bo spójrzcie niżej </span><span style="font-size: large;">–</span><span style="font-size: large;"> znacie te nazwiska? Może niektórzy, może niektóre. A w swoim czasie ludzie ci wyskakiwali z każdej lodówki (czy raczej spiżarki), byli dla naszych przodków kimś takim, jak dla nas Doda albo inny Kuba Wojewódzki. Jednak gdy tylko zniknęli nam z oczu, pozbyła się ich także nasza pamięć. Oto dziesiątka takich sławnych osobistości. W wyborze ograniczyłam się do XIX wieku, kiedy to rodziła się kultura masowa w dzisiejszym rozumieniu, a towarzyskie kolumny gazet pełne były półprawd i plotek o „znanych i lubianych”. <br /><br /><b>1. Taniec z gwiazdami, czyli Lola Montez (1821-1861)</b><br /><a href="http://3.bp.blogspot.com/-F77drID4lWI/VntRaZ6gOkI/AAAAAAAAEC4/gZTbDP47qU4/s1600/1.%2Blola-montez.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="640" src="http://3.bp.blogspot.com/-F77drID4lWI/VntRaZ6gOkI/AAAAAAAAEC4/gZTbDP47qU4/s640/1.%2Blola-montez.jpg" width="478" /></a></span><br />
<div>
<span style="font-size: large;">Podbijała świat jako ognista „hiszpańska tancerka”, choć z Hiszpanią miała tyle wspólnego co ja. Urodziła się w Irlandii, ale łatwo było uwierzyć w jej bajeczkę, zważywszy na powierzchowność Loli. Filigranowa brunetka o przepastnych czarnych oczach i wężowych ruchach wiotkiego ciała mąciła panom w głowach tak, że kompletnie je dla niej tracili. „Będzie zgubą każdego mężczyzny, który odważy się ją pokochać”, wzdychał Aleksander Dumas, jedna z jej ofiar. Odważnych jednak nie brakowało, a największą ofiarą Loli okazał się bawarski król Ludwik I. Plotkowano o pieprznym incydencie przy ich pierwszym spotkaniu. Otóż na balu król miał wyrazić wątpliwość, czy zgrabny biust Loli aby na pewno jest prawdziwy, na co ona natychmiast rozchyliła dekolt sukni tak, by najjaśniejszy pan osobiście się przekonał, że nie ma potrzeby wypychać stanika. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"> Zaczął się burzliwy romans, który źle się dla obojga skończył. Zbliżał się rok 1848, czas Wiosny Ludów, kiedy ludzie w całej Europie znajdowali odwagę, by mówić „nie” swoim władcom. Bawarczycy też przestali bać się Ludwika. Mieli dość tak jego represyjnej polityki, jak i rozwiązłego życia, którego wcale się nie wstydził. Kroplą przepełniającą czarę była zalotna Lola, zwykła kurtyzana, jak mówiono, z którą władca nie dość, że publicznie się afiszował, to jeszcze uhonorował arystokratycznym tytułem hrabiny Landsfeld. Państwu już dziękujemy! – huknęli im więc poddani. </span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-N2Nn2tnt3W4/VntT_ZgIlDI/AAAAAAAAEFk/el463LKuAC4/s1600/1a.%2BLola%2Bczmycha%2Bdo%2BAmeryki%2B-%2Bkarykatura%2Bw%2Bjednej%2Bz%2Bgazet.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="221" src="http://3.bp.blogspot.com/-N2Nn2tnt3W4/VntT_ZgIlDI/AAAAAAAAEFk/el463LKuAC4/s320/1a.%2BLola%2Bczmycha%2Bdo%2BAmeryki%2B-%2Bkarykatura%2Bw%2Bjednej%2Bz%2Bgazet.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Lola czmycha do Ameryki - karykatura w jednej z gazet </td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Ludwik abdykował, a Lola uciekła z Bawarii. Podążyła na antypody, bo Europa ewidentnie była już dla niej za ciasna. Występowała jako aktorka i tancerka w USA i Australii, gdzie słynęła z kolejnych obyczajowych skandali (oburzony krytyk gazety z Melbourne grzmiał o pogwałceniu moralności publicznej, bo podczas występów Lola podnosiła spódnicę tak wysoko, by wszyscy mogli się przekonać, że nie nosi bielizny). Jej sława długo już nie trwała. Przeminęła razem z urodą. <br /><br /><b>2. Stylista, czyli Beau Brummell (1778-1840)</b><a href="http://1.bp.blogspot.com/-WD7FL-wg3Wg/VntRqSmG8gI/AAAAAAAAEDE/Hrfjf8Fusec/s1600/2.%2Bbeau-brummel-from-a-miniature.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="640" src="http://1.bp.blogspot.com/-WD7FL-wg3Wg/VntRqSmG8gI/AAAAAAAAEDE/Hrfjf8Fusec/s640/2.%2Bbeau-brummel-from-a-miniature.jpg" width="620" /></a><br />Kiedyś truchlał przed nim sam książę-regent, dziś pojawia się w tekstach szafiarzy jako przykład pokrewnego im dandysa o nienagannym guście. Bo gust Beau miał idealny. Jak nikt wiedział, co z czym i do czego. Ale co się dziwić. Trochę czasu na to poświęcał. Ponoć na przebranie potrzebował codziennie aż pięciu godzin (każdą kobietę bił na głowę!), a w uwielbieniu dla garderoby przekraczał granice śmieszności zalecając polerowanie butów szampanem. </span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-AcieCgKMnXY/VntTPsvYx3I/AAAAAAAAEE0/A0Y_muI9W-U/s1600/2a.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="http://4.bp.blogspot.com/-AcieCgKMnXY/VntTPsvYx3I/AAAAAAAAEE0/A0Y_muI9W-U/s320/2a.jpg" width="266" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Mistrz Beau i jego przełomowe zalecenia</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Ale nikt się z niego nie śmiał, skąd! Środowisko bogatych snobów na dworze Jerzego, księcia Walii, wpatrywało się jak w obrazek w swego arbitra elegancji, sumiennie stosując się do jego najdrobniejszych zaleceń (wielu skądinąd słusznych – to Brummellowi męska moda zawdzięczała „rewolucyjną prostotę”, pozbycie się niehigienicznych peruk i niemęskich koronek).<br /> Ale Beau na tej popularności w najwyższych kręgach angielskiej socjety wcale dobrze nie wyszedł. Uwierzył, biedaczek, że rola dyktatora gustu elit automatycznie oznacza bycie ich częścią. Zapomniał, że nie miał ani wielkich koneksji, ani wielkiego majątku, że właściwie nie miał nic poza swoim dobrym gustem. Żył ze stosunkowo skromnego spadku po ojcu, a niedostatki budżetu starał się wyrównać uprawiając hazard, co jak wiadomo nigdy dobrze się nie kończy. Narobił gigantycznych długów i koniec końców musiał rejterować przed wierzycielami do Francji. Tam – zapomniany i już nieznany – dokonał żywota w biedzie, za cały majątek mając wspomnienia lepszych czasów.<br /> <br /><b> 3. MasterChef, czyli Marie-Antoine Carême (1784-1833)</b><br /><a href="http://3.bp.blogspot.com/-mfFHBM1wyYU/VntRw2juW-I/AAAAAAAAEDQ/mFMyq_b0BF4/s1600/3.%2BM-A-Careme.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="640" src="http://3.bp.blogspot.com/-mfFHBM1wyYU/VntRw2juW-I/AAAAAAAAEDQ/mFMyq_b0BF4/s640/3.%2BM-A-Careme.jpg" width="484" /></a><br />Na tym obrazku wygląda jak romantyczny poeta – uduchowione spojrzenie, szerokie czoło myśliciela, na ramionach malowniczo udrapowana tkanina, księgi i pióro w tle. A na dobrą sprawę pan Carême powinien nosić wysoką białą czapę i dzierżyć w dłoni chochlę, bo był kucharzem. Jednakowoż w oczach współczesnych mocno ujęłoby mu to prestiżu. W jego czasach pitraszenie nie było szczególnym powodem do dumy. Ale też dzięki niemu miało się to zmienić. <br /> Marie-Antoine Carême to pierwszy celebryta z kuchni. Pierwszy kucharz powszechnie znany w Europie. Popularność zawdzięczał nie tylko swemu talentowi, ale też (głównie) ludziom, dla których miał szczęście gotować. A była to sama śmietanka Europy początku XIX wieku – od ministra Talleyranda i cesarza Napoleona (choć ten akurat klientem był niewdzięcznym, bo kompletnie mu zwisało, co miał na talerzu), po cara Aleksandra, angielskiego księcia-regenta i superbogacza Rothschilda. Wszystkich ich karmił pan Carême, który szybko zyskał miano „króla kucharzy i kucharza królów”. </span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-DpeMlcqvf2U/VntURjEWjWI/AAAAAAAAEF8/NQns6L391H0/s1600/3a.%2Bcareme.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="213" src="http://2.bp.blogspot.com/-DpeMlcqvf2U/VntURjEWjWI/AAAAAAAAEF8/NQns6L391H0/s320/3a.%2Bcareme.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Cukiernicze cuda pana Careme</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;"> To w dużej mierze jemu kuchnia francuska zawdzięcza swoją sławę najbardziej wyrafinowanej kuchni świata. Dbał o wyszukany styl potraw, starannie przyrządzanych z najwyższej klasy składników, często rzadkich i kosztownych (był „ojcem-założycielem” tzw. haute cuisine czy grande cuisine). Zwłaszcza jego cukiernicze pomysły przyprawiały o zawrót głowy. Z cukru potrafił zrobić dosłownie wszystko. Lepił całe marcepanowe światy, piramidy, świątynie i rzymskie budowle, szukając inspiracji w podręcznikach architektury i dbając o odtworzenie najdrobniejszych detali. Ech, aż żal, że wszystkie te cukrowe cudeńka musiały ginąć w żołądkach!<br /> Tak czy inaczej Carême przeniósł kuchnię w inny wymiar, przy okazji wyciągając z niebytu kucharza. To dzięki niemu panowie w rodzaju Jamiego Olivera czy Gordona Ramsaya należą dziś do najbardziej popularnych i wpływowych ludzi świata. I pomyśleć, że ich guru wstydził sportretować się nad garem…<br /><br /><b>4. Plotkarka warszawska, czyli Anetka z Tyszkiewiczów Potocka (1779-1867)</b><br /><a href="http://2.bp.blogspot.com/-PXHnyVq6aTo/VntR51GpItI/AAAAAAAAEDc/tQuCDlXlxqg/s1600/4.%2BPortret%2BAnetki%2BPotockiej%2Bz%2Blat%2B90%2BXVIII%2Bwieku.JPG" imageanchor="1"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-PXHnyVq6aTo/VntR51GpItI/AAAAAAAAEDc/tQuCDlXlxqg/s640/4.%2BPortret%2BAnetki%2BPotockiej%2Bz%2Blat%2B90%2BXVIII%2Bwieku.JPG" width="458" /></a><br />Historycy przedstawiają ją jako poważną pamiętnikarkę, pisząc że prowadzone przez nią przez pięćdziesiąt lat zapiski to wartościowe źródło dokumentujące kawał polskiej historii – od Powstania Kościuszkowskiego do pierwszych lat Królestwa Polskiego. Wytykają co prawda Anetce faktograficzne nieścisłości i nienaukową stronniczość, ale sumiennie przyznają, że zostawiła znakomity materiał dla badaczy obyczajów, zwłaszcza epoki napoleońskiej. Nie roztrząsają, z czego wynika wartość pamiętników Potockiej, ale to przecież jasne – wynika ona z niezbyt chwalebnego zamiłowania do wściubiania nosa w cudze sprawy i z gotowości dzielenia się wyniuchanymi w kuluarach nowinkami z każdym, kto chce słuchać. <br /> Anetka byłą gwiazdą warszawki czasów napoleońskich. Zawdzięczała to tyleż znakomitemu urodzeniu, co własnej naturze. Urodziła się w domu Tyszkiewiczów, poślubiła Potockiego, a do tych świetnych paranteli dodała przyrodzone cechy – była wesoła, dowcipna, bardzo bystra, trochę złośliwa, no i uwielbiała światowe życie. Wprost pękała z ciekawości, gdy w wielkim świecie działo się coś ważnego. Na szczęście zwykle szybko mogła tę ciekawość zaspokoić, bo pozycja towarzyska pozwalała jej być w centrum wydarzeń. Na nasze szczęście lubiła też notować to, co widziała. <br /> Zwłaszcza jej uwagi o ludziach pełne są celnych obserwacji, często podszytych ciętą ironią. Historię romansu cesarza Francuzów z Marią Walewską podsumowała trzeźwo: „Ponieważ Napoleon wyraził życzenie, aby jakaś Polka znalazła się wśród jego miłosnych podbojów, wybrano taką jak należy, to jest śliczną, ale nijaką umysłowo”. O Marii Ludwice, drugiej żonie Napoleona pisała, że tylko nóżkę miała ładną, więc jej rodzina w czasie swatów powinna była wysłać narzeczonemu sam bucik panny, zamiast tracić czas na malowanie portretu. Dla każdego miała coś niemiłego. Wyśmiewała krzaczaste brwi wielkiego księcia Konstantego i rozpadającą się fryzurę jego żony Joanny Grudzińskiej, plebejskim karierowiczom wytykała pochodzenie, które zdradzał wygląd (grube łydki!), zaś arystokratom głupkowatą pychę (opisując na przykład, jak to Wincenty Krasiński, ojciec Zygmunta, kazał się sportretować na polu bitwy, w której nie brał udziału). <br /> Złośliwa baba? Po części tak ją odbierano. Nieco od niej młodsza Natalia Kicka, również autorka pamiętników, tak scharakteryzowała koleżankę: „Mocno garbata, miernie ładna, ostrego dowcipu pani i nieokiełznanej zalotności do lat trzydziestu nie mogła znaleźć dość odważnego mężczyzny, któren by ją pojął za żonę”. Oczywiście Kicka zapisała tę uwagę w dzienniku. W kontaktach bezpośrednich była dla Potockiej uprzedzająco grzeczna i słodko miła, jak wszyscy. I zapewne – jak wszyscy – nazywała ją dla niepoznaki owym miłym zdrobnieniem „Anetka”. Co ciekawe, tak do dziś nazywają ją historycy, tylko dla porządku przywołując cztery imiona dane jej na chrzcie (Anna, Maria, Ewa, Apolonia), odziedziczone po znamienitych babkach i ciotkach. Infantylny przydomek zamiast imienia, i to po wieki wieków – ech, sroga kara za przesadnie ostry języczek… <br /><b><br />5. Plotkarka wiedeńska, czyli Maria Larisch (1858-1940)</b><br /><a href="http://1.bp.blogspot.com/-dqjlZnL5P4k/VntSBNDLrWI/AAAAAAAAEDo/Ma3T-ByGYmM/s1600/5.%2Bmaria%2Blarisch.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="640" src="http://1.bp.blogspot.com/-dqjlZnL5P4k/VntSBNDLrWI/AAAAAAAAEDo/Ma3T-ByGYmM/s640/5.%2Bmaria%2Blarisch.jpg" width="404" /></a><br />Miała to nieszczęście, że podpadła swoim możnym krewnym, więc w odpowiedzi zafundowała szerokiej publiczności opis ich życia – pełen złośliwości i niedyskrecji. A doprawdy miała o czym opowiadać, bo przez lata tkwiła w centrum najbardziej magnetycznego domu dziewiętnastowiecznej Europy – domu cesarza Franciszka Józefa i jego zjawiskowej żony Elżbiety, zwanej Sissi.<br /> Maria była bliską krewną austriackiej cesarzowej, nieślubną córką jej starszego brata. Sissi wspaniałomyślnie postanowiła zająć się dziewczyną, sprowadziła ją do Wiednia z rodzinnej Bawarii, faworyzowała, znalazła arystokratycznego małżonka hrabiego Larisch. A Maria poczuła się jak ryba w wodzie w kipiącym od blichtru światku, którego jako bratanica cesarzowej i bliska jej osoba, szybko stała się gwiazdą. Miała wszystko, co do tego potrzebne – urodę, koneksje (co z tego, że dwuznaczne), swobodny styl bycia. Świetnie prezentowała się w toaletach balowych i w stroju do konnej jazdy (a jeździła znakomicie i właśnie ten talent zapewniał jej sympatię cesarskiej ciotki, również zapalonej amazonki). Maria żyła jak pączek w maśle, brylując w towarzystwie, romansując, w przerwach między światowymi rozrywkami rodząc dzieci mężowi i kochankom.<br /> Sielankę przerwała sławna tragedia w pałacyku Mayerling, kiedy to arcyksiążę Rudolf, jedyny syn cesarzowej Sissi, strzelił sobie w skroń, wcześniej odbierając życie młodziutkiej kochance Marii Vetsera. Kraj stężał w żałobie po śmierci idealnego następcy tronu, a zaraz potem zaczęły wychodzić na jaw szczegóły tragedii. Okazało się, że spiritus movens ostatniego romansu arcyksięcia była Maria Larisch. To ona przedstawiła mu zakochaną w nim bez pamięci baronównę Vetsera, ona także przywiodła ją na spotkanie w Mayerling. Po tych rewelacjach decyzja cesarzowej, a za nią całego wiedeńskiego towarzystwa, mogła być tylko jedna – Maria Larisch nie ma już wstępu do naszego świata. Do widzenia, wracaj do siebie!<br /> Dalsze życie pupilki wiedeńskich salonów biegło jak kula zepchnięta ze stoku – nieustannie w dół, aż do bolesnego końca. Po rozwodzie z mężem (też już jej nie chciał) znalazła sobie kolejnego, dość znanego śpiewaka operowego, który jednakowoż nie wyszedł najlepiej na małżeństwie z „tą niesławną hrabiną Larisch”. Miewał problemy z angażem, a smutki topił w wódce, w końcu zapijając się na śmierć. Maria biedowała, a dziury w budżecie próbowała łatać pisaniem do gazet o swojej „dolce vita” na wiedeńskim dworze. <br /> W 1913 roku opublikowała wspomnieniową książkę pełną niedyskrecji na temat możnych krewnych, w tym Sissi, która – choć już nieżyjąca – wciąż rozpalała masową wyobraźnię. To od Marii Larisch czytelnicy po raz pierwszy usłyszeli historie z życia cesarzowej – wszystkie te dobrze dziś znane opowieści o nostalgii bawarskiej księżniczki uwięzionej na wiedeńskim dworze. Wspomagane, dodajmy, sumiennym rejestrem jej dziwactw – opisami drakońskich diet, katorżniczych ćwiczeń i wymyślnej toalety, takiej jak mycie kilometrowych włosów w koniaku i żółtkach.<br /> Cóż, gdyby Maria wydała swoją książkę wiek czy nawet pół wieku później, taki plotkarski bestseller ustawiłby ją do końca życia. Ale wtedy tantiemy były niewielkie, pozwalały ledwo związać koniec z końcem. Maria więc jeszcze inaczej spróbowała odciąć kupony od swej gasnącej sławy, wpadając na dość awanturniczy pomysł. Ogłosiła w nowojorskiej gazecie, że wyjdzie za mężczyznę, który opłaci podróż jej i synowi do Nowego Świata. Miała nadzieję znaleźć męża z pokaźną fortuną, którego skusi tytuł i renoma europejskiej hrabiny. Znalazł się chętny, farmer z Florydy, podróż opłacił, ale cóż z tego, skoro na miejscu okazało się, że liczył na to samo – na majątek europejskiej arystokratki, który podreperowałby mizerny stan jego finansów. Maria długo przy nim nie wytrwała, wolała pracować jako pokojówka. Po paru chudych amerykańskich latach wróciła do rodzinnego Augsburga, gdzie dożyła swoich dni w biedzie i – co chyba bolało ją bardziej – w kompletnym zapomnieniu. <br /><br /><b>6. Pierwsza „pierwsza dama”, czyli Dolley Madison (1768-1849)</b><br /><a href="http://2.bp.blogspot.com/-hxDlzpj1qW0/VntSHd0z5oI/AAAAAAAAED0/QXxDkzI-5zU/s1600/6.%2BDolley%2BMadison.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-hxDlzpj1qW0/VntSHd0z5oI/AAAAAAAAED0/QXxDkzI-5zU/s640/6.%2BDolley%2BMadison.jpg" width="522" /></a><br />Dlaczego piszę o niej per „pierwsza pierwsza dama”, skoro była czwartą z kolei prezydentową Stanów Zjednoczonych? Ano dlatego, że w odniesieniu do niej po raz pierwszy użyto tego określenia. A czy słusznie i czy warto o niej pamiętać – oceńcie sami. <br /> Nam w Europie niewiele mówi jej nazwisko. W historii amerykańskich pierwszych dam było wiele od niej sławniejszych, dość wspomnieć Martę Waszyngton, Eleonorę Roosevelt czy Jacqueline Kennedy. Dolley Madison była oczywiście personą niezwykle popularną w swoich czasach, można ją nawet uznać za pierwszą celebrytkę wśród pierwszych dam. Bardzo jej w tym pomagała przyjaźń z żoną wydawcy „National Intelligencer”, pierwszej amerykańskiej gazety o ogólnokrajowym zasięgu. Na łamach pisma regularnie pojawiały się newsy o przyjęciach urządzanych przez Dolley, o jej strojach, a nawet ulubionych zwierzątkach. Informowane szeroko Amerykanki szybko zaczęły naśladować styl przyjęć wydawanych w Białym Domu, a wyszukane toalety gospodyni stały się dla nich wyznacznikiem mody. Gdy Dolley wydłużała tren sukni albo zakładała aksamitny turban ozdobiony piórami – robiły to samo; gdy serwowała na przyjęciu francuskie lody w czarkach z ciasta – cały kraj jadł desery na zimno.<br /> Czy oprócz serwowania wymyślnych lodów Dolley zapisała się w historii czymś istotniejszym? Owszem, zdobyła się na czyn prawdziwie bohaterski, choć poza Amerykanami niewielu ma o tym pojęcie. W czasie wojny z Wielką Brytanią z narażeniem życia wywiozła z Białego Domu narodowe skarby – portret Jerzego Waszyngtona, teksty konstytucji i deklaracji niepodległości. Upchnęła wszystko do powozu i uciekła w ostatniej chwili, tuż przed wejściem do Waszyngtonu Brytyjczyków, którzy grozili, że pojmają osamotnioną prezydentową (mąż wojował), a potem popędzą ulicami Londynu tak, jak robili to z jeńcami Rzymianie.<br /> Ale Dolley umknęła, a ludzie ją pokochali. Już nie musiała wydawać wystawnych przyjęć, żeby zasłużyć na sławę. Do końca swego długiego życia miała wdzięczność i szczery szacunek rodaków. Na jej pogrzebie dwunasty prezydent USA Zachary Taylor powiedział; „Nigdy nie zostanie zapomniana, ponieważ zaprawdę przez pół wieku była naszą pierwszą damą”. Właśnie od przemówienia Taylora określenie „pierwsza dama” przylgnęło do amerykańskich prezydentowych, a z czasem zaczęło być stosowane na całym świecie. Ale na czele tej listy jest Dolley Madison, odważna babka w modnej kiecce, pamiętajcie.<br /><br /><b>7. Top Model, czyli Maude Branscombe (1854?-????)</b><br /><a href="http://4.bp.blogspot.com/-uDAMIST-9UE/VntSRjc4-sI/AAAAAAAAEEE/uCJEs1jU4_g/s1600/7.%2BMaude%2B3.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="426" src="http://4.bp.blogspot.com/-uDAMIST-9UE/VntSRjc4-sI/AAAAAAAAEEE/uCJEs1jU4_g/s640/7.%2BMaude%2B3.jpg" width="640" /></a><br />Była marną aktorką, marną śpiewaczką, marną tancerką. Za to miała buzię, na którą każdy chciał patrzeć. W latach 1877 – 1882 była najczęściej fotografowaną osobą świata. Jej zdjęcia można było zobaczyć dosłownie na każdym rogu ulicy europejskich i amerykańskich miast, spoglądała z witryn zakładów fotograficznych, zza szyb kiosków, księgarń i drogerii. Każdy znał tę twarz – jasnookiej panny o kręconych włosach i drobnych ustach, choć o samej Maude niewielkie miał pojęcie. Bo też nie o nią tu szło, ale o jej rysy, które uznano za wcielenie ówczesnego ideału kobiecego piękna. Była pierwszą pin-up girl, której uśmiech i spojrzenie powielano na niezliczonych pocztówkach. <br /> Zdjęcia Maude i dziś można oglądać do woli, pełno ich w necie. Ale o samej modelce nie wiadomo prawie nic. Informacji znalazłam jak na lekarstwo, nawet najważniejsze daty jej życia – urodzin i śmierci – są zagadką. Wiadomo, że urodziła się w Anglii, że przez pewien czas mieszkała w Stanach. Że próbowała sił na scenie, choć z mizernym skutkiem. Grywała w marnych burleskach, a jej występy przechodziły bez echa. Utrzymywała się z pozowania do zdjęć i to właśnie one przyniosły jej popularność „najpiękniejszej kobiety świata”. Krótkotrwałą. Mniej więcej około roku 1882 sława jasnookiej zaczęła blednąć, pojawiły się nowe dziewczyny, na które ludzie chcieli patrzeć, o Maude słuch zaginął. O, przepraszam, nie tak do końca. Ponoć Maude pojawia się w pewnym arcydziele – w „Ulissesie” Joyce’a, którego fascynowały jej masowo rozpowszechniane wizerunki. Ale wybaczcie, cytatu Wam nie wskażę, bo nigdy przez tę książkę nie przebrnęłam (choć heroicznie próbowałam, nie raz). I to by było na tyle, jeśli chodzi o życie Maude. Plik staroświeckich pocztówek w kolorze sepii – to wszystko, co po niej zostało.<br /><br /><b>8. Jesteś tego warta, czyli Lillie Langtry (1853 -1929</b>)<br /><a href="http://4.bp.blogspot.com/-gvtm90R9M6g/VntSYmh4_SI/AAAAAAAAEEQ/kMAaOX-vqYM/s1600/8.%2BLillie_Langtry_by_Millais.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/-gvtm90R9M6g/VntSYmh4_SI/AAAAAAAAEEQ/kMAaOX-vqYM/s640/8.%2BLillie_Langtry_by_Millais.jpg" width="454" /></a><br />O, ta panna ze swojej ładnej buzi potrafiła zrobić o wiele lepszy użytek niż Maude Branscombe! Dziś wszystkie gwiazdy i gwiazdeczki kina (płci obojga) reklamujące ciuchy, kosmetyki czy usługi banków mają w niej swoją matkę chrzestną. Lillie Langtry była pierwszą powszechnie znaną osobą, która postanowiła publicznie nas zapewnić (za odpowiednie honorarium) o wyjątkowości określonej marki. Sprzedawała mydełka. A ponieważ śliczna była i cerę miała nieskazitelną, ludzie jej uwierzyli i producent mydła Pears zacierał ręce, licząc rosnące zyski.<br /> Kiedy w 1882 roku reklamy z Lillie pojawiły się w angielskich gazetach, ich bohaterka była aktorką z życiem prywatnym dużo ciekawszym od ról. To ono elektryzowało tłumy i sprawiało, że nazwisko Langtry wywoływało niezdrowe rumieńce na twarzach ciekawskich. </span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-65wetLI8Vlc/Vnun5GhflPI/AAAAAAAAEGM/fyDq0g3RHSg/s1600/8a.%2Blily%2B-%2Bna%2Breklamie%2Bpodpis%2Bby%2Bnikt%2Bnie%2Bmial%2Bwatpliwosci%2Bkto%2Bprezentuje%2Bmyydlo%2Bgruszkowe.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="http://1.bp.blogspot.com/-65wetLI8Vlc/Vnun5GhflPI/AAAAAAAAEGM/fyDq0g3RHSg/s320/8a.%2Blily%2B-%2Bna%2Breklamie%2Bpodpis%2Bby%2Bnikt%2Bnie%2Bmial%2Bwatpliwosci%2Bkto%2Bprezentuje%2Bmyydlo%2Bgruszkowe.jpg" width="199" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"Nie używam innego"- zapewnia <br />
Lillie w reklamie mydełka Pears</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"> Lillie była córką duchownego z Jersey, wydaną dość wcześnie za mąż za bogatego irlandzkiego wdowca Edwarda Langtry'ego. Właśnie z nim dwudziestolatka zjawiła się w Londynie, gdzie z miejsca zrobiła furorę. Miała dowcip, charyzmę i oryginalny styl – nosiła proste, zwykle czarne sukienki i żadnej biżuterii. Minimalistyczny strój nie walczył o uwagę z uderzającą urodą, no i pozwalał mocno się wyróżnić na tle wiktoriańskich dam, omotanych w koronki i sznury świecidełek. W kolejce do Lillie natychmiast ustawili się malarze, chcąc uwiecznić oryginalną pannę na płótnach (w tym prerafaelicka sława John Everett Millais – to jego obraz widzicie wyżej), a znudzone towarzystwo miało nową atrakcję. Każdy chciał ją zobaczyć, każdy chciał ją poznać, każdy chciał mieć ją na balach, przyjęciach, fetach. <br /> A potem już poszło. Lillie mocno się przyłożyła, żeby nie zostać gwiazdką jednego sezonu. Starzejący się mąż z topniejącym majątkiem szybko poszedł w odstawkę, skoro chętkę na jego miejsce miała absolutna pierwsza liga, na czele z samym księciem Walii (późniejszym królem Edwardem VII). Po nim były całe szeregi książąt i milionerów, ale Lillie miała dość rozumu, by swoją charyzmę wykorzystać nie tylko w uwodzeniu bogatych arystokratów. Równie dobrze mogła uwodzić tłumy, czyż nie? Zaczęła występy na scenie i choć nie była świetną aktorką, to ludzie tłumnie walili na jej spektakle. Chcieli na żywo zobaczyć królową plotkarskich rubryk i własnych marzeń. <br /> Barwne życie Lillie przez lata stanowiło smakowite danie dla dziennikarzy i autorów miejskich legend – jej romanse, spektakle, podróże i dziwaczne czasem przedsięwzięcia biznesowe (np. stadniny koni wyścigowych). Wymieniano ją jako wzór dla stworzonej przez Arthura ConanDoyle'a postaci Irene Adler, jedynej kobiety, która zauroczyła Sherlocka Holmesa. Mówiono o przyjaźni z Oskarem Wildem i cytowano jego błyskotliwe bon moty w rodzaju: „wolałbym odkryć Lillie Langtry niż Amerykę”. <br /> Dziś dość zabawnie brzmią słowa Wilde’a (i nie chodzi tylko o jego preferencje seksualne, które czynią je kompletnie niewiarygodnymi), bo o Lillie mało kto ma pojęcie. Pojawia się na marginesach opowieści o przeszłości, przywoływana zazwyczaj jako przykład rodzącego się pod koniec XIX wieku kultu celebrytów albo w tekstach o historii reklamy (te mydełka). A pomyśleć, że gdy zmarła, gazety trąbiły o „końcu pewnej epoki”. Cóż, dopiero po latach widać, że z tak daleko idącymi wnioskami nigdy nie należy przesadzać. Zwłaszcza w przypadku „znanych i lubianych”.<br /><br /><b>9. Kobieta na krańcu świata, czyli Annie „Londonderry” Cohen Kopchovsky (1870-1947)</b><br /><a href="http://2.bp.blogspot.com/-jk1OKXKU8Xw/VntShOusYGI/AAAAAAAAEEc/dr7xqbWxl6s/s1600/9.%2BAnnie%2BLondonderry%2BCohen%2BKopchovsky.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-jk1OKXKU8Xw/VntShOusYGI/AAAAAAAAEEc/dr7xqbWxl6s/s640/9.%2BAnnie%2BLondonderry%2BCohen%2BKopchovsky.jpg" width="432" /></a><br />27 czerwca 1894 roku Annie Cohen Kopchovsky, ubrana w długą spódnicę i gorset, wskoczyła na rower i pomachawszy mężowi oraz trójce swoich maleńkich dzieci ruszyła w świat. Miała ze sobą ubrania na zmianę, mały pistolet i sto dolarów w kieszeni od firmy Londonderry Lithia, producenta wody mineralnej, występującej jako sponsor tego przedsięwzięcia. Wyjątkowo ryzykownego, dodajmy, bo Annie zamierzała objechać na rowerze cały świat. W piętnaście miesięcy. Nikt co prawda nie wierzył, że z rodzinnego Bostonu dojedzie dalej niż do Nowego Jorku, ale Annie zaskoczyła wszystkich, bo dopięła swego. Okrążyła świat i po piętnastu miesiącach w glorii sławy cało i zdrowo wróciła do domu. <br /> Imponujące? Pewnie, nawet dziś, a w czasach Annie był to nie lada wyczyn. Wtedy kobiety na jednośladach były niemal tak samo źle widziane, jak dziś Arabki za kierownicami aut. Ponuro patrzono na tak nieskromne damy i musiały one zebrać sporo odwagi, żeby wsiąść na siodełko. <br /> Annie nie dość, że się odważyła, to jeszcze zaplanowała podróż dookoła świata. Dlaczego? Nie jest to do końca jasne, bo przez długi czas było o niej cicho i głucho. Owszem, w czasie wyprawy 24-letniej mieszkanki Bostonu trąbiła o niej prasa na całym świecie, ale gdy jej wycieczka dobiegła końca, gdy przeprowadzono już wszystkie wywiady i napisano wszystkie artykuły o „najbardziej niezwykłej podróży jaką kiedykolwiek podejmowały kobiety” – temat znudził się publiczności i niedawna bohaterka utkwiła zapomniana gdzieś na uboczu. <br /> Drugie życie historia Annie dostała całkiem niedawno, bo w 2007 roku. Jeden z jej potomków wydał książkę poświęconą prababce, starając się odtworzyć szczegóły jej wyprawy ze skrawków starych gazet i rodzinnych wspomnień. O Annie znów zrobiło się głośno. Została bohaterką nagradzanych filmów dokumentalnych, spektakli teatralnych i – przede wszystkim – feministycznych portali, gdzie okrzyknięto ją (zwyczajowo z grubą przesadą) prężną bohaterką ruchu wyzwolenia kobiet, niemal drugą Emmeline Pankhurst. Przytaczano jej słowa o „nowej kobiecie”, będącej w stanie zrobić wszystko, co sobie zamierzy, powtarzano frazes o „rowerach, które dla emancypacji kobiet zrobiły więcej niż cokolwiek innego na świecie”, a jako powód wyprawy Annie podawano anegdotę o dość idiotycznym zakładzie dwóch bogatych Bostończyków. Mieli oni postawić grube pieniądze przeciw twierdzeniu, że jakakolwiek kobieta byłaby w stanie przemierzyć świat na rowerze w piętnaście miesięcy, zarabiając po drodze pięć tysięcy dolarów. <br /> Przypuszczalnie, nawet jeśli był taki zakład, to Annie motywowała zwykła bieda. Córka żydowskich emigrantów z Rygi, żona domokrążcy, z trójką dzieci na karku raczej nie podejmowałaby takiego ryzyka tylko dla idei. Tak czy inaczej udało jej się przemierzyć świat w piętnaście miesięcy i nawet zarobić te pięć tysięcy, bo rower cały czas miała obwieszony reklamami różnych firm, chcących wykorzystać jej rosnącą popularność. I w sumie cieszę się, że znalazły się powody, by znów o niej mówić. Nawet jeśli napędza je tylko polityczna poprawność. <br /><br /><b>10. Celebrytka w beczce, czyli Annie Edson Taylor (1838-1921)</b><br /><a href="http://3.bp.blogspot.com/-uzqUksV786I/VntSoeMwdMI/AAAAAAAAEEo/w8eOKG8a-tw/s1600/10.%2BAnnie_Taylor.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="640" src="http://3.bp.blogspot.com/-uzqUksV786I/VntSoeMwdMI/AAAAAAAAEEo/w8eOKG8a-tw/s640/10.%2BAnnie_Taylor.jpg" width="498" /></a><br />Do czego może być zdolna emerytowana nauczycielka z chudziutkim portfelem? Absolutnie do wszystkiego! Pokazuje to historia Annie Edson Taylor, Amerykanki, która w 63. roku życia zdecydowała się na szalony krok – spłynięcia z wodospadu Niagara zamknięta w beczce. <br /> Plan starszej pani był wynikiem wielkiej desperacji. Annie miała całkiem szczęśliwą pierwszą część życia – zrobiła dyplom nauczycielski, wyszła za mąż, urodziła syna. Ale potem wszystko posypało się jak domek z kart. Syn umarł w dzieciństwie, niedługo potem mąż zginął w wojnie domowej. Nigdy nie udało jej się odbudować rodzinnego życia na nowo, lata mijały, Annie żyła samotnie, ledwie wiążąc koniec z końcem i wiedziała, że wszystkim, co ją czeka, jest smutna wegetacja w przytułku. Zastanawiała się, jakim cudem mogłaby tego uniknąć, no i wpadła na iście kosmiczny pomysł. <br /> Naczytała się o rosnącej popularności wodospadów na granicy z Kanadą, których niezwykłość przyciągała coraz większe tłumy turystów i postanowiła zostać częścią tej atrakcji. Umyśliła sobie, że skoczy z pienistego, stromego zbocza Niagary. Dla jasności – Annie wcale nie była pierwsza z tym pomysłem. Siedemdziesiąt lat wcześniej niejaki Sam Patch zaplanował podobny skok w innym niebezpiecznym miejscu rzeki Niagara i przez resztę życia cieszył się wielką sławą. Annie chciała tak samo. <br /> Zaplanowała wyczyn na dzień swoich urodzin 24 października 1901 roku. Z pomocą dwóch asystentów przypięła się skórzanymi szelkami do wnętrza wyłożonej materacami dębowej beczki i na oczach zgromadzonej tłumnie publiczności – runęła w dół. <br /> Dwadzieścia minut trwał skok Annie po pieniądze i sławę. O dziwo, wyszła z tego bez szwanku, trochę się tylko poobijała i potłukła głowę. A czy osiągnęła, co zamierzała? I tak, i nie. Bo wielkich pieniędzy na swojej brawurze nie zrobiła. Ale uniknęła smutnej starości w przytułku, której tak się bała. Resztę życia spędziła jako atrakcja okolic wodospadu Niagara, fotografując się z turystami przy sławnej beczce i opowiadając za niewielkie datki o wyczynie w spienionej kipieli. Jak nikt zapracowała na swoje piętnaście minut sławy. Bo to nieprawda, że czeka ono na każdego z nas. </span></div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com50tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-8910709144101608412015-08-14T15:48:00.001+02:002015-08-27T01:50:00.073+02:00Bajki, które zdarzyły się naprawdę<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div>
<span style="font-size: large;">Niezmiernie mi miło, że mogę wreszcie przedstawić moją - choć właściwie należałoby powiedzieć naszą wspólną - książkę. To efekt zarówno mojego tu pisania, jak i Waszego zainteresowania blogiem „Kobiety i Historia”: </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-8O4NTcb3v70/Vc3rgCYfUCI/AAAAAAAAEBs/zrZlKyi9WnA/s1600/Moczulska_Bajkiktorezdarzylysienaprawde_500pcx.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/-8O4NTcb3v70/Vc3rgCYfUCI/AAAAAAAAEBs/zrZlKyi9WnA/s640/Moczulska_Bajkiktorezdarzylysienaprawde_500pcx.jpg" width="419" /></a></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Napisałam ją tak, jak sama chciałabym słuchać opowieści z historii. Żadnych wojen, żadnych kłótni królów i papieży, za to królewna na każdej stronie. Bajkowa okładka z dziewczyną zaglądającą w lusterko zapowiada styl opowieści - to będą bajki. Spróbowałam przeczytać kobiece biografie tak, jak prawdopodobnie zrobiliby to bajkopisarze - wpisałam je w scenariusze ulubionych baśni naszego dzieciństwa. Książka składa się z pięciu części zatytułowanych: <i>Kopciuszek, Śpiąca Królewna, Księżniczka na ziarnku grochu, Piękna i Bestia, Królewna Śnieżka</i>. W każdej pomieściłam portrety kobiet, których dzieje często znamy, a jednak ciągle chcemy o nich czytać, tak jak w dzieciństwie lubiliśmy słuchać wciąż tych samych bajek. Będzie wśród nich kilka opowieści, które znacie z bloga, ale w większości to rzeczy zupełnie nowe. <br /><br />Mam nadzieję, że Bajki „będą się czytać”, nawet przez tych, którzy historii nie cierpią, bo tak jak mnie drażni ich i odstręcza dominujący styl opowieści o przeszłości, pełen wypranych z emocji banałów, któremu towarzyszy kompletnie niezrozumiałe (w tym kontekście) poczucie wyższości. Mój znajomy historyk stwierdził co prawda, że całość wygląda tak, jakby to Bridget Jones zabrała się za pisanie książki historycznej, ale - dodał na koniec - jemu też się dobrze czytało. I choć po lekturze rzucił się do weryfikowania błędów merytorycznych, to jakoś ich nie wytropił.<br /><br />Książka, która lada dzień ukaże się w wydawnictwie Znak, trafi do księgarń 24 sierpnia, a już od 17 sierpnia dostępna jest w zakupach online (szczegółowe informacje znajdziecie w ramce obok po kliknięciu w okładkę).<br /><br />Razem z tą publikacją zmuszona jestem rozstać się z miłą anonimowością blogera, ale nie rezygnuję ani ze swego wydumanego nicka, ani z bloga. Kolejne opowieści wciąż będą się tu pojawiać, choć pewnie mniej regularnie niżbym chciała. W planach już następna książka…</span></div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com85tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-82826275020934090912015-08-07T11:23:00.000+02:002015-08-14T23:45:04.562+02:00Złota Adela i żelazna Maria<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-xqSN-GjccYI/VcRkfSHR_VI/AAAAAAAAEAU/pxX4xAf21q0/s1600/1.%2BPortret%2BAdeli%2BBloch-Bauer%2Bzwany%2BZlota%2BAdela%2BGustav%2BKlimt%252C%2B1907.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-xqSN-GjccYI/VcRkfSHR_VI/AAAAAAAAEAU/pxX4xAf21q0/s640/1.%2BPortret%2BAdeli%2BBloch-Bauer%2Bzwany%2BZlota%2BAdela%2BGustav%2BKlimt%252C%2B1907.jpg" width="640" /></a></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<span style="font-size: large;">Kobieta na obrazie ma rozchylone usta i wielkie senne oczy o ciężkich powiekach. Jej głowa z falą ciemnych włosów rozkwita nad wiotką szyją, ujętą w srebrzystą klamrę kolii, tak jakby potrzebowała wsparcia. Białoróżowa skóra twarzy, dekoltu i splecionych dłoni wydaje się jeszcze delikatniejsza w zderzeniu z szalejącą w tle złocistą burzą. Tworzy ją bajeczna mozaika rozedrganych ornamentów i symboli – wszystko tam płonie i błyszczy, a miodowa suknia modelki roztapia się w roziskrzonej kąpieli tła, które artysta skleił z płatków złota. <br />
<br />
Ten królewski portret towarzyszył małej Marii przez całe dzieciństwo i wczesną młodość. Wisiał w wiedeńskim domu jej wuja. Maria wiedziała, że kobietą na obrazie jest jej ciotka Adela Bloch-Bauer, ale łatwo było o tym zapomnieć, gdy godzinami się na niego gapiła, snując w wyobraźni bajki o egzotycznej księżniczce uwięzionej w bursztynowym zamku. <br />
<br />
Nie tylko jej złociste malowidło zapierało dech w piersiach. Do domu wujostwa ściągały całe tłumy, żeby napatrzeć się na „Złotą Adelę”, jak nazywano portret namalowany w 1907 roku przez mistrza numer jeden wiedeńskiej secesji Gustava Klimta. Obraz uchodził za jedno z jego najlepszych dzieł, no i w dodatku można było skonfrontować wizję artysty z oryginałem, bo modelka siedziała tuż obok. </span><br />
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-jE-OJif4548/VcRkzM4uhKI/AAAAAAAAEAg/IdBMG-VyQrI/s1600/2.%2BAdele-Bloch-Bauer.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="http://1.bp.blogspot.com/-jE-OJif4548/VcRkzM4uhKI/AAAAAAAAEAg/IdBMG-VyQrI/s400/2.%2BAdele-Bloch-Bauer.jpg" width="298" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Adela Bloch-Bauer</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Na ogół rozczarowania nie było. Adela Bloch-Bauer stanowiła idealne uosobienie muzy artystów epoki wiedeńskiego fin de siècle’u (a myślę, że w każdej innej byłoby tak samo). Smukła i krucha, o wąskiej twarzy bez uśmiechu, czytująca klasyków w oryginale i upozowana wśród pięknych przedmiotów swego luksusowego domu przy wiedeńskiej Elisabethstrasse, sprawiała wrażenie cierpiącej i chorej. Ale mała Maria zapamiętała też, że umiała się zapalić i spowita w swoją poetycką czerń dryfowała po salonie z cygarniczką w smukłych palcach, kopcąc jak komin i gorąco dyskutując z zaproszonymi gośćmi. A w jej salonie gromadziły się wszystkie tuzy artystycznego światka Wiednia. Bywali tam kompozytorzy Gustav Mahler i Richard Strauss, pisarze Stefan Zweig i Jakob Wassermann, aktorzy z Burgtheater i artyści z kręgu Gustawa Klimta. Oraz oczywiście sam Klimt, dzięki któremu Adela przeszła do historii, bo uwiecznił ją na jednym ze swoich najlepszych obrazów. <br />
<br />
O tym obrazie, nazywanym dziś „austriacką Moną Lisą” – do niedawna magnetycznym cacku narodowej galerii w Wiedniu, ściągającym doń tłumy ze wszystkich zakątków globu – od kilku lat aż huczy w światowych mediach. Stał się on bowiem powodem niezwykłej sądowej batalii. Oto pewna starowinka z Ameryki uznała, że austriacka galeria to dla „Złotej Adeli” miejsce najgorsze z możliwych. Że wisi tam tylko przez pomyłkę. Przez nierychliwość sądów historii, które zawsze się ociągają z wydawaniem sprawiedliwych wyroków. Pozwała więc austriackie państwo do sądu i – choć wszyscy byli pewni, że jej fantastyczna batalia skończy się fiaskiem – postawiła na swoim. Zabrała obraz do siebie.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-75FfERs9bQc/VcRlYMWZkMI/AAAAAAAAEAo/It4asXV1omA/s1600/5a.%2Bhelen%2Bi%2Bmaria.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="278" src="http://1.bp.blogspot.com/-75FfERs9bQc/VcRlYMWZkMI/AAAAAAAAEAo/It4asXV1omA/s400/5a.%2Bhelen%2Bi%2Bmaria.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Maria Altmann w życiu i w filmie. W "Złotej damie" zagrała ją Helen Mirren</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Ową starowinką, jak się już pewno domyślacie, była Maria, która w dzieciństwie tkwiła zafascynowana przed złotym portretem swojej ciotki. I której historię możemy teraz oglądać w filmie „Złota dama” (2015). Dodajmy od razu – Maria nie była żadną wybitną osobą obdarzoną niezwykłym talentem, nikim, komu pisarze chcieliby poświęcać na wyścigi sążniste biografie, a filmowcy swoje dzieła. Była zwykłą kobietą, jak większość z nas. Ale pod koniec życia zdobyła się na czyn, który zapewnił jej miejsce w podręcznikach historii, tak jak wcześniej jej ciotce, sławnej dzięki arcydziełom Klimta. </span><span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Maria młodość miała szczęśliwą i wartą pięknych wspomnień. Urodziła się w 1916 r. w zamożnej rodzinie prawnika z Wiednia, w której oprócz robienia pieniędzy ceniło się sztukę. Wspominała potem, że co wieczór mieli w domu koncert muzyki kameralnej z występami jej ojca, grającego Mozarta na swojej ukochanej wiolonczeli z pracowni Stradivariusa. Z kolei wuj Marii, bogaty właściciel rafinerii cukru Ferdynand Bloch-Bauer, słynął z posiadania niewielkiej kolekcji dzieł Klimta, w tym wspaniałych portretów swojej żony Adeli. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Plotkowano, że smutną Adelę połączyło z Klimtem coś dużo więcej niż chwile przy sztalugach. W końcu była jedyną spośród jego modelek, którą namalował więcej niż raz (aż trzy razy), a praca nad najsławniejszym złocistym portretem zajęła mu niezwyczajnie dużo czasu, bo cztery lata. Zaciekawiona Maria próbowała dopytywać matkę o szczegóły rzekomego romansu ciotki, ale oczywiście została ofuknięta i usłyszała, że wszystko to bzdury. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-u29rhOsE2JQ/VcRm3m-R3xI/AAAAAAAAEA0/G94SZAFG_Jk/s1600/3.%2Bklimt-bildnis-3.%2Badele-bloch-bauer2-1912.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://3.bp.blogspot.com/-u29rhOsE2JQ/VcRm3m-R3xI/AAAAAAAAEA0/G94SZAFG_Jk/s640/3.%2Bklimt-bildnis-3.%2Badele-bloch-bauer2-1912.jpg" width="420" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Drugi portret Adeli namalowany przez Klimta w 1912 roku</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-Nb2Hc-Te8Jo/VcRnN2EIJXI/AAAAAAAAEA4/FS02U0AQLzU/s1600/4.%2BJudyta%2Bz%2Bglowa%2BHolofernesa%252C%2B1901.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-Nb2Hc-Te8Jo/VcRnN2EIJXI/AAAAAAAAEA4/FS02U0AQLzU/s640/4.%2BJudyta%2Bz%2Bglowa%2BHolofernesa%252C%2B1901.jpg" width="312" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Judyta z głową Holofernesa (1901), <br />
trzecie arcydzieło Klimta z twarzą Adeli</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Wujostwo nie mieli własnych dzieci, więc Maria i jej rodzeństwo byli im szczególnie bliscy. Hojność wuja dziewczyna odczuła najmocniej, gdy się zakochała i zdecydowała poślubić młodego śpiewaka operowego Fritza Altmanna. Wuj w prezencie ślubnym podarował jej wówczas diamentową kolię – tę samą, która otacza szyję jej ciotki na złocistym portrecie. Był rok 1937, krucha i chorowita Adela nie żyła już od ponad dekady i Maria poczuła się tak, jakby teraz ona stała się bohaterką tej czarodziejskiej bajki o złotej królewnie, która pisała jej dzieciństwo. <br />
<br />
Ale bajkowego zakończenia nie było w planach. Bo rok po ślubie Marii nastąpiło coś, co w książkach do historii zapisane jest jako <i>Anschluss</i>, aneksja Austrii. Do Wiednia wkroczyli hitlerowcy. Maria te dni zapamiętała tak: Austriacy wiwatowali, Żydzi płakali. Bo nagle się okazało, że to ten podział będzie teraz wyznaczać losy ludzi i decydować o ich być albo nie być. A Maria była z żydowskiej rodziny, dla niej zaczynał się czas na łzy. <br />
<br />
Wszystko potoczyło się piorunująco szybko. W jedną noc aresztowano w Wiedniu ponad 6 tysięcy Żydów, większość wysyłając do obozu koncentracyjnego w Dachau. Trafił tam również Fritz Altmann, mąż Marii. Wiedeńskie synagogi stanęły w ogniu, a żydowskie sklepy i domy padły łupem ludzi w czarnych mundurach. Z domów Bloch-Bauerów esesmani wynieśli wszystkie cenne przedmioty – wiolonczelę ojca Marii, porcelanę, obrazy Klimta, rodzinne klejnoty. Diamentową kolię Adeli i Marii miała teraz nosić Emma, żona Hermanna Göringa. Świat Marii zniknął w jednej chwili. Na szczęście udało jej się ocalić najważniejsze – własne życie. <br />
<br />
Razem z Fritzem – którego brat wyciągnął z Dachau, płacąc za niego wielki okup – uciekli do Liverpoolu, a potem do Ameryki, do Los Angeles. Byli młodzi, jakoś ułożyli sobie życie. Fritz dostał pracę w spółce lotniczej, Maria otworzyła sklep z kaszmirowymi tkaninami. Jak wielu ocalałych z Zagłady starała się stłumić wspomnienia strasznych dni, jak najmniej myśleć o tym kogo i co straciła. Zmieniło się to dopiero, gdy była już starszą panią, po osiemdziesiątce. Pod koniec życia częściej wspomina się jego początek, wtedy zawsze dzieciństwo i młodość stają się bliższe i droższe. Maria też coraz częściej wracała do sielskich dni młodości w Wiedniu, a w centrum tych wspomnień – niczym symbol utraconego świata – zawsze był złocisty portret ciotki Adeli. <br />
<br />
Wiedziała, że obraz jest główną ozdobą wiedeńskiej galerii Belvedere, ale jakoś nigdy nie przyszło jej do głowy, by domagać się zwrotu. Tak, jakby arcydzieła miały prawo do własnego życia, w którym nieistotna jest jakaś forma własności. W ten sposób Maria myślała o złotej Adeli przez całe swoje amerykańskie życie. Ale teraz miało się to zmienić. <br />
<br />
W Austrii lat 90. zaczął się czas rozliczeń z wojenną przeszłością kraju, wychodziły na jaw coraz bardziej zawstydzające fakty, w tym brzydka, nazistowska przeszłość prominentnych polityków (z prezydentem Kurtem Waldheimem włącznie). Pisano też wiele o zrabowanym majątku Żydów i o tym, że setki wspaniałych dzieł sztuki wystawianych w austriackich muzeach – rzeźb, grafik, obrazów, porcelany, biżuterii – to efekt zwykłej grabieży. Cała ta debata doprowadziła do uchwalenia ustawy o restytucji dzieł sztuki, która ofiarom Anschlussu i ich spadkobiercom otwierała drogę do walki o odzyskanie zagrabionych majątków. Dopiero wtedy osiemdziesięciolatka z Los Angeles zrozumiała, że „Złota Adela”, w której plakat zawieszony ścianie wpatrywała się przez lata, naprawdę należy do niej. I że jej odzyskanie to żaden kaprys, ale zwykła sprawiedliwość. <br />
<br />
No więc stara Maria Atlmann poszła na wojnę. Z pomocą młodego prawnika dotarła do testamentu wuja Ferdynanda, w którym stało jasno: cały swój majątek zapisał Marii i jej rodzeństwu. Co prawda, ciotka Adela na dwa lata przed śmiercią naskrobała w liście do męża, żeby jej złocisty portret oddać galerii Belvedere, ale czy mogła przewidzieć, jak brzydko historia stanie jej w poprzek? Miała to szczęście, że umarła na długo przedtem, nim Austria padła łupem III Rzeszy, nie widziała, jak współmieszkańcy jej ukochanego miasta fetują nadejście bandytów w czarnych mundurach. Jej mąż, ograbiony przez rodaków z całego majątku, prośby żony nie uwzględnił w testamencie. Zanim zmarł w 1945 roku w Szwajcarii, zapisał wszystko swoim młodym krewnym. I tak, kierując się jego ostatnią wolą, Maria zażądała od austriackiego państwa, by zwróciło jej to, co z tego majątku zostało – pięć obrazów Klimta zdobiących wiedeńskie muzea.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;">Osiem lat – tyle trwała wojna sędziwej Marii, prowadzona w sądowych salach. I zakończyła się sukcesem tak niebywałym, że okrzyknięto go światowym precedensem. W roku 2006 austriackie państwo oddało Marii portret jej ciotki i pozostałe obrazy Klimta, bo zwyczajnie nie zdołało zebrać pieniędzy na ich odkupienie. Wartość obrazów oszacowano na 150 milionów dolarów i była to w Austrii najwyższa suma, na jaką wyceniono dzieła sztuki zwracane w ramach ustawy o restytucji. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/YZi4ei2lPDg" width="640"></iframe><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Maria Altmann przez cały czas tej batalii powtarzała, że chodziło jej o sprawiedliwość, ale i tak na koniec wytknięto jej, że o kasę. Bo kiedy już odzyskała „Złotą Adelę”, nie zatrzymała jej w domu, ale sprzedała za gigantyczną sumę 135 mln dolarów spadkobiercy imperium kosmetycznego Estée Lauder. Postawiła Lauderowi tylko jeden warunek – by obraz stale był wystawiony w jego nowojorskiej galerii i dostępny publiczności. Zniesmaczony krytyk sztuki „New York Timesa” napisał po tej transakcji, że na Holokauście można nieźle zarobić i że w obliczu takiej kasy sprawiedliwej wojnie Marii mocno ubyło szlachetności. W odpowiedzi przyjaciele Marii prześcigali się w tłumaczeniach, że „Złota Adela” nie należała tylko do niej, że wpływy trzeba było podzielić między wszystkich spadkobierców Ferdynanda, że żadnego z nich nie byłoby stać na ubezpieczenie arcydzieła, gdyby chcieli je zatrzymać. Zapewniali też, że duża część pieniędzy poszła na cele charytatywne, a sędziwa Maria do końca żyła w swoim skromnym domu w Los Angeles (zmarła w 2011 roku, w wieku 94 lat) i cieszyła się z tego, że może sobie pozwolić na opiekę domową i nową zmywarkę do naczyń. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Cóż, wcale nie miałabym jej za złe, gdyby na stare lata zamieszkała w pałacu i jeździła rolls-roycem z kierowcą. W końcu to były dobra jej rodziny, a świętym prawem dzieci jest decydowanie o majątku swoich przodków. Niczego tu nie zmienia fakt, że na chwilę zagarnęli go bandyci w czarnych mundurach. Historia ich osądziła i wydała najsurowszy wyrok, jakim więc cudem nadal mieliby dyktować warunki tym, których skrzywdzili? </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">A poza wszystkim hałas, jaki zrobiła Maria swoją batalią, opłacił się z innego powodu – głośno przypomniał ludziom o majątku zagrabionym przez Niemców z okupowanych krajów. I o tym, że nic tu nie jest skończone, że rachunki są wciąż niewyrównane. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-RG3V5BGaToA/VcRn3XvijnI/AAAAAAAAEBI/s7_aYNfo1vk/s1600/Niemcy%2Bgrabi%25C4%2585%2Bdzie%25C5%2582a%2Bsztuki%2Bz%2Bwarszawskiej%2BZach%25C4%2599ty%252C%2Blato%2B%2B1944.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="258" src="http://2.bp.blogspot.com/-RG3V5BGaToA/VcRn3XvijnI/AAAAAAAAEBI/s7_aYNfo1vk/s400/Niemcy%2Bgrabi%25C4%2585%2Bdzie%25C5%2582a%2Bsztuki%2Bz%2Bwarszawskiej%2BZach%25C4%2599ty%252C%2Blato%2B%2B1944.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Niemcy grabią dzieła sztuki z warszawskiej Zachęty, lato 1944</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Już my w Polsce najlepiej wiemy, jakie to ważne. Z naszych muzeów w czasie II wojny światowej Niemcy ciężarówkami wywozili arcydzieła. Część z nich udało się odzyskać, ale lista zaginionych jest o niebo dłuższa, los wielu wciąż jest nieznany (w tym najsławniejszego z nich, „Portretu młodzieńca” Rafaela z kolekcji Czartoryskich). To jednak wcale nie znaczy, że tak już zostanie. Przecież obrazy ciągle wracają. Pamiętamy historię sprzed pięciu zaledwie lat ze słynną „Pomarańczarką” Gierymskiego. Zrabowana z Muzeum Narodowego po upadku Powstania Warszawskiego i uznana za zaginioną, nagle w 2010 roku pojawiła się na aukcji w jakiejś mieścinie pod Hamburgiem. Po interwencji naszego ministerstwa kultury i długich negocjacjach znów można zajrzeć jej w oczy w warszawskim muzeum. Wróciła do domu po blisko 70 latach. Tak jak Adela do Marii. To właśnie dzięki temu, że takie historie stają się nośne i głośne, wciąż mamy nadzieję choćby na drobne odkupienie zła tamtych czasów.</span></div>
<div>
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-v2RxTj9yZC8/VcRoKBt7bAI/AAAAAAAAEBQ/vF6U_WSijrM/s1600/6.%2BAleksander_Gierymski_%25C5%25BByd%25C3%25B3wka_z_pomara%25C5%2584czami%252C%2B1881.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-v2RxTj9yZC8/VcRoKBt7bAI/AAAAAAAAEBQ/vF6U_WSijrM/s640/6.%2BAleksander_Gierymski_%25C5%25BByd%25C3%25B3wka_z_pomara%25C5%2584czami%252C%2B1881.jpg" width="512" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Aleksander Gierymski, Pomarańczarka albo Żydówka z pomarańczami, 1880-81</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<i><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 12pt; line-height: 115%;">Zdjęcia:</span><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin;"> Wikimedia Commons, Filmweb.pl</span></i><span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-62609977762497629852015-04-18T13:46:00.001+02:002015-04-20T10:36:44.702+02:00Mezalians<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-M33fXC6HJKI/VTI2mkcu86I/AAAAAAAAD-g/qMSZVOtdAAQ/s1600/Marie%2C%2BLouis.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-M33fXC6HJKI/VTI2mkcu86I/AAAAAAAAD-g/qMSZVOtdAAQ/s1600/Marie%2C%2BLouis.jpg" height="266" width="400" /></a></div>
<span style="font-size: large;">Mezalianse zwykle są wynikiem gorącej miłości dwojga ludzi nierównego stanu, którzy znajdują w sobie dość siły, by się pobrać mimo niechęci otoczenia. Ten jednak był zupełnie inny. Tutaj młodzi nawet się nie znali, a decyzja o ich małżeństwie zapadła w politycznych gabinetach, a nie podczas romantycznych schadzek. Dziwne? W istocie, dziwne, decyzja ta wprawiła w osłupienie całą osiemnastowieczną Europę, a najbardziej zbulwersowani byli Francuzi, bo dotyczyła ich wspaniałego kraju i równie wspaniałego monarchy – młodziutkiego Ludwika XV, któremu wyswatano na żonę jakąś zupełnie nijaką Polkę.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">„Małżeństwo to zadziwia wszystkich, ponieważ w gruncie rzeczy w żaden sposób nie przystoi królowi Francji” – zanotował w pamiętniku zniesmaczony paryski adwokat Edmond-Jean- François Barbier i taka opinia dominowała wśród jego rodaków. Francuzom trudno było pojąć, że ich piętnastoletniemu królowi, który zapowiadał się na wyjątkowego władcę i bardzo atrakcyjnego mężczyznę, wybrano taką żonę – niepiękną, blisko siedem lat starszą Marię Leszczyńską, pannę z miernego rodu, w dodatku biedną jak mysz kościelna. Ojciec Marii, Stanisław Leszczyński, nigdy nie należał do wielkich arystokratów – został co prawda wybrany polskim królem, ale ledwo pięć lat posiedział na tronie, a teraz żył na wygnaniu, coraz bardziej zapomniany. Wiadomość z Paryża była dla niego niczym gwiazdka z nieba. Gdy ją dostał, wparował do salonu, gdzie żona z córką siedziały pochylone nad haftem i wykrzyknął:<br /> - Córko, padnijmy na kolana i podziękujmy Bogu!<br /> - Cóż takiego, ojcze, czy wzywają cię może z powrotem na tron?<br /> - Niebo zsyła nam o wiele więcej: jesteś królową Francji! </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Ten niespodziewany dar losu Leszczyńscy zawdzięczali skomplikowanym łamigłówkom politycznym, które pochłaniały doradców małoletniego króla. Chcieli oni, by Ludwik jak najszybciej się ożenił i spłodził następców, ślęczeli więc nad opasłym spisem europejskich księżniczek, szukając mu (czy raczej państwu) żony idealnej. Mieli ich prawie sto na liście, ale koniec końców wyszło im, że nadaje się tylko ta jedna – „Marie Leczinska”, jak mówiono, bo tylko ona jest właściwego wyznania, opcji politycznej, no i ma dokładnie tyle lat, ile trzeba, żeby szybko zapełnić stadkiem dzieci wersalskie komnaty. Czekano więc na polską królewnę. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Zameldowała się na miejscu 4 września 1725 roku już jako żona, bo ślub per procura został zawarty kilka miesięcy wcześniej. Ale tego wrześniowego poranka pod Fontainebleau młoda para miała spotkać się po raz pierwszy. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Paryżanie mieli jak najgorsze przeczucia. „Wszyscy są ciekawi – notował Barbier – w jaki sposób przyjmie ją król, który jest oziębły, jest jeszcze dzieckiem i nie wykazuje żadnego zainteresowania kobietami. A Maria nie jest piękna ani nawet ładna, a przy tym nieśmiała. Można się zastanawiać, czy małżeństwo to zostanie skonsumowane czy nie” – zakończył Barbier, który już niebawem musiał poczuć się nieźle zaskoczony. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Bo to pierwsze spotkanie wbrew wszelkim przewidywaniom pobiegło doskonale, od samego początku. Gdy tylko Maria wysiadła z karety, spróbowała pacnąć na kolana przed najjaśniejszym majestatem Francji, na co ów majestat zareagował jak należy, unosząc ją natychmiast i całując w oba policzki. Ludwik, zazwyczaj skryty i pełen rezerwy, zaskoczył wszystkich ożywieniem, „jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziano”. Ani na krok nie odstępował żony, wpatrzony w nią jak w obrazek, a noc poślubna rozwiała ostatecznie wszelkie wątpliwości co do ich dopasowania. Para nie wychodziła z łóżka przez z górą dziesięć godzin, podczas których – jak usłużnie doniesiono Leszczyńskiemu – młodziutki król obdarzył jego córkę „siedmioma [!] dowodami swojej czułości”. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Natura zrobiła swoje, a Barbier mógł na koniec tylko pomarudzić, „jak ogromne szczęście spotkało tę księżniczkę, która w ciągu kilku miesięcy przeszła od położenia najbardziej smutnego i rozpaczliwego do najwspanialszego. Wstąpiła ona na przekór wszelkiemu prawdopodobieństwu na pierwszy tron w świecie, a za męża dostała najprzystojniejszego i najlepiej zbudowanego księcia na dworze, mając przy tym jeszcze i to szczęście, że mu się podoba”. </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-IHSyGg5Rcso/VTI3W5esr5I/AAAAAAAAD-s/mA9bBqk0Exs/s1600/maria1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-IHSyGg5Rcso/VTI3W5esr5I/AAAAAAAAD-s/mA9bBqk0Exs/s1600/maria1.jpg" height="400" width="306" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Dwudziestosiedmioletnia Maria, <br />
od pięciu lat królowa Francji</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Właściwie nie było powodu, żeby się nie podobała – wbrew temu, co pisano, była pociągająca. Miała ten typ urody, który bywa nazywany pospolitym, ale jest całkiem miły dla oka, i to na tyle, że potrafi uwodzić tłumy. Spójrzcie tylko na hollywoodzkie gwiazdy w typie Kirsten Dunst. Maria była podobna, miała szeroką, pozbawioną subtelności twarz słowiańskiej blondynki, ale do tego ujmujący, promienny uśmiech i zgrabną figurę – w sumie atutów aż nadto, by każdy piętnastolatek stracił głowę. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Mogło być dobrze. Mały król Ludwik mógł mieć w żonie nie tylko kochankę, ale i najlepszą przyjaciółkę. Wrażliwy dzieciak bardzo potrzebował takiej bliskości, straszliwie osamotniony na swoim wspaniałym dworze. Wbrew pozorom życie miał dotąd dość ponure – osierocony w wieku dwóch lat, jako pięciolatek zasiadł na tronie po śmierci ostatniej bliskiej mu osoby, wielkiego Króla Słońce i ukochanego pradziadka w jednym. Wyrwany z ramion czułych nianiek i opiekunek, trafił do męskiego świata, stając się jego centrum. Z jednej strony składano mu hołdy, schlebiano, rozwijano poczucie wyższości; z drugiej zaś obarczano tysiącem obowiązków i ekspresowo wdrażano do roli władcy. Malec radził sobie z tym tak, jak każde samotne dziecko – zamykał się w sobie, miał napady melancholii i nienajlepsze zdanie o sobie, a dworskiego życia nienawidził i bardzo się go bał. Gdy Maria stanęła na jego drodze, był skrytym, ponurym odludkiem, zagubionym nastolatkiem nie radzącym sobie z własnymi emocjami. Kobieta taka, jak ona – miła i wrażliwa, prostolinijna i zważająca na uczucia innych – miała szansę to zmienić. Mogło być dobrze.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">A jednak nie było. Marii zwyczajnie zabrakło odwagi, tej odwagi, którą później znajdą wszystkie liczne kochanki Ludwika. Mogła przecież niedojrzałego króla ulepić po swojemu, „mając to szczęście, że mu się podoba”. Ale nawet nie przyszło jej to do głowy. Z natury nieśmiała i delikatna, była teraz dodatkowo spętana tym powszechnym poczuciem, że nie jest dość dobra dla władcy najwspanialszego domu Europy. Wytworny wersalski dwór, pełen misternie tkanych intryg, był dla niej jeszcze bardziej przerażający niż dla jej nastoletniego męża. Nie miała ani ambicji, ani talentów, by układać go na swój sposób. Szybko to zauważono. „Królowa – notował jeden z wersalskich dworzan – nie zna sztuki przywiązywania do siebie osób z własnego dworu. Ani jej nie nienawidzą, ani jej nie kochają. Przyciąga, okazując swoje względy, odpycha, czyniąc swoją przyjaźń zbyt banalną. Jej sercu brak inteligencji”.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Poczciwa Maria nie pasowała do wyrafinowanego Wersalu. A wkrótce się okazało, że do Ludwika także nie będzie pasować. Historycy piszą, że ich związek był na początku udany. Owszem, jeśli ocenę ograniczymy wyłącznie do sypialni. Rok po roku pojawiał się świecie dowód tej alkowianej harmonii – kolejne dziecko (w ciągu dziesięciu lat Maria urodziła osiem córek i dwóch synów). Ale to by było na tyle. Poza wspólnymi nocami małżonków praktycznie nic nie łączyło. Maria – wedle jej sławnej skargi – była przecież „wiecznie w łóżku, wiecznie w ciąży, wiecznie w połogu”, jej codzienność biegła zupełnie innym torem niż życie dworu, pełne imprez, bali, polowań, nieustannych rajdów po licznych monarszych rezydencjach. Nic dziwnego, że młody król po siedmiu latach małżeńskiego życia zaczął się z żoną nudzić. Dorósł, nabrał pewności siebie, uwierzył w końcu, że jest centrum wersalskiego światka i że to jego osoba wprawia go w ruch. Spojrzał na swoje małżeństwo oczami własnych dworzan – i tak jak oni skłonny był uznać je za zawstydzający mezalians.</span><br />
<br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-4iw1JRoWv_g/VTI3tjyWVQI/AAAAAAAAD-0/OI9M2NV-sxI/s1600/Maurice%2BQuentin%2Bde%2BLa%2BTour%2B%2C%2BLouis15%2C%2B%2B1748.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-4iw1JRoWv_g/VTI3tjyWVQI/AAAAAAAAD-0/OI9M2NV-sxI/s1600/Maurice%2BQuentin%2Bde%2BLa%2BTour%2B%2C%2BLouis15%2C%2B%2B1748.jpg" height="400" width="331" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ludwik XV na portrecie z 1748 roku</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Właściwie każdy przyznałby mu rację, wystarczyło na nich spojrzeć. On dorósł, ona przedwcześnie się zestarzała. On zmienił się w urzekającego mężczyznę, ona – w otoczoną pęczniejącym wianuszkiem dzieci matronę, wyglądającą na jego matkę. Ten kontrast złośliwie punktował sławny wenecki awanturnik i uwodziciel Giacomo Casanova, który pojawił się na wersalskim dworze. Piał z zachwytu nad królem: „Ludwik XV miał wspaniały wygląd… Nigdy nie pojawił się malarz tak zręczny, aby właściwie przedstawić ten ruch głową, jaki czynił, kiedy odwracał się, żeby na kogoś spojrzeć…”. O Marii, która zaprosiła go na kolację, wyprodukował taki kawałek: „Widzę królową Francji bez barwiczki, w obszernym czepku, wyglądającą jak stara dewotka i dziękującą dwóm mniszkom, które postawiły na stole talerz z twarożkiem (…) Królowa zaczęła jeść, nie zerkając na nikogo i wpatrując się w talerz”. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-bKvipHmveLU/VTI75ELztAI/AAAAAAAAD_I/b0gMjQlnbM0/s1600/4fe28a41a47e0.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-bKvipHmveLU/VTI75ELztAI/AAAAAAAAD_I/b0gMjQlnbM0/s1600/4fe28a41a47e0.jpg" height="265" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Różnicę wieku królewskiej pary dobrze było widać w filmie <br />
"Markiza de Pompadour, królewska faworyta" (2006) </td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Stara, nudna dewotka nad talerzem twarożku i adonis, którego wspaniałości nie odda najlepszy malarz – no i jak im mogło być po drodze? Po siedmiu latach prób pogodzenia tej wody z ogniem drogi Marii i Ludwika rozeszły się nieodwołalnie i ostatecznie. On trafił w ręce przebojowych i zręcznych kochanek, które wiedziały, jak należy króla zabawić, w czym go wyręczyć i w jaki sposób do siebie przywiązać. W przeciwieństwie do Marii nie miały najmniejszych oporów, by lepić go po swojemu. To kochanki Ludwika – w tym najsławniejsza z nich Madame de Pompadour – zaczęły nadawać ton na francuskim dworze, odciskając piętno na stylu całej epoki, tak w dobrym, jak i złym znaczeniu. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Maria usunęła się na ubocze. Z początku, informowana o zdradach męża, próbowała o niego walczyć – wpadała w rozpacz, płakała, prosiła, ale w końcu pogodziła się z losem. Stworzyła sobie świat równoległy do pełnego blichtru, roziskrzonego Wersalu. Wiodła spokojne, domowe życie, bez przymusów etykiety, otoczona kochającymi ją dziećmi i garstką przyjaciół.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-rEjFWVPuwCE/VTI7k4k3-UI/AAAAAAAAD-8/SayIQHDtBeA/s1600/Marie%2BLeszczy%C5%84ska%2C%2Breine%2Bde%2BFrance%2C%2Blisant%2Bla%2BBible%2Bby%2BJean-Marc%2BNattier%2C%2B1748.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-rEjFWVPuwCE/VTI7k4k3-UI/AAAAAAAAD-8/SayIQHDtBeA/s1600/Marie%2BLeszczy%C5%84ska%2C%2Breine%2Bde%2BFrance%2C%2Blisant%2Bla%2BBible%2Bby%2BJean-Marc%2BNattier%2C%2B1748.jpg" height="640" width="464" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">To był ulubiony portret królowej, namalowany przez Jean-Marca Nattiera w 1748 r.<br />
Maria w czerwonej sukni wygląda zwyczajnie, bez jaśniepańskiego blichtru. <br />
Niewiele królowych chciało sobie pozwolić na taki wizerunek,<br />
pozbawiony atrybutów władzy, z książką zamiast korony </td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Ludwikowi trzeba przyznać jedno – nękany zapewne poczuciem winy, pozostawił żonie swobodę, jakiej królowe Francji nigdy wcześniej nie miały. Zmuszano je do całkowitego zerwania wszelkich więzów z przeszłością, Maria była wyjątkiem. Nadal utrzymywała kontakty z rodzicami, mogła ich nawet odwiedzać. W 1765 roku pojechała z wizytą do swego ojca, do Lunéville, obejrzeć kraj, w którym teraz panował. Stanisław Leszczyński miał za sobą drugą batalię o polski tron, która skończyła się tak, jak pierwsza – jeszcze szybszą detronizacją. Koronę Rzeczpospolitej przehandlował za Lotaryngię, którą miał dożywotnio władać. Przyobiecał przy tym zięciowi, że po śmierci zostawi mu swoje bogate księstwo, jako zaległe wiano Marii. Dwa tylko Francji zdarzyły się takie wspaniałe posagi – pierwszy Anny Bretońskiej, który pod koniec XV wieku pozwolił przyłączyć do korony jej znakomity region. Drugim była Lotaryngia naszej królewny. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Oprócz tego wyjątkowego wiana Maria zapisze się w pamięci swoich poddanych jako „dobra królowa”, może trochę nudna, trochę naiwna, ale godna miłości i szacunku patronka starego porządku. Zupełnie inaczej niż jej wspaniały małżonek. Na początku swojej drogi nazywany „ukochanym”, zacznie budzić coraz większą niechęć, a z czasem nienawiść. Jego bulwersujące obyczaje, rozwiązłość, przyzwolenie na obecność metres w życiu publicznym, wszystkie postępki niszczące prestiż monarchii przyczynią się do jej końca, sprowokują gniew ludu, który cały ten wyrafinowany wersalski świat zmiecie jednym ruchem za sprawą Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Pamiętajmy, że wybuchnie ona zaledwie piętnaście lat po śmierci Ludwika XV. </span><br />
<div>
<div>
<br />
<span style="font-size: large;">Całkiem inaczej wygląda małżeństwo Marii i Ludwika, jeśli przyłożyć do niego historyczną miarę. Zawstydzający mezalians? Zgoda, tylko dla kogo?</span><b><span style="font-family: "Perpetua","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-bidi-language: AR-SA; mso-bidi-theme-font: minor-bidi; mso-fareast-font-family: Perpetua; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;"><br /></span></b><br />
<i><span style="font-family: "Perpetua","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-bidi-language: AR-SA; mso-bidi-theme-font: minor-bidi; mso-fareast-font-family: Perpetua; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;">Źródła
m.in.:</span><span style="font-family: "Perpetua","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-bidi-language: AR-SA; mso-bidi-theme-font: minor-bidi; mso-fareast-font-family: Perpetua; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;"> </span><span style="font-family: "Perpetua","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-bidi-language: AR-SA; mso-bidi-theme-font: minor-bidi; mso-fareast-font-family: Perpetua; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;">Jacques
Levron, </span><span style="font-family: "Perpetua","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-bidi-language: AR-SA; mso-bidi-theme-font: minor-bidi; mso-fareast-font-family: Perpetua; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;">Maria Leszczyńska. Polska królowa Francji, 2007; </span><span style="font-family: "Perpetua","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-bidi-language: AR-SA; mso-bidi-theme-font: minor-bidi; mso-fareast-font-family: Perpetua; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;">Benedetta
Craveri</span><span style="font-family: "Perpetua","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-bidi-language: AR-SA; mso-bidi-theme-font: minor-bidi; mso-fareast-font-family: Perpetua; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;">, Kochanki i królowe. Władza kobiet, 2008</span></i></div>
</div>
</div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com47tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-46526349901745142592014-08-01T08:27:00.000+02:002014-08-02T03:09:20.415+02:00Dyskobolka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-hWl4XLJalz4/U9snzuYh9YI/AAAAAAAAD5M/p1wBbMff4Go/s1600/Odznaka+oddzia%C5%82u+DYSK+z+tablicy+pami%C4%85tkowej+w+ko%C5%9Bciele+%C5%9Bw.+Jacka.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-hWl4XLJalz4/U9snzuYh9YI/AAAAAAAAD5M/p1wBbMff4Go/s1600/Odznaka+oddzia%C5%82u+DYSK+z+tablicy+pami%C4%85tkowej+w+ko%C5%9Bciele+%C5%9Bw.+Jacka.jpg" height="190" width="200" /></a></div>
<span style="font-size: large;">70. rocznica Powstania Warszawskiego. Czas opowieści o dziewczynach idących na czołgi z butelkami benzyny, o bohaterskich łączniczkach i sanitariuszkach, o powstańczych miłościach, ślubach i śmierciach. A ja Wam opowiem o żołnierzu. O kobiecie, która nie pasuje do powstańczych piosenek, choć w powstaniu brała udział. Która nie była nastoletnią romantyczką. Która walczyła, choć widziała też bezsens tej walki i zdawała sobie sprawę, jaką krwawą jatką się zakończy. I która zrobiła co się da, by ocalić swoje dziewczyny przed bezsensowną śmiercią. </span><br />
<div>
<br />
<span style="font-size: large;">
Przewodziła batalionowi Dysk - był to jedyny powstańczy oddział złożony z samych kobiet. Nie słyszałyście? Ja do niedawna też nie, w szkole nie uczyli. Bataliony Zośka, Parasol, zgrupowania Radosław, Żywiciel, Chrobry - te nazwy znamy jak pacierz, wymieniamy na jednym oddechu. O Dysku mają pojęcie tylko ci, którzy trochę głębiej siedzą w temacie, czyli mniejszość. Powołano go w Armii Krajowej już w 1942 r. jako oddział dywersji i sabotażu kobiet (stąd nazwa). A to dlatego, że było strasznie dużo dziewczyn, które nie miały ochoty być wiecznie spychane do formacji pomocniczych, ale robić to, co chłopaki - strzelać, wysadzać mosty, zdobywać broń. Chciały mieć własny oddział, a w dodatku mogły liczyć - nie zgadniecie - na całkiem profesjonalną kobiecą kadrę. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Szefową Dysku została Wanda Gertz (ps. Lena), żadna tam młódka, jak większość jej oddziału, tylko kobieta grubo po czterdziestce i z życiorysem prawdziwego żołnierza. Historyczka Anna Nowakowska, która kilka lat temu napisała o niej książkę, twierdzi, że Wanda po prostu urodziła się żołnierzem. Ale co się dziwić. Przyszła na świat w domu powstańca styczniowego, wyrosła w kręgu tych wszystkich zaraźliwych opowieści o zrywach, wojnach i powstaniach, gdzie o wartości człowieka przesądza szabla w dłoni i gotowość do bitwy o swój kraj. Nie trzeba mieć dużo lat, żeby dać się uwieść. Mała Wandzia bawiła się żołnierzykami, których miała w pudełkach sto razy więcej niż lalek i marzyła, by w przyszłości jak oni siedzieć na koniu i nosić taką samą piękną, kolorową czapeczkę. </span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-hUqU_8o2VFc/U9soIDJlOwI/AAAAAAAAD5U/h3GXOKT0qLk/s1600/wanda2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-hUqU_8o2VFc/U9soIDJlOwI/AAAAAAAAD5U/h3GXOKT0qLk/s1600/wanda2.jpg" height="400" width="271" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wanda w rogatywce - wymarzonej<br />
od dzieciństwa pięknej czapeczce </td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Wcale się na tych dziecięcych marzeniach nie skończyło. Jej czas dojrzewania przypadł na lata przed pierwszą wojną światową, której wybuch dał Polakom nadzieję na niepodległość. A Wanda chciała, więcej, ona MUSIAŁA być wśród tych, co się o nią biją! Przełożona ze szkolnej drużyny harcerskiej skontaktowała ją z podoficerami rekrutującymi do I Brygady Legionów Polskich. Mieli oni co prawda kategoryczny zakaz zabierania na front kobiet, ale czy dla jakiejkolwiek dziewczyny, pragnącej czegoś nad życie, taki zakaz mógł być przeszkodą? Dziewiętnastoletnia Wanda stanęła na komisji poborowej. Z obciętymi włosami, w męskich ciuchach i z fałszywymi papierami. Jako Kazimierz Żuchowicz. Dodajmy od razu - komisja nie dała się zwieść. Sporo miała takich przypadków. Młodziutki rekrut z rumieńcem na gładkiej buzi, kategorycznie odmawiający oględzin przed komisją lekarską, od razu naprowadzał na właściwy trop. „Obecny przy tej rozmowie pisarz, wyraził przypuszczenie, iż jestem przebraną niewiastą - wspominała Wanda po latach. - Trudno mi było zaprzeczyć. Trzeba było tylko prosić, aby nie odesłano mnie do domu”. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Nie odesłano. I miedzy innymi z tych powodów lubię to młode wojsko Piłsudskiego - dobrze wiedzieli, że zgłaszają się do nich dziewczyny, szurnięte patriotki, a mimo to nie wyrzucali ich za drzwi. Jasne, mieli zakaz zabierania kobiet na front, ale… eee… takiego Żuchowicza i paru innych -iczów chyba to nie dotyczy? Bardzo często wszystko kończyło się tak, jak w przypadku Wandy: wiemy, co i jak, ale postaramy się znaleźć „morowego oficera”, który zabierze cię na front.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
No i znaleźli. No i ją zabrał. No i poszła bić się o Polskę, no i ją wywalczyła. Wcale nie tkwiąc, jak zazwyczaj kobiety, w szpitalach czy obozowych kuchniach. Biła się w 2 baterii haubic, siedziała w ziemiankach, przeżywała takie samo frontowe piekło, jak mężczyźni. Głupio to brzmi, ale było tak, jak w marzeniach. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Już w wolnej Polsce ppor. Wanda Gertz została komendantką II Ochotniczej Legii Kobiet w Wilnie. Była to kolejna formacja pomocnicza (aprowizacja, sanitarka, te rzeczy), ale podczas wojny z bolszewikami, w czasie walk o Wilno, dziewczyny poszły z karabinami na front. O tych 250 kobietach broniących miasta opowiedział wtedy całemu światu reporter „The Times”. „Dowódca - pisał - kobieta oficer, nazwiskiem Goersz, lat 25, miała romantyczną karierę. W 1914-1915 spędziła 8 miesięcy walcząc u Piłsudskiego na froncie galicyjskim w regimencie artylerii przebrana za chłopca. Przystojna i bystra w zachowaniu”. Teraz już nie musiała przebierać się za chłopca, nosiła mundur kobiecego batalionu - kurtkę khaki, niebieską spódnicę i wysokie buty. Za udział w tej wojnie dostała Krzyż Virtuti Militari. I awans na porucznika. We wniosku o odznaczenie napisano: „Porucznik Gertzowa sama jedna konno patrolowała dniem i nocą okolicę, wielokrotnie ostrzeliwana przez ukrytego w lasach nieprzyjaciela” i to dzięki „jej energii dowództwo odcinka było zawsze dokładnie poinformowane o sytuacji ".</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Po wojnie Legię rozwiązano, kobiety z wojska wyrzucono, ale Wanda i jej frontowe koleżanki nie zamierzały się poddawać. Może jeszcze nie było w armii miejsca dla dziewczyn, ale kto powiedział, że tak będzie zawsze? W miejsce zlikwidowanej OLK-i powołały Przysposobienie Wojskowe Kobiet, paramilitarną organizację, która miała kształcić im kadry. To był wielki ruch - miał w swoich szeregach ponad 47 tysięcy członkiń. Czy mogły się spodziewać, jak szybko ich umiejętności po raz kolejny zweryfikuje historia? </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Wraz z wybuchem II wojny światowej karny żołnierz Wanda Gertz staje do obrony Warszawy, a potem stawia się jako „Lena” w ZWZ-AK. I tam właśnie od 1942 r. zaczyna dowodzić kobiecym oddziałem dywersji i sabotażu. Dziewczyny z Dysku kończą kurs podchorążówki i do roboty. Zaczynają od gazowania kin, rzucają zapalniki na wagony transportu wojskowego, wysadzają tory i mosty. Robią to, co koledzy. Rozpracowywanie i wyroki na gestapowców to też ich zadania. Mają swój udział także w tej najsłynniejszej akcji - likwidacji kata stolicy, szefa warszawskiego dystryktu SS Franza Kutschery.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
W Powstaniu Warszawskim Dysk walczy w zgrupowaniu Radosław. Wanda sceptycznie patrzy na ten młodzieńczy zryw - za dużo już widziała na kolejnych frontach, by nie przewidzieć, jak krwawy będzie finał. Bo jest jak w powstańczej piosence - „walczyć nie ma czym”. W godzinie „W” czterdzieści dwie podkomendne Wandy Gertz mają 14 pistoletów i jeden ręczny karabin maszynowy. No prawda, są jeszcze butelki z benzyną. Ale z tym na czołgi? </span><span style="font-size: large;">Wanda wie, że jej główne zadanie to uchronić dziewczyny przed łatwą śmiercią. Wydaje im tysiące zakazów i obostrzeń, niektóre tego nie wytrzymują, uciekają do męskich oddziałów, gdzie nikt nie będzie tak się o nie trząsł.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Dysk w czasie powstania przechodzi szlak bojowy od Woli po Stare Miasto i Czerniaków. Ginie jedenaście dziewczyn, dziewięć zostaje rannych. Zważywszy na gigantyczne procentowo straty powstańczych oddziałów, chyba się Wandzie udało wykonać zadanie. </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-Q3q3JtjVxsw/U9sqvawX6kI/AAAAAAAAD5o/EFfpCVgZ9ZM/s1600/878a9a70-de75-4bec-bf26-8b8e07b3ddfb.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-Q3q3JtjVxsw/U9sqvawX6kI/AAAAAAAAD5o/EFfpCVgZ9ZM/s1600/878a9a70-de75-4bec-bf26-8b8e07b3ddfb.jpg" height="350" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-4wyfZW76WZw/U9sqhurY61I/AAAAAAAAD5g/RfHe3Jcm6k8/s1600/powstaniex5.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-4wyfZW76WZw/U9sqhurY61I/AAAAAAAAD5g/RfHe3Jcm6k8/s1600/powstaniex5.jpg" height="212" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-9JWMClXzVbE/U9srRyjnXZI/AAAAAAAAD5w/4P7RNlUfPUY/s1600/029.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-9JWMClXzVbE/U9srRyjnXZI/AAAAAAAAD5w/4P7RNlUfPUY/s1600/029.jpg" height="544" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-sVyizMXGqsk/U9srajIamfI/AAAAAAAAD54/Od1NVO6FCEk/s1600/634793697986430000.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-sVyizMXGqsk/U9srajIamfI/AAAAAAAAD54/Od1NVO6FCEk/s1600/634793697986430000.jpg" height="466" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-mBUbQmdKw0A/U9sri5uq_BI/AAAAAAAAD6A/q1SOCVMXXFM/s1600/MPWIN340.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-mBUbQmdKw0A/U9sri5uq_BI/AAAAAAAAD6A/q1SOCVMXXFM/s1600/MPWIN340.jpg" height="452" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-OkJ8-5cirZs/U9srt1go8pI/AAAAAAAAD6I/uT5SzX70WoY/s1600/z15842631Q,Fotografia-z-Powstania-Warszawskiego--Srodmiescie-.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-OkJ8-5cirZs/U9srt1go8pI/AAAAAAAAD6I/uT5SzX70WoY/s1600/z15842631Q,Fotografia-z-Powstania-Warszawskiego--Srodmiescie-.jpg" height="534" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-4hebzLLCFqA/U9sr22C-99I/AAAAAAAAD6Q/tFJr63htX5g/s1600/ZolnierzeZOSKIpodczasPowstaniaWarszawskiego.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-4hebzLLCFqA/U9sr22C-99I/AAAAAAAAD6Q/tFJr63htX5g/s1600/ZolnierzeZOSKIpodczasPowstaniaWarszawskiego.jpg" height="448" width="640" /></a></div>
<br /></div>
<div>
<br />
<span style="font-size: large;">Po upadku powstania kobiety po raz pierwszy w historii zostają uznane za jeńców wojennych. Wanda Gertz - od 23 września 1944 major Wojska Polskiego - dostaje nowe zadanie. Ma zająć się organizacją stalagów, oflagów i obroną praw przetrzymywanych tam kobiet. Przechodzi kolejno przez obozy w Ożarowie, Lamsdorf, Muhlberg, Molsdorf, Blankheim. I znów wywiązuje się z zadania - współwięźniarki mają w niej najlepszą opiekunkę, skoro zapamiętują głównie z niezliczonych skarg i zażaleń, jakimi bez przerwy nękała niemiecką komendanturę. </span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-168i3_A8294/U9ssfZT_ksI/AAAAAAAAD6Y/9cqBRvpy34Q/s1600/Wanda+Gertz+w+Polskich+Silach+Zbrojnych+jako+Inspektorka+Kobiet-Zolnierzy+AK.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-168i3_A8294/U9ssfZT_ksI/AAAAAAAAD6Y/9cqBRvpy34Q/s1600/Wanda+Gertz+w+Polskich+Silach+Zbrojnych+jako+Inspektorka+Kobiet-Zolnierzy+AK.jpg" height="320" width="226" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Mjr Wanda Gertz</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Po wojnie zostaje w Londynie. Twierdzi, że "w kraju nie odbywa się odbudowa, a przebudowa na rosyjską przybudówkę". Ale marzy o Polsce, jak może nie marzyć, jest przecież jej żołnierzem. Przychodzą najgorsze lata. Tęskniąc za Warszawą, umiera w nędzy na raka wśród kłócącej się wciąż emigracji. Pomimo ciężkiej choroby nie chce zapomogi - pracuje fizycznie w kolejowej kuchni. Niedługo przed śmiercią mówi żartem do przyjaciół-emigrantów: „Będę jeszcze przed wami w Polsce”. Ma rację. Umiera w 1958 roku, a dwa lata później staraniem towarzyszy broni jej prochy zostają sprowadzone do Warszawy i złożone na Powązkach, w kwaterze Parasola.</span></div>
<div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">*</span></div>
<br />
<span style="font-size: large;">Nadałam temu postowi tytuł „Dyskobolka”. Myślałam nie tylko o powstańczym oddziale kobiet, ale także o sławnej rzeźbie Myrona. Wanda była trochę jak ten atleta z greckiego posągu, którego siłę i moc najlepiej obrazuje totalny spokój i koncentracja tuż przed rzutem. Prawdziwa moc - w czymkolwiek: sporcie, pracy, walce - nie potrzebuje widowiskowych gestów.</span></div>
<div>
<br />
<span style="font-size: large;">A my - słabeusze - dziś, jak co roku, zatrzymamy się na ulicach o 17.00 w hołdzie dla bohaterów płonącego miasta. Pamiętajmy wtedy o nich wszystkich - i o dziewczynach biegnących z butelkami pod czołgi, i o żołnierkach, których życie wymyka się łatwym romantycznym legendom. </span><br />
<br /></div>
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="//www.youtube.com/embed/xCRcbjzmzBk" width="640"></iframe><br />
<i><br />
</i> <i>Źródła: Anna Nowakowska, Wanda Gertz. Opowieść o kobiecie żołnierzu, Kraków 2009<br />
Fotografie ze zbiorów Muzeum Postania Warszawskiego</i>Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com48tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-89592016954708909262014-06-25T08:45:00.000+02:002016-06-09T08:07:02.985+02:00Proszę łaskawie nie kopać, Mrs. Honeyball<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-Y5iavRPqpEs/U6nyuzq_fxI/AAAAAAAAD28/ZHc7I8jy1PM/s1600/harpers-bazar-1869-womens-football-large.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="464" src="https://2.bp.blogspot.com/-Y5iavRPqpEs/U6nyuzq_fxI/AAAAAAAAD28/ZHc7I8jy1PM/s1600/harpers-bazar-1869-womens-football-large.jpg" width="640" /></a></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Jest pogodny majowy dzień 1881 roku. Tłum na boisku w Edynburgu coraz bardziej gęstnieje, ludzie wdrapują się na drzewa, oblepiają słupki ogrodzeń. Każdy chce mieć jak najlepszy widok, bo zapowiada się historyczne wydarzenie: pierwszy oficjalny mecz piłki nożnej rozgrywany przez… kobiety! Już za chwilę wybiegną na murawę Szkotki i Angielki, i to w samych majtkach! O, właśnie się pojawiły. Szkotki prowadzi do boju 23-letnia Helen Matthews, występująca pod pseudonimem Mrs. Graham - bramkarka i spiritus movens całego przedsięwzięcia. To ona jest organizatorką drużyny rwących się do futbolu dziewczyn. I to jej zespół wygrywa! W pierwszej połowie Szkotki strzelają jedną bramkę, w drugiej jeszcze dwie. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div>
<span style="font-size: large;">Rywalki oczywiście natychmiast żądają rewanżu. Odbywa się on dwa tygodnie później, tym razem w Glasgow. Angielkom przewodzi Mary Hutson, grająca pod pseudonimem Nettie Honeyball. Sufrażystka, emancypantka i amatorka piłki kopanej w jednym, co stanowi zestaw idealny, bo każda z tych pasji wyłącza ją z grona tzw. przyzwoitych kobiet. Zainteresowanie meczem w Glasgow jest jeszcze większe, schodzi się pięć tysięcy luda, to się nigdy nie zdarza na spotkaniach mężczyzn! Niestety, finał też jest niecodzienny. </span></div>
<div>
<br />
<span style="font-size: large;">
Wygląda to tak, jakby wiktoriańska publika tylko czekała na pretekst, który pomoże jej poradzić sobie z całym tym niezwykłym widowiskiem, Mniejsza, kto wygrywa, kto przegrywa, kto strzela, kto fauluje. Nieważne, my czy oni. Przecież po jednej i po drugiej stronie są te dziwaczne baby w cudacznych strojach i rolach - bez gorsetów, w majtkach zamiast spódnic, ganiające z wywieszonym ozorem za piłką. Trudno to strawić i przyswoić, a w takiej sytuacji wystarczy iskra, by doszło do wybuchu.</span></div>
<div>
<br />
<span style="font-size: large;">
No i dochodzi. Gdy pod koniec pierwszej połowy Szkotki nieprzepisowo przejmują piłkę, z miejsc zrywają się rozjuszeni angielscy kibice i wszystko kończy się jak Pan Bóg przykazał - wielką bijatyką. Dziewczyny pierzchają z boiska, a ich miejsce zajmują panowie okładający się pięściami oraz policjanci okładający ich pałkami. Każdy walczy z każdym, nie bardzo wiedząc, o co i po co, byle tylko się wyładować.</span></div>
<div>
<span style="text-align: center;"><br />
</span></div>
<div>
<span style="font-size: large; text-align: center;">Po tym spotkaniu mecze pań w Szkocji zostają oficjalnie zakazane. Jako nieprzystojne, nieobyczajne i wzniecające rozruchy. Jeśli Hellen Matthew miałaby ochotę organizować jeszcze jakieś kobiece rozgrywki, to niech zmiata ze Szkocji. Tu dla niej miejsca nie ma. </span></div>
<div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-vYm6Xicr_q8/U6nzNZACqbI/AAAAAAAAD3Q/Tl1rGM6M9mQ/s1600/nettie+i+helen.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" height="456" src="https://3.bp.blogspot.com/-vYm6Xicr_q8/U6nzNZACqbI/AAAAAAAAD3Q/Tl1rGM6M9mQ/s1600/nettie+i+helen.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Pionierki: Nettie Honeyball i Helen Graham Matthews</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<span style="font-size: large;">
Te historie z początków kobiecego futbolu przywołuje Tim Tate w wydanej w ubiegłym roku książce „Girls with Balls: The Secret History of Women's Football”. Jak cała nowoczesna piłka nożna, tak i jej kobieca wersja narodziła się w XIX wieku na Wyspach Brytyjskich. Helen i Nettie to dwie najbardziej wyraziste postaci tamtych czasów, choć za wiele o nich nie wiemy. Dezaprobata wobec kobiet, które brały się za męskie zajęcia czy rozrywki, była wówczas tak powszechna, że większość z nich starała się maksymalnie chronić swoją prywatność. Niechętnie opowiadały o sobie, a na boisku kryły się pod pseudonimami, czasem męskimi, stąd o niektórych opowiadano fantastyczne historie. Na przykład świetnie grająca dziewczyna, występująca z ksywką „Tommy”, była w powszechnym mniemaniu chłopakiem, którego Angielki skaptowały do swojej drużyny. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Stosunkowo sporo wiemy o Nettie Honeyball, bo też jej najwięcej udało się osiągnąć. Pewnie dlatego, że miała ustosunkowaną protektorkę. Była nią lady Florence Dixie, arystokratka o dość burzliwym życiu, dziennikarka, jedna z ikon brytyjskiej emancypacji. Ona to wspólnie z Nettie założyła w 1894 roku British Ladies Football Club, pierwszą oficjalną angielską drużynę kopiących pań. Nie tylko o sport im szło. Nettie wyrąbała to wprost w wywiadzie dla pisma The Sketch: "Założyłam ten związek z postanowieniem pokazania światu, że kobiety nie są ozdobnymi i bezużytecznymi istotami, na jakie kreują je mężczyźni". A na koniec dodała, że po boisku prędko przyjdzie kolej na prawa wyborcze i parlament. Fantastka, prawda? Bo okazało się, że tak łatwo to nie będzie. </span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-AMotqWFiUHY/U6n0YGjsK2I/AAAAAAAAD3Y/32ixblItrvg/s1600/British_Ladies_Football_Club,+Drugi+od+lewej+Nettie,+1895.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="424" src="https://1.bp.blogspot.com/-AMotqWFiUHY/U6n0YGjsK2I/AAAAAAAAD3Y/32ixblItrvg/s1600/British_Ladies_Football_Club,+Drugi+od+lewej+Nettie,+1895.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">British Ladies Football Club. Nettie stoi druga od lewej, 1895</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Tym niemniej klub powstał, lady Florence została prezeską, Nettie kapitanem, i wspólnie zaczęły organizować na Wyspach rozgrywki piłkarskie, do których garnęło się naprawdę dużo dziewczyn. Kobiece drużyny powstawały w każdym większym mieście, na południu kraju zakładała swoją wypędzona ze Szkocji Mrs. Graham, i wszystko wskazywało na to, że w tym sporcie, uznawanym za bastion męskości. odnajdą się także dziewczyny. </span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/--WqCrVtZ69M/U6n0nwk6IqI/AAAAAAAAD3g/wIys6L0QjSs/s1600/Trenig++w+1895.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="524" src="https://2.bp.blogspot.com/--WqCrVtZ69M/U6n0nwk6IqI/AAAAAAAAD3g/wIys6L0QjSs/s1600/Trenig++w+1895.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Dziewczyny na treningu, 1895</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Po roku przygotowań, w marcu 1895, przyszedł czas na pierwszy występ British Ladies. Drużyna miała zmierzyć się z rywalkami z południowej Anglii. Na stadion znów zeszły się tłumy, aż 10 tys. widzów! Wszyscy wydawali dobrze się bawić, patrząc jak dziewczyny Nettie dają łupnia rywalkom - wygrały 7:1. Ale prasowe opinie po meczu były miażdżące. The Sketch relacjonował z wyższością: "Już pierwsze kilka minut wystarczało, aby pokazać, że kobiecy futbol - jeśli British Ladies wziąć za kryterium - nie wchodzi w ogóle w rachubę. Piłka nożna wymaga szybkości, szybkiej oceny sytuacji, umiejętności i śmiałości. Żadna z tych wartości nie została pokazana w sobotę". </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">No, jasne, że nie została pokazana. Przecież grały baby! A im z natury brak bystrości, szybkości, śmiałości. Czy nie to właśnie kryło się pod płaszczykiem sportowej oceny? A była to i tak jedna z bardziej rzeczowych prasowych opinii, bo większość… Ech, większość zabiła tę kobiecą piłkę śmiechem.</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-SewxgUsRfFE/U6n7EU3PPII/AAAAAAAAD4U/r-9qXkokmNc/s1600/Women's_Football+Rys.+Alexander+Boyd,+1895.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://2.bp.blogspot.com/-SewxgUsRfFE/U6n7EU3PPII/AAAAAAAAD4U/r-9qXkokmNc/s1600/Women's_Football+Rys.+Alexander+Boyd,+1895.jpg" width="317" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Kobiecy futbol na rysunku z 1895 r.</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Trochę trudno się temu dziwić, patrząc na nieforemne, kanciaste, okutane w tweedy zawodniczki - na te bufiaste pumpy, spódniczki, obcasiki, kapelusiki. Sto pociech! I właśnie na tych groteskowych strojach się skupiono. Szpalty gazet wypełniały rysunki i karykatury oraz całkiem poważne rozważania, czy nie należałoby zakazać kobietom uprawiania sportów, które wymagają zrzucania halek. No cóż, wkrótce tak się stało.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Co prawda niezrażona „złą prasą” Nettie zdążyła jeszcze wyruszyć ze swoją drużyną w tour po Anglii, który - jeśliby mierzyć go wielkością widowni - okazał się sukcesem. Na mecze pań ściągały tłumy, i to takie, że na większości spotkań policja musiała pilnować porządku. Dziewczyny grały coraz lepiej, ale nie oszukujmy się - nikt tu nie przychodził dla sportu. Jedna z gazet napisała: „Ciekawie jest popatrzeć na kobiety, które robią niekobiece rzeczy. Stąd te kilkutysięczne tłumy widzów, z których niewielu chciałoby widzieć na boisku własne siostry lub córki". No więc szybko im tego oszczędzono. Kobiecy futbol uznano za w najwyższym stopniu nieobyczajny i w 1902 roku Brytyjkom kopać zakazano.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Zadziwiające, jak długo utrzymał się ten zakaz na Wyspach, w ojczyźnie futbolu. Był jeden wyjątek - czasy pierwszej wojny światowej. Ale wtedy wszystko stanęło na głowie, więc i futbolowa drużyna złożona z pracownic fabryki broni w Preston była do przyjęcia. Większość młodych mężczyzn siedziała przecież w okopach. Zespół Dick Kerr Ladies FC powstał spontanicznie, kiedy dziewczyny pokonały w meczu… swoich kolegów z fabryki. Szybko zmieniły się w jedną z najlepszych angielskich drużyn tego czasu, dobrą na tyle, że uznano ją za nieoficjalną kobiecą reprezentację Anglii. To one zmierzyły się z Francuzkami w pierwszym w historii międzynarodowym meczu kobiecej piłki nożnej. Na ich występy też ściągały tłumy (w Liverpoolu przyszło na stadion 53 tys. ludzi, absolutny rekord!), ale już nie po to, by wyśmiewać niezgrabne majtki, tylko podziwiać grę. No i jak ta piękna historia się skończyła? Nie uwierzycie. Tak, jak poprzednio. </span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-hh-vDUi26-k/U6n1EpPswTI/AAAAAAAAD3s/_xo-MQywN3A/s1600/1921_Dick%252C_Kerr%2527s_Ladies.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="374" src="https://2.bp.blogspot.com/-hh-vDUi26-k/U6n1EpPswTI/AAAAAAAAD3s/_xo-MQywN3A/s1600/1921_Dick%252C_Kerr%2527s_Ladies.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Dick Kerr Ladies FC - z nich nikt już się nie śmiał</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">W 1921 roku angielski związek piłki nożnej znów zakazał kobietom wychodzić na boiska, a były to już czasy, kiedy tę dyscyplinę swobodnie uprawiała większość Europejek. Razem z prawem głosu dostałyśmy prawo do kopania futbolówki. W Polsce dokładnie tego roku powstał pierwszy kobiecy zespół piłkarski przy Towarzystwie Sportowym Unia Poznań, zdjęcia zawodniczek z dumą prezentowano w lokalnej prasie. A biedne Angielki, od których wszystko się zaczęło, znów usłyszały „nie”. Decyzję tłumaczono zgubnym rzekomo wpływem piłki kopanej na kobiece zdrowie, ale tak naprawdę chodziło o to, że… ukradły panom show. Dziewczyny z fabryki amunicji były tak dobre i tak popularne, że ich widowiskowe mecze odbierały mężczyznom całą widownię. Gdy one grały, wszystkie inne stadiony świeciły pustkami.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Głupi, anachroniczny zakaz obowiązywał przez pięćdziesiąt lat, Angielki mogły oficjalnie wrócić na boiska dopiero w 1971 roku. Szkoda. Tym bardziej, że wiele innych krajów poszło śladem futbolowych autorytetów-Anglików i też wprowadzało krótsze lub dłuższe stadionowe zakazy dla kobiet. To dlatego piłka nożna przeciętnemu kibicowi kojarzy się dziś z kobietami chyba jeszcze mniej niż w czasach Nettie Honeyball. I choć w nogę grają niemal wszystkie dziewczyny na świecie, to żadna damska drużyna nie powtórzyła sukcesu przebojowych i wielbionych panienek z Preston. </span><br />
<br /></div>
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="//www.youtube.com/embed/wy6OKFeZyf0" width="640"></iframe><br />
<i>Zdjęcia: Wikimedia Commons. Na otwarciu rysunek z Harper’s Bazaar z 1869 roku, wyśmiewający amatorki futbolu </i>Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-66369035336098103332014-05-27T09:00:00.000+02:002014-05-27T19:07:03.721+02:00Matki i córki<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<span style="font-size: large;">Żadna z kobiet, których portrety zobaczycie niżej, nie popatrzy Wam w oczy. Ich spojrzenie skupia się na trzymanym w objęciach dziecku, ale równie często na książce, robótce, fragmencie pejzażu albo szybuje gdzieś w przestrzeń, poza ramy obrazu. Twarzy portretowanych czasem w ogóle nie widać. Kryją się pod kapeluszem, są wtulone w ramię dziecka, odwrócone, schowane. Wygląda to tak, jakby modelka chciała z obrazu uciec albo w ogóle zapomniała, że do niego pozuje i że to ona ma być w centrum. A przecież nie jest. Nie ona. W centrum jej świata jest dziecko i to ono ma być na pierwszym planie. Jego grymasy, jego czułości, ale też jego śniadanie i czyste nogi. Nie ma w tych obrazach wystudiowanej słodyczy, jaka od czasów Rafaela rządzi tematem macierzyństwa w sztuce. Żadnych anielskich uśmiechów ani głębokich spojrzeń posyłanych nam, widzom, przez kobiety upozowane na Madonny z Dzieciątkiem. Tutaj portretowane matki mają nas w nosie. Tutaj nikt się do nas nie czuli. Tu każda scena to trzepot nerwów albo cicha demonstracja siły: oto moje dziecko, a w tle ja, najwierniejsza strażniczka jego świata. Popatrzcie:</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-iIJ4Vta_d0A/U4O6csjiECI/AAAAAAAAD0I/cLgmnnINCHI/s1600/1a.+%25C5%259Aniadanie+w+%25C5%2582%25C3%25B3%25C5%25BCku%252C+1897.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-iIJ4Vta_d0A/U4O6csjiECI/AAAAAAAAD0I/cLgmnnINCHI/s1600/1a.+%25C5%259Aniadanie+w+%25C5%2582%25C3%25B3%25C5%25BCku%252C+1897.jpg" height="516" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Śniadanie w łóżku, 1897</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-znE6GsJGJzI/U4O616LWBdI/AAAAAAAAD0Q/hAttWwcufFU/s1600/1b.+K%25C4%2585piel%252C+1893.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-znE6GsJGJzI/U4O616LWBdI/AAAAAAAAD0Q/hAttWwcufFU/s1600/1b.+K%25C4%2585piel%252C+1893.jpg" height="640" width="416" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Kąpiel, 1893</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-c2hgPgpxbX8/U4O7VKyCMCI/AAAAAAAAD0U/dNWS1nc0-rQ/s1600/2.+Maternit%C3%A9+(Brustnuckeln),+1890.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-c2hgPgpxbX8/U4O7VKyCMCI/AAAAAAAAD0U/dNWS1nc0-rQ/s1600/2.+Maternit%C3%A9+(Brustnuckeln),+1890.jpg" height="640" width="446" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Macierzyństwo, 1890</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-RA8n0yDLkZk/U4O7fW8GhzI/AAAAAAAAD0c/Sy7oPiYoxfg/s1600/3.+Mother+and+Child,+1897.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-RA8n0yDLkZk/U4O7fW8GhzI/AAAAAAAAD0c/Sy7oPiYoxfg/s1600/3.+Mother+and+Child,+1897.jpg" height="640" width="426" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Matka i dziecko, 1897</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-UblNW83bDYE/U4O7mC8M2gI/AAAAAAAAD0k/dd4qzjMUMgI/s1600/4.+Mother_and_Child_oko%C5%82o+1889.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-UblNW83bDYE/U4O7mC8M2gI/AAAAAAAAD0k/dd4qzjMUMgI/s1600/4.+Mother_and_Child_oko%C5%82o+1889.jpg" height="640" width="542" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Matka i dziecko, ok 1889</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-6ZZBVJEvG1Q/U4O7rvAU6aI/AAAAAAAAD0s/U92EGIGlrBw/s1600/5.+Pierwsza+pieszczota+dziecka,+1891.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-6ZZBVJEvG1Q/U4O7rvAU6aI/AAAAAAAAD0s/U92EGIGlrBw/s1600/5.+Pierwsza+pieszczota+dziecka,+1891.jpg" height="640" width="524" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Pierwsza pieszczota, 1891</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-cwwPyMpKJQ8/U4O719t8S0I/AAAAAAAAD00/OkQGbmnMnNI/s1600/5a.+Young+Thomas+and+His+Mother,+1893.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-cwwPyMpKJQ8/U4O719t8S0I/AAAAAAAAD00/OkQGbmnMnNI/s1600/5a.+Young+Thomas+and+His+Mother,+1893.jpg" height="640" width="498" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Mały Thomas z matką, 1893</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-Sb7dVuovbBs/U4O77SJR73I/AAAAAAAAD08/wm11mFQPrqI/s1600/5b.+mother-and-child-1880.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-Sb7dVuovbBs/U4O77SJR73I/AAAAAAAAD08/wm11mFQPrqI/s1600/5b.+mother-and-child-1880.jpg" height="414" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Matka i dziecko, 1880</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-zWQ0gwPpOmA/U4O8Ek3RJyI/AAAAAAAAD1E/vE_pwoostt0/s1600/5c.+Mother+Berthe+Holding+Her+Baby,+1900.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-zWQ0gwPpOmA/U4O8Ek3RJyI/AAAAAAAAD1E/vE_pwoostt0/s1600/5c.+Mother+Berthe+Holding+Her+Baby,+1900.jpg" height="640" width="474" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Matka trzymająca dziecko, 1900 </td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-CJA9Z645Fvw/U4O8KYcjjUI/AAAAAAAAD1M/FpBoXXaRvvE/s1600/6.+Young+Mother+Sewing,+1900.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-CJA9Z645Fvw/U4O8KYcjjUI/AAAAAAAAD1M/FpBoXXaRvvE/s1600/6.+Young+Mother+Sewing,+1900.jpg" height="640" width="502" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Młoda matka, 1900</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-WXCYsyfR-Ao/U4O8QUNdNKI/AAAAAAAAD1U/07oU8n_CoM8/s1600/6a.+Mary_Cassatt_-_Summertime_-1894.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-WXCYsyfR-Ao/U4O8QUNdNKI/AAAAAAAAD1U/07oU8n_CoM8/s1600/6a.+Mary_Cassatt_-_Summertime_-1894.jpg" height="640" width="510" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Lato, 1894</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-57wJRliqbY8/U4O8XjsJ0nI/AAAAAAAAD1c/RejY__DJHiY/s1600/7.+Auguste+Reading+to+her+daughter,+1910.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-57wJRliqbY8/U4O8XjsJ0nI/AAAAAAAAD1c/RejY__DJHiY/s1600/7.+Auguste+Reading+to+her+daughter,+1910.jpg" height="640" width="484" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Augusta czytająca córce, 1910</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-V9y9t2gkqcg/U4O8eCuUzUI/AAAAAAAAD1k/ajsv9ZAE7Ds/s1600/8.+Rodzina,1893.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-V9y9t2gkqcg/U4O8eCuUzUI/AAAAAAAAD1k/ajsv9ZAE7Ds/s1600/8.+Rodzina,1893.jpg" height="640" width="512" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Rodzina, 1893</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-c-QpMxIU_j8/U4O8kbwLmYI/AAAAAAAAD1s/5K0bI0M2J7Q/s1600/9.+Matka+i+dziecko-Lustro,+1905.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-c-QpMxIU_j8/U4O8kbwLmYI/AAAAAAAAD1s/5K0bI0M2J7Q/s1600/9.+Matka+i+dziecko-Lustro,+1905.jpg" height="640" width="510" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Lustro, 1905</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-CJjDJ5yAgGg/U4O8p6Rhc5I/AAAAAAAAD10/eAGUEVXqQuQ/s1600/10.+Susan+pocieszaj%C4%85ca+dziecko,+ok.+1881.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-CJjDJ5yAgGg/U4O8p6Rhc5I/AAAAAAAAD10/eAGUEVXqQuQ/s1600/10.+Susan+pocieszaj%C4%85ca+dziecko,+ok.+1881.jpg" height="410" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Susan pocieszająca dziecko, ok. 1881</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-Muy5yUFajNc/U4O8wrlQdtI/AAAAAAAAD18/a6MDfAGBc2s/s1600/11.+Przeja%C5%BCd%C5%BCka+%C5%82%C3%B3dk%C4%85,+1893-94.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-Muy5yUFajNc/U4O8wrlQdtI/AAAAAAAAD18/a6MDfAGBc2s/s1600/11.+Przeja%C5%BCd%C5%BCka+%C5%82%C3%B3dk%C4%85,+1893-94.jpg" height="496" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Przejażdżka łódką, 1893-94</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-RznrUO_2u6g/U4O84SQNUGI/AAAAAAAAD2E/K-Wyojiv6QU/s1600/12.+Pod+kastanowcem,+1998.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-RznrUO_2u6g/U4O84SQNUGI/AAAAAAAAD2E/K-Wyojiv6QU/s1600/12.+Pod+kastanowcem,+1998.jpg" height="640" width="450" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Pod kasztanowcem, 1898</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Dziś te obrazy uznawane są za jedne z najlepszych scen macierzyństwa w historii sztuki, ale niewiele brakowało, a mogły wcale nie powstać. Malowała je bowiem w ostatnich dekadach XIX wieku kobieta, Amerykanka Mary Cassatt. Wszystko działo się w czasach, w których nikt nie miał specjalnej ochoty oglądać narodzin damskich talentów. Zanim więc Mary zabrała się do roboty, musiała sobie najpierw z tą rzeczywistością poradzić. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Start jest niezły. Mary przychodzi na świat w 1844 roku w zamożnej rodzinie bankiera z Pensylwanii. Dzieciństwo ma sielskie/anielskie. Kochający rodzice, gromadka braci i sióstr, piękny dom w Filadelfii, najlepsi nauczyciele, a w ramach edukacji z historii sztuki - podróże po Europie. Problemy zaczynają się, gdy dziewczynka kończy 15 lat i postanawia wyruszyć w świat samodzielnie. Marzenie ma tylko jedno - chce malować. Ale nie tak, jak panienki i panie z jej sfery, pacykujące akwarelki w ogrodzie. Jej chodzi o sztukę, a nie obrazki do bawialni. O taką sztukę, która da spełnienie i zapisze życie. No i pozwoli na nie zarobić. Wie, że pierwsze, co musi zrobić, to znaleźć się w gronie profesjonalistów. Akademia Sztuk w Pensylwanii to jest to!</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Ojciec, usłyszawszy o zamiarach córki, reaguje jak na ówczesnego ojca przystało. „Wolałbym cię widzieć martwą!” - ryczy. Ale ostatecznie zgadza się, by studiowała. Akademia przyjmuje już kobiety, a ukończenie takich kursów nie oznacza jeszcze, że przyzwoita panna spędzi całe życie umazana farbą w jakiejś pracowni na poddaszu. W końcu się ustatkuje, wyjdzie za mąż i czas wywieje jej z głowy durne myśli. No tak. Racja. To najczęstszy scenariusz. Ale akurat nie w tym przypadku. Nie w przypadku perfekcjonistki, której zdaniem sztuka wymaga pełnego poświęcenia. I która jest na nie gotowa.</span></div>
<div>
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-QPxLoN3DcpQ/U4PCg4QZm8I/AAAAAAAAD2c/YOxALYpwxk0/s1600/mcclogo.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-QPxLoN3DcpQ/U4PCg4QZm8I/AAAAAAAAD2c/YOxALYpwxk0/s1600/mcclogo.jpg" height="400" width="292" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Mary w czasach paryskiej edukacji</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Mary idzie do Akademii i spędza w niej kilka lat. Coraz bardziej sfrustrowana. Denerwuje ją ślimaczy tok studiów, złości protekcjonalny stosunek do kobiet. Niestety, tam też dbają o przyzwoitość. Nieliczna grupka studentek ma osobny program, w którym akty maluje się na podstawie gipsowych odlewów. Studium ludzkiego ciała z natury? Zapomnijcie! Mary wie, że chcąc wyjść ponad tę wyrobniczą przeciętność, musi jechać tam, gdzie bije serce artystycznego świata - do Paryża. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Wyjeżdża tam dwa razy. Pierwszy kilkuletni pobyt dziewczyny jest kursem rzemiosła. Który musi sama sobie zorganizować. Paryska Szkoła Sztuk Pięknych jest zamknięta dla kobiet, trzeba zabiegać o indywidualne zajęcia. Mary jakoś udaje się zdobyć dojścia do uznanych akademików, Jean-Léon Gérôme przyjmuje ją na lekcje. No i jest Luwr, gdzie razem z tłumem podobnych sobie dziewczyn spędza godziny na kopiowaniu obrazów - to jeden z popularniejszych wówczas treningów zostawionych samym sobie młodych malarek (kursy samokształcenia, powiedzielibyśmy dziś). </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Naprawdę ważny będzie drugi wyjazd trzydziestoletniej już Mary. Bo w Ameryce jakoś jej nie idzie. Maluje obrazy, nawet je wystawiają, nawet chwalą, ale nikt nie kupuje. Filadelfijska prasa traktuje ją lekceważąco, jako „uzdolnioną i interesującą się rysunkami córkę znakomitej miejscowej rodziny”, choć w rzeczywistości jest przecież świetnie przygotowaną profesjonalnie malarką. W końcu przychodzi intratne zlecenie. Arcybiskup Pittsburgha zamawia u niej kopie kilku obrazów Correggia. Honorarium jest spore. Wystarczy - myśli Mary - na podróż do Europy i na pokrycie części pobytu. Postanawia wracać.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">I chwała Bogu, że wraca, bo dzięki temu narodzi się Mary Cassatt, jaką dziś znamy. Przełomem jest spotkanie Edgara Degasa, mistrza awangardy, którą wówczas stanowią poczciwi impresjoniści. Mary będzie potem opowiadać o piorunującym wrażeniu, jakie zrobiły na niej ich płótna. Gdy pierwszy raz zobaczyła obrazy Degasa w oknie paryskiej galerii, zamarła na całe godziny z nosem rozpłaszczonym na szybie, chłonąc każdy ich szczegół: „Były tym, co zmieniło moje życie”. Zachwyt Degasa po obejrzeniu jej obrazów nie jest tak entuzjastyczny, ale jednak jest. „Oto ktoś, kto czuje jak ja” - mówi. I serwuje Mary komplement: „Większość kobiet maluje tak, jakby ozdabiała kapelusze. Ty nie”.</span></div>
<div>
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-4-PILxG2p6o/U4PDrUi_DhI/AAAAAAAAD2k/msgjRhwfu2A/s1600/Edgar+Degas+,+Portret+panny+Cassatt,+c.+1876-1878.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-4-PILxG2p6o/U4PDrUi_DhI/AAAAAAAAD2k/msgjRhwfu2A/s1600/Edgar+Degas+,+Portret+panny+Cassatt,+c.+1876-1878.jpg" height="320" width="266" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Panna Cassatt na portrecie Degasa,<br />
ok. 1876-78</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Są podobni. I w sztuce, i w życiu. Dla obojga inspiracją są ludzie i ich codzienność, nie malują tych wszystkich wschodów i zachodów słońca, w ich sztuce prawie nie ma pejzaży. Oboje też pochodzą z tzw. dobrych rodzin, są świetnie wykształceni, czarujący i eleganccy, słyną z inteligencji, dowcipu i niemałego temperamentu. Na kolejne czterdzieści lat połączy ich przyjaźń, choć niektórzy są zdania, że także burzliwy romans. Tego się jednak nie dowiemy, bo Degas nie pisnął o tym słówka, a Mary przed śmiercią spaliła całą ich korespondencję. Oboje jak widać byli także dyskretni. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Odtąd Mary wystawia swoje obrazy z impresjonistami i wystawia z sukcesem. Jej prace są chwalone przez krytykę, znajdują nabywców. Już nie musi chałturzyć, żeby mieć na czynsz, eksperymentuje z nowymi technikami, tematami, krystalizuje się jej styl. Może i nie maluje - wedle słów Degasa - jak większość kobiet. Za to maluje kobiety. I to w najbardziej kobiecych rolach. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Matka i dziecko, jej ukochany temat. Modelkami nie są żadne sławne mamy, co częste w przypadku jej koleżanek-portrecistek. Zwykle to anonimowe dla widza osoby - kuzynki, siostry, sąsiadki. Uchwycone w chwili, w której wydają się kompletnie nieświadome, że pozują do jakiegoś obrazu, że ktoś je ogląda. To dlatego tak mało w tych wizerunkach kokieterii, a tak wiele prawdy. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Dlaczego akurat ten temat? Najłatwiej o proste diagnozy: Mary nigdy nie wyszła za mąż, nie urodziła dziecka, może więc malowanie scen macierzyństwa kompensowało ten brak? Może. Ale nie wiadomo, czy gdyby miała własną rodzinę te piękne obrazy w ogóle by powstały. A co do dzieci… Miała je przecież. Malowała je każdego dnia. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Piękne wspomnienie o Mary zostawił jej marszand René Gimpel, który odwiedził sędziwą już artystkę w jej domu w Grasse w 1918 roku. Przeżywała wtedy największy dramat swego życia. Po nieudanej operacji zaćmy niemal zupełnie straciła wzrok, całkowicie przestała malować: „Tak bardzo kochała słońce i odnajdowała w jego blasku tyle piękna, a teraz ledwie docierało do niej światło. (…) Brała w dłonie główki moich dzieci i niemal dotykając twarzą, wpatrywała się w nie uważnie, mówiąc: jak bardzo chciałabym je namalować”. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Dlatego na końcu tego postu będzie dziecko - powstała w 1878 roku „Dziewczynka w niebieskim fotelu”. Bardzo lubię ten obraz, bo taką ładną historię opowiada! Od razu widać, że mała urwała się z jakiejś rodzinnej uroczystości. Jest wystrojona w świąteczne koronki przepasane tartanową szarfą, do której dobrano skarpetki i kokardę we włosach, nosi eleganckie buciki ze srebrnymi klamerkami. Ale ta poza! Kolana rozrzucone, jedna ręka zatknięta za głowę, druga niedbale wsparta o fotel… To jasne, że obok nie ma nikogo z dorosłych, który natychmiast kazałby jej ładnie usiąść, nie siać zgorszenia, a na koniec jeszcze dałby po łapach. Ale w pokoju jest pusto. Są tylko niebieskie kanapy i jeden mały znudzony pies. Dziewczynka może rozłożyć się jak jej najwygodniej i rozhuśtać marzenia. Będzie księżniczką? Artystką? Mamą? Nieważne, tak czy inaczej właśnie zbiera siły. W sposób najlepszy z możliwych - odważnie i po swojemu.</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-BPIYzcTgBLA/U4PBwwxVCyI/AAAAAAAAD2Q/4Z7ALp5oTK4/s1600/Little+Girl+in+a+Blue+Armchair,+1878.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-BPIYzcTgBLA/U4PBwwxVCyI/AAAAAAAAD2Q/4Z7ALp5oTK4/s1600/Little+Girl+in+a+Blue+Armchair,+1878.jpg" height="438" width="640" /></a></div>
<div>
<i>Cytaty zaczerpnęłam z książki „Twórcy” Paula Johnsona, Świat Książki, 2008</i></div>
<div>
<div>
<i> Zdjęcia: Wikimedia Commons, Web Gallery of Art</i></div>
</div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-83546934614911886192014-05-02T12:37:00.000+02:002015-04-29T10:16:12.654+02:00To mógł być piękny lot<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-v64YjiSB41c/U2NmnEFxGDI/AAAAAAAADyE/XrKkjZ0qxgw/s1600/Reitsch.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-v64YjiSB41c/U2NmnEFxGDI/AAAAAAAADyE/XrKkjZ0qxgw/s1600/Reitsch.jpg" height="320" width="246" /></a></div>
<span style="font-size: large;">Och, jak by chciała pofrunąć! Polecieć jak ptak, prosto w wełniane chmury, poczuć wiatr we włosach, zobaczyć krańce Ziemi! Wysoko, wysoko! Każdy o tym marzy. To dlatego dzieci wspinają się na drzewa, a dorośli na szczyty gór. Ale przecież można oderwać stopy od ziemi, naprawdę zawirować w przestworzach! Ta tęsknota tkwi w niej, odkąd pamięta. Kiedy miała cztery lata, przerażeni rodzice ściągali ją z balkonu, stojącą z rozłożonymi ramionami, gotową do skoku. Ale teraz, jako piętnastolatka, już wie, jak pofrunąć, obserwuje ten cud każdego dnia.</span><br />
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Gdy tylko lekcje się skończą, wsiada na rower i gna za miasto, na lotnisko, na rogatki Jeleniej Góry. Tam jest sławna szkoła szybowcowa, w której krzątają się grupki młodych mężczyzn zajętych tym, o czym ona śni po nocach. Może godzinami gapić się, jak przygotowują swoje powietrzne statki, podobne do ogromnych białych ptaków, jak startują i ze świstem wzbijają się w powietrze. I ma nadzieję - więcej, jest najzupełniej pewna - że sama też tak poleci.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Nieważne, że jest mała, chuda i pasuje do tych wysportowanych mężczyzn jak pięść do nosa. Nieważne, że wszyscy jej mówią: nie masz szans! Ten sport wymaga odwagi, siły i męstwa, na jakie kobiety nie stać! Słucha ich, kiwa grzecznie głową, ale ani myśli się poddać. Wymarzyła już sobie własne życie i dobrze wie, jak będzie wyglądać – zostanie lekarzem, jak tata, ale latającym lekarzem, w Afryce! Dotrze do tych najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących, niosąc im pomoc i ulgę w cierpieniu, niczym skrzydlaty anioł.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Jak myślicie, uda jej się? I tak, i nie.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Początki wyglądają obiecująco. Piętnastolatka dorasta, robi maturę i wierna swemu marzeniu zapisuje się na studia medyczne, ale wcześniej - do szkoły szybowcowej. Jest wśród kursantów jedyną dziewczyną. Patrzą tam na nią, jak na raroga, parskając na boku i wymieniając kpiące uśmieszki. 154 cm wzrostu i 45 kilo wagi. I toto się rwie do pilotowania szybowców? Ale po paru tygodniach uśmiechy gasną, a kpiny zastępują pełne niedowierzania spojrzenia. Bo dziewczyna ma talent! Niezwykły! Skomplikowane manewry chwyta w lot, nic nie stanowi dla niej przeszkody, a nerwy ma jak ze stali. Jest tak dobra, że sam szef szkoły bierze ją na indywidualne lekcje. Po cichu gadają, że trafił im się prawdziwy diament, który po oszlifowaniu będzie brylantem pierwszej wody. Ona ma zadatki na prawdziwego asa! </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Jak myślicie, uda jej się? I tak, i nie.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Co to za biografia, spytacie, złożona z samych niejednoznaczności? Osiągnęła coś w końcu ta panna czy nie? Sęk w tym, że odpowiedź nie jest prosta i zaraz będzie jasne, dlaczego. Czas przedstawić moją bohaterkę. Jest nią Hanna Reitsch, niemiecka pilotka, zaliczana dziś do stu największych postaci światowego lotnictwa. I nazywana ulubioną pilotką Hitlera. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-ymg9tPNFe-4/U2NqXB4nllI/AAAAAAAADyo/FTa_nnlvDW8/s1600/article-2320463-000EE75600000578-685_634x417.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-ymg9tPNFe-4/U2NqXB4nllI/AAAAAAAADyo/FTa_nnlvDW8/s1600/article-2320463-000EE75600000578-685_634x417.jpg" height="420" width="640" /></a></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Aż chciałoby się westchnąć: czemuż ta brzydka historia tak brutalnie tratuje takie piękne dziewczęce marzenia? Niestety, Hanna ma nieszczęście trafić na jeden z jej najgorszych momentów. Przychodzi na świat w 1912 roku w Jeleniej Górze, która wtedy nazywa się Hirschberg. W czasie, gdy siedzi na trawie lotniska, gapiąc się na szybowce i rojąc o lataniu nad Afryką, w jej kraju rwie się do władzy opętany manią wielkości facet, który znalazł genialny patent na kompleksy własne i narodu, liżącego rany po przegranej wojnie. Za chwilę powie Niemcom: jesteście wyjątkowi, lepsi od innych, jesteście elitą świata, powinniście przewodzić! Już on potrafi porwać ludzi stęsknionych wielkich Niemiec!</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Hanna nie jest od swoich rodaków lepsza ani gorsza. Ją też Hitler uwodzi, tak jak tysiące jej rówieśników. Jak wszyscy młodzi tylko czeka zapewnienia, że świat należy do nich i do niej. A Hitler potrafi udzielać takich zapewnień wyjątkowo przekonująco!</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">No więc już wiemy, że życie Hanny pobiegnie nie tylko według jej, lecz także jego marzeń. Owszem, pasja lotnicza wciąż będzie najważniejsza, ale teraz tak pięknie można ją połączyć ze służbą dla kraju! Dziewczyna już nie myśli o biednej Afryce, jej miejsce zajmują wielkie Niemcy. Po czterech semestrach rzuca studia medyczne, skupia się tylko na lotnictwie, teraz jej talentu potrzebuje ojczyzna!</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">A ten talent się rozwija. I to jak! Rzeczywistość okazuje się sto razy lepsza niż najdziksze dziecięce marzenia. Czego się nie dotknie, kolejny rekord. Za co się nie weźmie, murowany sukces. Dziś wszystkie jej biografie naładowane są zdaniami, zaczynającymi się od słów: „jako pierwsza…”. Jako pierwsza kobieta przelatuje szybowcem nad Alpami. Jako pierwsza pilotuje helikopter. Jej pierwszej w historii udaje się lot w zamkniętym pomieszczeniu. Jako dwudziestoparolatka zgarnia dla siebie wszystkie szybowcowe rekordy kobiet - długości lotu, wytrzymałości, wysokości. Tych lotniczych rekordów w całym swoim życiu ustanowiła - uwierzycie? - ponad czterdzieści!</span><br />
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-lrXU4UnzEhU/U2N4aGaNsSI/AAAAAAAADzY/E5vZ68jcppQ/s1600/Hanna+Reitsch+w+kokpicie+wczesnym+hellicopter.+Erst+Udet.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-lrXU4UnzEhU/U2N4aGaNsSI/AAAAAAAADzY/E5vZ68jcppQ/s1600/Hanna+Reitsch+w+kokpicie+wczesnym+hellicopter.+Erst+Udet.jpg" height="416" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">W kokpicie helikoptera, 1938</td></tr>
</tbody></table>
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-zup1iQ2K-Cc/U2N4kqWEg7I/AAAAAAAADzg/PSVskWVH1wU/s1600/DFS+Habicht+1938+Wielki+dzie%C5%84+latania+Kassel-Waldau+z+Hann%C4%85+Reitsch+i+kapitan+Knoetsch.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-zup1iQ2K-Cc/U2N4kqWEg7I/AAAAAAAADzg/PSVskWVH1wU/s1600/DFS+Habicht+1938+Wielki+dzie%C5%84+latania+Kassel-Waldau+z+Hann%C4%85+Reitsch+i+kapitan+Knoetsch.jpg" height="408" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Podczas pokazów lotniczych, 1938</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Jej nazwisko szybko staje się marką. Nie może być inaczej w Niemczech lat trzydziestych, szykujących się pod wodzą Hitlera do podboju świata. Przemysł lotniczy rozkwita, w fabrykach rodzą się nowoczesne myśliwce, bombowce, powstają pierwsze modele helikopterów. A Hanna czuje się w tej rzeczywistości tak, jakby ktoś nagle wyprawił jej wspaniałe urodzinowe przyjęcie - postawił na stole najsmakowitsze dania i pozwolił objadać się do woli.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Pracuje jako pilot doświadczalny i oblatywacz, fruwa na tych wszystkich cudownych, nowych maszynach, a jej spostrzeżenia są na wagę złota dla konstruktorów. W przededniu wojny robi dla sił powietrznych III Rzeszy, dla Luftwaffe, więcej, niż setka wykształconych adeptów szkół lotniczych. Błyskawicznie przychodzi uznanie: jako pierwsza kobieta w historii zdobywa tytuł kapitana lotnictwa.</span></div>
<div>
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-rViUBpeS9oQ/U2Np4glUVBI/AAAAAAAADyY/y5P5KxSCfC8/s1600/reitsch-hanna-5.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-rViUBpeS9oQ/U2Np4glUVBI/AAAAAAAADyY/y5P5KxSCfC8/s1600/reitsch-hanna-5.jpg" height="272" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Hitler dekoruje Hannę Krzyżem Żelaznym, 1941</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Adolf Hitler jest urzeczony Hanną. Oto, twierdzi, inspiracja dla wszystkich niemieckich dziewcząt! Co prawda, wedle propagandowej ściemy ich życiem powinna rządzić zasada ”Kirche, Kinder, Kuche” (kościół, dzieci, kuchnia), ale to przecież dotyczy tylko szarej masy, a nie jednostek wybitnych. Hanna nie ma męża ani dzieci, kuchni też nie prowadzi, za to jest prawdziwą superstar III Rzeszy. Uśmiecha się z okładek gazet, z kolorowych pocztówek, a Führer gnie się przed nią w ukłonach, za którymi idą najwyższe honory – zostaje pierwszą i jedyną kobietą odznaczoną przez niego dwukrotnie Krzyżem Żelaznym, zarówno pierwszej, jak i drugiej klasy.</span><br />
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-Rh1W8qbnRt4/U2NqAwxi8FI/AAAAAAAADyg/OH7Nk6fXZXA/s1600/Hanna-kartki.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-Rh1W8qbnRt4/U2NqAwxi8FI/AAAAAAAADyg/OH7Nk6fXZXA/s1600/Hanna-kartki.jpg" height="377" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Na propagandowych pocztówkach</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Hanna Reitsch jest urzeczona wodzem, co najmniej w takim samym stopniu, jak on nią. Dla niego pod koniec wojny zdobędzie się na czyn, który przejdzie do historii jako przykład jej niesamowitych umiejętności i brawury w jednym.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Dzieje się to w ostatnich dniach kwietnia 1945 roku. Hitler tkwi zaszyty w bunkrach oblężonego przez Rosjan Berlina. Szefem Luftwaffe już nie jest Göring, uznany przez Hitlera za zdrajcę. Jego miejsce ma zająć generał Ritter von Greim, przyjaciel Hanny. I właśnie on chce się przedrzeć do uwięzionego w stolicy wodza. Hanna błaga go, by pozwolił sobie towarzyszyć, ale Greim - wiedząc, jak znikoma jest szansa, że w ogóle dolecą - nie chce o tym słyszeć. Wsiada do małej, dwumiejscowej maszyny Fieseler Stroch, ale nie ma pojęcia, że z tyłu ukryła się Hanna. Dolecą dzięki niej. W silnym rosyjskim ogniu zaporowym generał zostaje ranny, stery przejmuje Hanna i bezpiecznie sadza samolot przy Bramie Branderburskiej. <br />
Oboje namawiają Hitlera do ucieczki. Gdy odmawia, deklarują, że zostaną i umrą razem z nim. Opuszczają Kancelarię Rzeszy dopiero na jego wyraźny rozkaz, zaopatrzeni w kapsułki z cyjankiem, w każdej chwili gotowi na śmierć u boku swego Führera. Wtedy Hanna dokonuje kolejnej niemożliwej rzeczy: startuje wśród ognia artylerii przeciwlotniczej i razem z rannym Greimem opuszcza oblężone miasto.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Wyczyn graniczy z samobójstwem, ale to przecież nie pierwszy raz, gdy Hanna gotowa jest oddać za Hitlera życie. Niżej przytaczam fragment „Pamiętników” Leni Riefenstahl, innej utalentowanej Niemki o niemal bliźniaczej biografii - jej świetnie zrobione filmy, gloryfikujące ruch narodowosocjalistyczny, uważane są za jedne z najlepszych propagandówek w dziejach. Leni spotkała Hannę tylko raz, tuż po wojnie, kiedy pilotka przebywała w amerykańskim areszcie. Rozmawiały głównie o… Führerze:</span></div>
<blockquote class="tr_bq">
<span style="font-size: large;">„Opowiadała mi, że złożyła Hitlerowi pewną propozycję w imieniu dużej grupy niemieckich pilotów bojowych. Byli gotowi w locie nurkowym dokonać samobójczego ataku na brytyjskie okręty, aby nie dopuścić do lądowania aliantów w Normandii. Hitler, jak twierdziła, stanowczo odrzucił ten pomysł. </span><span style="font-size: large;"> - Każdy, kto stawia życie na szali w walce o swą ojczyznę, musi mieć szansę przetrwania, choćby niewielką. My, Niemcy, nie jesteśmy japońskimi kamikadze - powiedział.</span><span style="font-size: large;"> Pozostawało to w sprzeczności z obrazem okrucieństw, jakich dokonywano powszechnie podczas wojny.</span><span style="font-size: large;"> - Naprawdę byś to zrobiła? - spytałam.</span><span style="font-size: large;"> - Tak - odparła ta mała krucha osóbka. Uściskałyśmy się”.</span></blockquote>
<div>
<span style="font-size: large;">Z amerykańskiego więzienia Hanna wyszła po piętnastu miesiącach. Nie miała dla Amerykanów większej wartości. Nie brała udziału w walkach, nie była konstruktorem samolotów, ona je tylko testowała. W więzieniu dowiedziała się o straszliwym końcu swojej rodziny. Jej ojciec, zagorzały nazista, w strachu przed nadciągającymi Rosjanami zastrzelił z karabinu żonę, siostrę Hanny, wnuki, a na końcu siebie. Hanna została całkiem sama, latać też jej zabroniono. Gdy po kilku latach zakaz został cofnięty, natychmiast wróciła za stery. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Jak myślicie, jaki po wojnie był jej stosunek do własnej przeszłości? Żałowała czegoś? Niestety, nie.</span></div>
<div>
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-p7lRTmvtGDY/U2NrVR2YhkI/AAAAAAAADy0/iKHoELx8eUU/s1600/Hanna+Reitsch+pozdrawia+po+hitlerowsku+mieszka%C5%84c%C3%B3w+jej+rodzinnego+Hirschbergu+(Jeleniej+G%C3%B3ry).+Zdj%C4%99cie+z+kwietnia+1941+roku.+Po+lewej+Gauleiter+Karl+Hanke.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-p7lRTmvtGDY/U2NrVR2YhkI/AAAAAAAADy0/iKHoELx8eUU/s1600/Hanna+Reitsch+pozdrawia+po+hitlerowsku+mieszka%C5%84c%C3%B3w+jej+rodzinnego+Hirschbergu+(Jeleniej+G%C3%B3ry).+Zdj%C4%99cie+z+kwietnia+1941+roku.+Po+lewej+Gauleiter+Karl+Hanke.jpg" height="640" width="452" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Z ręką uniesioną w hitlerowskim pozdrowieniu wśród mieszkańców <br />
rodzinnego Hirschbergu (Jeleniej Góry), 1941 </td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Nigdy się nie odcięła od swojego zaangażowania na rzecz hitlerowskich Niemiec. Nie czuła skruchy ani potrzeby ekspiacji. W książkach, jakie napisała, zapewniała: „Zajmowałam się wyłącznie badaniami, z polityką nie miałam nic wspólnego”, „chciałam tylko latać”. Ale zupełnie nie rozumiała, dlaczego nie pozwalają jej nosić Żelaznego Krzyża ze swastyką, z którego do końca była dumna.</span></div>
<div>
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-DpGY05gaJ2U/U2NsFT52QdI/AAAAAAAADy8/EwAl4piQ0EM/s1600/Hanna+szkoli+m%C5%82odych+szybownik%C3%B3w,+Ghana,+1964.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-DpGY05gaJ2U/U2NsFT52QdI/AAAAAAAADy8/EwAl4piQ0EM/s1600/Hanna+szkoli+m%C5%82odych+szybownik%C3%B3w,+Ghana,+1964.jpg" height="280" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Podczas szkolenia młodych szybowników w Ghanie, 1964</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Dlatego piękna kariera Hanny Reitsch nigdy nie będzie idealnie piękna. Wspaniałe rekordy zawsze będą się wydawały mniej zachwycające, odwaga mniej imponująca. Bo zza jej pleców wciąż wygląda brzydki Hitler. Nawet entuzjaści Hanny, w euforii piszący o jej lotniczych wyczynach, czują się w obowiązku wyciągnąć bielidło, podretuszować portret, zapewnić, że choć była pilotką hitlerowskich Niemiec, to nigdy nie należała do NSDAP. I że po wojnie bardzo ją ceniono, Kennedy zapraszał ją do Białego Domu, a w kraju czarnoskórego prezydenta Ghany założyła szkołę szybowcową. Jakby chcieli krzyknąć: zgrzeszyła, ale nie tak bardzo! Najwyżej brakiem refleksji! </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Czy to taki wielki grzech? Tak, wielki.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Kiedy teraz o niej piszę, cały czas wraca do mnie obejrzany niedawno film. Opowiada o innej Hannie, też urodzonej w Niemczech, niemal w tym samym czasie co bohaterka tego tekstu, ledwie kilka lat wcześniej. Ta druga Hanna też zapisała się w historii jako postać wybitna, intelektualistka, autorka jednej z najbardziej przenikliwych definicji źródeł zła. Mówiła o jego porażającej banalności, o tym, że wcale nie trzeba być potworem, by dopuszczać się najpotworniejszych czynów. Wystarczy wyłączyć myślenie, zdać się na innych, zostać wykonawcą rozkazów. Bez cienia osobistej refleksji nad ich sensem. Mówię o Hannah Arendt, niemieckiej Żydówce, której przenikliwość pomogła zrozumieć ten niezrozumiały wybryk historii, jakim była Zagłada i udział w niej tysięcy ludzi. Zwyczajnych, banalnych, nie różniących się od nas. Grzeszących tylko i aż tym, że na ten straszny czas ludźmi być przestali, bo nie zadawali sobie pytań o sens świata wokół nich. Film „Hannah Arendt”, nakręcony w 2012 roku przez Margarethe von Trotta, nie był u nas specjalnie popularny, ale jeszcze gdzieniegdzie kołacze się w kinach. Jeśli go znajdziecie, idźcie obejrzeć. Pomaga zrozumieć, jak niebezpiecznie blisko tego, co najgorsze, może być każdy z nas.</span><br />
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="//www.youtube.com/embed/3Lw0hDPs2L4" width="640"></iframe><br />
<span style="font-family: "Perpetua","serif"; font-size: 13.0pt; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-bidi-language: AR-SA; mso-bidi-theme-font: minor-bidi; mso-fareast-font-family: Perpetua; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;"><i>Zdjęcia: Wikimedia Commons, Bundesarchiv</i></span></div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com44tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-10809212325987487952014-03-20T22:56:00.000+01:002014-05-06T18:30:26.045+02:00Czarownica<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-MQ3P7jyOS3A/Uys5GMDk3JI/AAAAAAAADwQ/7eFyh4optyo/s1600/1.+il_fullxfull.395880619_qfzr.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-MQ3P7jyOS3A/Uys5GMDk3JI/AAAAAAAADwQ/7eFyh4optyo/s1600/1.+il_fullxfull.395880619_qfzr.jpg" height="320" width="283" /></a></div>
<span style="font-size: large;">Sydonia zna swoją wartość. Najpiękniejsza na Pomorzu. Tak o niej mówią. Wyjątkowa. Nie tylko urodziwa, ale i mądra. Zasługująca, by dostać od życia to, co najlepsze. Tak zawsze mówił ojciec, który podobnych pochwał skąpił jej siostrze i bratu. To ona, najmłodsza, była „córeczką tatusia”, to jej poświęcał najwięcej uwagi, co zresztą było naturalne, rosła przecież bez matki, która zmarła, gdy Sydonia miała ledwie kilka lat. No, a teraz ojciec wysyła ją w miejsce, w którym dziewczyna znajdzie swoje szczęście. Tam wszystko, co najlepsze, będzie na wyciągnięcie ręki. </span><br />
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Tak sobie myśli Sydonia, gdy kareta wiezie ją do Wołogoszczy, na zamek księcia pomorskiego Filipa I. Na książęcy dwór! Tata trochę się namęczył, by wyjednać dla niej miejsce we fraucymerze księżnej Amalii. Ale Sydonia go nie zawiedzie. Jest pewna, że jej przyszłość będzie spełnieniem snów ojca i jej własnych, dziewczęcych. Przecież jest wyjątkowa, a teraz cały wielki świat zobaczy to i doceni. Książę Filip ma kilku synów, jednego w jej wieku, podobno pięknego. Jak ona. Dlaczego nie miałaby poślubić młodego księcia? Jeśli nie ona, najpiękniejsza w kraju, to kto? Nie jest księżniczką krwi, ale wywodzi się z jednego z najświetniejszych i najstarszych pomorskich rodów. Mamy wiek XVI, a jej dziadowie żyli na Pomorzu Zachodnim już od X stulecia, tak samo długo jak rządzący nim dziś książęta, Gryfici. Jej ojciec, hrabia von Borck, nie ustępuje księciom! </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-bCHnoKuOqxA/Uys67akHCxI/AAAAAAAADwc/McCwHKHvQ8o/s1600/Zamek+w+Wolgast+Dzis+nieistniej%C4%85cy)+na+Wielkiej+Mapie+Ksi%C4%99stwa+Pomorskiego+z+pocz%C4%85tku+XVII+wieku+(budowla+po+prawej+stronie+oznaczona+liter%C4%85+B)+(2).jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-bCHnoKuOqxA/Uys67akHCxI/AAAAAAAADwc/McCwHKHvQ8o/s1600/Zamek+w+Wolgast+Dzis+nieistniej%C4%85cy)+na+Wielkiej+Mapie+Ksi%C4%99stwa+Pomorskiego+z+pocz%C4%85tku+XVII+wieku+(budowla+po+prawej+stronie+oznaczona+liter%C4%85+B)+(2).jpg" height="403" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Nieistniejący dziś zamek w Wołogoszczy (Wolgast) na Wielkiej Mapie Księstwa Pomorskiego z początku XVII wieku - to budowla po prawej stronie oznaczona literą B</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
Wyposażona w swoją wielką urodę i równie wielką dumę, Sydonia przybywa na wołogoski dwór. Na którym dalsze wypadki toczą się tak, jak toczyć się powinny. Wszyscy są oczarowani prześliczną panną. I książę Filip, i jego matka Amalia i - co najważniejsze - książęcy syn, Ernest Ludwik. Faktycznie, jest ładny. Nawet uderzająco ładny, smagły i ciemnowłosy, o marzycielskim usposobieniu i melodyjnym głosie. Dostanie potem od swoich współczesnych przydomek Piękny. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Serce dziewczyny bije mocniej dla młodzieńca, jest pewna, że lada moment szczęśliwy los się dopełni. Na książęcym dworze czuje się, jak ryba w wodzie, rozkwita. Jej dowcip, gracja, czar znajdują wreszcie odpowiednią publiczność. Znakomici zalotnicy ustawiają się w kolejce, ale ona czeka na księcia. Niespecjalnie długo czeka - oszołomiony urodą dziewczyny Ernest Ludwik składa jej propozycję małżeństwa.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-hJfCQ4Kf-Ys/Uys8gJEDAXI/AAAAAAAADws/g1FfGDPZV6E/s1600/Ernest+Ludwik%252C+zwany+Pi%25C4%2599knym%252C+XVI+w%252C+autor+nieznany.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-hJfCQ4Kf-Ys/Uys8gJEDAXI/AAAAAAAADws/g1FfGDPZV6E/s1600/Ernest+Ludwik%252C+zwany+Pi%25C4%2599knym%252C+XVI+w%252C+autor+nieznany.jpg" height="400" width="398" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ernest Ludwik, zwany Pięknym, XVI w., autor nieznany</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;"> I tu następuje dramatyczny zwrot w tej historii. Bo rodzina młodego człowieka mówi stanowcze: nie. Ernest jest co prawda dopiero czwartym synem, może nigdy nie dochrapie się wielkiej władzy, ale przecież pochodzenie zobowiązuje. Książę krwi musi poślubić księżniczkę krwi, równą sobie. Takie lokalne piękności, jak Sydonia, nadają się na nałożnicę, a nie na żonę. Nie jest dość dobra.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Ernest kładzie uszy po sobie i cofa oświadczyny. A ona, co robi ona? Ona nie wie, co się dzieje. Jak to: nie dość dobra? Ona nie jest dla nich dość dobra?! Przecież nie ma lepszej! Świat wali jej się w gruzy. Puszczają wszystkie hamulce, które jeśli </span><span style="font-size: large;">kiedykolwiek</span><span style="font-size: large;"> istniały, to i tak nie miały szansy się ujawnić, bo przecież żyła dotąd jak pączek w maśle, wychwalana i adorowana przez wszystkich. </span><br />
<span style="font-size: large;">
- Niech was piekło pochłonie! - krzyczy, upokorzona do szpiku kości. I w jakimś paroksyzmie wściekłości wyrzuca z siebie zdanie-złorzeczenie, które wszyscy zapamiętają: - Nie minie </span><span style="font-size: large;">pięćdziesiąt</span><span style="font-size: large;"> lat, a cały wasz ród wyginie!</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Czy gdyby wiedziała, jak prorocze okażą się te słowa, zapanowałaby nad językiem? Czy siedziałaby cicho, gdyby ktoś jej powiedział, że to rzucone w złości przekleństwo się spełni, a jej przyniesie śmierć? Nie sądzę. Popędliwa i dumna Sydonia, przywykła do uwielbienia i hołdów, nie liczyła zysków i strat, kiedy ktoś wgniatał ją w ziemię. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Wraca do domu. Do taty, do jedynego mężczyzny, który widział w niej skończoną doskonałość. Ale w domu nie znajdzie ukojenia. Niedługo po jej powrocie ojciec umiera. Te dwa ciosy, jeden po drugim - pierwszy wymierzony w jej dumę, drugi w serce - zmienią ją na zawsze. To będzie jak przebudzenie ze słodkiego snu, w którym świat na jedno skinienie dopasowywał się do naszych kaprysów i pragnień. Teraz trzeba będzie z nim walczyć. </span></div>
<div>
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-Z2XDpXOQy0Y/Uys86iVTKuI/AAAAAAAADw0/79Kklv8rETI/s1600/4.+Edward+Burne-Jones+Sydonia+von+Borck%252C+1860.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-Z2XDpXOQy0Y/Uys86iVTKuI/AAAAAAAADw0/79Kklv8rETI/s1600/4.+Edward+Burne-Jones+Sydonia+von+Borck%252C+1860.jpg" height="640" width="322" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Sydonia von Borck na obrazie Edwarda Burne-Jonesa z 1860 r.<br />
To sławne prerafaelickie płótno powstało na fali popularności<br />
pięknej Pomorzanki, jaką w XIX w. wywołała oparta na jej losach<br />
gotycka powieść Johanna Wilhelma Meinholda</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Szczęśliwe życie Sydonii sypie się, jak domek z kart, bo jej brat, Ulrich, zamierza w pełni skorzystać ze swojej świeżo nabytej władzy. Ani myśli się dzielić odziedziczoną, piękną fortuną. Tatuś zapisał coś siostrom? Nie szkodzi, wystarczy parę zabiegów, podsuniętych przez zręcznych kauzyperdów, by panny przestały być ciężarem. Wymusza na siostrach zrzeczenie się zapisanych im wiosek w zamian za roczną rentę, jaką im będzie wpłacał. Ale niewielka jest chęć Ulricha, by postanowienia dotrzymać, ociąga się z wypełnianiem zobowiązań. Działa wedle świętej zasady chciwców: jak najmniej i jak najpóźniej.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Sydonia</span><span style="font-size: large;"> wpada we wściekłość. Los najwyraźniej uwziął się, by rzucać jej pod nogi wszystkie kłody naraz, hurtowo. Ale ona się nie podda. Brat łamie prawo? To pójdzie z bratem do sądu! Nie pozwoli, by ogołocił ją z majątku, tym bardziej, że już pozbawił rodzinnego domu. Przestał nim być dla dziewczyny rodzinny zamek w Strzmielach, odkąd Ulrich wziął sobie żonę. Sydonii trudno patrzeć na nową panią zamku, grać drugie skrzypce, więc urażona i zła, zabiera siostrę Dorotę i wynosi się z domu. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Urażona i zła. Taka teraz będzie. Kiedy czytam, jak wyglądała druga połowa życia Sydonii, mam wrażenie, że to opowieść o dwóch różnych osobach. W jednej chwili znika atrakcyjna panna, owijająca sobie wszystkich wokół paluszka. W jej miejsce pojawia się kłótliwa baba, złośliwa i krzykliwa awanturnica, mająca wszystko i wszystkim za złe. Kolejne czterdzieści lat jej życia wypełniają procesy o majątek i wieczna tułaczka: od domu jednego krewnego do drugiego, od klasztoru do klasztoru. Nigdzie długo miejsca nie zagrzeje, zewsząd odchodzi skłócona, żegnana złym słowem. Dziwna przemiana? E, tam, Dziś żaden psycholog nie miałby problemu z diagnozą. Wynikiem głębokiego poczucia krzywdy - a to ono napisało Sydonii drugą połowę życia - bywają zaburzenia osobowości. I stąd to jej nowe ja, nowa natura - „paranoidalna, cechująca się nadmierną podejrzliwością, brakiem tolerancji na krytykę, zawziętością, skłonnością do interpretowania neutralnych zachowań otoczenia jako wrogich oraz małą tolerancją na niepowodzenia”.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
No, ale jak wiadomo Sydonia na psychologa nie ma szans. Zamiast tego puchną plotki, że coś ją musiało opętać, skoro z normalnej kobiety zrobiła się jędza, że ani chybi „złe” ma w tym swój udział. Zachłanny braciszek Ulrich umie takie plotki wykorzystać. Rozpuszcza kolejne, judzi: Widzicie, co ona robi? Zbiera zioła, warzy jakieś mikstury, kuma się z zielarkami, znachorkami, babami z lasu. A na koniec wytacza najcięższe działo: Pamiętacie przekleństwo, jakie rzuciła wypędzona z wołogoskiego dworu? Książęcy ród miał wyginąć bezpotomnie i to się dzieje, to się dzieje!</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
To się naprawdę dzieje. Gdy Sydonia wadzi się w sądach, książęta pomorscy z dynastii Gryfitów umierają jeden po drugim, jakby poddając się straszliwej przepowiedni. Wszyscy przedwcześnie, wszyscy na tajemnicze choroby, wszyscy najczęściej bezpotomnie. Jej ukochany Ernest Ludwik, który poślubia brunszwicką księżniczkę i tworzy z nią dość nieszczęśliwe małżeństwo, też schodzi z tego świata przed pięćdziesiątką. Czary? A cóż by innego!</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Plotki szybko zmieniają się w formalne oskarżenia. Pół biedy, gdyby niecne sprawki wiedźmy ograniczały się do rzucania uroków na kumy zza miedzy. Ale tu o władców idzie! O zamiar zniszczenia panującego rodu! Toż to najcięższe </span><span style="font-size: large;">przestępstwo</span><span style="font-size: large;"> polityczne! Pod sąd z nią!</span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-QOnR4dX4GlQ/UytALH2P-lI/AAAAAAAADxA/bqKi-UCdGkA/s1600/Podw%25C3%25B3jny+portret+Sydonii+von+Borck+jako+m%25C5%2582odej+i+starej+kobiety+%2528autor+nieznany%252C+XVIII+w.%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-QOnR4dX4GlQ/UytALH2P-lI/AAAAAAAADxA/bqKi-UCdGkA/s1600/Podw%25C3%25B3jny+portret+Sydonii+von+Borck+jako+m%25C5%2582odej+i+starej+kobiety+%2528autor+nieznany%252C+XVIII+w.%2529.jpg" height="640" width="520" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Podwójny portret Sydonii jako młodej i starej kobiety, który możemy oglądać <br />
w Muzeum Narodowym w Szczecinie (autor nieznany)</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Sydonia</span><span style="font-size: large;"> jest już starą kobietą. Dźwiga siódmy krzyżyk na karku, a jej twarz - niegdyś gładką i piękną - ostro poznaczyły czas i gorzkie życie. Tak łatwo w tej starej, szpetnej kobiecie o wyschłym ciele zobaczyć wiedźmę, poczuć lęk przed jej pamięcią przeszłości, uwierzyć, że posiada tajemną wiedzę, która daje nadludzką moc. Łatwo zwłaszcza wówczas, w tej Europie początku XVII wieku, którą - jak nigdy wcześniej ani później - znaczą stosy „czarownic”. Rozpalono ich ponad milion - nigdy przedtem w historii Zachodu nie notowano tak długotrwałej i tak morderczej histerii. Która w dodatku, co też niespotykane, nie dotyczy jakiejś mniejszości religijnej czy etnicznej, lecz ludzi z bliskiego otoczenia, zza płotu, czasem z własnego domu. Bo jej ofiarami padają kobiety - bezlitośnie torturowane, a potem palone żywcem, czemu nie przeciwstawiają się nawet najbliżsi im mężczyźni, nawet mężowie, nawet ci, którzy je kochają. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Tak będzie i tym razem, choć - na nieszczęście dla Sydonii - jej gehenna potrwa jeszcze prawie dziesięć lat. Z pierwszego procesu, wytoczonego w 1612 r., jakoś się wywinie, ale przecież wiadomo, że jest to tylko odroczenie. W 1619 r. zaczyna się drugi proces i </span><span style="font-size: large;">Sydonia</span><span style="font-size: large;"> wie, że ten drugi będzie jej końcem. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Zarzuty są bardzo precyzyjne, jest ich 74. Od stosunkowo łagodnych, jak dokuczanie sąsiadom i czytanie tajemnych ksiąg, po ten najcięższy - zamiar zniszczenia panującego na Pomorzu rodu Gryfitów. Sydonia broni się dzielnie, w protokołach sądowych zachowały się jej rozsądne odpowiedzi. Ale przecież wiadomo, że w tym procesie, będącym zaprzeczeniem rozsądku, żadne wyjaśnienie nie ma znaczenia. Dopuszczalne jest tylko pełne pokajanie. I są sposoby, by było ono szybkie. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Ściągają z niej suknię, zdejmują z szyi krzyżyk, zawiązują oczy, ręce krępują na plecach. Rozciągają na drabinie i zadają cierpienia. Żelazne hiszpańskie buty miażdżą powoli stopy, rozżarzone cęgi szarpią ciało, śruby wybijają kości ze stawów i ściskają czaszkę. Wyjąca z bólu </span><span style="font-size: large;">Sydonia</span><span style="font-size: large;"> przyznaje się do wszystkiego - i do obcowania z diabłem, i do klątwy. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Gdy przychodzi do siebie, odwołuje zeznania, na co odpowiedzią są kolejne tortury. Po trzech tygodniach uznaje, że walka nie ma sensu. Jest już straszliwie zmęczona, chce tylko jednego - żeby ta męka wreszcie się skończyła. Zachowały się jej przejmujące ostatnie słowa:</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
"Widzicie przed sobą starą kobietę, oszukaną przez bliźnich, krewnych i przez nich oskarżoną o władzę nieziemską. Mnie nawet ludzkiej mocy brakowało, by przeciwko niesprawiedliwościom krewnych moich na majątek dybiących stanąć (...). Sędziowie, co książę odchodzący bezpotomnie chce usłyszeć od swojego doradcy, jaką pociechę? Że nie jego niemoc spowoduje wygaśnięcie rodu Gryfitów, lecz czary Sydonii, która ród przeklęła, bo Gryfita nie wziął jej za żonę? (…) Sędziowie, a teraz dajcie mi umrzeć. Jestem stara, zmęczona. Moje życie nie było mniej godziwe od innych, a o tyle gorsze, że dłuższe i dłuższa w nim była samotność moja, bezsilność wobec tych, którym uprzykrzyło się patrzeć na mnie. Pozwólcie mi już umrzeć".</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Umiera 19 sierpnia 1620 roku. Jest szlachcianką, więc nie palą jej żywcem. Za murami Szczecina, przy Bramie Młyńskiej, kat ścina głowę Sydonii von Bor</span><span style="font-size: large;">ck</span><span style="font-size: large;">. Szczątki wrzuca do ognia, a prochy rozsypuje po polach. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-FKqD1UUkGYo/UytJBewwyrI/AAAAAAAADxo/ZzgErlKEJcg/s1600/Ruiny+zamku+w+Wolgast+na+rysunku+Caspara+Davida+Friedricha+z+1813+roku+(3).jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-FKqD1UUkGYo/UytJBewwyrI/AAAAAAAADxo/ZzgErlKEJcg/s1600/Ruiny+zamku+w+Wolgast+na+rysunku+Caspara+Davida+Friedricha+z+1813+roku+(3).jpg" height="297" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ruiny wołogoskiego zamku <br />
na rysunku Caspara Davida Friedricha z 1813 r. </td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Dopełnia się kara za </span><span style="font-size: large;">przekleństwo</span><span style="font-size: large;"> rzucone na królów, którzy wciąż umierają. Siedemnaście lat później, w 1637 roku, odchodzi ostatni z rodu Gryfitów - Bogusław XIV, wnuk księcia Filipa, na którego wspaniałym dworze Sydonia miała zacząć swoje wyśnione życie. I z którego uciekła, krzycząc, że nie minie pięćdziesiąt lat, a będzie on tylko kartką historii. Miała rację. Po śmierci ostatniego księcia ginie liczące ponad pięć wieków państwo, a jego terytorium - od Rugii po Lębork - dzieli między sobą Szwecja i Brandenburgia.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
Więc jednak klątwa? Tak myślicie? I pewno zaraz się uśmiechacie, zadziwieni tą niesamowitą koincydencją, tym zupełnie niebywałym zbiegiem okoliczności, w którym osobista krzywda Sydonii tak nieprawdopodobnie splotła się z nieszczęściami wielkich tego świata. Ale kiedyś nie wywoływało to uśmiechu, tylko stos. Kiedyś, w tych strasznie długich czasach, w których pogarda dla kobiet mieszała się z poczuciem winy wobec nich, trudno było dojrzeć w tym zwykły przypadek. Łatwiej było uznać, że wystarczy gniew jednej wzgardzonej kobiety, by ginęły dynastie.</span><br />
<div style="text-align: center;">
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="//www.youtube.com/embed/mI-3YpqHESM" width="640"></iframe><br />
<br />
<div style="text-align: left;">
Piosenka „Sydonia Bork", nagrana w 2010 r. przez polski zespół heavymetalowy Crystal Viper.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Źródła m.in.: Janina Kochanowska, Tajemnice Pomorza, Szczecin 2004, <br />
Bogdan Frankiewicz, Sydonia, 1968; <br />
Zygmunt Boras, Książęta Pomorza Zachodniego, Poznań 1996; <br />
http://biblioteka-lobez.pl/strona/www/index.php/sydonia-von-brocke</div>
<div style="text-align: left;">
Opowiadając tę historię oparłam się na jej najpopularniejszej, „kanonicznej” wersji. W historycznych publikacjach funkcjonują różne daty urodzin Sydonii, choć najczęściej pojawia się rok 1545. Ci, którzy są zdania, że urodziła się wcześniej, twierdzą, że miłosna afera na wołogoskim dworze dotyczyła jej i Filipa, a nie jego syna.<br />
Zdjęcia: Wikimedia Commons</div>
</div>
</div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-26322866379629965062014-02-05T18:16:00.000+01:002014-03-26T16:06:10.270+01:00Panna Travers i fabryka snów<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-zPnyFS38xtk/UvJfMU_9xgI/AAAAAAAADvU/5pQvc8x4OLc/s1600/1.+Mary+2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-zPnyFS38xtk/UvJfMU_9xgI/AAAAAAAADvU/5pQvc8x4OLc/s1600/1.+Mary+2.jpg" height="320" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: large;">Panna Travers właśnie upchnęła pokaźny bagaż podręczny na półce, idealnie nad swoim fotelem, i teraz przygląda się sąsiadce. Młoda kobieta z niemowlakiem w objęciach wcześniej grzecznie usunęła swoją torbę, robiąc jej miejsce. Ale to gaworzące niemowlę… - Dziecko nie będzie przeszkadzać? - pyta groźnie panna Travers, widząc, jak uśmiech na twarzy młodej matki raptownie gaśnie. - Lot trwa 11 godzin - dodaje z naciskiem. I opadając na fotel mamrocze: - Mam nadzieję, że spadniemy.</span><br />
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">To jedna z pierwszych scen filmu „Ratując pana Banksa” (od kilkunastu dni w kinach), który opowiada o trudnej próbie pogodzenia wody z ogniem. Czyli przenoszeniu na ekran „Mary Poppins”, bestsellerowej powieści dla dzieci, w której zmierzyło się dwoje gigantów dziecięcej wyobraźni: Walt Disney, filmowiec, który wymyślił Myszkę Miki, a z nią komercyjny świat dziecięcej rozrywki, i Pamela Lyndon Travers, pisarka, która wymyśliła Mary Poppins, magiczną supernianię, a opowiedziała o niej tak, że wszystkie maluchy chciały czytać.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Jak wiemy, film Disneya powstał - to sławny, nakręcony w 1964 roku musical z Julie Andrews. Ale powstał cudem. Disney przez dwadzieścia lat zabiegał o prawa do ekranizacji książki. I przez dwadzieścia lat słyszał od Pameli Travers trzy krótkie słowa: nie, nie, nie. Aż przysiadł z wrażenia, kiedy w końcu się zgodziła. Porozmawiać. Był gotów na wszystko, byle tylko przekonać ją, by odstąpiła mu ulubioną nianię dzieciaków (w tym jego własnych).</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">No i właśnie o ostatecznym starciu tej dwójki opowiada film „Ratując pana Banksa”. Panna Travers wsiada do samolotu w Londynie i z ciężkim sercem udaje się do Los Angeles negocjować umowę z Disneyem. Przygotowana na najgorsze i gotowa w każdej chwili do ucieczki. Już widzi tych strasznych Amerykanów, którzy niszczą jej powieść! Może zechcą wpakować do niej jakąś animację w duchu tych swoich odrażających kreskówek? Nie, nie, nie. Owszem, ostatnio brak jej pieniędzy, a umowa z Disneyem obiecuje złote góry (100 tys. dolarów plus udział w zyskach). Ale przecież nie wszystko na sprzedaż! A już na pewno nie Mary Poppins, droższa jej niż cokolwiek i ktokolwiek. </span></div>
<div>
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="//www.youtube.com/embed/_d4JfUkMi10" width="640"></iframe><br />
<div>
<br />
<span style="font-size: large;">Kiedy tak patrzę na ekranową pannę Travers, całym sercem jestem po jej stronie. Owszem, jest okropna, antypatyczna i złośliwa. W starciu z Disneyem i jego ludźmi zachowuje się jak klasyczna stara panna (którą zresztą jest), zakuta w kolczastą zbroję własnych dziwactw. Rozdaje ukłucia na prawo i lewo, wspomagając się ulubioną mantrą: NIE, NIE, NIE. Proszę usunąć kolor czerwony, nie lubię czerwonego, ma go w ogóle nie być! Dom Banksów jest zbyt wystawny, nie byli tak bogaci! Dick Van Dyke nie pasuje do roli, zły wybór! Jak pan pokaże tańczące pingwiny? Animacja? Po moim trupie! I na litość boską, proszę nie mówić do mnie „Pamelo”! Jestem PANI Travers, rozumie pan, panie Disney?</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Po dwóch tygodniach pracy ekipa Disneya i on sam najchętniej uciekliby przed nią na koniec świata. Ale widz wcale nie. Podoba nam się jej niezależność i to, jak walczy o każdy szczegół swojej historii. Lubimy ją, tę ekranową Pamelę, arogancką dziwaczkę, ale z sympatyczną twarzą Emmy Thompson. Wątpię jednak, czy z prawdziwą panną Travers poszłoby nam równie łatwo. Bo o autorce „Mary Poppins” można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że dała się lubić. </span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-n5nmgOMJbKQ/UvJgvOipP3I/AAAAAAAADvg/1J4KVxhSx8U/s1600/Ratujac-Pana-Banksa_span16image16.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-n5nmgOMJbKQ/UvJgvOipP3I/AAAAAAAADvg/1J4KVxhSx8U/s1600/Ratujac-Pana-Banksa_span16image16.jpg" height="480" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Tom Hanks i Emma Thompson w filmie "Ratując pana Banksa"</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-p6wWhcQQSdE/UvJg3t3JrcI/AAAAAAAADvo/Xnk6OkoMYaI/s1600/101222.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-p6wWhcQQSdE/UvJg3t3JrcI/AAAAAAAADvo/Xnk6OkoMYaI/s1600/101222.jpg" height="640" width="538" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">A tacy byli naprawdę - Walt Disney i Pamela Lyndon Travers na premierze "Mary Poppins"</td></tr>
</tbody></table>
</div>
<div>
<span style="font-size: large;">Jeżeli pogląd, że dzieciństwo pisze nam całe życie jest prawdziwszy, niż sądzimy, to Pamela najlepszym dowodem. Urodziła się w Australii w 1899 roku, a jej dzieciństwo było szczęśliwe tylko do czasu, zanim skończyła 7 lat. Wtedy zmarł jej ukochany ojciec. Travers Goff zapił się na śmierć, którą poprzedziła dramatyczna degrengolada</span> <span style="font-size: large;">- jego, a z nim całej rodziny. Z pozycji dyrektora banku zdegradowano go do zwykłego urzędnika, a w końcu całkiem się pozbyto.</span><br />
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;"> Gdy ojciec umierał, a świat Pameli (wtedy jeszcze Helen Lyndon Goff ) i jej małych sióstr rozpadał się na kawałki, w drzwiach ich nędznego domu stanęła zamożna ciotka. W jednej ręce trzymała parasolkę z papuzią rączką, w drugiej dywanikową torbę. Poznajecie? Tak samo wyposażona przybywa na ulicę Czereśniową Mary Poppins. Wyciąga ze swojej torby setki praktycznych przedmiotów, które tylko czary pozwoliły tam upchnąć i już wiadomo, że w ten sam czarodziejski sposób zmieni świat rodziny Banksów. Uporządkuje go i doda mu magii, czyli tych dwóch pozornie sprzecznych rzeczy, których potrzebuje każde dziecko. I odejdzie dopiero wtedy, gdy dzieci nie będą jej potrzebować.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-G_ejm4sKCKE/UvJiCoFkRJI/AAAAAAAADv0/O2AeNfeHRHc/s1600/article-2477111-0086B8FC00000258-48_634x654.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-G_ejm4sKCKE/UvJiCoFkRJI/AAAAAAAADv0/O2AeNfeHRHc/s1600/article-2477111-0086B8FC00000258-48_634x654.jpg" height="320" width="309" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Pamela w krótkiej młodzieńczej karierze aktorki</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Ciotka była taką nadzieją dla małej Helen, ale czy ją spełniła, to już inna sprawa. Opowieść o Mary Poppins powstała, kiedy jej autorka była dojrzałą, 34-letnią kobietą. Historia sama spłynęła jej na papier, gdy leżała w łóżku, kurując się po zapaleniu opłucnej. Myślę, że wciąż tęskniła za taką magiczną nianią, która w cudowny sposób uporządkuje jej świat. Dotąd był pełen chaosu. Po śmierci ojca zamieszkała z ciotką, uczyła się w szkole dla dziewcząt, potem próbowała szczęścia jako aktorka i dziennikarka. Mając 25 lat wyjechała do Anglii, do kraju ojca, urodzonego w Londynie Irlandczyka. Zaczęła żyć życiem bohemy, nieźle sobie radziła jako dziennikarka, pisując do londyńskich gazet, ale dramatyczne dzieciństwo wciąż nie dawało o sobie zapomnieć. Wybrała pseudonim - Pamela Lyndon Travers - w którym nazwisko było imieniem jej ojca. Zaliczyła kilka burzliwych związków - z mężczyznami i z kobietami - ale żaden nie przetrwał. O założeniu rodziny nie myślała. Być może pisanie opowieści o magicznej niani było także próbą napisania od nowa swego życia, z innym początkiem, z naprawionym dzieciństwem? </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Zupełnie niespodziewanie powieść zrobiła furorę. Pamela chyba poczuła się pewniej, może uwierzyła, że żadna magiczna niania nie jest jej potrzebna, bo sama jest wyposażona we wszystkie czarodziejskie talenty. I popełniła największy błąd życia - więcej - popełniła niegodziwość. Jako czterdziestolatka - zamożna i opromieniona sławą uznanej pisarki - postanowiła adoptować dziecko. Chciała Irlandczyka, jak ojciec. Pojechała więc do Irlandii i wybrała sobie chłopca. Dokładnie tak, „wybrała”, jakkolwiek strasznie to brzmi. W ubogiej rodzinie Hone’ów sierotami była dwójka bliźniaków, Kamil i Anthony. Pamela nie chciała dwójki, uznała, że co za dużo, to niezdrowo, więc (za radą swego astrologa) wybrała Kamila. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-y6mCheDLiac/UvJifNwtL9I/AAAAAAAADv8/YBWkgjFGTCI/s1600/article-2477111-18F337F900000578-938_636x820.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-y6mCheDLiac/UvJifNwtL9I/AAAAAAAADv8/YBWkgjFGTCI/s1600/article-2477111-18F337F900000578-938_636x820.jpg" height="400" width="310" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Pamela z Kamilem</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">To było złe macierzyństwo i złe dzieciństwo. Pamela szybko się znudziła chłopcem, oddała go do szkół z internatem i - co najgorsze - całkowicie ukryła przed nim prawdę o jego przeszłości. Wmawiała mu, że jest jego prawdziwą matką, ani słowem nie pisnęła, że gdzieś tam w Irlandii żyje jego brat. Gdy po latach ten brat zapukał do drzwi Kamila, 17-letni wówczas chłopak przeżył dramat. Zerwał stosunki z przyszywaną matką, rzucił studia, zaczął pić i rozbijać się po kasynach. Parę miesięcy spędził w więzieniu, zatrzymany za jazdę po pijanemu. Nie mógł sobie poradzić ze światem, który „czarodziejska niania” postawiła na głowie. I on, i jego brat przez całe życie zmagali się z alkoholizmem. Kamil w końcu pogodził się z Pamelą, ale ich wzajemne relacje już nigdy nie miały w sobie nic z serdecznej więzi łączącej matkę i syna.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Jeśli Pamela chciała zagrać swoją Mary Poppins, to zrobiła to najgorzej jak można. Zapominając, że prawdziwe życie jest zbyt złożone, by pisać je tak, jak bajkę dla dzieci - tylko według własnych życzeń i snów. Że nie wystarczy „cukru łyżeczka, żeby smak lekarstwa znikł”, czasem nie wystarczy nawet tona.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">
W filmie „Ratując pana Banksa”, nie ma tej historii. W filmie Pamela jest samotną kobietą, a przecież jej przybrany syn jest już dorosłym mężczyzną, ma 20 lat! Scenarzystki wykastrowały ten wątek, bo oczywiście, gdyby miał się pojawić, nie wyszłaby im taka miła, familijna komedia. I nie dałoby się lubić Pameli tak, jak lubimy ją w wydaniu klasycznej starej panny, kostycznej i zamkniętej w swoim świecie, ale w gruncie rzeczy dobrodusznej samotnicy z arsenałem zabawnych dziwactw. Zresztą w ostatnich latach swego długiego życia (zmarła w wieku 96 lat) taka właśnie była - samotna. Pogodzona z tym, że choć potrafi wymyślać ciepłe, rodzinne historie, to sama nie umie ich przeżywać. Nie garnęła się do ludzi ani ludzie do niej - posępnej, zgorzkniałej, rozdrażnionej hipochondryczki, rozdającej uszczypliwości na prawo i lewo. Ktoś powiedział po jej śmierci gorzkie słowa: „żyła sama i umarła sama”.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Wygląda na to, że w końcu to zaakceptowała, choć nie uwierzę, że tego chciała. Dowodem nawet historia z Disneyem. Przecież mimo tej całej staropanieńskiej waleczności, tych wszystkich wrzasków, dąsów i rozstawiania po kątach - ustąpiła mu we wszystkim. To Disney postawił na swoim, to on wygrał. Niechciany Dick Van Dyke zagrał Berta, podszewka peleryny Mary Poppins błyszczała czerwienią, a nieszczęsne tańczące pingwiny zostały narysowane. „Statek już odpłynął, Pamelo”, powiedział Disney, gdy po zmontowaniu filmu próbowała się wykłócać. Dostał, co chciał i nie uznał nawet za stosowne zaprosić jej na premierę. Ale ona chciała na niej być. Sama kupiła sobie bilet, sama przyjechała do Los Angeles, pojawiła się na czerwonym dywanie. Wyglądała na szczęśliwą, ale zauważono, że podczas projekcji płakała. Nigdy nikomu nie powiedziała dlaczego. </span><br />
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="//www.youtube.com/embed/fuWf9fP-A-U" width="640"></iframe><br />
<i> Zdjęcia: movies.disney.com, www.pame-cinema, Wikimedia Commons</i></div>
</div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com27tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-52515005989404294742014-01-21T17:40:00.001+01:002014-02-14T02:05:18.958+01:00Nellie z domu wariatów<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-cSQu5B-nprM/Ut56sJYUEjI/AAAAAAAADt4/u5xjjXsMHT4/s1600/1.+nellie2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-cSQu5B-nprM/Ut56sJYUEjI/AAAAAAAADt4/u5xjjXsMHT4/s1600/1.+nellie2.jpg" /></a></div>
<span style="font-size: large;">Przyzwoite panny siedzą w domu. Nie łażą bez eskorty po ulicach, miarkują brzydką ciekawość, nie wściubiają swoich zgrabnych nosków tam, gdzie śmierdzi. No i nie szukają pracy poza domem! Wszelka publiczna kariera jest przeciw ich naturze. Zmienia te łagodne domowe boginie, których przeznaczeniem jest troska o dzieci i męża, w jakieś przerażające monstra! </span><br />
<span style="font-size: large;">Jeśli czujecie w tym ironię, to zapewniam, że w oryginale jej nie było. Bo takiej to mniej więcej treści artykuł pt. „Co jest dobre dla dziewcząt” ukazał się pewnego dnia 1885 roku w „The Pittsburgh Dispatch”, jednej z największych amerykańskich gazet. Autor najwyraźniej mierzył się z coraz bardziej wojowniczymi emancypantkami, które powoli torowały kobietom drogę do aktywności poza domem. Jak przypuszczam, ze strony gazety była to pewna prowokacja, zamieszczono ten mizoginiczny tekst w nadziei na huczny odzew. Był, i to jaki! Napłynęły stosy listów, głównie z wyrazami oburzenia, podpisane nie tylko przez kobiety, lecz także mężczyzn. Zwłaszcza jeden przykuł uwagę redaktorów. Zjadliwy, świetnie napisany, sygnowany nazwiskiem niejakiego Cochrane. Niezłe pióro, dobrze byłoby mieć je w redakcji, pomyśleli w „Pittsburgh Dispatch”. I zaprosili obiecującego polemistę na rozmowę.</span><br />
<span style="font-size: large;">Jakież było ich zdziwienie, gdy zamiast pana Cochrane’a zjawiła się śliczna dwudziestolatka. Idealny kandydat na domowego anioła! Oczywiście, redaktorzy chcieli spotkanie grzecznie i szybko zakończyć, ale anioł nagle nabrał diabelskich cech. Panna Elizabeth Jane Cochrane na żywo okazała się równie przekonująca, jak na piśmie. Była wygadana, pewna siebie i wyglądało na to, że dobrze wie, czego chce. Właśnie szukam pracy, powiedziała, państwa propozycja spadła mi jak z nieba i naprawdę dam z siebie wszystko! Co wam szkodzi spróbować? </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">Faktycznie, ryzykowali niewiele. Postanowili wziąć ją na próbę, Niech znajdzie sobie nowe nazwisko (piszące kobiety chowały się wtedy pod pseudonimami, całkiem jak dziś my, blogerki) i niech pisze. Wybrała Nellie Bly z powszechnie wówczas nuconej piosenki. Ale ani redaktorzy, ani ona sama nie podziewali się, że już za kilka lat to nie popularna piosenka, ale jej praca sprawi, że nazwisko „Nellie Bly” będzie znane jak świat długi i szeroki.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-56nMLxRww08/Ut58ROIC-VI/AAAAAAAADuI/ncDDgsnQoOk/s1600/2.+Nellie+Bly.+ok++1884.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-56nMLxRww08/Ut58ROIC-VI/AAAAAAAADuI/ncDDgsnQoOk/s1600/2.+Nellie+Bly.+ok++1884.jpg" height="640" width="488" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Nellie Bly na zdjęciu z 1884 r.</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Dziewczyna nie była żadną rozpieszczoną pannicą, chcącą dla kaprysu zatrudnić się w redakcji. Ona naprawdę potrzebowała pracy. Po śmierci jej ojca matce trudno było utrzymać gromadkę dzieci, a tym bardziej je wykształcić. Nelly średnią edukację zakończyła na jednej klasie, musiała zarabiać! Z doświadczenia wiedziała, jak trudno dziewczynie znaleźć pracę. Jak niechętnie są zatrudniane kobiety i jak źle opłacane. Postanowiła właśnie o tym pisać - o zwykłych ludziach, o pracujących dziewczynach, jak ona, które zamiast wsparcia, dostają kolejny, idiotyczny artykuł o tym, co przystoi przyzwoitym pannom.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;">Zabrała się do roboty, a efekty przeszły wszelkie oczekiwania. W „Pittsburgh Dispatch” już wkrótce nikt nie miał wątpliwości, że rośnie im gwiazda. Nellie nie bała się trudnych tematów i co ważne przygotowywała je tak, jak nie odważył się nikt przed nią. Jej nie wystarczały reporterskie rozmowy, ona musiała doświadczyć tego, co jej bohaterowie. Gdy słyszała o niegodziwych warunkach pracy w fabrykach Pittsburgha, po prostu się w nich zatrudniała. Na własnej skórze czuła udrękę dwunastogodzinnych dni pracy, na własne oczy widziała harujące tam dzieci. I o tym pisała artykuły, dotykając prawdy najbardziej, jak się da. </span><br />
<span style="font-size: large;">Niestety, długo to nie trwało. Bo choć teksty Nellie cieszyły się wielkim powodzeniem u czytelników, to wydawca szybko zaczął mieć z nimi kłopot. Zaczęło ubywać ogłoszeń, z których żyła gazeta, bo wielu reklamodawców pisma to byli ci sami brzydcy kapitaliści, których Nellie piętnowała w swoich demaskatorskich tekstach. Naczelny powiedział: dość! I przesunął dziewczynę do działu dla pań. Kazał pisać o modzie i urodzie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Jasne, że nie zamierzała tego robić. Na szczęście już nie musiała, bo jej nazwisko stawało się znane. Dostała propozycję od Josepha Pulitzera (późniejszego fundatora sławnej dziennikarskiej nagrody), wydającego w Nowym Jorku skandalizujący dziennik o wielkim zasięgu (tabloid, powiedzielibyśmy dziś). W „The New York World” Nellie rozwinęła skrzydła. Tam przyjmowano ze zrozumieniem jej najdziksze pomysły, choć ich też potrafiła zaskoczyć.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;">Któregoś dnia przybiegł do Pulitzera zaaferowany sekretarz redakcji: </span><br />
<span style="font-size: large;">- Ta dziewczyna chce się zamknąć w domu wariatów, żeby napisać reportaż! - krzyczał. - Nie dałem na to zgody!</span><br />
<span style="font-size: large;">Chodziło o niesławny zakład psychiatryczny na Blackwell's Island. O warunkach, w jakich przetrzymywano tam kobiety, opowiadano straszne historie, ale ile było w tym prawdy - nie wiedział nikt. Nellie postanowiła się dowiedzieć. Rozumiała też, że wiarygodne informacje zdobędzie tylko wtedy, gdy trafi tam jako pensjonariuszka, a nie dziennikarka.</span><br />
<span style="font-size: large;">Pulitzerowi pomysł się spodobał. Wyczuł, że może to być czytelniczy hit. Dał zezwolenie.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/--Khf2i9RKT8/Ut59pPD8qpI/AAAAAAAADuM/oo-ZURAOTc4/s1600/3.+Badana+przez+psychiatr%C4%99.png" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/--Khf2i9RKT8/Ut59pPD8qpI/AAAAAAAADuM/oo-ZURAOTc4/s1600/3.+Badana+przez+psychiatr%C4%99.png" height="320" width="304" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Nellie badana przez psychiatrę. <br />
Rysunek ilustrujący jej artykuł w "The New York World"</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Dalej wszystko potoczyło się tak, jak w scenariuszu thrillera. Nellie trafiła do zakładu ze zdiagnozowanym szaleństwem (całkowita amnezja), spędziła tam dziesięć dni, a potem zaczęła pisać. O maltretowaniu i wiązaniu sznurami. O lodowatych kąpielach. O szczurach i robactwie. O fałszywych diagnozach, dzięki którym na wyspę Blackwell trafiały kobiety, których chciały się pozbyć rodziny, czasem zupełnie zdrowe. O posiłkach, na które składały się śmierdzący bulion, zapleśniały chleb i brudna woda. „W naszych krótkich spacerach - pisała - mijałyśmy kuchnię, w której przygotowywano jedzenie dla lekarzy i pielęgniarek. Migały nam przed oczyma melony, winogrona, pachnące białe pieczywo, rumiane kawałki mięsa, a uczucie głodu rosło dziesięciokrotnie”. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Cykl reportaży „Dziesięć dni w domu wariatów” stał się wydarzeniem. Gazety z tekstami Nellie sprzedawały się jak świeże bułeczki, ale najważniejsze - zmieniały rzeczywistość. Reporterski opis barbarzyńskich warunków w „domu wariatów” był jak chłośnięcie biczem, jak publiczny wyrzut sumienia - nagle znalazły się i pieniądze, i fachowcy, którzy zaczęli ten nieludzki świat reformować. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;">Nellie była dumna. I strasznie zmęczona. Po kilku latach intensywnej pracy w najmroczniejszych zakamarkach wielkich miast czuła, że potrzebuje oddechu, bo inaczej naprawdę zwariuje. Najchętniej uciekłaby na koniec świata... na koniec świata… na koniec świata…. Zaraz! A może to jest pomysł? Natychmiast się skrystalizował: "Ja potrzebuję wakacji, moja gazeta atrakcyjnych tematów, przecież można połączyć jedno z drugim!"</span><br />
<span style="font-size: large;">Czytelniczym bestsellerem tamtych czasów była powieść Juliusza Verne’a „W osiemdziesiąt dni dookoła świata”. Jej bohater, angielski dżentelmen Fileas Fogg, założył się ze znajomymi o duże pieniądze, że objedzie świat dookoła w ciągu 80 dni. Udało mu się, choć z trudem, dosłownie na styk przybył na czas do londyńskiego klubu. A gdyby tak… gdyby tak naprawdę przemierzyć świat dookoła i poprawić książkowy rekord Fileasa Fogga? Zrobić to w czasie krótszym niż 80 dni?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;">Tak sobie pomyślała Nellie i powędrowała ze swoim pomysłem do redaktorów. Znów złapali się za głowę. Owszem, dodali szybciutko, oni też myśleli o takiej wyprawie, ale zamierzali wysłać mężczyznę. MĘŻCZYZNĘ! Przecież kobieta, która z zasady nie podróżuje sama, czyni całe przedsięwzięcie niemożliwym, o biciu rekordu nie wspominając!</span><br />
<span style="font-size: large;">Nellie jednak umiała walczyć o swoje. Zagrała va banque. Proszę bardzo, powiedziała, wyślijcie mężczyznę. Wasza strata. Bo ja zrobię to samo z konkurencyjną gazetą i waszego reportera pokonam. </span><br />
<span style="font-size: large;">No i znów postawiła na swoim. 14 listopada 1889 roku elegancka młoda dama, ubrana w kraciasty płaszczyk i z podróżnym neseserem w ręku, weszła na pokład liniowca Augusta Victoria i ruszyła w podróż życia.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-GWUsT2Z2Zgk/Ut6APSLhrPI/AAAAAAAADuY/lDaYtfGULAg/s1600/4.+nellie+x+2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-GWUsT2Z2Zgk/Ut6APSLhrPI/AAAAAAAADuY/lDaYtfGULAg/s1600/4.+nellie+x+2.jpg" height="640" width="578" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">25-letnia Nellie sfotografowana tuż przed wielką wyprawą. Ma solidne buty, kraciasty <br />
płaszcz podróżny, a w ręku neseser z kilkoma zmianami bielizny i przyborami toaletowymi. <br />
Pieniądze trzyma w zawieszonym na szyi woreczku </td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Co to było za wydarzenie! Wyprawę Nellie śledził cały świat. Jej gazeta zamieszczała relacje, które dziennikarka starała się nadawać, skąd tylko mogła. Dzięki sieci telegraficznej docierały do redakcji stosunkowo szybko. Podróżowała z Anglii do Egiptu, przez Cejlon, Singapur, Hong Kong i Japonię. We Francji poznała mimowolnego sprawcę całego zamieszania, pisarza Juliusza Verne'a, który oczywiście także dopingował ją do bicia powieściowego rekordu (no masz, lepszej reklamy nikt by mu nie wymyślił). </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">Zainteresowanie podsycał ogłoszony przez redakcję konkurs, w którym czytelnicy obstawiali datę powrotu Nellie. Wzięło w nim udział ponad milion osób! Zapanowała prawdziwa Nelliemania, podróżniczkę w charakterystycznym kraciastym płaszczyku znał niemal każdy. Jej wizerunek wyzierał z gazet, pojawiał się na kartach reklamowych rozmaitych firm, Nellie została nawet bohaterką gry planszowej.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-e10Ot1EBNe4/Ut6Cc8MrlNI/AAAAAAAADuk/FoE98DrTbks/s1600/7.+nellie_reklamy.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-e10Ot1EBNe4/Ut6Cc8MrlNI/AAAAAAAADuk/FoE98DrTbks/s1600/7.+nellie_reklamy.jpg" height="212" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Reklamy z wizerunkiem Nellie, w środku gra planszowa, której tematem jest jej wyprawa</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">No i jak to się skończyło? Dobrze się skończyło. Okazało się, że samotna młoda dama doskonale poradzi sobie nawet w podróży dookoła świata. Że żadna opieka nie jest jej potrzebna, jeśli ma trochę pieniędzy i rozumną głowę na karku. 25 stycznia 1890 r. Nellie szczęśliwie i bez przeszkód wróciła do domu. Na dworcu powitały ją tłumy Amerykanów - rozradowanych, że ich rodaczka nie dość, że wróciła cało i zdrowo, to jeszcze z lepszym czasem niż Fileas Fogg! Okrążyła świat w siedemdziesiąt dwa dni, sześć godzin, jedenaście minut i czternaście sekund.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-f9Cyf6vlgno/Ut6IHt8TMGI/AAAAAAAADvI/5bIQ6H9vlJc/s1600/6.+Nellie+wraca+do+domu_drzeworyt+08.+lutego+1890.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-f9Cyf6vlgno/Ut6IHt8TMGI/AAAAAAAADvI/5bIQ6H9vlJc/s1600/6.+Nellie+wraca+do+domu_drzeworyt+08.+lutego+1890.jpg" height="476" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Nellie wraca do domu, ilustracja z 1890 r.</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">Późniejsze życie Nellie było równie nieprzewidywalne i pełne nagłych zwrotów akcji, jak jej młodość. Zaskoczeniem dla wszystkich było jej małżeństwo z bogatym przemysłowcem Robertem Seamanem, czterdzieści lat od niej starszym. Po śmierci męża na chwilę zmieniła się w kobietę interesu, kierując przedsiębiorstwem, ale do zarządzania nie miała głowy. Firma szybko splajtowała na skutek malwersacji pracowników, a Nellie znów wróciła do dziennikarstwa. Była na wakacjach w Austrii, gdy wybuchła I wojna światowa. Ani chwili nie wahała się, co robić. Pojechała na front i zaczęła pisać korespondencje dla amerykańskich gazet. Europejskie wakacje zmieniły się w pięć lat ciężkiej pracy.</span><br />
<span style="font-size: large;">Niedługie życie Nellie (zmarła w wieku 57 lat na zapalenie płuc) zapisało się w historii prasy - jest uznawana za prekursorkę dziennikarstwa śledczego, za mistrzynię reportaży wcieleniowych, za jedną z pierwszych korespondentek wojennych w historii. Dziś młodym reporterom wręcza się nagrody jej imienia. Ale każda z nas, kobiet, widzi, że udało jej się o wiele więcej. Hej, Nellie, panno, która nie wiedziała, co jest dobre dla dziewcząt... Nellie z wyprawy dookoła świata… Nellie z domu wariatów... Cały nasz świat był w Twoich czasach domem wariatów. Zaczął normalnieć dzięki takim jak Ty.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="//www.youtube.com/embed/E5DRltMnKx8" width="640"></iframe><br />
<i>Źródła: www.nellieblyonline.com<br />
Zdjęcia: Wikimedia Commons</i>Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com51tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-35534128122497375242013-12-24T10:54:00.000+01:002014-02-14T02:16:40.737+01:00Zamiast opowieści wigilijnej<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-av0lDhwfuMQ/UrlJdkaWeFI/AAAAAAAADsc/KPUyORZNGu0/s1600/a_christmas_carol.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-av0lDhwfuMQ/UrlJdkaWeFI/AAAAAAAADsc/KPUyORZNGu0/s640/a_christmas_carol.jpg" height="362" width="640" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;">Anglicy nazywają go "człowiekiem, który wynalazł Boże Narodzenie". A i my, choć może tak nie mówimy, myślimy podobnie. Dla większości z nas początek świąt wyznacza czytana (i oglądana) od dzieciństwa "Opowieść wigilijna" Karola Dickensa z jej przesłaniem o szczególnej magii świąt Bożego Narodzenia. Duchy wigilijnej nocy wytłaczają je do głowy zgorzkniałemu ponurakowi, który nie wiadomo po co żyje, bo ani on nie ma żadnej radości ze świata, ani świat z niego. Te dickensowskie wigilijne mądrości to: żyj uważnie, nie odrzucaj dobrodziejstw, jakie zsyła ci los, dbaj, by nikt przez ciebie nie cierpiał, i ostatnie, najważniejsze: pamiętaj, że wciąż możesz naprawić swoje życie. Bo nawet tak odrażający, podli skąpcy, tacy jak ty, Ebenzerze Scrooge, póki chodzą po świecie, mają szanse stać się dla innych symbolem najlepszych świąt Bożego Narodzenia!</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Że żadna to filozofia? Że sentymentalne bzdury? Za to jak opowiedziane! Trzy światy, trzy wigilie, trzy duchy od lat działają na naszą wyobraźnię, produkując przy okazji morze kiczu, którego najdoskonalszym wcieleniem są hollywoodzkie warianty „Opowieści wigilijnej”, idące już chyba w setki. Ale to przecież dlatego, że pan Dickens był mistrzem w snuciu historii, które zapadają w pamięć i w żaden sposób nie dają się z niej wywabić. Wydaje się tylko, że sam był na nie odporny. Bo wielka wrażliwość, jaka cechuje jego bohaterów, była mu najzupełniej obca w prywatnym życiu.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Niektóre niewygodne szczegóły biografii pisarza dopiero teraz, po blisko stu pięćdziesięciu latach od jego śmierci, wychodzą na jaw. Niektórych nie poznamy nigdy. Dickens skrzętnie zadbał. by pozostały w ukryciu, by nic nie naruszyło jego nieskazitelnego wizerunku dziewiętnastowiecznego moralisty, głęboko przejętego niedolą słabych i krzywdzonych. Te niekanoniczne wątki jego biografii koncentrują się wokół kobiet - żony, kochanki i córki. Opowiadając o pisarzu, warto oddać im głos - tak, jak pan Dickens oddał go swoim wigilijnym duchom.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Catherine Dickens, z domu Hogarth, żona</b></span><br />
<span style="font-size: large;">Pobrali się, gdy oboje mieli niewiele ponad dwadzieścia lat. Z pozoru wyglądało to na mezalians. On był biednym jak mysz kościelna reporterem w "Morning Chronicle", ona - córką szanowanego redaktora i krytyka muzycznego. Ojciec Kate najwyraźniej jednak zdawał sobie sprawę z talentu Karola, któremu wystarczy iskra, by wybuchnąć, więc w domu Hogarthów, pełnym młodych dziewcząt, przyszły pisarz szybko zaczął robić za gwiazdę. Był błyskotliwy, wygadany, pełen wigoru i bardzo przystojny. Tak, tak, wiktoriański dżentelmen z wystrzępioną brodą, jakiego znamy z portretów na okładkach powieści, był w młodości dandysem z burzą złotobrązowych loków i uwodzicielskim spojrzeniem. Kochały się w nim wszystkie dziewczęta Hogarthów. Karol wybrał najstarszą, 21-letnią Kate. Pewno dlatego, że była w odpowiednim wieku do małżeństwa. Bo z jego strony (co pokaże czas) żadnej wielkiej miłości nie było. Imponowało mu pochodzenie dziewczyny, jej rodzina z zamożnej klasy średniej, do której on, biedak, dopiero aspirował. No i panna wyglądała tak, że każdy dwudziestolatek straciłby głowę - duży biust, błękitne oczy, ciemne loki, a do tego łagodny temperament, który wydawał się działać jak balsam na żywiołowość narzeczonego. </span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-fv56kt0AOeI/UrlK9JcwpRI/AAAAAAAADs4/_ChgOSUzw5M/s1600/dickens+z+zona.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-fv56kt0AOeI/UrlK9JcwpRI/AAAAAAAADs4/_ChgOSUzw5M/s640/dickens+z+zona.jpg" height="396" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Młodzi państwo Dickens na portretach Daniela Maclise</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Wkrótce ta żywiołowość Karola stała się dobrem publicznym, bo parę miesięcy po ślubie wydał "Klub Pickwicka" i wszyscy oszaleli na jego punkcie. Uwielbiali go młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety. Zwłaszcza kobiety. On je zresztą też. I dawał temu wyraz po swojemu. Kiedy w 1840 roku młodziutka królowa Wiktoria poślubiła księcia Alberta, Karol publicznie ogłosił, że jest w królowej zakochany po uszy, a jej małżeństwo pogrążyło go w żałobie Zaczął nawet wygrażać, że się zabije. Uznano to za dobry żart, ale Catherine nie znała się na takich żartach.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Ich małżeństwo było udane tylko na początku, kiedy do szczęścia wystarcza sama młodość. Potem ugrzęźli we własnych światach, które coraz bardziej się od siebie oddalały. On był wziętym pisarzem, zyskującym - jakbyśmy dziś powiedzieli - status celebryty, brylującego w wielkim świecie. Ona - kurą domową, którą ten świat omijał. W listach do przyjaciół zaczął ją nazywać osłem. Nudziła go. Nie znalazł w niej partnerki w swoich pasjach, nie umiała rozmawiać o książkach, teatrze, sztuce. Szybko przestał zabierać ją na przyjęcia, na które zaproszenia płynęły nieprzerwanym strumieniem. </span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-jWASdD6U384/UrlM_zbKsCI/AAAAAAAADtE/Q_bI3_zye3w/s1600/Catherine_Dickens_in_1852.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-jWASdD6U384/UrlM_zbKsCI/AAAAAAAADtE/Q_bI3_zye3w/s320/Catherine_Dickens_in_1852.jpg" height="320" width="243" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">37-letnia Catherine Dickens</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Catherine nie miała mu specjalnie za złe. Nie była w stanie chodzić na te przyjęcia. Rodziła dzieci. Urodziła dziesięcioro, w ciągu 16 lat ich małżeństwa niemal cały czas była w ciąży (zaliczyła też kilka poronień). Źle znosiła te ciąże, a niemal wszystkie kończyły się depresją. Ale jak się miały kończyć? Karol miał jej za złe, gdy znów spodziewała się dziecka, był wściekły, że w takim tempie przybywa mu gęb do wykarmienia, tak jakby pęczniejąca rodzina była wyłącznie zasługą jego żony! Cała ta przytłaczająca codzienność nadspodziewanie szybko zmieniła wielkooką, seksowną pannę w otyłą, zgorzkniałą matronę ze zmętniałym spojrzeniem niegdyś jasnych oczu.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">I w końcu któregoś dnia - a był to już 22. rok wspólnego życia państwa Dickens - ich małżeństwo się skończyło, i to tak, jak w najpodlejszym romansie. Tego dnia omyłkowo dostarczono Catherine paczkę ze złotą bransoletką. Dopisek, zrobiony ręką Karola, mówił jasno, że to bransoletka nie dla niej. Zrozumiała, że w życiu jej męża jest inna kobieta i że to tamta jest teraz dla niego najważniejsza. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Ellen "Nelly" Ternan, kochanka</b></span><br />
<span style="font-size: large;">Dickens miał czterdzieści pięć lat, kiedy poznał Nelly Ternan. Ona miała osiemnaście i była rok młodsza od jego najstarszej córki. Poznali się, gdy pan pisarz bawił się w reżysera. Wystawił w domu sztukę swojego przyjaciela Wilkie Collinsa, a ponieważ inscenizacja stała się głośna w Londynie (sama królowa pofatygowała się ją zobaczyć), postanowił zaprezentować ją publicznie. Oczywiście, teraz już nie wypadało, by wystąpiły w niej jego córki, panny z dobrego domu. Aktorce w epoce wiktoriańskiej bliżej było do prostytutki niż damy, trzeba więc było takie panie wynająć. I w ten oto sposób doszło do spotkania Dickensa z aktorką Nelly Ternan.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-ZUd16qajEZE/UrlOPYvevKI/AAAAAAAADtQ/HG3ZdEwlzeI/s1600/dickens,+ellen.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-ZUd16qajEZE/UrlOPYvevKI/AAAAAAAADtQ/HG3ZdEwlzeI/s640/dickens,+ellen.jpg" height="372" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Nelly Ternan i Dickens</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;">Stracił dla niej głowę. Była młoda, śliczna i miała wszystko to, czego brakowało Catherine. Nie zanudzała go opowieściami o kolacjach i pieluchach, ją zawsze interesowało to, co jego. Miała otwartą głowę i braki szybko nadrabiała. Ale która by na jej miejscu się nie postarała? Zainteresowanie wielkiego Dickensa, który miał już u stóp cały świat, było dla dziewczyny ze społecznych dołów niczym gwiazdka z nieba.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Wkrótce po poznaniu Nelly, Dickens postarał się jak najszybciej zakończyć związek z niekochaną żoną, Rozwód nie wchodził w grę - nie w wiktoriańskiej Anglii, a tym bardziej nie w przypadku człowieka, który uchodził za jej sumienie. Zostawała więc separacja, którą można było obudować zręcznymi kłamstwami tak, by reputacja winowajcy nie poniosła szwanku. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Ponoć hipokryzja to hołd, jaki występek składa cnocie. Jeśli to prawda, to pan Dickens złożył jej teraz największy hołd w swoim życiu. Potraktował Catherine podle. Wyrzucił ją z domu, przyznał niewielką pensję i na koniec - odebrał dzieci. Po czym zwalił na nią całą winę. Ogłosił publicznie, że nigdy nie potrafiła się nimi opiekować i zasugerował, że przyczyną była choroba psychiczna. Przy biednej Catherine został tylko jej najstarszy Charlie, na tyle już dorosły, by mieć odwagę sprzeciwić się charyzmatycznemu ojcu. I on też został ukarany - ojciec nie odezwał się do niego do końca życia.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Uwolniony od kłopotliwej rodziny Dickens mógł wreszcie zająć się nową ukochaną - kupować jej domy, opłacać lekcje śpiewu, finansować podróże po świecie. Oczywiście, robił to po cichu. Oficjalnie występował w charakterze przyjaciela domu, podczas gdy Nelly grała rolę przykładnej panny (z czasem: starej panny), mieszkającej z matką. Podobno urodziła mu syna, podobno dziecko zmarło, podobno… podobno… Dickens potrafił tak skutecznie zakamuflować postępki, których się wstydził, że dziś już nikt nie potrafi dociec prawdy.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Byli ze sobą trzynaście lat i macie pojęcie, że nikt o tym nie wiedział? To znaczy, grupa najbliższych im ludzi wiedziała doskonale, ale każdy trzymał buzię na kłódkę. Z Nelly włącznie. Po śmierci Dickensa zaczęła drugie życie - wyszła za mąż, urodziła dzieci, została wdową. Źle jej się wiodło. Żyła w biedzie i upublicznienie romansu z Dickensem (na przykład publikacja jego listów) mogłoby przynieść jej niezłe pieniądze. A jednak tego nie zrobiła. I raczej nie przez sentyment. Może prędzej przez zwykły wstyd? Ponoć tylko raz wspomniała o ich związku, dodając że gorzko go żałuje.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Po śmierci Nelly jej syn przeżył szok, przeglądając papiery matki. Dopiero wtedy odkrył jej drugie życie. Nie miał pojęcia ani o jej scenicznej karierze w młodości, ani o związku z pisarzem. Zły i wściekły, papiery spalił, a wszystkie powieści Dickensa wyrzucił na śmietnik.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Mary "Mamie" Dickens, córka</b></span><br />
<span style="font-size: large;">Dickens, który z taką wrażliwością opisywał los Małej Dorrit czy Davida Copperfielda, o swoich własnych dzieciach nie miał najlepszego zdania. Uważał, że są bezbarwne (jak żona, dodawał) i ledwie dwoje uznawał za odrobinę więcej niż przeciętne. Niestety, w tej dwójce nie znalazła się ta, która najbardziej go kochała - najstarsza Mary, nazywana Mamie.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-tqXUUpvWmZc/UrlQVuRJdLI/AAAAAAAADtg/gZfffWdv-4Y/s1600/Charles_Dickens_z+c%C3%B3rkami+Mamie+(z+prawej)+i++Katey,+ok.+1865.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-tqXUUpvWmZc/UrlQVuRJdLI/AAAAAAAADtg/gZfffWdv-4Y/s640/Charles_Dickens_z+c%C3%B3rkami+Mamie+(z+prawej)+i++Katey,+ok.+1865.jpg" height="640" width="520" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Dickens z córkami: Mamie (z prawej) i Katey</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Posłusznie poszła za ojcem, gdy porzucił jej matkę. Posłusznie wypełniała jego wolę, gdy zakazał ją odwiedzać. Posłusznie przymykała oczy na związek ojca z dziewczyną młodszą od niej. Może dlatego, że i ona bała się być przez niego porzucona?</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Opisywano ją jako sympatyczną, trochę sentymentalną, i wpatrzoną w ojca jak w obrazek. Ejże, skądś już to znamy… Czy nie taka była Catherine? Mamy zresztą potwierdzenie - Hans Christian Andersen, który poznał rodzinę Dickensa, opisał Mamie jako tę z córek, która najbardziej przypominała matkę.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Nazywa się ją czasem najbardziej nieszczęśliwym z dzieci Dickensa. Ale trudno się temu dziwić, zwłaszcza jeśli w istocie była podobna do matki i miała ten jej łagodny temperament. Trochę się tych powodów do nieszczęścia uzbierało - po pierwsze, katastrofalne małżeństwo rodziców i jego rozpad, po drugie, genialny i sławny tatuś, przy którym nikt nie czuje się dość dobry, a już na pewno wrażliwe dziecko. Wydaje się, że to Mary zapłaciła największą cenę za całą dziwaczność swojej rodziny. Choć ładna i niegłupia, nigdy nie potrafiła ułożyć sobie życia z dala od ojca, Nie wyszła za mąż, mimo że raz była bliska zaręczyn. Ale wystarczyło jedno skrzywienie Dickensa, któremu potencjalny narzeczony się nie spodobał, by konkurent poszedł w odstawkę. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Mamie nie była ani głupia, ani bezbarwna. Jeśli czymś zgrzeszyła, to tym samym, co pozostałe dwie kobiety, które tu opisałam - była tak oddana ojcu, że w ogóle przestała myśleć o sobie. Po jego śmierci nie bardzo wiedziała, co z sobą począć. Wydała wspomnieniową książkę o ojcu, w której dała znakomity opis jego pracy, przygotowała też do druku pierwszy wybór listów. Ale coraz częściej wpadała w długie okresy depresji, zaczęła pić. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Nie chcę tu powiedzieć, że Dickens - jak Pan Bóg - odpowiada za całe zło, jakie spotkało jego żonę i dzieci, choć słowa jego najstarszego syna Charliego uderzają trafnością: „Dzieci jego wyobraźni, Oliver Twist, David Copperfield i cała reszta. były dla niego o wiele bardziej realne niż my”. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Ech, panie Dickens, czy to nie dziwne, że właśnie ty wynalazłeś Boże Narodzenie? A może właśnie wcale nie? Nie byłeś gorszy od swojego Ebenzera Scrooge’a, a przecież to tego nikczemnika uczyniliśmy symbolem świątecznej magii. Dlatego na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam wesołych świąt z "Opowieścią wigilijną" pana Dickensa w tle.</span><br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="//www.youtube.com/embed/lNf1C3pOpTo" width="640"></iframe><br />
<i>Źródła: </i><i>Claire Tomalin, Sekretna kochanka Dickensa, 2011; Gaynor Arnold, Dziewczyna w błękitnej sukience, 2012; Robert Gottlieb, Great Expectations: The Sons and Daughters of Charles Dickens, 2012; Wikipedia</i><br />
<i>Zdjęcia: Wikimedia Commons</i>Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com23Polska52.214338608258196 19.687547.1975586082582 9.3603515 57.231118608258193 30.0146485tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-61533858603471881432013-12-17T08:11:00.000+01:002014-01-07T15:58:04.323+01:00O, la la!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-EpgT3DDTvZY/Uq_O2OF5vxI/AAAAAAAADog/XsxpoP4vBM0/s1600/Dianna_Effner_doll.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-EpgT3DDTvZY/Uq_O2OF5vxI/AAAAAAAADog/XsxpoP4vBM0/s320/Dianna_Effner_doll.jpg" height="320" width="240" /></a></div>
<span style="font-size: large;">Przeczytałam gdzieś kiedyś, że ranking na zabawkę wszechczasów wygrał… patyk. Pamiętacie z dzieciństwa? Przydawał się do wszystkiego. Można nim było toczyć przedmioty i rysować światy na piasku, szturchać kolegę i strącać jabłka z drzew, a jeśli nie był idealnie gładki, łatwo w nim było dojrzeć zwierzęcą czy ludzką postać. Wystarczyło, że miał kilka wypustek po bokach i od razu mógł być lalą. </span><br />
<span style="font-size: large;">Właśnie taka prosta figurka z patyka, z zaznaczonymi nogami i głową, uchodzi za najstarszą polską lalkę. Odgrzebali ją archeolodzy w Wolinie i ma ona swoje lata, bo pochodzi z okresu między wiekiem IX a XII. Oczywiście, wcale nie musi być najstarsza, na pewno miała poprzedniczki, przecież jej egipskie koleżanki znajdowano w grobowcach sprzed dwóch tysięcy lat przed naszą erą. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Jak przypuszczam, lale istniały odkąd istnieją dziewczynki - czyli od zawsze. Nie wyobrażam sobie, by jakaś dziewczynka, nawet z prehistorii, nie miała tego kogoś, kto byłby od niej w pełni zależny, o kogo mogłaby się troszczyć, ale też wytargać za uszy i nakrzyczeć, kiedy trzeba. Kochamy je i strofujemy od wieków tak samo. Niezależnie od tego czy jest rok tysiąc siedemset któryś, czy tysiąc dziewięćset któryś, tak samo je tulimy, ugłaskujemy, uciszamy, i atakujmy w złości. Gdyby lale mogły mówić, powiedziałyby pewnie, że ich właścicielki prawie wcale się nie zmieniły. Za to one same - i owszem. Przeszły długą drogę od prostych figurek z kamienia, drewna, gliny i szmatek, po dzisiejsze cuda, które jedzą, siusiają, rosną i niewiele się różnią od prawdziwych niemowląt.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Pamiętam swoją ukochaną lalę z burzą wspaniałych, rudych loków, której godzinami przyglądałam się w sklepie, i tak dręczyłam rodziców, że w końcu dostałam ją na gwiazdkę. Kochałam ją wieki całe (w dzieciństwie to mniej więcej parę tygodni), po czym w jakimś napadzie złości kompletnie ogołociłam ją z największego atutu, z jej loków. Została taka rudowłosa strzyga, z której wszyscy się śmiali. Dręczona wyrzutami sumienia, tylko bardziej ją pokochałam. Już nie chciałam innej. Do dziś leży w pudle, w życiu nie przyszłoby mi do głowy, by się jej pozbyć! Choć brzydka, powykręcana i całkiem goła, bo dawno zgubiła swoją piękną sukienkę z różą, wciąż jest pamiętana i kochana, jak tata i mama, jak ktoś z rodziny. O, la la, lalo! Zawsze byłaś dla dziewczynek kimś dużo więcej niż zwykłą zabawką! </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Historycy, którzy dziewczęcych uczuć nie potrafią prześledzić ani za dobrze zrozumieć, bezpiecznie trzymają się faktów. Powiadają, że lale na trochę bardziej masową skalę zaczęto produkować dopiero w XVI i XVII wieku. Pojawił się papier mâché, tania masa plastyczna, idealna do formowania lalczynych główek i kończyn, do których doczepiano szmaciany korpus. Taka lala często dostawała fryzurę z prawdziwych włosów, zazwyczaj końskich, ale bardziej luksusowa także z ludzkich. Miała też malowaną buzię i sukienkę, skrojoną na wzór ubrania właścicielki. Dowodem sławny obraz Pietera Bruegla (starszego) "Zabawy dziecięce" z 1560 roku, na którym dziewczynki bawią się lalkami, podobnymi do nich jak dwie krople wody. Oto on: </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-Uyq97aPno7w/Uq_VhKTC8QI/AAAAAAAADow/J-a29QnlgTQ/s1600/Pieter+Bruegel+%2528starszy%2529%252C+Zabawy+dzieci%25C4%2599ce%252C+1560.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-Uyq97aPno7w/Uq_VhKTC8QI/AAAAAAAADow/J-a29QnlgTQ/s640/Pieter+Bruegel+%2528starszy%2529%252C+Zabawy+dzieci%25C4%2599ce%252C+1560.jpg" height="464" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-3m1trxzWiLI/Uq_V5mTAr9I/AAAAAAAADo4/f_lI_dnWTrA/s1600/222px-BRU_-_CHD_01.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-3m1trxzWiLI/Uq_V5mTAr9I/AAAAAAAADo4/f_lI_dnWTrA/s320/222px-BRU_-_CHD_01.jpg" height="320" width="118" /></a></div>
<span style="font-size: large;">Bodaj po raz pierwszy któryś z artystów zajął się zdokumentowaniem rozrywkowych zajęć maluchów. I to jak profesjonalnie! Niemal jak encyklopedysta - na tym obrazie zidentyfikowano aż osiemdziesiąt dziecięcych zabaw. A gdzie lale? Szybko ich nie odszukacie, bo jak to u Bruegla, kłębi się tu dziki tłum małych ludzików, dlatego podpowiem: lale są obecne w lewym dolnym rogu (zbliżenie obok). I są takie, jak Pan Bóg przykazał - przypominają dziewczynki, które się nimi bawią, uformowane jak one i ubrane jak one, w długie spódnice, białe fartuszki i rogate czepki. Mają też podobny świat - swoje lalczyne domy z drewnianymi kołyskami, zydelkami i cebrzykami - wierne odwzorowanie tego w naturze.<br />W owych czasach istniały już zakłady rzemieślnicze zajmujące się produkcją zabawek - drewnianych, woskowych czy z papier mâché, ale na swój najlepszy czas lale musiały jeszcze trochę poczekać. I w końcu, po paru wiekach, ktoś odkrył Amerykę! Domyślił się, że kochana przez dzieci lala może być naprawdę wielkim przedmiotem pożądania. Pod warunkiem, że będzie skończenie doskonała.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-MofyY79W9lc/Uq_jf_n0FbI/AAAAAAAADsM/SWX2BvjI2pQ/s1600/1.+Antique_French_Jumeau_doll.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-MofyY79W9lc/Uq_jf_n0FbI/AAAAAAAADsM/SWX2BvjI2pQ/s320/1.+Antique_French_Jumeau_doll.jpg" height="320" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Dziewiętnastowieczna lalka francuska</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">No i przyszedł wiek XIX, w którym lale dostały swoje wielkie pięć minut. Pojawiły się prawdziwe cacka - panny z główkami z porcelany (a częściej ze szlachetnie matowego biskwitu), z całą resztą, jak z żurnala mód. Ach, jakie były piękne! Prawdziwe królewny - z podmalowanym fajansowym okiem, w błyszczących, atłasowych sukniach i rozłożystych kapeluszach, z pierścieniami loków à la cesarzowa Sissi, opadającymi na nieskazitelne, białoróżowe policzki. Tak sobie myślę, że zwrot "porcelanowa cera" zaczął karierę właśnie wtedy, kiedy panny młodsze i starsze patrzyły z zazdrością na buzie idealnych maleńkich dam w wystawach kolonialnych sklepów. Tak musiała wyglądać sławna lala ze sklepu Wokulskiego, obiekt zachwytu nie tylko małych kobietek. Przecież to dorośli uznali ją za przedmiot na tyle piękny i cenny, że całkiem serio uczynili z niej bohaterkę procesu o kradzież.</span><br />
<span style="font-size: large;">Od dziewiętnastego wieku lala na dobre zadomowiła się też w historii malarstwa rodzajowego jako główny atrybut portretowanych dziewczynek - wszystkich, niezależnie od stanu. Ale co ja będę gadać, popatrzcie:</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-0RheMeMLrJ4/Uq_ZdRaDggI/AAAAAAAADpE/3FTkFh6sJG0/s1600/1.+Blanche+Jenkins%252C+Cicho%2521%252C+pocz%25C4%2585tek+XX+w..jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-0RheMeMLrJ4/Uq_ZdRaDggI/AAAAAAAADpE/3FTkFh6sJG0/s640/1.+Blanche+Jenkins%252C+Cicho%2521%252C+pocz%25C4%2585tek+XX+w..jpg" height="640" width="502" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Blanche Jenkins, Cicho!, początek XX w.</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-o_2MuwEeEdg/Uq_aS_JLTnI/AAAAAAAADpI/SXd7iNiZKro/s1600/1.+Jean+Baptiste+Greuze,+Dziewczyka+z+lalk%C4%85,+1750.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-o_2MuwEeEdg/Uq_aS_JLTnI/AAAAAAAADpI/SXd7iNiZKro/s1600/1.+Jean+Baptiste+Greuze,+Dziewczyka+z+lalk%C4%85,+1750.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jean Baptiste Greuze, Dziewczynka z lalką, 1750</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-8nL2ZHsahNM/Uq_aZDRBNvI/AAAAAAAADpQ/-e0gbr-eeEU/s1600/3.+Albert+Anker,+Rekonwalescencja,+1878.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-8nL2ZHsahNM/Uq_aZDRBNvI/AAAAAAAADpQ/-e0gbr-eeEU/s640/3.+Albert+Anker,+Rekonwalescencja,+1878.jpg" height="430" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Albert Anker, Rekonwalescencja, 1878</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-CvJKg6UhZgE/Uq_aigmUwwI/AAAAAAAADpY/6ySSBSDaAD4/s1600/4.+Anton+Raufer-Redwitz,+Zabawa+z+lalk%C4%85,+pocz%C4%85tek+XX+wieku.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-CvJKg6UhZgE/Uq_aigmUwwI/AAAAAAAADpY/6ySSBSDaAD4/s640/4.+Anton+Raufer-Redwitz,+Zabawa+z+lalk%C4%85,+pocz%C4%85tek+XX+wieku.jpg" height="506" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Anton Raufer-Redwitz, Zabawa z lalką, początek XX wieku</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-yXprPorumEE/Uq_ateoAjmI/AAAAAAAADpg/rxb3fogoheE/s1600/5.+Alcide+Th%C3%A9ophile+Robaudi,+Dziewczynka+z+lalk%C4%85,+1888.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-yXprPorumEE/Uq_ateoAjmI/AAAAAAAADpg/rxb3fogoheE/s640/5.+Alcide+Th%C3%A9ophile+Robaudi,+Dziewczynka+z+lalk%C4%85,+1888.jpg" height="640" width="466" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Alcide Théophile Robaudi, Dziewczynka z lalką, 1888</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-Mwa_7sZQ4Ow/Uq_a88e3QbI/AAAAAAAADpo/6OttChxuLrE/s1600/6.+Boris+Kustodijew,+Japo%C5%84ska+lalka,+1908.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-Mwa_7sZQ4Ow/Uq_a88e3QbI/AAAAAAAADpo/6OttChxuLrE/s640/6.+Boris+Kustodijew,+Japo%C5%84ska+lalka,+1908.jpg" height="564" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Boris Kustodijew, Japońska lalka, 1908</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-W3cEkXwuHM8/Uq_bBfq8xZI/AAAAAAAADpw/Yrzd6pBUxlQ/s1600/7.+Carlton+Alfred+Smith,+Portret+lalki,+1910.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-W3cEkXwuHM8/Uq_bBfq8xZI/AAAAAAAADpw/Yrzd6pBUxlQ/s640/7.+Carlton+Alfred+Smith,+Portret+lalki,+1910.jpg" height="436" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Carlton Alfred Smith, Portret lalki, 1910</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-j094EpwvOA8/Uq_bKgkEntI/AAAAAAAADp4/oU7NBPUxgVg/s1600/8.+Charles+Courtney+Curran,+Portret+lalek,+1909.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-j094EpwvOA8/Uq_bKgkEntI/AAAAAAAADp4/oU7NBPUxgVg/s640/8.+Charles+Courtney+Curran,+Portret+lalek,+1909.jpg" height="566" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Charles Courtney Curran, Portret lalek, 1909</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-WNCCyOYKEL4/Uq_bQLf_a-I/AAAAAAAADqA/Vp6LgjYW4xA/s1600/9.+%C3%89mile+Munier,+Przyjaci%C3%B3lki,+1881.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-WNCCyOYKEL4/Uq_bQLf_a-I/AAAAAAAADqA/Vp6LgjYW4xA/s640/9.+%C3%89mile+Munier,+Przyjaci%C3%B3lki,+1881.jpg" height="534" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Émile Munier, Przyjaciólki, 1881</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-tdwg22e2deo/Uq_bXNxPIhI/AAAAAAAADqI/In57AmFNYqs/s1600/10.+Edmund+Adler,+Kolacja!,+pierwsza+po%C5%82.+XX+w..jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-tdwg22e2deo/Uq_bXNxPIhI/AAAAAAAADqI/In57AmFNYqs/s640/10.+Edmund+Adler,+Kolacja!,+pierwsza+po%C5%82.+XX+w..jpg" height="514" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Edmund Adler, Kolacja!, pierwsza poł. XX w.</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-aIatr7HZjT4/Uq_bs6Zbl4I/AAAAAAAADqQ/RSVXIarxOik/s1600/11.+Fritz+Zuber-Buhler,+Dziewczynka+karmi%C4%85ca+lalke,+II+po%C5%82.+XIX+w..jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-aIatr7HZjT4/Uq_bs6Zbl4I/AAAAAAAADqQ/RSVXIarxOik/s640/11.+Fritz+Zuber-Buhler,+Dziewczynka+karmi%C4%85ca+lalke,+II+po%C5%82.+XIX+w..jpg" height="518" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Fritz Zuber-Buhler, Dziewczynka karmiąca lalkę, II poł. XIX w.</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-Lo-9EdHHzWE/Uq_bzYl0kUI/AAAAAAAADqY/z7ssiDfbELU/s1600/12.+Evert+Pieters,+Kolacja+lalki,+,+XIX+w..jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-Lo-9EdHHzWE/Uq_bzYl0kUI/AAAAAAAADqY/z7ssiDfbELU/s640/12.+Evert+Pieters,+Kolacja+lalki,+,+XIX+w..jpg" height="640" width="466" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Evert Pieters, Kolacja lalki, XIX w.</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-uWhlRyQ6R5I/Uq_b6Nb38sI/AAAAAAAADqg/aCO33154qy0/s1600/13.+Fritz+Zuber-Buhler,+Dziewczynka+z+lalk%C4%85,+koniec+XIX+w..jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-uWhlRyQ6R5I/Uq_b6Nb38sI/AAAAAAAADqg/aCO33154qy0/s640/13.+Fritz+Zuber-Buhler,+Dziewczynka+z+lalk%C4%85,+koniec+XIX+w..jpg" height="640" width="514" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Fritz Zuber-Buhler, Dziewczynka z lalką, koniec XIX w.</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-dEx2WAZSyKI/Uq_cKtfDcaI/AAAAAAAADqo/wX_Bhhj98Qw/s1600/14.+Gad+Frederik+Clement,+Zabawy+dzieci,+1912.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-dEx2WAZSyKI/Uq_cKtfDcaI/AAAAAAAADqo/wX_Bhhj98Qw/s640/14.+Gad+Frederik+Clement,+Zabawy+dzieci,+1912.jpg" height="558" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Gad Frederik Clement, Zabawy dzieci, 1912</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-0U6H2yasWro/Uq_cl9PYGPI/AAAAAAAADqw/ivAT13nGrNk/s1600/15.+Jaroslav+Spillar,+Przerwa,+1890.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-0U6H2yasWro/Uq_cl9PYGPI/AAAAAAAADqw/ivAT13nGrNk/s640/15.+Jaroslav+Spillar,+Przerwa,+1890.jpg" height="478" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jaroslav Spillar, Przerwa, 1890</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-5EGYYtlsNVI/Uq_ctGEZSvI/AAAAAAAADq4/ADkmziznym8/s1600/16.+Joseph+Coomans,+Stara+lalka,+XIX+w.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-5EGYYtlsNVI/Uq_ctGEZSvI/AAAAAAAADq4/ADkmziznym8/s640/16.+Joseph+Coomans,+Stara+lalka,+XIX+w.jpg" height="640" width="496" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Joseph Coomans, Stara lalka, XIX w.</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-pU7-fYepF_k/Uq_czg_cQYI/AAAAAAAADrA/jTP5phYOU8Q/s1600/17.+Konstantin+Makowski,+Portret+Wielkiej+Ksi%C4%99%C5%BCnej+Marii+Niko%C5%82%C4%85jewny,+1905.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-pU7-fYepF_k/Uq_czg_cQYI/AAAAAAAADrA/jTP5phYOU8Q/s640/17.+Konstantin+Makowski,+Portret+Wielkiej+Ksi%C4%99%C5%BCnej+Marii+Niko%C5%82%C4%85jewny,+1905.jpg" height="640" width="398" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Konstantin Makowski, Portret Wielkiej Księżnej Marii Nikołąjewny, 1905</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-zQYA-Hqa1mU/Uq_c7f48G5I/AAAAAAAADrI/GvUgSBoEuWg/s1600/18.+Auguste+Renoir,+Dzieci%C4%99ce+popo%C5%82udnie+w++Wargemont,+1884.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-zQYA-Hqa1mU/Uq_c7f48G5I/AAAAAAAADrI/GvUgSBoEuWg/s640/18.+Auguste+Renoir,+Dzieci%C4%99ce+popo%C5%82udnie+w++Wargemont,+1884.jpg" height="540" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Auguste Renoir, Dziecięce popołudnie w Wargemont, 1884</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-V4utBE6X_dc/Uq_d6hh_6kI/AAAAAAAADrg/rnVl_XlwFfs/s1600/Norman+Rockwell,+Doktor+i+lalka,+1929.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-V4utBE6X_dc/Uq_d6hh_6kI/AAAAAAAADrg/rnVl_XlwFfs/s640/Norman+Rockwell,+Doktor+i+lalka,+1929.jpg" height="640" width="472" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Norman Rockwell, Doktor i lalka, 1929 </td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-U9ppu8JpFPM/Uq_dNoP02nI/AAAAAAAADrc/IKf-0fAtkdY/s1600/20.+M%25C5%259Bcis%25C5%2582aw+Dobu%25C5%25BCy%25C5%2584ski%252C+Lalka%252C+1905.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-U9ppu8JpFPM/Uq_dNoP02nI/AAAAAAAADrc/IKf-0fAtkdY/s640/20.+M%25C5%259Bcis%25C5%2582aw+Dobu%25C5%25BCy%25C5%2584ski%252C+Lalka%252C+1905.jpg" height="442" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Mścisław Dobużyński, Lalka, 1905</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Wrzuciłam tu zaledwie małą część znalezionych obrazów z serii "dziewczynka z lalką", ale i tak sporo tego! Jak widać nasze dzieciństwo, przemierzane wespół z lalą, było dla artystów tak samo pociągające, jak dla nas. I chyba z takich samych powodów. Z dzieciństwem są nierozłącznie sprzężone wizje lalczynych światów, w których drewniane i gałgankowe kukiełki budzą się, by prowadzić swoje tajemnicze życie, dużo ciekawsze od naszego. Która z nas nie miała wrażenia, pewności nawet, że jej lala myśli, czuje, pragnie? I że po nocach, gdy my już zasypiamy, ona budzi się z letargu? Artyści chyba czuli to samo, im zawsze było bardziej po drodze z dziećmi, nawet jeśli mieli już parę krzyżyków na karku. Może stąd się wzięło tyle pięknych dziewiętnastowiecznych historii z ożywionymi zabawkami w roli głównej? Pinokio, Dziadek do orzechów, baśń Andersena o baletnicy i ołowianym żołnierzyku - wszystko to próba wniknięcia w tajemniczy świat zabawek, który i dla dzieci, i dla wrażliwych dorosłych był magią. </span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-cvq7aiH1pjc/Uq_ekbk9TLI/AAAAAAAADro/rfClSU4pk_I/s1600/Pierwsza+lalka+Barbie,+blondynka+i+brunetka,+marzec+1959.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-cvq7aiH1pjc/Uq_ekbk9TLI/AAAAAAAADro/rfClSU4pk_I/s320/Pierwsza+lalka+Barbie,+blondynka+i+brunetka,+marzec+1959.jpg" height="320" width="239" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Pierwsza Barbie z 1959 r.</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Dwudziesty wiek sporo popsuł w tym magicznym świecie. Na plus trzeba mu zapisać to, że "lale ze sklepu" przestały być luksusem. Pojawienie się celuloidu i plastiku sprawiło, że zabawki stały się tanie i powszechnie dostępne. Niestety, ich producenci postanowili przy okazji zająć miejsce dzieci i bajkopisarzy w wymyślaniu im świata. Do zaprojektowanej w 1959 roku Barbie wcale nie mam pretensji o to, że "promuje fałszywy obraz kobiecej urody", a jej wymiary nijak się mają do gabarytów prawdziwej kobiety. Lala Wokulskiego też ich nie miała, zapewniam! Niefajne jest to, że skradziono dzieciom marzenia. Barbie obrosła w nieskończoną liczbę dodatków, ma kolekcje strojów, domów, gadżetów, koleżanek, narzeczonych, są gry z Barbie i filmy o Barbie. Jak wymyślać jej kolejne wcielenia, skoro wszystkie już są - wyprodukowane, wycenione, zapakowane i tylko czekające, by je kupić? Jakiemu dziecku, leniwemu z natury (jak każdy z nas, ale one się z tym nie kryją), zechce się przy takiej zabawce uruchamiać własną wyobraźnię? Jest jasne, że jeśli tylko może, woli zaciągnąć mamę do sklepu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Nie </span><span style="font-size: large;">zamierzam jednak demonizować Barbie, bo koniec końców dzieci sobie z nią radzą. Nie mają problemu, by przeprowadzić ją z luksusu w świat zwykłych lalek, co zresztą wcale jej nie przeszkadza. Ubrana w szydełkową podomkę Barbie siada do podwieczorku z misiami i jest z tego tak samo rada, jak z weekendu z Kenem na Kan</span><span style="font-size: large;">arach.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-op3G4BV74Qo/Uq_etLSU6bI/AAAAAAAADr0/IO031lG-hhg/s1600/20080109184013%2521Dollfie_heath.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-op3G4BV74Qo/Uq_etLSU6bI/AAAAAAAADr0/IO031lG-hhg/s400/20080109184013%2521Dollfie_heath.jpg" height="400" width="173" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: "Perpetua","serif"; font-size: 11.0pt; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-language: AR-SA; mso-bidi-theme-font: minor-bidi; mso-fareast-font-family: Perpetua; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;">Dolfie
- winylowa lala <br />dla dorosłych</span></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Może też się pobawicie? Żaden wstyd. Jak świat światem istnieli tatusiowie bijący się o kolejki ze swymi synami i wiktoriańskie mamusie z upodobaniem meblujące lalczyne domki córek. Dziś robimy to samo, a nawet więcej - sprawiamy sobie własne lale do zabawy, chociaż w obawie, aby nie być posądzonym o infantylizm, wolimy te zajęcia nazywać "kolekcjonowaniem" albo "stylizacją". </span><span style="font-size: large;">Wymyśloną pod koniec lat 90. ubiegłego wieku japońską la</span><span style="font-size: large;">lką Dolfie ba</span><span style="font-size: large;">wią się głównie dorośli. Niesamowitą karierę zrobił ten gładki i drogi kawałek żywicy (ceny dochodzą nawet do 1500 dolarów), który można dowolnie malować, ubierać, przebierać, zmieniać mu rysy, płeć, fryzury, akcesoria, wymyślać całą historię, a potem opowiadać o niej na spotkaniach kolekcjonerów o wyszukanych gustach. </span><br />
<span style="font-size: large;">Elitarna rozrywka? </span><span style="font-size: large;">Oj tam, oj tam. To przecież zwykła lala! Lubicie ją, bo wciąż pamiętacie fakturę, kształt i zapach tej pierwszej, z dzieciństwa. Tej z pucułowatą buzią, w gałgankowej sukni i z pękami loków schowanych pod czepkiem. Ona wciąż gdzieś jest, zagubiona w pluszowym kurzu czasu, i myślę, że nadal o nas pamięta: </span><br />
<span style="font-size: large;">"Dziewczynce, co się moim bawi nieistnieniem,<br /> Wdzięczna jestem, gdy w dłonie mój niebyt porywa,<br /> I mówi za mnie wszystko, różowa natchnieniem,<br /> I udaje, że wierzy w to, iż jestem żywa".</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-eNTiuvtlGKg/Uq_e7PM1G6I/AAAAAAAADr4/p2BX6RfV_JI/s1600/Elliot+Bouton+Torrey,+Dziewczynka+z+lalk%C4%85,+XX+wiek.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-eNTiuvtlGKg/Uq_e7PM1G6I/AAAAAAAADr4/p2BX6RfV_JI/s640/Elliot+Bouton+Torrey,+Dziewczynka+z+lalk%C4%85,+XX+wiek.jpg" height="640" width="474" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Elliot Bouton Torrey, Dziewczynka z lalką, XX wiek</td></tr>
</tbody></table>
<i>Źródła: "Dawne i współczesne zabawki dziecięce", red. Dorota Żołądź-Strzelczyk, Katarzyna Kabacińska, Poznań 2010, Wikipedia</i><br />
<i>Fragment wiersza na końcu pochodzi z "Lalki" Bolesława Leśmiana</i><br />
<i> Zdjęcia: Web Gallery of Art, Wikimedia Commons,wikigallery.org,, wikipaintings.org,, artrenewal.org</i></div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com21tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-5275028238537651452013-12-03T20:25:00.000+01:002014-03-26T03:42:00.082+01:00Pięć sławnych kobiet, których mogło nie być<span style="font-size: large;">W przypadku postaci z odległej historii nie tak łatwo ustalić, które z nich istniały naprawdę, a które są tylko legendą. Relacje o ich życiu pełne są sprzeczności, a często stanowią zwykły wymysł fantazjujących kronikarzy. Ale przecież i w bajkach tkwi ułamek prawdy, a historie wyimaginowanych postaci z legend bywają oparte na życiu prawdziwych ludzi. Ja wolę myśleć, że tak właśnie było. I że tych pięć, dobrze nam znanych dam istniało naprawdę, a nie tylko w naszej wyobraźni.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Wanda, co nie chciała Niemca</b></span><br />
<span style="font-size: large;"> Tę pannę wydumał sobie ponoć Wincenty Kadłubek, nasz kronikarz z przełomu XII i XIII wieku. W jego zapiskach po raz pierwszy pojawia się Wanda. Ale nawet jeśli całą historię wyssał z palca, to na tyle dobrze trafił z nią w nasze gusta, że przez następne stulecia osiągnęła ona niebywałą popularność, obrastając w nowe wątki i warianty. </span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-ixbmdJbXq8E/Up4WuClFTcI/AAAAAAAADm0/hzvZmWkjrUo/s1600/1a.+Maksymilian+Piotrowski,+Smierc+Wandy,+1859.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-ixbmdJbXq8E/Up4WuClFTcI/AAAAAAAADm0/hzvZmWkjrUo/s640/1a.+Maksymilian+Piotrowski,+Smierc+Wandy,+1859.jpg" height="640" width="456" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wanda na obrazie Maksymiliana Piotrowskiego, 1859</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Oto mamy polską księżniczkę, która po śmierci swego ojca Kraka, staje się królową. W nowej roli radzi sobie nad podziw świetnie, a wieści o jej dobrych rządach idą w świat. Mówi się też, że młoda królowa jest piękną panną, nic dziwnego, że w pakiecie ze swoim sprawnie zarządzanym królestwem stanowi łakomy kąsek dla samotnych książąt. Jeden z nich, niemiecki tyran z sąsiedztwa, wysyła swatów. Chce brać co dobre, nim inni go ubiegną. Ale Wanda odmawia! Odtrącony i upokorzony książę postanawia podbić kraj Polki, a ją samą wziąć choćby siłą. Już, już nadciąga z gromadą zbrojnych pod Kraków, no ale przecież mu się nie uda! Nie z polską księżniczką!</span><br />
<span style="font-size: large;">Opowieści o Wandzie mają różne zakończenia, ale w żadnej brzydkiemu Niemcowi nie dostaje się ani nasz kraj, ani nasza panna. U Kadłubka Wanda rządzi spokojnie do końca swoich dni, tak jak chciała - samotnie. Późniejsze wersje - przywołane w Kronice Wielkopolskiej i u Długosza - dodają historii dramatyzmu. Wszystko kończy się śmiercią Wandy w odmętach Wisły. Lepsze to niż odstręczający mąż, lepsze to niż kolejne ataki wroga pustoszące jej królestwo! Tym heroicznym skokiem do wody Wanda próbuje ocalić wszystko, co dla niej najważniejsze - wolność własną i swoich poddanych. </span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-tQapTAVcu34/Up4XTFelAvI/AAAAAAAADm8/SrecJEm_LKQ/s1600/1b.+Aleksander+Lesser,+%C5%9Amier%C4%87+Wandy+1855.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-tQapTAVcu34/Up4XTFelAvI/AAAAAAAADm8/SrecJEm_LKQ/s640/1b.+Aleksander+Lesser,+%C5%9Amier%C4%87+Wandy+1855.jpg" height="483" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="font-size: 13px; text-align: center;">Aleksander Lesser, Śmierć Wandy, 1855</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"> Legenda o Wandzie jest jednym z ulubionych polskich mitów. I strasznie mi się to podoba, że u zarania naszej historii jest opowieść o niewieściej rycerskości, w której poświęcenie, wolność i kobiecość splatają się w jedno. A czy to prawda, czy tylko bajka? To już nie jest tak istotne, choć możliwe, że więcej w tym prawdy niż sądzimy. Wszak istnieje mogiła księżniczki, Kopiec Wandy, usypany dawno, dawno temu, w VIII albo VII wieku, a więc na długo przedtem nim nasze dzieje zaczęli notować kronikarze. Ze szczytu mogiły Wandy wciąż rozciąga się widok na jej nietknięte królestwo, na Kraków.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Słodkie oczy Ginewry</b></span><br />
<span style="font-size: large;"> Od naszej Wandy sławniejsza w świecie jest jej angielska krewniaczka, królowa Ginewra. Heroina z działających na wyobraźnię legend o królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu. Możliwe, że też jej nie było i jest tylko bohaterką mitów, najpierw przekazywanych ustnie, a spisywanych około XII wieku, jak nasza opowieść o Wandzie. Ale przecież historycy wciąż szukają „w realu” pierwowzorów jej sławnego męża, pana na Camelot (niejaki Ambrosius Aurelianus, który grzmocił Sasów w V wieku, to najpewniejszy kandydat), zatem i przypisywana mu historia miłosna też mogła zdarzyć się naprawdę.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-kdk-H_CAi7M/Up4ZCYUO_uI/AAAAAAAADnI/1jBSVoDzZTg/s1600/2.+Henry+Justice+Ford,+Ginewra,+ok.+1910.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-kdk-H_CAi7M/Up4ZCYUO_uI/AAAAAAAADnI/1jBSVoDzZTg/s640/2.+Henry+Justice+Ford,+Ginewra,+ok.+1910.jpg" height="640" width="366" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Henry Justice Ford, Ginewra, ok. 1910</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"> Jej bohaterką jest właśnie Ginewra, córka władcy Cameliard, przyjaciela i sojusznika Artura. Różnie mówią w podaniach o jej małżeństwie. Jedni twierdzą, że było ono po prostu wynikiem zwykłej polityki sprzymierzonych królów - Artur wziął za żonę córkę swego koalicjanta, a miłość nie miała tu nic do rzeczy. Inni utrzymują jednak, że zakochał się do szaleństwa w gładkiej pannie. Szkoda, bo koniec końców marnie na tym wyszedł - i on, i jego królestwo. Dziewczyna, niestety, nie odwzajemniła się tym samym. Obiektem jej westchnień został jeden z arturiańskich rycerzy, gładkolicy sir Lancelot. A ponieważ i ten nie umiał się powstrzymać od romansowania z żoną swego króla, finał mógł być tylko tragiczny. Lancelot najpierw poprztykał się z kolegami, broniąc (wątpliwego) honoru swojej pani, potem wyzwał Artura i koniec końców doprowadził do jego śmierci. </span><br />
<span style="font-size: large;"> Wszystko zakończyło się wielką smutą, upadkiem Camelot. Lancelot resztę życia spędził na wygnaniu, jako pokutujący pustelnik, a Ginewra, jak nasza Izabela Łęcka, poszła do klasztoru, nękana wyrzutami sumienia, że obudziła takie niszczące męskie namiętności.</span><br />
<span style="font-size: large;"> Na koniec dodam z nieelegancką satysfakcją, że daleko jej do naszej Wandy. Była jedynie piękną lalą, której udział w wielkiej historii ograniczał się do robienia słodkich oczu nadskakującym jej panom. A przy tym na tyle niemądrą, by nie przewidzieć tego skutków. <br />
Na szczęście to tylko legenda, dlatego nikt się gniewa, gdy ci, którzy dziś ją przypominają, trochę ją modyfikują, naginając do naszej wrażliwości. Stąd w ostatniej sławnej filmowej opowieści (z 2004 r.) Ginewra z twarzą Keiry Knightley dzielnie macha łukiem, a wszystko kończy się po bożemu - sielanką z Arturem w ich wspaniałym królestwie. Kto wie, może tak to właśnie było?</span><br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="//www.youtube.com/embed/fqZh1tg_bF4" width="640"></iframe><br />
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Mamuśka Rzepicha</b></span><br />
<span style="font-size: large;"> Od niej rzekomo zaczyna się nasza historia. Rzekomo. Bo choć jest mniej bajkowa niż Wanda, to żaden historyk nie potwierdzi jej istnienia. Żona Piasta, protoplasty średniowiecznej dynastii polskich królów, pojawia się w naszej pierwszej kronice, spisanej na początku XII wieku przez Galla Anonima. Jego opowieść jest jednak pełna tak nieziemskich szczegółów, że zimnogłowym historykom trudno w nią uwierzyć. </span><br />
<span style="font-size: large;">Na imię ma Rzepka, a zdrobniale wołają na nią Rzepicha. Jest żoną ubogiego acz szlachetnego kmiecia Piasta, zamieszkałego w chacie na gnieźnieńskim podgrodziu. Na książęcym tronie w Gnieźnie siedzi zaś Popiel - tchórzliwy, gnuśny i zdradziecki, a wiec taki, jakiego żaden szanujący się Polak nie chciałby mieć w gronie przodków. I szczęśliwie mieć nie będzie - dzięki Piastowi i jego Rzepce.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-lUTdcATR-44/Up4b4BL_YFI/AAAAAAAADnU/drPLABcGuJ0/s1600/3.+Piast+i+Rzepka,pierwsza+dekada+XIX+wieku,+autor+nieznany.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-lUTdcATR-44/Up4b4BL_YFI/AAAAAAAADnU/drPLABcGuJ0/s640/3.+Piast+i+Rzepka,pierwsza+dekada+XIX+wieku,+autor+nieznany.JPG" height="640" width="422" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Piast i Rzepka na dziewiętnastowiecznej ilustracji</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"> Gall opisuje dzień, w którym książę Popiel wydaje ucztę na postrzyżyny dwóch synów. Tegoż samego dnia skromne przyjęcie szykują Piast z Rzepichą na postrzyżyny swojego synka. Ten pierwszy wykaże się zwyczajową pychą, zaś nasza para - iście polską gościnnością. <br />
Oto pojawia się dwóch tajemniczych wędrowców, których Popiel do zamku nie wpuszcza (przybłędy!), natomiast Piast z Rzepichą przyjmują ich z radością. Wędrowcy (aniołowie, sugeruje Gall) nie dość, że w cudowny sposób rozmnażają wieprzowinę i chleb, to dokonują postrzyżyn chłopca i nadają mu imię Siemowita, wróżąc wielką przyszłość. <br />
I faktycznie, gdy chłopiec dorośnie, zostanie obrany księciem w miejsce niegodziwego Popiela, który zginie marnie (pożarty przez myszy na wieży w Kruszwicy). A Piast da początek wspaniałej dynastii. </span><span style="font-size: large;">Następcą Siemowita będzie jego syn Lestek, po nim przyjdzie wnuk Siemomysł, a w końcu prawnuk - doskonale nam wszystkim znany Mieszko I. </span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-gqHxGeRjhSg/Up4gI_WbitI/AAAAAAAADng/bBvT6KrSbCk/s1600/z-stryj-nnn-piast_1932_muzeum_narodowe_w_krakowie.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-gqHxGeRjhSg/Up4gI_WbitI/AAAAAAAADng/bBvT6KrSbCk/s640/z-stryj-nnn-piast_1932_muzeum_narodowe_w_krakowie.jpg" height="422" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Postrzyżyny u Piasta na obrazie Zofii Stryjeńskiej, 1932</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;">Rzepicha jest więc pra-prababką naszego pierwszego historycznego władcy. O ile w ogóle jest. Póki co, nikt jej postacią historyczną nie nazwie (głównie z powodu tych aniołów Galla). Ale - dobra wiadomość! - wcale nie jest powiedziane, że za sto lat to się nie zmieni. Metodologia badań historycznych ewoluuje i coś, co kiedyś wydawało się bajką, z czasem może zagościć w realu.</span><br />
<span style="font-size: large;"> Bo tak się właśnie stało w przypadku przodków Mieszka, tej wyżej wymienionej trójki - Siemowita, Lestka i Siemomysła. Przez całe wieki uznawaliśmy za bajeczne wszystko, co Gall o nich wypisywał. Pewny był tylko Mieszko. Dlaczego? Ano dlatego, że jego imię, oprócz Galla, zapisali także kronikarze czescy i niemieccy. Natomiast o przodkach Mieszka tamci nie pisnęli ani słówka. Uznaliśmy więc, że nasz Gall duby smalone bredził o Piastach i Lestkach, spisując głodne kawałki opowiadane przez lud. Uzależnieni od słowa, od tradycji pisanej, tylko takie przekazy uznawaliśmy za wiarygodne. </span><br />
<span style="font-size: large;"> Ale dziś już tak nie myślimy. Opowieści Galla w pewnym stopniu potwierdziły prace archeologów, pokazujące ciągłość rozwojową polskiego państwa; zmienił się też stosunek do ustnej tradycji historycznej. W czasach, kiedy nie znano pisma, listy dynastyczne władców przechowywano w pamięci, i to bardzo precyzyjnie (pokazały to badania ludów pierwotnych Afryki i Polinezji). Może więc Gall po prostu zapisał to, co nasi przodkowie podawali sobie z pokolenia na pokolenie, i co wcale nie musiało być legendą? No bo skąd się wziął Mieszko? Nie mógł wyskoczyć jak Minerwa z głowy Jowisza! Musiał mieć poprzedników, bez względu na to, jak się nazywali. A nie mamy powodów, by kwestionować, że nazywali się właśnie Siemowit, Lestek i Siemomysł. </span><br />
<span style="font-size: large;"> Dlatego dziś całą tę trójkę uznajemy za postacie historyczne. Do Piasta wciąż podchodzimy nieufnie, ale może to tylko kwestia czasu (i metodologii)? Kto wie, czy za kilka następnych wieków i on nie znajdzie się na liście naszych historycznych przodków. A z nim i jego Rzepka…</span><br />
PS. Dynastii Piastów nazwę nadano dopiero w XVII wieku, Kazimierz Wielki tak o sobie nie mówił…<br />
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Joanna z Watykanu</b></span><br />
<span style="font-size: large;"> Czy papież Jan VIII był kobietą? Albo inaczej: czy oprócz papieża Jana VIII istniał jeszcze jeden o tym samym imieniu, sprawujący swój urząd pół wieku wcześniej? I czy była nim przebrana w męskie szaty kobieta?</span><br />
<span style="font-size: large;"> Tego nie wie nikt. Dziwne, bo kolejna moja bohaterka, Joanna, nie powinna gubić się w mrokach dziejów aż tak, jak jej poprzedniczki. Tu wszystko dzieje się w znacznie lepiej udokumentowanym miejscu i czasie - w Rzymie pierwszej połowy IX wieku. Ale kroniki tego czasu milczą o niej jak zaklęte. Albo więc wcale jej nie było, albo czyn, jakiego się dopuściła, uznano za tak haniebny, że współcześni postanowili oczyścić historię z najmniejszych śladów jej obecności. W źródłach opowieść o papieżycy pojawia się dopiero trzysta lat później, kiedy nikt już nie potrafi ustalić: prawda li to czy tylko legenda? </span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-YrTCTg45R5U/Up4glwB2gjI/AAAAAAAADno/XMGzUAo8BVc/s1600/4.+tarot.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-YrTCTg45R5U/Up4glwB2gjI/AAAAAAAADno/XMGzUAo8BVc/s640/4.+tarot.jpg" height="393" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: Perpetua, serif; font-size: 15px; line-height: 17px;">Wizerunek Papieżycy lub Arcykapłanki w kartach tarota może być echem historii Joanny</span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<span style="font-size: large;"> Oto Joanna - mieszkająca w niemieckiej Moguncji młoda Angielka. Odkąd pamięta fascynują ją tajemne księgi, filozofia, cała ta sekretna wiedza zamknięta w wypełnionych foliałami bibliotekach. Wiedza niedostępna kobietom. Joanna najwyraźniej nie chce przyjąć tego wiadomości. Układa brawurowy plan, który pozwoli jej studiować. Jak mężczyznom. Wystarczy przecież, że stanie się jednym z nich! W męskim przebraniu i razem z ukochanym - co czyni wyprawę mniej ryzykowną - wyrusza do Aten, historycznej stolicy filozofów. I udaje się! Nie dość, że zdobywa wszechstronne wykształcenie, to prześciga swoich mistrzów. <br />
Wyrasta na wybitną postać ówczesnego świata. Zaczyna dzielić się swoją wiedzą, najpierw w Atenach, a potem w Rzymie, rośnie jej sława, a na wykłady ściągają tłumy. Wkrótce nikt nie ma wątpliwości, że ma do czynienia z osobą o ponadprzeciętnym intelekcie, która zasługuje na najwyższą godność ówczesnego świata - na papieski tron. Zostaje wybrana.</span><br />
<span style="font-size: large;"> Jej historia kończy się dramatycznie po dwóch latach, siedmiu miesiącach i czterech dniach. Pewnego dnia, podczas procesji na ulicach Rzymu, w zaułku między Koloseum a kościołem św. Klemensa, Joanna zaczyna rodzić! Ten dzień jest także dniem jej śmierci. Ginie ukamienowana przez lud, wzburzony tak jawnym wszeteczeństwem.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-7uYb9hKwUSg/Up4kbtqdbRI/AAAAAAAADn0/W6QAJA1dVmE/s1600/4.+papessejeanne,+ilustracja+z+XVIII+w.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-7uYb9hKwUSg/Up4kbtqdbRI/AAAAAAAADn0/W6QAJA1dVmE/s640/4.+papessejeanne,+ilustracja+z+XVIII+w.jpg" height="432" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Joanna rodzi podczas procesji na ulicach Rzymu (francuska grafika z XVIII w.)</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<span style="font-size: large;">Czy tak to naprawdę było - tego się raczej już nie dowiemy. Barwna historia Joanny pewne miejsce ma dziś jedynie w popkulturze (niżej trailer filmu z 2009 r.). Większość historyków jest sceptyczna, znajdując równie wiarygodne argumenty za, jak i przeciw istnieniu papieżycy. Kościół formalnie się od niej zdystansował w XVII wieku, na co miała wpływ reformacja i popularność tej legendy wśród wrogów papiestwa. Joanna była świetnym narzędziem krytyki Kościoła - skoro baba, ZWYKŁA BABA!, a więc istota z natury głupia i niska, potrafiła wywieść w pole hierarchów i zrobić z nich stado baranów, to jakie to wystawia świadectwo tej instytucji? </span><br />
<span style="font-size: large;"> Zabawne jest to, że jedni i drudzy - i Kościół, i jego wrogowie - byli w istocie idealnie zgodni: oto ich wspaniały, męski świat zapaskudziła nędzna kobiecina, której życie niewiele się różni od tego, jakie wiedzie przychówek w oborze. I z tych powodów, Joanno, mam wielką nadzieję, że naprawdę byłaś między nami.</span><br />
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="//www.youtube.com/embed/M8fa_ynmm_M" width="640"></iframe><br />
PS. Ciekawostką jest, że największą karierę w świecie zrobiła wersja opowieści o Joannie zamieszczona w trzynastowiecznej kronice naszego Marcina z Opawy, arcybiskupa gnieźnieńskiego. Była prawdziwym bestsellerem średniowiecza, przepisywanym przez tysiące kopistów<br />
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Mokry podkoszulek Nawojki</b></span><br />
<span style="font-size: large;"> O, proszę, kolejna przebieranka, tym razem w naszym lokalnym wydaniu. Kiedyś będę musiała przygotować osobny wpis (albo i kilka, bo w jednym się nie zmieszczą) o pannach sprzed wieków, które próbowały przejść przez życie w męskich ciuchach. Czyli dziewczynach z normalnym apetytem na życie i na tyle odważnych, by walczyć o swoje, bez względu na czasy, w jakich przyszło im żyć. Było ich bez liku, przy czym istnienie wielu jest tradycyjnie kwestionowane, czemu specjalnie się nie dziwię, bo były przecież brzydkim kleksem na męskiej liście praw świata tego. Należy do nich także Nawojka, pierwsza polska studentka.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-CbEyf9RPQaQ/Up4l13LH65I/AAAAAAAADoA/Q4f3EdF7sW4/s1600/5.+Eleanor+Fortescue+Brickdale+The+Little+Foot+Page,+1905.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-CbEyf9RPQaQ/Up4l13LH65I/AAAAAAAADoA/Q4f3EdF7sW4/s640/5.+Eleanor+Fortescue+Brickdale+The+Little+Foot+Page,+1905.jpg" height="640" width="490" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Nawojka jakoś nie była atrakcyjnym tematem dla polskich artystów.<br />
Żaden Matejko jej nie namalował. Ale wyobrażam sobie, że musiała wyglądać tak,<br />
jak ta przebierająca się za chłopca, ścinająca swoje piękne włosy dziewczyna<br />
na obrazie Eleanor Fortescue Brickdale ("The Little Foot Page", 1905)</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">To również postać na pół legendarna, jak z jakiejś bajki, choć jest już XV wiek, dobrze znany i opisany - we Francji bije się Joanna d’Arc (w męskiej zbroi, a jakże!), w Polsce niedawno mieliśmy Jadwigę za króla. Oczkiem w głowie naszej władczyni była Akademia Krakowska, która za jej czasów zaczęła rozkwitać. I właśnie na jednym ze świetnych wydziałów uczelni w 1414 roku rozpoczyna studia niejaki Jakub.</span><br />
<span style="font-size: large;"> Jakub wcale nie jest Jakubem. Ma na imię Nawojka i przypuszczalnie jest córką burmistrza Dobrzynia, a według konkurencyjnej historycznej plotki - rektora gnieźnieńskiej szkoły parafialnej. Bystra dziewczyna w domu uczy się pisać i czytać, po polsku i po łacinie, ale chciałaby więcej… Tylko jakim cudem? Przecie nie dla kobiety uniwersytety! </span><br />
<span style="font-size: large;"> Nie ma rady, Nawojka musi zrobić to, co wcześniej Joanna - obcina włosy, zakłada męskie ciuchy i zapisuje się na uczelnię. Świetnie sobie radzi przez całe trzy lata i wszystko zdaje się zmierzać do szczęśliwego końca. Którego jednak jak wiadomo nie będzie.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-hZA8mu3RDlM/Up4pH6icLcI/AAAAAAAADoM/xezw1b4KqPU/s1600/5.+Wyk%C5%82ad+uniwersytecki+(ilustracja+z+II+po%C5%82owy+XIV+w.).jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-hZA8mu3RDlM/Up4pH6icLcI/AAAAAAAADoM/xezw1b4KqPU/s640/5.+Wyk%C5%82ad+uniwersytecki+(ilustracja+z+II+po%C5%82owy+XIV+w.).jpg" height="513" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wykład uniwersytecki (grafika z końca XIV w.)</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"> Różne są wersje na temat tego, jak Nawojka zostaje zdemaskowana. Według tej bardziej prawdopodobnej tuż przed złożeniem egzaminów bakalarskich dziewczynę rozpoznaje i wydaje ktoś, kto znał ją wcześniej - syn wójta z jej rodzinnego Gniezna, również studiujący w Krakowie. Wedle wersji bardziej awanturniczej, Nawojka wpada przez Lany Poniedziałek. Być może sama mokra toga oblepiająca jej ciało wystarcza, by pojawiły się podejrzenia, że nie jest to chłopię. Ale ponoć dziewczyna strasznie się w ten poniedziałek zaziębia i wezwany do niej medyk ostatecznie rozwiewa wątpliwości.</span><br />
<span style="font-size: large;"> Na uczelni wybucha wielki skandal. Natychmiast zbiera się sąd rektorski, deliberując, co z tym kwiatkiem począć. I wcale nie jest to tak zabawne, jak wydaje się dziś, gdy opowiadamy tę historię. Za złamanie zakazu Nawojce grozi śmierć na stosie! Unika go, najwyraźniej tylko dlatego, że jako świetna studentka dobrze zapisała się pamięci wykładowców. Nie potrafią wysłać na śmierć kogoś, kogo nauczyli się cenić... A ona także i teraz, stojąc przed sądem już jako dziewczyna, potrafi znaleźć odważne i właściwe słowa. Zapytana: „Czemu dopuściła się tak strasznego grzechu?”, odpowiada najtrafniej jak można: „Z miłości do nauki”.</span><br />
<span style="font-size: large;"> Zatem stosu nie będzie. Zamiast niego - dożywotnia pokuta w klasztorze. Mam wielką nadzieję, że dla Nawojki nie była to kara, ale radość prawdziwa, bo w ramach tej pokuty miała uczyć mniszki. Mogła więc być wierna swojemu powołaniu, „miłości do nauki”, choć tylko na małym skrawku zamkniętego, kobiecego świata, za klasztorną furtą. Uniwersytet Jagielloński pierwsze „legalne” studentki przyjmie dopiero cztery wieki później.</span><br />
<span style="font-size: large;"> Trochę nam to czasu zabrało, prawda? Na szczęście po drodze były też Nawojki. Bo mam szczerą nadzieję, że było ich więcej. Że co najmniej kilka kobiet studiowało mimo zakazów, a w finale szczęśliwie ustrzegło się pechowego „mokrego podkoszulka”. Może tylko dlatego nie mamy pojęcia, że istniały?</span><br />
<br />
<i> Źródła: Poczet królów i książąt polskich (red. Andrzej Garlicki), Warszawa 1998<br />
Władysław Kopaliński, Słownik mitów i tradycji kultury, PIW, 1987<br />
www.users.globalnet.co.uk/~pardos/PopeJoanHome.html<br />
Wikipedia<br />
Zdjęcia: Wikimedia Commons, www.pinakoteka,zascianek.pl </i>Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-82676613115653080642013-10-17T20:16:00.000+02:002013-10-17T22:27:43.590+02:0077 postów Anki S.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">Hej, Anno, co za szkoda, że nie urodziłaś się trzysta lat później! Dziś byłabyś królową blogosfery! Wszystkie pękałybyśmy z ciekawości, otwierając Twój kolejny post. Co tam nowego wywinął Ezop, Twój niewydarzony małżonek? Znów chciał podpalić kościół, bo pchły go w nim obsiadły? A może po raz kolejny narobił Ci wstydu, opowiadając, że ma żonkę, która za jednym posiedzeniem wychyli siedemdziesiąt kieliszków wina? Trzymałybyśmy kciuki, żeby w końcu udało Ci się posłać go w diabły! Wow, Anno, dziś nie czułabyś się taka opuszczona i samotna. Wszystkie byłybyśmy z Tobą! </span><br />
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-gO6mbQALZG4/Ul_ceCYj0PI/AAAAAAAADlE/5EXmzDyG7_w/s1600/0.+Anna_Stanislawska.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/-gO6mbQALZG4/Ul_ceCYj0PI/AAAAAAAADlE/5EXmzDyG7_w/s640/0.+Anna_Stanislawska.JPG" width="524" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Anna na portrecie z epoki</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">
Anna ze Stanisławskich Zbąska. Znacie ją? Ja odkryłam ją całkiem niedawno, choć studiowałam polonistykę i powinnam przynajmniej mieć pojęcie, że istniała. Żyjąca w XVII wieku Anna uchodzi za - cytując Wikipedię - „najdawniejszą znaną polską poetkę”. A tam, zaraz poetkę. W tym, co pisała, poezji niewiele, za to dużo prozy. Wspaniałej prozy życia. Anna po prostu jako trzydziestokilkuletnia kobieta spisała swoją historię w wierszach, które, owszem, rymują się, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o poezję. Nie posiadała talentu do piętrowych metafor, ale jak sądzę, wcale jej nie zależało, by stworzyć epicki poemat. Ona miała po prostu zwykłą, babską potrzebę przelania na papier swoich losów, taką jaką mamy my, piszące pamiętniki i blogi. W jej zapiskach nie rymy są ciekawe, ale kobiece życie. Zaskakująco nam bliskie, choć zagubione w studni czasu. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"> Nazywa się to „Transakcyja albo opisanie całego życia jednej sieroty przez żałosne treny od tejże samej pisane roku 1685”. Owych trenów jest 77, zaś autorka nie bez powodu wybrała żałobną formę: </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">„Nie dziwuj się, żem taki tytuł książce dała,</span><br />
<span style="font-size: large;"> żem ją przez treny opisować chciała,</span><br />
<span style="font-size: large;"> Bo życie ludzkie jednem trenem sądzę;</span><br />
<span style="font-size: large;"> kto czytasz, wybacz, jeżeli w tym błądzę!”</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Czytam i wybaczam, bo nielekkie miałaś życie, kobieto! A teraz pozwól, że opowiem je razem z Tobą i siedemnastowiecznymi malarzami, którzy zostawili zaskakująco dużo obrazów pokazujących codzienność Twoich czasów. Ruszajmy w podróż.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-yEvfcW6UjeA/Ul_dLm_3xXI/AAAAAAAADlM/DuP1_2kqYm8/s1600/1.+Jan+Vermeer%252C+Lekcja+muzyki%252C+ok.+1659-1664.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/-yEvfcW6UjeA/Ul_dLm_3xXI/AAAAAAAADlM/DuP1_2kqYm8/s640/1.+Jan+Vermeer%252C+Lekcja+muzyki%252C+ok.+1659-1664.jpg" width="556" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jan Vermeer, Lekcja muzyki, ok. 1659-1664</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">Anna Stanisławska pojawia się na świecie między rokiem 1651 a 1654. Ma to szczęście, że w magnackiej rodzinie, która zapewnia swoim członkom pełny talerz, jednakowoż żadnych gwarancji osobistego szczęścia. Anna ma ledwo trzy latka, gdy zaczyna się pierwszy tren jej życia - umiera jej matka. Żwawy tatuś pozbywa się kłopotliwego maleństwa, oddając je na wychowanie do dominikanek, a sam szybko żeni się po raz drugi. Anna tymczasem pędzi życie za klasztorną furtą, ucząc się tego, co przystało pannom z dobrych domów: haftu, prowadzenia gospodarstwa, może bierze lekcje muzyki, na szczęście nabywa też swobody w księgach, za co jesteśmy wdzięczni, bo zostawi nam potem coś od siebie. No i czeka aż rodzina sobie o niej przypomni. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Przypomina sobie, gdy dziewczyna kończy 16 albo 17 lat. Osiąga wiek stosowny do małżeństwa i jest gotowa, by złapać męża, który pomnoży rodzinne dobra. Oczywiście, Anna przy wyborze męża nie ma nic do gadania. Może się tylko modlić, by ojciec z macochą nie znaleźli jej jakiegoś safanduły. Niestety. Wybierają okropnie.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-VsX3QhQGo3o/Ul_f90Gr11I/AAAAAAAADlU/HLxaoJ1d8hQ/s1600/3.+Willem+Pieterszoon+Buytewech%252C+Zaloty%252C+1616-1620.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="512" src="http://3.bp.blogspot.com/-VsX3QhQGo3o/Ul_f90Gr11I/AAAAAAAADlU/HLxaoJ1d8hQ/s640/3.+Willem+Pieterszoon+Buytewech%252C+Zaloty%252C+1616-1620.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Willem Pieterszoon Buytewech, Zaloty, 1616-1620</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">Kiedy Anna wraca do domu, czeka na nią Jan Kazimierz Warszycki. Patrzy na niego i własnym oczom nie wierzy. Nie umie powstrzymać okrzyku: „A na cóż ja nędzna żyję?!” Bo narzeczony nie dość, że odrażająco brzydki, to regularny idiota („boć cokolwiek tylko powie, każdy widzi, że źle w głowie”). Jedynym jego atutem jest, że to krakowski kasztelanic, majętny i z dobrego rodu. Ale co po tym młodziutkiej Annie? </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Próbuje walczyć. Płacze, błaga ojca, by jej takiego męża oszczędził, ale kto by jej słuchał! „Już wesele naznaczają, intercyzy spisywają”, ubijają ślubne interesy, a dziewczyna w ciężkim żalu. Jej „podobniej o pogrzebie myślić trzeba albo niebie, niż gotować na wesele”. No, ale czy ma inne wyjście? </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"> Wesele urządzają w domu, z czego Anna rada, bo wstyd jej publicznie prezentować takiego pana młodego. Połyka łzy podczas uroczystości: „Biskup stułą wiąże ręce. O, w jakiej teraz jest męce serce, które czym się brzydzi, towarzyszem sobie widzi!”. </span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-ThsQQ99sJ2A/Ul_gzkBSTHI/AAAAAAAADlc/iB7NfLrrLYM/s1600/2.+Jan+Vermeer%252C+Dama+i+dw%25C3%25B3ch+pan%25C3%25B3w%252C+ok.+1662.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/-ThsQQ99sJ2A/Ul_gzkBSTHI/AAAAAAAADlc/iB7NfLrrLYM/s640/2.+Jan+Vermeer%252C+Dama+i+dw%25C3%25B3ch+pan%25C3%25B3w%252C+ok.+1662.jpg" width="540" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jan Vermeer, Dama i dwóch panów, ok. 1662</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">I tak zaczyna się ten okropny rok, który Anna spędzi z Ezopem, jak nazywa męża z powodu jego wyglądu (grecki bajkopisarz był ponoć brzydki jak noc). Śmieję się, kiedy czytam o jego wyskokach. Anna też chichocze. Choć przyznaje: „mnie się coraz serce kraje, widząc jego obyczaje”, to i u niej „śmiech na pół z żałością”. Zdrowa wesołość pozwala znieść codzienność z mężulkiem-wariatem, w którego podgolonym łbie aż buzuje! Chce palić baby po wioskach, bo ściągnęły deszcz, i suknie mu zmokły, takoż księdza, bo w kościele pchły go oblazły. Wykazuje się osobliwą logiką szaleńca, co przyprawia Annę o paroksyzmy śmiechu. Dlaczegóż to niemiła mu służba wojskowa, którą za zaszczyt uważa cała młoda szlachta Rzeczpospolitej? No bo przecie może na wojnie zginąć! A wtedy marny jego los, bo… srogi ojczulek bez dwóch zdań obije go kijem! („Pewnie by mię ojciec witał, a po bokach kijem chwytał”).</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"> Okej, może to i zabawne. Ale jak długo inteligentna dziewczyna wytrzyma farsę zamiast małżeństwa? „Jakoż dalej pędzić lata? Czyż ja z nim zażyję świata?” - pyta sama siebie. Żadnych radości w tym związku, bo i w sypialni z Ezopa nie ma pożytku. Zabawia się swoimi klejnotami, a nie z młodą żoną, o czym Anna pisze bez najmniejszej pruderii i zahamowań. Postanawia więc zrobić to, co i my dziś: wziąć z idiotą rozwód.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-iV24TUs87Sg/UmAX5bpCqNI/AAAAAAAADlo/5U0XI6zRt4E/s1600/2.+Jan+Steen,+Poranna+toaleta,+1663.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-iV24TUs87Sg/UmAX5bpCqNI/AAAAAAAADlo/5U0XI6zRt4E/s640/2.+Jan+Steen,+Poranna+toaleta,+1663.jpg" width="512" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jan Steen, Poranna toaleta, 1663</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"> Ojciec Anny już nie żyje, dziewczyna musi radzić sobie sama. „Żadnych postrachów nie boję, o honor i wolność stoję!” - zapowiada dzielnie i udaje jej się poprowadzić sprawę znakomicie! Szuka pomocy u swego możnego krewnego, hetmana Sobieskiego, który radzi jej, by naprawiła stosunki z nielubianą macochą. Wszak ona będzie ważnym świadkiem w czasie kościelnego procesu rozwodowego. Anna chowa dumę do kieszeni, układa na nowo stosunki z macochą i planuje sprytne posunięcie. Głównym powodem rozwodu nie będzie szaleństwo męża, ale „przymuszenie ojca”, który jako żywo nie może niczemu zaprzeczyć, bo od dawna leży w grobie. Wszystko idzie jak po maśle. Nie mija kilka miesięcy i Anna znów jest wolna. Co prawda, nie na długo. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"> Młoda, ładna i posażna dziedziczka to łakomy kąsek na siedemnastowiecznym rynku małżeńskim - zalotnicy ustawiają się w kolejce na samą wieść o staraniach o rozwód. Dziewczynie jednak się nie spieszy: „Żem się dopiero wybiła z niewoli tej, w którejm była, jeśli jeszcze w gorszą wpadnę, czyż ja swoją dolą zgadnę?” - pyta sceptycznie, zerkając jednak kątem oka na kandydatów. Jeden jej się podoba - Jan Zbigniew Oleśnicki, młody, bezdzietny wdowiec. Co prawda, krążą o nim brzydkie plotki, że rozpustnik, a swoją pierwszą żonę otruł, ale serce Anny szepce, by nie dawać im wiary. O niej zresztą też rodzina Ezopa rozpowiada, że jest złośnicą i pijaczką, a Jan kompletnie to lekceważy. Oboje przypadają sobie do gustu i nie chcą długo czekać. Biorą ślub.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-_z8yuFU1TRg/UmAYSe4LjxI/AAAAAAAADlw/r5nzFElJzMk/s1600/6.+Cornelis+de+Man,+Para+graj%C4%85ca+w+szachy,+druga+po%C5%82owa+XVII+wieku.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://1.bp.blogspot.com/-_z8yuFU1TRg/UmAYSe4LjxI/AAAAAAAADlw/r5nzFElJzMk/s640/6.+Cornelis+de+Man,+Para+graj%C4%85ca+w+szachy,+druga+po%C5%82owa+XVII+wieku.jpg" width="554" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Cornelis de Man, Para grająca w szachy, druga połowa XVII wieku</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Anna jest zakochana. I po raz pierwszy w życiu naprawdę szczęśliwa. Zdaje się, że trafiła idealnie, bo w ukochanym znalazła też przyjaciela i partnera, skoro pisze: „Równo sobie pomagają, gdy żal i pociechy mają” i konkluduje: „Jedna wola, jedno zdanie, gdzie obopólne kochanie”. Temu mężowi również znajduje starożytny przydomek, jak kiedyś pokracznemu Ezopowi, ale tym razem to „Flawonijusz miły”, bóg ciepłego zachodniego wiatru, zwiastun wiosny.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Ta wiosna w życiu Anny trwa ledwie kilka lat. Jesteśmy przecież w siedemnastowiecznej Polsce, gdzie wojna goni wojnę, a Jan Oleśnicki nie należy do mężczyzn, którzy migają się od służby publicznej. Anna jest zresztą bardzo z tego dumna. „Obrady żadne bez niego nie są; sejmiku żadnego” - chwali się, dodając, że mąż „przy swojej młodości, wie, jak stawać przy wolności”.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-JXS4_b4S96I/UmAZDZr9qVI/AAAAAAAADl4/w50kPBdrWNk/s1600/9.+Willem+Cornelisz+Duyster,+%C5%BBo%C5%82nierze+graj%C4%85cy+w+karty,+ok.+1620.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="484" src="http://3.bp.blogspot.com/-JXS4_b4S96I/UmAZDZr9qVI/AAAAAAAADl4/w50kPBdrWNk/s640/9.+Willem+Cornelisz+Duyster,+%C5%BBo%C5%82nierze+graj%C4%85cy+w+karty,+ok.+1620.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Willem Cornelisz Duyster, Żołnierze grający w karty, ok. 1620</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"> No i Jan staje w sławnych bitwach u boku hetmana, a potem już króla Jana III Sobieskiego. Ma swój udział w chocimskiej wiktorii („Poszczęścił mu Bóg imprezę”, cieszy się Anna), ale z wojny z Turcją wraca chory. Zapada na jakąś zarazę przywleczoną z obozu i umiera na rękach żony. „Któżby to mógł zgadnąć komu, że cię śmierć czeka w twym domu! Nie tu na Marsowym polu, gdzie jej czekasz przy tym boju?!” - krzyczy zrozpaczona Anna. Miesiącami nie może się pozbierać po tym ciosie, leży w łóżku niemal bez życia, modląc się o śmierć dla siebie. </span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-npwPKqocUXM/UmAZXukgj_I/AAAAAAAADmA/La0YlweCSnU/s1600/10.+Jan+Steen,+Wizyta+doktora,+1658-1662.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://3.bp.blogspot.com/-npwPKqocUXM/UmAZXukgj_I/AAAAAAAADmA/La0YlweCSnU/s640/10.+Jan+Steen,+Wizyta+doktora,+1658-1662.jpg" width="548" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jan Steen, Wizyta doktora, 1658-1662</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Ale to jest XVII wiek, nie zapominajmy. Wtedy śmierć, zwłaszcza żołnierska, jest powszednia jak kromka chleba. Do Anny, po niedługim okresie żałoby, znów ruszają konkurenci. Jednak ona nie chce. Upiera się, że jej „wolność w wdowim stanie miła” i nie zamierza ryzykować, że znów trafi się jej jakiś Ezop. Jest zamożna, z zarządzaniem majętnościami radzi sobie nad podziw dobrze („swego wziąć nie dam i gwałtem - </span><span style="font-size: large;">nie próbować choć i żartem”, deklaruje buńczucznie) i zmieniać zdania nie zamierza.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"> Ale oczywiście w końcu je zmieni. Rodzina, przyjaciele, nawet król i królowa, bardzo naciskają: jest wciąż młoda, szkoda „wiek trawić w żałości”, no i przecież jeszcze nie doczekała się dzieci! Może więc spojrzy łaskawszym okiem na kolejnego wdowca, Jana Stanisława Zbąskiego, który nieba by jej uchylił? </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"> Anna całe trzy lata opiera się jego zalotom. Wciąż hołubi pamięć o zmarłym mężu i ewidentnie bardzo jej w smak wdowia niezależność. Szczerze wyznaje, że miło nie mieć nad sobą żadnej zwierzchności, samej decydować i wydawać rozkazy. Zbąski jednak nie odpuszcza, a krew nie woda. Któregoś dnia, żegnając go po wizycie, Anna patrzy, jak dosiada konia, i serce jej się budzi. „Tuż Wenus, strzałą rzuciła, gdyś go na konia wsadziła” - napisze i dodatkowo dopowie prozą: „Że na koniu dobrze siedział, z tego mi się lepiej podobał”. </span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-S5KXfLG9UfI/UmAZ5qalV0I/AAAAAAAADmI/Ff_WbTAdlCE/s1600/11.+Rembrandt,+Je%C5%BAdziec+polski+lub+Lisowczyk,+ok.+1655-57.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="540" src="http://4.bp.blogspot.com/-S5KXfLG9UfI/UmAZ5qalV0I/AAAAAAAADmI/Ff_WbTAdlCE/s640/11.+Rembrandt,+Je%C5%BAdziec+polski+lub+Lisowczyk,+ok.+1655-57.JPG" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Rembrandt, Jeździec polski, ok. 1655-57</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"> No więc jest trzeci ślub i trzecie małżeństwo. Mimo obaw Anny okaże się równie udane jak poprzednie. Sama się dziwi: „Bom się już nie spodziewała, ażbym tak ukochać miała”. Jan numer 2 sprawdzi się i jako mąż, i przyjaciel. W chwilach radości i smutku, bo Anna przeżyje jedne po drugich, gdy zajdzie w ciążę i gdy poroni. Nie bez powodu napisze potem autobiografię w żałobnych trenach. Bo ten kolejny dobry rozdział jej życia też będzie krótki i też skończy się łzami.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"> Przed nami bowiem wielka siedemnastowieczna bitwa, ta najsławniejsza, pod Wiedniem. Jan oczywiście rwie się w pole, choć Anna - jakby przeczuwając najgorsze - stara się go odwieść. „Prawiem się w łzy rozpuściła”, napisze, ale on, choć też spłakany, rusza z królem Sobieskim. Zostaje ranny, dostaje postrzał w nogę, niegroźny, jak zapewniają medycy. Jednak Anna jest pełna lęku („serce moje czuło ten postrzał dzień prawie”). Wie, że nie powinna czekać na powrót męża, tylko ruszyć mu na spotkanie. No więc śpieszą do siebie - on wraca do niej, ona jedzie do niego, ale nie zdążą się spotkać. W ranę wdaje się gangrena, Jan umiera, nim zdąży zobaczyć Annę. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">„Do czytelnika książki</span><br />
<span style="font-size: large;"> Teraz nie żyję, lecz jakbym umarła,</span><br />
<span style="font-size: large;"> Bom, jak pociechy, tak smutki zawarła:</span><br />
<span style="font-size: large;"> W zimnem grobowcu one już złożyła.</span><br />
<span style="font-size: large;"> Ani się cieszyć, ni będę smuciła”.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"> Tak kończy Anna swoją opowieść, którą spisała dwa lata po śmierci Jana. Już nie wyszła za mąż, pozostała sama przez ostatnie dwadzieścia lat swego życia. Wiemy, że do końca była bardzo aktywna - sprawnie zarządzała majątkiem, udzielała się charytatywnie, wspomagała zakony, fundowała kościoły. Ale jaka wtedy była? Z czego się śmiała? Co czuła? Żałuję, że tego się już nie dowiem. Mam tylko nadzieję, że pisanie tej autobiografii przyniosło jej spokój, tak jak mnie sprawiło radość jej czytanie. </span><br />
<span style="font-size: large;">Dzięki Anno, że spisałaś swoje życie. Czasem miło jest poczuć, że stulecia nie mają znaczenia. Minęło trzysta lat, a przecież wciąż Cię rozumiem.</span><br />
<span style="font-size: large;"> Pozdrawiam.</span><br />
<span style="font-size: large;"> Twoja czytelniczka z XXI wieku.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/--q8ipjfhOmw/UmAk2_sKMXI/AAAAAAAADmg/NBxVl6btGtY/s1600/12.+Jan+Vermeer,+Pisz%C4%85ca+list,+ok.+1671.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/--q8ipjfhOmw/UmAk2_sKMXI/AAAAAAAADmg/NBxVl6btGtY/s640/12.+Jan+Vermeer,+Pisz%C4%85ca+list,+ok.+1671.jpg" width="532" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jan Vermeer, Pisząca list, ok. 1671</td></tr>
</tbody></table>
<i>Źródła: Dariusz Rott, Kobieta z przemalowanego portretu, Katowice 2004</i><br />
<i> „Transakcyję…” można przeczytać w całości na:<a href="http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=1307">http://www.wbc.poznan.pl</a> <br /> Zdjęcia: Wikimedia Commons, Web Gallery of Art</i></div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-80045661879719733112013-09-11T17:30:00.000+02:002014-02-14T03:05:31.038+01:00Trzy adresy z dziewczyńskich lektur<span style="font-size: large;">Nosimy te miejsca w sobie od dzieciństwa, pojawiają się w książkach, z którymi rośniemy. A jakie są naprawdę?</span><br />
<br />
<div>
<span style="font-size: large;"><b>Prawdziwy tajemniczy ogród</b></span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">"Mary wsunęła ręce pod liście i poczęła je rozgarniać na boki. Gęsto wiszący bluszcz tworzył jakby luźną, powiewną zasłonę, chociaż część gałęzi pięła się na drzewo i po żelazie. Serce dziewczynki poczęło bić jak młotem, a ręce drżeć ze szczęścia i podniecenia. A rudzik śpiewał i ćwierkał dalej, tak przechylając główkę, jakby i on czuł się podniecony. Mary poczuła pod ręką kwadratowy, żelazny zamek z otworem na klucz"...</span><br />
<span style="font-size: large;">I tak to właśnie było. Tajemniczy ogród istniał naprawdę, a wejście do niego zostało odkryte z pomocą rudzika, w kamiennym murze zarośniętym bluszczem. Tyle że odkrywcą nie była mała dziewczynka, ale dojrzała kobieta.</span></div>
<div>
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-a4S_bjQ1leA/UjBs3thI7VI/AAAAAAAADio/nblmiIlV5UM/s1600/fGGUrRuvDG3NM5NH2ktAfV97vot.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-a4S_bjQ1leA/UjBs3thI7VI/AAAAAAAADio/nblmiIlV5UM/s640/fGGUrRuvDG3NM5NH2ktAfV97vot.jpg" height="360" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;">Był rok 1898. Sławna pisarka Frances Hodgson Burnett skończyła 49 lat i miała dość swego życia. Bo wyglądało na to, że los już za wszystko będzie jej kazał słono płacić. Myślała, że wyczerpała limit przydzielonych jej nieszczęść, że wszystko najgorsze już było - najpierw biedne dzieciństwo w robotniczym Manchesterze, potem śmierć ojca, emigracja do Ameryki i lata pracy, by utrzymać gromadkę rodzeństwa. Przetrwali dzięki niej - dzięki temu, że umiała opowiadać historie. Magazyny kobiece chciały je kupować, więc pisała, ciągle pisała. Także kiedy wyszła za mąż i Swan potrzebował środków na medyczne studia w Paryżu. Wtedy też całymi dniami siedziała przy biurku, przy którym spało jej dwóch małych synków.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ale teraz jej byt nie zależał od gazetowych honorariów. Teraz była ukochaną autorką dziecięcych lektur, które biły rekordy sprzedaży - uroczego „Małego lorda” i równie uroczej „Małej księżniczki". Teraz mogła odpocząć.<br />Tyle, że los najwyraźniej nie przewidywał dla Frances takich szczęśliwych scenariuszy. Bo w 1898 roku, zrozpaczona, błąkała się jak duch po Europie, zmieniając miasta i kraje. Kilka lat wcześniej jej szesnastoletni syn umarł na gruźlicę. Małżeństwo, które już od dawna było fikcją, rozpadło się ostatecznie. Mogła liczyć tylko na siebie - poddać się depresji albo spróbować z nią walczyć. Wybrała to drugie. Wzięła rozwód ze swym amerykańskim mężem i postanowiła wracać do domu, do Anglii. I tak znalazła się w Great Maytham Hall.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-rCYZt--KqJo/UjBt8hR6a6I/AAAAAAAADi0/0WKYHqq4Kco/s1600/Great+Maytham+Hall.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-rCYZt--KqJo/UjBt8hR6a6I/AAAAAAAADi0/0WKYHqq4Kco/s640/Great+Maytham+Hall.jpg" height="394" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Great Maytham Hall dzisiaj </td></tr>
</tbody></table>
<br />
<span style="font-size: large;">Było to ogromne, trzykondygnacyjne domiszcze, położone na skraju angielskiej wsi, wtedy trochę bardziej baśniowe, dzikie, nie tak wymuskane, jak na tym współczesnym zdjęciu. Frances poczuła, że właśnie tu powinna się zatrzymać. "Widziałam wiele interesujących miejsc, ale Maytham kocham” - napisała w liście do syna. </span><span style="font-size: large;">Wynajęła dom, a potem... potem było tak, jak w powieści. </span><br />
<span style="font-size: large;">Na skraju posiadłości leżał ogromny ogród, właściwie sad - dziki, zarośnięty krzakami jeżyn, otoczony kamiennym murem przykrytym bluszczem. Nikt tam nie wchodził, nikt nawet nie pamiętał, czy w murze jest jakaś furtka. Ale Frances ją znalazła, tak jak znajdzie ją później mała Mary Lennox w jej powieści. Wspomagana przez rudzika, siedzącego na gałęzi śliwy, odkryła pod falami błyszczącej zieleni wejście do ogrodu.</span></div>
<div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-LZsd7QpM7Go/UjB46wlouPI/AAAAAAAADkw/xxZ43L1aYHQ/s1600/wiki-ogrod.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-LZsd7QpM7Go/UjB46wlouPI/AAAAAAAADkw/xxZ43L1aYHQ/s640/wiki-ogrod.jpg" height="480" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Prawdziwy tajemniczy ogród</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<span style="font-size: large;">Spędziła w Great Maytham Hall prawie dziesięć lat. Większość czasu - w dzikim gąszczu ogrodu, który pod jej ręką zmieniał się w kwitnący raj. Wyrywała zielsko, wytyczała klomby i sadziła róże, setki, tysiące róż. Pracowała z taką pasją, jakby od życia kwiatów zależało jej własne. A potem napisała „Tajemniczy ogród”, swoją najlepszą powieść z przesłaniem o uzdrawiającej, wręcz mistycznej sile przyrody. Dzięki niej brzydkie dziewczynki odzyskują urodę, chorowici chłopcy wracają do zdrowia, a dorosłe kobiety osiągają spokój.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-sUH8ZifrqLs/UjBuknmUcnI/AAAAAAAADi8/3uwyM4Up44I/s1600/frances-mary.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-sUH8ZifrqLs/UjBuknmUcnI/AAAAAAAADi8/3uwyM4Up44I/s640/frances-mary.jpg" height="450" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Frances Hodgson Burnett i Mary Lennox, którą w ekranizacji "Tajemniczego ogrodu" z 1993 r. zagrała Kate Maberly</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<span style="font-size: large;">Great Maytham Hall jest dziś ekskluzywnym pensjonatem, w którym wynajmują drogie apartamenty bogaci ludzie. Ci, których na to nie stać, przyjeżdżają oglądać ogród, bo jest otwarty dla zwiedzających. </span><br />
<span style="font-size: large;">Frances wróciła do Ameryki. Nigdy jednak nie zapomniała czasu spędzonego za kamiennym murem. Pod </span><span style="font-size: large;">oknami swoich domów wciąż sadziła róże. Mawiała: "Dopóki ktoś ma ogród, ma przyszłość, a dopóki ma przyszłość - wciąż żyje".</span><br />
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;"><b>Jak Maud straciła Zielone Wzgórze</b></span><br />
<span style="font-size: large;">„Avonlea to taka piękna nazwa - brzmi jak muzyka” - mawiała Ania Shirley. Od z górą stu lat wszystkie dziewczynki świata są tego samego zdania. Avonlea na Wyspie Księcia Edwarda to miejsce najpiękniejszych wakacji naszego dzieciństwa. Nie szkodzi, że naprawdę wcale nie istnieje i nie ma go na żadnej mapie. Wystarczy, że przymkniemy oczy i zaraz się pojawi - znajome czerwone drogi, kwitnące sady i białe domy o zielonych okiennicach, między którymi przemykają dziewczynki w wysokich bucikach i słomkowych kapeluszach. Ania Shirley nauczyła nas robić użytek z własnej wyobraźni!</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-5PFMISxlY1I/UjBwKVrNnoI/AAAAAAAADjI/lW5-1nFE76k/s1600/500full.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-5PFMISxlY1I/UjBwKVrNnoI/AAAAAAAADjI/lW5-1nFE76k/s400/500full.jpg" height="400" width="376" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Megan Follows jako Ania w filmie z 1985 r.</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">„Ta wstrętna Ania” - prychnęłaby Lucy Maud Montgomery. Właśnie tak się złościła, kiedy wydawca po sukcesie "Ani z Zielonego Wzgórza", kazał jej pisać ciąg dalszy. - „Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Czuję się jak magik z egzotycznej baśni, który zostaje niewolnikiem wyczarowanego przez siebie dżinna. Jeśli do końca życia będę zaprzęgnięta do karety powożonej przez Anię, gorzko pożałuję tego, że kiedyś stworzyłam tę postać” - pisała w liście do przyjaciela.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/--JTvBf1_nls/UjBxIbZt0qI/AAAAAAAADjU/3MihK1bcY2U/s1600/Maud+i+Ania.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/--JTvBf1_nls/UjBxIbZt0qI/AAAAAAAADjU/3MihK1bcY2U/s640/Maud+i+Ania.jpg" height="426" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Lucy Maud Montgomery i jej "wstrętna Ania"</td></tr>
</tbody></table>
</div>
<span style="font-size: large;">Czy Maud naprawdę żałowała - nie wiem, ale z Anią rzeczywiście było trochę tak, jak z dżinnem uwolnionym z butelki. Niemal natychmiast wyrwała się spod kontroli i zaczęła żyć własnym życiem. Popularność książki przeszła wszelkie oczekiwania. Na Wyspę Księcia Edwarda tłumnie ruszyli turyści, chcący obejrzeć dom rudowłosego brzdąca. Wiedzieli, że pisarka sportretowała jako Avonlea rodzinne Cavendish, a Zielone Wzgórze to dom jej kuzynostwa, rodziny MacNeillów. Wobec takiego czytelniczego szaleństwa, w 1936 roku, a więc niespełna trzydzieści lat po pierwszym wydaniu powieści, władze Wyspy Księcia Edwarda wpadły na pomysł stworzenia Parku Narodowego, w którego centrum miało się znaleźć właśnie Zielone Wzgórze.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/--yhka4tkcLY/UjBxhkOT6zI/AAAAAAAADjc/iYWVAwyy5-A/s1600/Green_Gables+wiki.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/--yhka4tkcLY/UjBxhkOT6zI/AAAAAAAADjc/iYWVAwyy5-A/s640/Green_Gables+wiki.jpg" height="388" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zielone Wzgórze na Wyspie Księcia Edwarda - tak wygląda dziś</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<span style="font-size: large;">Gdy Maud poproszono o pomoc w projektowaniu parku, na początku się zżymała. Stwierdziła, że profanacją jest wystawianie na widok publiczny "wszystkich alejek i zagajników, które były mi kiedyś tak drogie". No i to urządzanie domu Ani... Przecież wymyślona postać nie może mieszkać w naprawdę istniejącym domu! Tym niemniej "zaprzęgnięta do karety powożonej przez Anię” zrobiła to, o co poproszono. Urządziła jej pokój na facjatce dokładnie według opisu w książce. Do dziś nic się w nim nie zmieniło i wygląda tak:</span><br />
<div style="text-align: left;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-iJ1ThslT21I/UjByEo1Nn1I/AAAAAAAADjo/ghL6EnFVMYM/s1600/725px-Green_Gables_Anne_Room.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-iJ1ThslT21I/UjByEo1Nn1I/AAAAAAAADjo/ghL6EnFVMYM/s640/725px-Green_Gables_Anne_Room.jpg" height="528" width="640" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;">Po kilku latach Maud uznała, że bała się niepotrzebnie. Drogie jej miejsca nie zostały rozdeptane, przetrwały, może nawet piękniejsze, bo pielęgnowane i kochane nie tylko przez nią. Do dziś są takie, mimo tłumów turystów:</span><br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="//www.youtube.com/embed/bfAgC3ebtS8" width="640"></iframe><br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
</div>
<span style="font-size: large;">Cóż, Maud najwyraźniej nie doceniła ani swojej bohaterki, ani czytelników. Gdy "Anię" przyjęto do druku, pisała w liście do przyjaciela: „Proszę nie myśleć, że oto powstała wielka powieść literatury kanadyjskiej. To jedynie książeczka dla młodzieży, a właściwie dla dziewcząt”. I dodawała: „Nie przypuszczam, aby odniosła wielki sukces i nawet nie marzę o innej grupie czytelników”.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Po części miała rację. "Ania z Zielonego Wzgórza" rzadko miewa innych czytelników niż dziewczęta (w różnym wieku), nikomu też nie przyszłoby do głowy nazwać ją „wielką powieścią literatury kanadyjskiej”. Tylko co do tego sukcesu Maud trafiła jak kulą w płot. "Anię" przetłumaczono na 22 języki, kilka razy zekranizowano, fragmenty umieszczono w szkolnych podręcznikach (nawet tak egzotycznych, jak japońskie). Opisana w powieści Wyspa Księcia Edwarda wychynęła z niebytu i stała się najbardziej znanym miejscem Kanady. A wszystko dzięki tej niepoważnej grupie małych czytelniczek. Po co marzyć o innej?</span><br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="//www.youtube.com/embed/jwHTijCwsMw" width="640"></iframe><br />
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;"><b>Dlaczego słodka Jane nie lubiła Gretna Green</b></span></div>
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">Zazwyczaj po raz pierwszy słyszymy o tej szkockiej wiosce właśnie od Jane Austen. Gretna Green co i rusz pojawia się w jej powieściach. Wiemy, że to był azyl zakochanych sprzed wieków, skrawek wolności w świecie pełnym podziałów i zakazów, miejsce, gdzie młodzi mogli się pobrać bez formalności i natychmiast. </span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-rohuM1p0rO8/UjBzVet7VGI/AAAAAAAADj4/a09eSCTRfI4/s1600/and_image_1338648684.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-rohuM1p0rO8/UjBzVet7VGI/AAAAAAAADj4/a09eSCTRfI4/s400/and_image_1338648684.jpg" height="400" width="266" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Rozważna Jane Austen</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Ale Gretna ewidentnie nie ma u Jane dobrej opinii. Wystarczy spojrzeć, jakie pary tam posyła! W "Dumie i uprzedzeniu" do Gretny zamierzał zwiać niegodziwy Wickham, i to dwukrotnie - najpierw z małoletnią Georgianą, potem z Lidią Bennet. Tam też uciekła z pierwszym lepszym narzeczonym mało sympatyczna Julia Bertram z "Mansfield Park". Jane - raczej rozważna niż romantyczna - poucza, że to miejsce dla łobuzów, awanturników, łowców posagów i żadna szanująca się panna nie naraziłaby rodziny na taki skandal, jak ucieczka do Szkocji. Tę opinię podzielała ogromna większość obdarzonych potomstwem bogatych Anglików, którym przez lata Gretna Green spędzała sen z powiek.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">A spędzała go od 1754 roku, kiedy to w Anglii ogłoszono tzw. akt małżeństwa, który precyzyjnie regulował okoliczności łączenia się w pary. Najpierw trzeba było dać na zapowiedzi, wziąć ślub w kościele (koniecznie za dnia!), a narzeczeni musieli być pełnoletni (czyli co najmniej 21-letni). Jeśli nie byli, musieli przyjść ze zgodą rodziców. Oczywiście, już się domyślamy, dlaczego wprowadzono to prawo. Właściciele pokaźnych fortun nie zamierzali ryzykować uszczerbku majątku w imię durnych, romantycznych porywów ich młodocianego potomstwa. Najpierw szli do notariusza, dopiero potem posyłali swoje dzieci przed ołtarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Za to w Szkocji hulaj dusza! Tam czas stanął w miejscu, Szkoci wciąż hołdowali lokalnej tradycji, wyjątkowo łaskawej dla młodych zakochanych. Za gotowe do małżeństwa uznawano 12-letnie dziewczęta i 14-letnich chłopców. Nikt od nich nie wymagał zgody rodziców na ślub. A sam ślub był sprawą czysto prywatną, kościół czy państwo nie mieli tu nic do gadania. Młoda para mogła zostać połączona węzłem małżeńskim przez kogokolwiek i w dowolnym miejscu.<span style="color: #505050; font-family: Arial, sans-serif;"><span style="line-height: 18px;"><br />
</span></span>Co więc robili młodzi angielscy kochankowie, gdy staruszkowie piętrzyli przeszkody dla ich związku? Wsiadali w dyliżans i gnali do Szkocji. Po przekroczeniu granicy w pierwszym napotkanym przysiółku mogli legalnie wziąć ślub. A najbliżej granicy leżała właśnie Gretna Green.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-5a_khCjmaug/UjB1wuMghqI/AAAAAAAADkA/KlZ0_9_xguU/s1600/Heywood-Hardy-On-The-Road-To-Gretna-Green-Oil-Painting.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-5a_khCjmaug/UjB1wuMghqI/AAAAAAAADkA/KlZ0_9_xguU/s640/Heywood-Hardy-On-The-Road-To-Gretna-Green-Oil-Painting.jpg" height="414" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Droga do Gretna Green na obrazie Heywooda Hardy'ego</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-xyW-rALKQ0M/UjB3jbh4JmI/AAAAAAAADkU/i-9zfVEEwH8/s1600/why-the-famous-blacksmiths-shop-www,gretna+green.com.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-xyW-rALKQ0M/UjB3jbh4JmI/AAAAAAAADkU/i-9zfVEEwH8/s640/why-the-famous-blacksmiths-shop-www,gretna+green.com.jpg" height="406" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ślubna ucieczka do Gretna Green na pocztówce z epoki</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">W Gretna obowiązek udzielania ślubów wziął na siebie miejscowy kowal. Nie bez powodu - w owych czasach kowal był siłą napędową każdej wioski, doskonale znali go woźnice dyliżansów i podróżni. Ten z Gretna Green szybko dostosował się do nowej sytuacji i w jego kuźni zakochana para nawet w środku nocy miała za niewielką opłatą zapewniony full serwis - dwoje świadków i szybki ślub, który pieczętowało walnięcie w kowadło. Wściekli rodzice, którzy gnali za uciekinierami, zwykle docierali za późno... </span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-AHpxiFIW89Q/UjB2UlPjsnI/AAAAAAAADkM/iAF3I51TPFo/s1600/Za+p%25C3%25B3zno%2521+why-the-blacksmiths-shop-www%252Cgretna+green.com.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-AHpxiFIW89Q/UjB2UlPjsnI/AAAAAAAADkM/iAF3I51TPFo/s640/Za+p%25C3%25B3zno%2521+why-the-blacksmiths-shop-www%252Cgretna+green.com.jpg" height="640" width="478" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Za późno! Tatuś nie zdążył...</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-qQnS7dSkNG4/UjB34-tgg-I/AAAAAAAADkc/unU_vFKr9Ms/s1600/80968642_large_427350gretnagreenmarriage.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-qQnS7dSkNG4/UjB34-tgg-I/AAAAAAAADkc/unU_vFKr9Ms/s640/80968642_large_427350gretnagreenmarriage.jpg" height="428" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jedna z popularnych pocztówek przedstawiająca szkocki ślub nad kowadłem</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Kowal z Gretna Green robił świetny biznes na uciekających kochankach. I zażywał wielkiej sławy nie tylko w Anglii, ale w całej Europie, również u nas, co pokazuje informacja, zamieszczona w "Monitorze Warszawskim" z 30 lipca 1827 roku: „Dnia 10 m.b. nad wieczorem umarł w Springfield David Loing, sławny kowal dający śluby w Gretna Green, w 72. r. życia. Zaziębił się on w podróży do Lancaster i od tego czasu chorował. Sprawował urząd swój przez 35 lat”.</span></div>
<div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-1Sv-j4alXIU/UjB4fa8VXcI/AAAAAAAADko/OH7kyKqr7ek/s1600/800px-Grenta_Green.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-1Sv-j4alXIU/UjB4fa8VXcI/AAAAAAAADko/OH7kyKqr7ek/s640/800px-Grenta_Green.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Warsztat Starego Kowala dzisiaj - wciąż cieszy się niesłabnącą popularnością wśród nowożeńców</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<span style="font-size: large;">Dziś zakochani już nie muszą uciekać przez rodzicami. Dziś normą są małżeństwa z miłości, a przedślubne intercyzy rzadko sporządza ktoś poza gwiazdorami z Hollywood. Ale Gretna Green kwitnie. To wciąż najpopularniejsze miejsce zawierania małżeństw. Co roku przyjeżdża tam około pięć tysięcy par z całego świata, żeby wziąć ślub, taki jak sto i dwieście lat temu, w sławnym Warsztacie Starego Kowala (dla zainteresowanych: uroczystość kosztuje 60 funtów i 50 pensów, łącznie z aktem małżeństwa). Romantyczno-awanturnicza historia Gretna Green wciąż żyje wśród zakochanych i jest to moim zdaniem jeden z ładniejszych hołdów oddawanych przeszłości. Ciekawe, co powiedziałaby na to nieromantyczna Jane?</span><br />
<br /></div>
<div>
Źródła m.in.: Mollie Gillen, "Maud z Wyspy Księcia Edwarda", The Real Secret Garden/ The Telegraph<br />
Zdjęcia: Wikimedia Commons</div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-67551391921942677582013-08-01T09:14:00.000+02:002013-09-27T17:25:56.682+02:00Zdjęcie z Hitlerem<span style="font-size: large;">Jest sierpień 1936 roku. Igrzyska olimpijskie w Berlinie. Na stadionie trwa właśnie konkurs oszczepniczek. Do rzutu przygotowuje się dwudziestotrzyletnia Polka, Marysia Kwaśniewska. Ciemnooka, zgrabna i śliczna. Staje na starcie, dmucha w grot oszczepu, jakby chcąc dodać mu lekkości, potem rozbieg, rzut i... świetnie! Oszczep wbija się w trawę ponad czterdzieści metrów dalej. Wynik jest znakomity, ale dwie Niemki rzucają jeszcze lepiej. Polka zdobywa brązowy medal.</span><br />
<div>
<span style="font-size: large;">W czasie dekoracji stoi na podium wyprostowana, w dresie z orłem na piersi, jak wycięta z innego świata, bo wszyscy wokół niej unoszą rękę w hitlerowskim pozdrowieniu. Na trybunach siedzi Adolf Hitler. Nikt z organizatorów nie miałby nic przeciwko temu, by to on dekorował najlepszych, na szczęście regulamin olimpijski tego zabrania. Natomiast Führer chce osobiście pogratulować medalistkom. Prowadzą je do loży honorowej. Wokół wodza cała nazistowska wierchuszka, jest Göring i Goebbels. Uśmiechnięty Hitler ściska dłonie dziewcząt, a do Marysi mówi:</span><br />
<div>
<span style="font-size: large;">- Gratuluję małej Polce.</span><br />
<span style="font-size: large;">Na to ona, niewiele myśląc: - Pan też niezbyt wysoki.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wszyscy wybuchają śmiechem, ale potem Goebbels nieźle się namęczy, żeby do niemieckich gazet nie przedostała się błyskotliwa i odrobinę bezczelna riposta "małej Polki". Usłużni pismacy będą donosić, że Führer gratulował małej Polsce, a nie Polce. Tak czy inaczej niewysoki wąsaty (165 cm) najwyraźniej bardzo chce mieć zdjęcie ze śliczną Polką (166 cm), którą wybrano Miss Olimpiady. Ustawiają się więc do fotografii i oto ona:</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-4uG-4JssxZ0/Ufl1nOmr0sI/AAAAAAAADgU/P_-Hae9T7fE/s1600/97730153dx9.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="468" src="http://1.bp.blogspot.com/-4uG-4JssxZ0/Ufl1nOmr0sI/AAAAAAAADgU/P_-Hae9T7fE/s640/97730153dx9.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;">Mocno zażenowany wąsacz, wyginający wargi w coś, co ma przypominać uśmiech, niezgrabnie pozuje do zdjęć z ładnymi medalistkami... Dziewczyny z 1936 roku pewno wybuchały śmiechem, patrząc na jego miny. Wtedy nikt nie przypuszczał, że już wkrótce za sprawą tego groteskowego Niemca cały świat stanie na głowie. Że od jednego jego słowa będzie zależało być albo nie być pojedynczych ludzi i całych narodów.</span><br />
<span style="font-size: large;">Kiedy Marysia wrzuca do walizki "zdjęcie z Hitlerem", jako zabawną pamiątkę berlińskich igrzysk, nie ma pojęcia, że kiedyś ta fotografia pomoże jej ocalić życie setkom ludzi. Na razie to zwykła fotka, wspomnienie startu na berlińskiej olimpiadzie, który okazał się bardzo udany. Wiecie, że możemy go obejrzeć? Występ Polki zarejestrowała kamera Leni Riefenstahl, reżyserki hołubionej przez Führera, która nakręciła film pokazujący zmagania sportowców na igrzyskach. Oto fragment słynnej "Olympii", medalowy rzut Marysi jest prawie na początku:</span></div>
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="//www.youtube.com/embed/yRvj5gD-B3E" width="640"></iframe><br />
<div>
<span style="font-size: large;">Dziwnie jest myśleć, że już za trzy lata ci młodzi ludzie ścigający się na stadionach będą do siebie strzelać. Jeszcze żyją tak, jakby mieli przed sobą całą dobrą przyszłość. Marysia myśli o następnej olimpiadzie. Za cztery lata, w 1940 r. mają spotkać się w Tokio. Kwaśniewska jest jedną z naszych największych sportowych nadziei, więc Polski Związek Lekkiej Atletyki daje jej stypendium i wysyła na południe Europy. Mieszka nad ciepłym morzem Lazurowego Wybrzeża, trenuje i cieszy się życiem, w którym wszystko co najlepsze dopiero przed nią. Może układa zdjęcia w albumie:</span></div>
<div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-q_2ejnuSUZY/Ufl2hys45fI/AAAAAAAADgg/uBJbWVVk34g/s1600/W+rodzinnej+%C5%82odzi.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/-q_2ejnuSUZY/Ufl2hys45fI/AAAAAAAADgg/uBJbWVVk34g/s640/W+rodzinnej+%C5%82odzi.jpg" width="396" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Tuż przed rozpoczęciem wielkiej sportowej kariery. <br />
Marysia Kwaśniewska urodziła się i wychowała w Łodzi. <br />
Obok Warszawy było to drugie, najważniejsze miasto w jej życiu</td></tr>
</tbody></table>
</div>
<div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-iL6_60k-Vxc/Ufl3BTVcpDI/AAAAAAAADgw/zl0-h0cikKc/s1600/wyjazd1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="482" src="http://4.bp.blogspot.com/-iL6_60k-Vxc/Ufl3BTVcpDI/AAAAAAAADgw/zl0-h0cikKc/s640/wyjazd1.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">W pociągu wiozącym olimpijczyków do Berlina. Od lewej: Maria Kwaśniewska, dyskobolka Jadwiga Wajsówna<br />
i sprinterka Stanisława Walasiewiczówna. Każda wróci z medalem!</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-IPLjHtcAwbg/Ufl3VYOalLI/AAAAAAAADg4/aDZmIBQSKMY/s1600/PIC_1-M-1168-2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="498" src="http://1.bp.blogspot.com/-IPLjHtcAwbg/Ufl3VYOalLI/AAAAAAAADg4/aDZmIBQSKMY/s640/PIC_1-M-1168-2.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Mały trening? Marysia trzecia od lewej</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-N3KxARmRwzY/Ufl3jZz30qI/AAAAAAAADhA/CmtGY4LsojA/s1600/1011263.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="302" src="http://3.bp.blogspot.com/-N3KxARmRwzY/Ufl3jZz30qI/AAAAAAAADhA/CmtGY4LsojA/s400/1011263.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Start w Berlinie - kadr z filmu Leni Riefenstahl</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-wXANsNVgsx8/Ufl3uCK8sqI/AAAAAAAADhI/-ghTmI8yCnA/s1600/Uroczysto%C5%9B%C4%87+wr%C4%99czenia+medali+oszczepniczkom.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="473" src="http://4.bp.blogspot.com/-wXANsNVgsx8/Ufl3uCK8sqI/AAAAAAAADhI/-ghTmI8yCnA/s640/Uroczysto%C5%9B%C4%87+wr%C4%99czenia+medali+oszczepniczkom.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">A to już dekoracja - Polka z brązowym medalem</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td><a href="http://3.bp.blogspot.com/-FFdItj1jsGw/Ufl36e5JQTI/AAAAAAAADhQ/oaw4Y6GjATw/s1600/marysia.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://3.bp.blogspot.com/-FFdItj1jsGw/Ufl36e5JQTI/AAAAAAAADhQ/oaw4Y6GjATw/s640/marysia.jpg" width="396" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption">Nic dziwnego, że została Miss Olimpiady...</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Zawsze kiedy patrzę na te radosne zdjęcia tuż sprzed wojny, czuję jakiś nagły ścisk serca. Wiem, że już za chwilę nie będzie śladu po ich radości, że za moment cały świat rozsypie się w pył, a szykowne suknie dziewczyn zmienią się w żołnierskie mundury i więzienne pasiaki.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Gdy wybucha wojna, Maria jest wciąż na południu Europy. Ale w jednej chwili jest gotowa wracać do Polski. Namawiają ją, by została. Nie mogą zrozumieć, dlaczego rwie się tam, skąd wszyscy uciekają. No jak to dlaczego! Patriotyzm - a ona nie boi się tego słowa - to nie tylko olimpijskie podium. Pakuje się i 2 września rusza do domu. Wiele lat później w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" powie, że jechała pod prąd: "Na granicy w Zebrzydowicach patrzyli na mnie trochę jak na wariata. Tabuny ludzi wyjeżdżały z kraju, a ja wracałam do Warszawy, chociaż nie bardzo miałam czym i jak. Podróżowałam różnymi środkami lokomocji, wozami, pociągami. W końcu trafiłam".</span><br />
<span style="font-size: large;">Jest młoda, silna, sprawna i sporo umie - przed wojną skończyła kurs sanitarny i samochodowy. W bombardowanej, płonącej Warszawie tacy ludzie są na wagę złota. Trafia do sanitarki przeciwlotniczej na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Na ramionach wynosi żołnierzy z okopów znad Wisły, siada za kierownicą sanitarki ("kierowcę zabili, nie było komu jeździć, jeździłam ja"). Od prezydenta stolicy Stefana Starzyńskiego dostanie za to Krzyż Walecznych. Druga ważna próba przyjdzie pięć lat później, gdy w Warszawie wybuchnie powstanie.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-WHEKGXhqayU/Ufl4GUlGXmI/AAAAAAAADhY/DiYCQfb5IBE/s1600/386px-Lokajski_-_P%C5%82on%C4%85ca_Pasta_(1944).jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://3.bp.blogspot.com/-WHEKGXhqayU/Ufl4GUlGXmI/AAAAAAAADhY/DiYCQfb5IBE/s640/386px-Lokajski_-_P%C5%82on%C4%85ca_Pasta_(1944).jpg" width="412" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Płonący gmach PAST-y na słynnym zdjęciu Eugeniusza Lokajskiego.<br />
Był kolegą Marysi z reprezentacji, jak ona mistrzem Polski w rzucie <br />
oszczepem. Zostawił niezwykłe zdjęcia walczącej Warszawy <br />
- na powstanie patrzymy jego oczami. Zginął 25 września 1944 </td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Gdy zaczyna się powstanie, Maria mieszka w podwarszawskiej Podkowie Leśnej. W sąsiedniej gminie Niemcy już 5 sierpnia zakładają niesławnej pamięci Dulag 121 Pruszków, obóz przejściowy dla wypędzanej ludności Warszawy. Przez całe powstanie i później będą szły tam transporty. Ponad pół miliona warszawiaków. </span><span style="font-size: large;">Po brutalnej segregacji i rozdzielaniu rodzin, młodszych i silnych wyślą na roboty do Rzeszy, starszych i słabszych - czesto do Auschwitz. W tym strasznym miejscu umrą tysiące ludzi, ale też blisko trzydzieści tysięcy uda się ocalić. Dla wielu przepustką do życia będzie marysine zdjęcie z Hitlerem.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-GutvDj1U3gY/Ufl4VytmJGI/AAAAAAAADhg/hLKUocrvnrg/s1600/Wysiedle%C5%84cy+p%C4%99dzeni+pieszo+do+obozu+w+Pruszkowie.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="424" src="http://4.bp.blogspot.com/-GutvDj1U3gY/Ufl4VytmJGI/AAAAAAAADhg/hLKUocrvnrg/s640/Wysiedle%C5%84cy+p%C4%99dzeni+pieszo+do+obozu+w+Pruszkowie.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wysiedleńcy pędzeni pieszo do obozu w Pruszkowie</td></tr>
</tbody></table>
</div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><div style="text-align: left;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-5n7bS4ii1nA/Ufl42wSmUxI/AAAAAAAADho/9Yc_7mVFl-s/s1600/Ewakuacja%E2%80%9D+ludno%C5%9Bci+cywilnej+po+kapitulacji+powstania.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" height="482" src="http://1.bp.blogspot.com/-5n7bS4ii1nA/Ufl42wSmUxI/AAAAAAAADho/9Yc_7mVFl-s/s640/Ewakuacja%E2%80%9D+ludno%C5%9Bci+cywilnej+po+kapitulacji+powstania.jpg" width="640" /></a></div>
</td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"Ewakuacja" ludności cywilnej po kapitulacji Powstania Warszawskiego</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Kiedy czytam, jak Maria Kwaśniewska opowiada o wyciąganiu ludzi z obozu, brzmi to tak, jakby wszystko było nieziemsko proste. "Był w tym obozie tzw. barak chorych. Z tego baraku wyprowadzało się ludzi po stu, stu pięćdziesięciu... Pokazywałam przy bramie tę moją fotografię z Hitlerem. Żandarmi traktowali ją jak ausweis. Bili w czapę i przepuszczali mi transport". Jakoś nie dodaje, jak ryzykowne były to akcje. Wiele kończyło się aresztem, wysyłką do obozu, a nawet kulką w łeb, a nie żadnym "biciem w czapę"! </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Ale jej się udaje. Teraz w</span><span style="font-size: large;">e własnym domu zakłada obóz przejściowy.</span><span style="font-size: large;"> Przez jej mieszkanie przewijają się całe tłumy ludzi, znanych i nieznanych, jednakowo ważnych - Ewa Szelburg-Zarembina, Stanisław Dygat i chłopiec z przestrzelonym płucem, który, jak Maria będzie wspominać później, "dziś ma 70 lat i nadal pisze do mnie kartki". </span><span style="font-size: large;">No, czy to nie piękne, że "małej Polce" znów udało się dać Hitlerowi przytyczka w nos? </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Już niedługo wojna się skończy. Warszawiacy wrócą do swoich ruin i zaczną zmieniać je w dom. Pochowają zmarłych, przywitają ocalałych, posprzątają ulice, a zdjęcia Hitlera wyrzucą na śmietnik.</span></div>
<div>
<div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-SQrR8jzMkjo/Ufl5F9MUnkI/AAAAAAAADhw/lmewKglDzrg/s1600/Warsaw_Uprising_by_Lokajski_-Zdj%C4%99cia+Hitlera+rozsypane+na+ulicy+Marsza%C5%82kowskiej+nieopodal+na+ulicy+Sienkiewicza.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="414" src="http://3.bp.blogspot.com/-SQrR8jzMkjo/Ufl5F9MUnkI/AAAAAAAADhw/lmewKglDzrg/s640/Warsaw_Uprising_by_Lokajski_-Zdj%C4%99cia+Hitlera+rozsypane+na+ulicy+Marsza%C5%82kowskiej+nieopodal+na+ulicy+Sienkiewicza.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zdjęcia Hitlera rozsypane na ulicy Marszałkowskiej (fot. Eugeniusz Lokajski)</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Maria Kwaśniewska dożyła sędziwego wieku 94 lat. Zmarła całkiem niedawno, w 2007 roku. Po wojnie pracowała w Polskim Komitecie Olimpijskim, objeżdżała kraj, aktywna do ostatnich dni, wspierając zwłaszcza małych sportowców. Tym, którzy mieli szczęście ją znać, zostawiła po sobie mnóstwo jasnych wspomnień, ale nikt nie zadał sobie trudu, by jej ciekawe życie zamknąć w książce. Zła jestem, że tak długo nie miałam pojęcia, że istniała. </span><br />
<br />
<i>W tekście wykorzystałam fragmenty wywiadu z Marią Kwaśniewską, jaki w 2000 r. przeprowadził dla "Rzeczpospolitej" Marek Jóźwik <a href="http://www.rp.pl/artykul/942214.html">("Ja bym za siebie nie wyszła")</a>.<br />Zdjęcia: Narodowe Archiwum Cyfrowe, Wikimedia Commons</i></div>
</div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com77tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-85111738690135809802013-07-26T18:52:00.000+02:002016-02-07T18:42:37.150+01:00Cztery żony, czyli królewski kłopot<span style="font-size: large;">Przywykliśmy sądzić, że w nieszczęsnych, dyktowanych przez wielką politykę królewskich małżeństwach cierpiały tylko kobiety. Wydawane siłą za starych satyrów i chutliwych sinobrodych, szły do małżeńskich łożnic niczym na ofiarny stos. Jako przykład z miejsca pojawia się Henryk VIII Tudor i jego nieprzeciętna kreatywność w skracaniu życia niechcianym małżonkom. Ale nie oszukujmy się. W drugą stronę to także działało. Bo skąd pomysł, że wszystkie te aranżowane ożenki były dla mężczyzn bułką z masłem? Oni też z tego powodu cierpieli i siwieli, a najlepszym dowodem nasz dobry król Jagiełło.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-UdqCModh4lM/UfKI1mLaA3I/AAAAAAAADe4/wdqApf5IdjQ/s1600/Jagiello+nowy.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="428" src="https://4.bp.blogspot.com/-UdqCModh4lM/UfKI1mLaA3I/AAAAAAAADe4/wdqApf5IdjQ/s640/Jagiello+nowy.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;">Trzeba przyznać, że twórca dynastii Jagiellonów nie miał szczęścia do żon - pisze Andrzej Zieliński w wydanej właśnie książce "Skandaliści w koronach", której sporą część zajmują perypetie Jagiełły i jego czterech królowych. Faktycznie, nie miał szczęścia, ale jak miał mieć, skoro tylko jedną żonę sam sobie wybrał? Jak tak się przyglądam alkowianym przygodom Jagiełły, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w tym przypadku to litewski książę znalazł się w roli typowej dla królewskich narzeczonych. A już na pewno ten pierwszy raz, kiedy po zawarciu unii polsko-litewskiej pojawił się w Krakowie. </span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-Xt4VWp73G-I/UfKKBqGB5WI/AAAAAAAADfM/4u6Q2zO_SBM/s1600/438px-Jadwiga_by_Marcello+Bacciarelli.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://4.bp.blogspot.com/-Xt4VWp73G-I/UfKKBqGB5WI/AAAAAAAADfM/4u6Q2zO_SBM/s400/438px-Jadwiga_by_Marcello+Bacciarelli.jpg" width="291" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Królowa Jadwiga na osiemnastowiecznym portrecie <br />
Marcello Bacciarellego</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Polacy nie szukali przecież króla, tylko małżonka dla króla, bo ten szczęśliwie już od dwóch lat mieszkał na Wawelu. Królem Polski była Jadwiga, jedna z najznakomitszych dam ówczesnego cywilizowanego świata, córka węgierskiego królestwa Andegawenów, perły średniowiecznej Europy. A on co, biedaczek? On był jej dokładnym przeciwieństwem. Księciem ostatniego w Europie pogańskiego kraju, dzikiego, barbarzyńskiego i prymitywnego, jak opowiadano. Fakt, że kraj był piękny i wielki (trzy razy większy niż królestwo polskie!), ale w rankingu prestiżowych państw - gdyby takie wtedy robiono - wlókłby się w ogonie, na szarym końcu. Jagiełło wiedział, że już najwyższy czas przyjąć chrzest i podpiąć swoją Litwę do "europejskiej wspólnoty chrześcijańskich królestw" (tak, tak, to była taka średniowieczna Unia Europejska) i propozycja Polski spadła mu jak gwiazdka z nieba. Ze swoją kulturą i pozycją w Europie nasz kraj imponował Jagielle, a on sam był dumny, że Polacy chcą go mieć na tronie. Na którym jednakowoż siedziała już uwielbiana przez swoich poddanych Jadwiga. Złożona z samych zalet. Mądra, dobra, piękna, pobożna. I dwunastoletnia.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-6XYkDXFKnqY/UfKJtvc3YlI/AAAAAAAADfE/Gn2EZoksFdE/s1600/Dymitr+z+Goraja+wstrzymuj%C4%85cy+Jadwig%C4%99+od+wy%C5%82amania+drzwi+na+zamku+kr%C3%B3lewskim+w+Krakowie,+obraz+Jana+Matejki.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://2.bp.blogspot.com/-6XYkDXFKnqY/UfKJtvc3YlI/AAAAAAAADfE/Gn2EZoksFdE/s400/Dymitr+z+Goraja+wstrzymuj%C4%85cy+Jadwig%C4%99+od+wy%C5%82amania+drzwi+na+zamku+kr%C3%B3lewskim+w+Krakowie,+obraz+Jana+Matejki.jpg" width="367" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Młodziutka Jadwiga chce dać nogę z Wawelu do Wilhelma, <br />
jej opiekun, Dymitr z Goraja, próbuje ją powstrzymać. <br />
Tak to widział Matejko</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Wszyscy wychowaliśmy się na opowieściach o tym niedobranym związku. O ślicznej dziewczynie, która żeby chrzcić dzikich Litwinów wyrzekła się osobistego szczęścia. I zamiast młodziutkiego kuzynka Wilhelma Habsburga, do którego rwało się jej serce, zgodziła się wziąć za męża barbarzyńcę, w dodatku dwadzieścia lat z okładem starszego. Tak o tej historii myślimy, prawda? Wspominając sławną anegdotę z poselstwem Zawiszy z Oleśnicy, którego Jadwiga wysłała na przeszpiegi na Litwę w strachu, że jej pogański narzeczony wywija kudłatym ogonem i stuka kopytkami (naprawdę myślała, że jest kosmaty jak niedźwiedź!). Poseł się spisał, obejrzał księcia w łaźni i po powrocie uspokajał: "Książę Jagiełło jest wzrostu średniego, szczupłej postawy, budowę ciała ma składną i przystojną, wejrzenie wesołe, twarz ściągłą, bynajmniej nieszpetną, obyczaje poważne i książęcej godności odpowiednie". Dwunastolatka poczuła się trochę pewniej, ale w tym małżeństwie szczęścia nie oczekiwała, czemu zresztą wcale się nie dziwimy. Doceniamy, rozumiemy, współczujemy...</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Ejże, dlaczego tylko jej? Według mnie Jagiełło co najmniej tak samo zasługuje na współczucie. Kiedy pojawił się w Krakowie był prawdopodobnie mężczyzną po trzydziestce (ile dokładnie miał lat - nie wiadomo, co historyk to inne zdanie). Podobno na widok pięknej nastolatki oniemiał z zachwytu, jak zapisał Jan Długosz, ale jakoś nie jestem pewna, czy z zachwytu. Mógł zaniemówić widząc, że będzie musiał wziąć do łóżka dziecko. Mógł też oniemieć z bardziej prozaicznej przyczyny, a mianowicie z braku znajomości języków. Wykształcona Jadwiga mówiła po grecku i po łacinie, którą posługiwano się na europejskich dworach, szybko też uczyła się polskiego. A Jagiełło umiał tylko po litewsku i trochę po rusku. Nawet nie mógł pogadać z narzeczoną. Musiał za to pójść z nią do łóżka natychmiast po akcie zaślubin, bo nieskonsumowane małżeństwo byłoby nieważne. Zrobił to, dlatego że musiał. Ale dalsze dzieje ich związku pokazują, że nie spieszył się z powtórką, cierpliwie i taktownie czekając aż młodziutka żona dorośnie. Jadwiga zaszła w ciążę dopiero dwanaście lat później, wszystko więc odbyło się według naszych, a nie średniowiecznych standardów.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-Jueb2e8daBk/UfKKaujVtUI/AAAAAAAADfU/SCI_9-RuuWY/s1600/w.+Kr%C3%B3lowa+Jadwiga.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://4.bp.blogspot.com/-Jueb2e8daBk/UfKKaujVtUI/AAAAAAAADfU/SCI_9-RuuWY/s400/w.+Kr%C3%B3lowa+Jadwiga.JPG" width="300" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jadwiga na dziewiętnastowiecznym obrazie<br />
Józefa Simmlera (fragment)</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Sypianie z mężem, jak przeczytamy w każdej opowieści o Jadwidze, było dla niej przykrym obowiązkiem. I znów wtłacza się nam do łepetyn, że to oczywista oczywistość. Bo czym taki Jagiełło mógł skusić kobietę? Niemłody, niepiękny, nie obeznany ani w księgach (niepiśmienny!), ani w dworskim życiu... Nic dziwnego, że młoda pani fukała na swego spowiednika, ilekroć ten zalecał jej częściej odwiedzać męża w łożnicy. Uznajemy za to za pewnik, że Jagiełło, gdyby mógł, wcale by z tej łożnicy nie wychodził. Ale mnie się wydaje, że niekoniecznie. Przywiózł przecież do Krakowa te swoje obyczaje, z powodu których nazywali go dzikusem. Oni, ale nie my. Styl życia króla, dla jego współczesnych dziwaczny, przypomina wypisz wymaluj ten, jaki dziś promują ekolodzy. Jagiełło był eko! W ramach rozrywki chodził na długie spacery po lasach zamiast zamroczony trunkiem leżeć pod stołem, pijał tylko źródlaną wodę, no i codziennie brał kąpiel. A Jadwiga... cóż... pod pięknymi sukniami nosiła kaleczącą ciało włosiennicę, a w czasie licznych postów katowała się umartwieniami, z których najbardziej popularnym była rezygnacja z mycia. Całkowita. Oj, coś mi się wydaje, że dla króla-czyściocha sypianie z żoną też mogło być przykrym obowiązkiem...</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Tym niemniej trwał dzielnie na posterunku, a Jadwigę zmarłą po porodzie (na gorączkę popołogową, znów ten brak higieny!) szczerze opłakiwał. Następną żonę miała mu rzekomo wybrać... sama Jadwiga. Ponoć przed śmiercią wskazała na Annę Cylejską, rodzoną wnuczkę Kazimierza Wielkiego. Z politycznego punktu widzenia był to niezły pomysł, bo poślubienie piastowskiej księżniczki pomogłoby Jagielle wzmocnić się w roli polskiego króla. Ale na tym koniec dobrych wiadomości. </span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-49Lyei5lAMg/UfKK3paLybI/AAAAAAAADfc/fAEY30ogS7U/s1600/anna+cylejska.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="424" src="https://4.bp.blogspot.com/-49Lyei5lAMg/UfKK3paLybI/AAAAAAAADfc/fAEY30ogS7U/s640/anna+cylejska.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Anna Cylejska i Jagiełło - ta szesnastowieczna grafika jest jedynym wizerunkiem królowej </td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Drugie małżeństwo króla okazało się pomyłką. Powinien był trochę pomyśleć, zanim pozwolił, by mu ściągnęli dziewczynę na Wawel. Miała 19 lat, strasznie dużo jak na czasy, w których dwunastolatkę uznawano za pełnoletnią. A skoro dobrnęła do tego wieku, ani chybi nie było na nią chętnych.</span><br />
<span style="font-size: large;">Jagielle też się nie spodobała. Przyjechała bezbarwna panna, nieatrakcyjna do tego stopnia, że król pieklił się na swatów, że sprowadzili mu taką brzydką żonę. Ale zrobił co kazali. Odwlekał ślub tak długo, jak się dało, jednak w końcu, po ośmiu miesiącach, pojął Annę za żonę. I męczył się z nią przez kolejne trzynaście lat, unikając na wszystkie sposoby. Miał chyba z tego powodu wyrzuty sumienia, co pokazuje jego wyjątkowo łagodny stosunek do niewierności, z której zasłynęła królowa. Bo opuszczona przez męża Anna brała sobie kochanków. Tak przynajmniej plotkowano, choć trochę dziwi, że tych kochanków miała na fury, skoro taka z niej była brzydula. </span><br />
<span style="font-size: large;">Tak czy inaczej najbardziej wyrazistą informacją, jaka o niej przetrwała, jest smakowita anegdota o zawaleniu się podłogi w jej sypialni. Długosz (który Jagiełły nie lubił i takich smaczków nie przegapiał) wywiódł z tej katastrofy jednoznaczny wniosek, że był to skutek namiętnego cudzołożenia królowej. Jagiełło na absztyfikantów żony rzekomo się pieklił, jednego zapakował nawet na trzy lata do zamkowej wieży, ale skandal dziwnie szybko ucichł i rozgrzewał głównie plotkarzy. Być może nie było w tym ani ziarna prawdy, a jeśli nawet, to uciekający przed żoną król wydawał się rozumieć jej samotność.</span><br />
<span style="font-size: large;">Anna zresztą szybko wybawiła wszystkich od kłopotów ze swoją niesforną osobą, umierając na jakąś bliżej nieznaną chorobę w wieku zaledwie lat 35. Zostawiła Jagielle córeczkę, ale królestwo czekało przecież na małego króla. Wielmożowie z miejsca zaczęli więc przegląd wolnych księżniczek, ale zanim zdążyli się uwinąć, dostali prztyczka w nos. Król się zakochał.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-OPyc_MHOpWs/UfKLST9ZblI/AAAAAAAADfk/zqADvcTFdYI/s1600/Elzbieta+z+Pileckich+Granowska,+1779,+autor+nieznany.PNG" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://4.bp.blogspot.com/-OPyc_MHOpWs/UfKLST9ZblI/AAAAAAAADfk/zqADvcTFdYI/s400/Elzbieta+z+Pileckich+Granowska,+1779,+autor+nieznany.PNG" width="332" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Elżbieta Granowska na obrazie z końca XVIII wieku</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Lepiej późno niż wcale, chciałoby się powiedzieć, ale trochę mu to czasu zabrało, prawda? Dobijał już siedemdziesiątki. Pomyślał sobie pewnie, że ma prawo choć jeden raz w życiu posłuchać serca i wybrać sobie kobietę, jakiej pragnie on, a nie państwo. Partnerkę, a nie kolejne dziecko. Uczucia ulokował świetnie - także dziś ten związek uznalibyśmy za dobrany. Gdy stanęli przed ołtarzem z Elżbietą Granowską, on miał 67 lat, ona 47. On był wdowcem, ona też pochowała już trzech mężów i była wdową z czwórką dzieci. W młodości słynęła z wielkiej urody i nadal była piękna. Do tego inteligentna, pełna czaru i najwyraźniej zafascynowana Jagiełłą tak samo, jak on nią. Czy to nie piękne, że pobrali się z miłości?</span><br />
<span style="font-size: large;">Gdy to piszę, już czuję, jak nasi kronikarze przewracają się w grobach. Słyszę, jak Długosz wrzeszczy mi nad uchem: "Nie sromał się król tak dostojny brać za żonę kobietę suchotami wyniszczoną i swoją poddankę, wdowę po trzech mężach, zwiędłą i podstarzałą, a stanem i pochodzeniem bynajmniej sobie nierówną. I zdrowie przy ciągłym powodzeniu czerstwe i kwitnące wątlić pożądliwością ku jednej niewieście"?! Marcin Bielski też się wyzłośliwia: "Królowi nie wiedzieć z czego się podobała, iż ją pojął, bo była już stara i wyschła od suchot"! </span><br />
<span style="font-size: large;">Małżeństwo powszechnie uznano za mezalians i niesłychany wprost skandal, a ponieważ Jagiełło zagroził abdykacją, gdyby zmuszono go do oddalenia żony (brawo królu!), ograniczano się do drwin i złośliwości. Najgorsze - i to już nie jest zabawne - że szyderstwa nie ustały nawet po śmierci królowej. Gdy po czterech latach Jagiełło ją stracił, rozpaczał tylko on. A inni... Ech, aż trudno uwierzyć, że mogło to tak wyglądać. Długosz zanotował: "większa nierównie była radość na pogrzebie królowej niżeli na jej koronacji". I dodawał, że "wszyscy przytomni, tak duchowni, jak i świeccy, objawiali radość niezwykłą, wszyscy w świąteczne szaty przybrani, śmiali się i cieszyli w czasie pogrzebu". Właśnie od tych odrażających wiwatów po śmierci Elżbiety zaczyna się nakręcony w 1988 r. serial "Królewskie sny":</span><br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="//www.youtube.com/embed/Tev0_ODVVAc" width="640"></iframe><br />
<span style="font-size: large;">Co miał robić król Jagiełło z poddanymi, którzy wiwatowali na pogrzebie jego ukochanej? Którzy nawet parę lat małżeńskiego szczęścia mieli mu za złe tylko dlatego, że ułożył je podług własnych, a nie ich pragnień? Którzy znów mu przypominali, że czas nagli, on się starzeje, a dziedzica korony jak nie było, tak nie ma? Machnął ręką i pozwolił im ożenić się po raz czwarty.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-xRqW55JCe5A/UfKLzt9t33I/AAAAAAAADfw/lXUI1v8eX2I/s1600/sonka2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://4.bp.blogspot.com/-xRqW55JCe5A/UfKLzt9t33I/AAAAAAAADfw/lXUI1v8eX2I/s400/sonka2.jpg" width="260" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Sonka Holszańska, <br />
wizerunek szesnastowieczny </td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Dalej wszystko pobiegło wedle klasycznych wzorów królewskich swatów. Zaczęto szukać młodej i zdrowej księżniczki (a jakże!), wspierając się jakąś bajdą, że stary mężczyzna i młodziutka dziewczyna mają szanse na liczne potomstwo. (W pewnym momencie węgierskiemu królowi Zygmuntowi Luksemburskiemu zaświtało w głowie, by wydać za Jagiełłę swą jedenastoletnią córkę, na szczęście się opamiętał). Wybrano siedemnastolatkę, litewską księżniczkę Sonkę Holszańską. W sumie też dziecko, ale na tyle już dojrzałe, by przykre małżeństwo z siedemdziesięciolatkiem dziewczyna mogła sobie dosłodzić myślą o splendorach, jakie na nią spłyną, gdy zostanie polską królową.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">Nie było tak źle. Średniowieczna bajda o płodnym związku starca i nastolatki znalazła zaskakujące potwierdzenie. Sonka zaczęła rodzić synów, kraj się cieszył z królewiczów i tak jak wcześniej sarkał na Elżbietę, tak teraz wynosił pod niebiosa urodę i przymioty Sonki. Przez jakiś czas. Już my tam w Polsce dobrze wiemy, że nikt nie jest doskonały. </span><br />
<span style="font-size: large;">Tuż przed narodzinami trzeciego syna wybuchła sprawa niewierności królowej. Skoro jest młoda, ładna i lubi dworskie życie, to ani chybi zdradza starego króla. Czy aby urodzi jego dziecko? Afera się rozkręcała, plotkowano już o niej w całej Europie, podejrzewani o romanse z królową dworzanie pierzchali z kraju, a ona sama składała uroczyste przysięgi oczyszczające, zaprzeczając pomówieniom.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-QEyJWd6KxS0/UfKNPyxGI2I/AAAAAAAADgE/FXIW7E5PCas/s1600/Portret+Jagielly,+fragment+gotyckiego+oltarza+z+Katedry+Wawelskiej,+ok.+1475%E2%80%931480.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://2.bp.blogspot.com/-QEyJWd6KxS0/UfKNPyxGI2I/AAAAAAAADgE/FXIW7E5PCas/s320/Portret+Jagielly,+fragment+gotyckiego+oltarza+z+Katedry+Wawelskiej,+ok.+1475%E2%80%931480.jpg" width="216" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jagiełło w plastycznym opisie Długosza: <br />
"Oczy miał czarne i małe, które nigdy nie <br />
pozostawały bez ruchu, ale były ciągle jakoś <br />
rozbiegane i kręciły się w swych oczodołach. <br />
Uszy miał duże, głos tubalny i szybki, <br />
sylwetkę gładką i zręczną, a szyję długą"</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Nie wiem, czy Jagiełło w zdradę Sonki uwierzył czy nie. Był już zaprawiony w takich bojach, nie pierwszy to raz plotkowano, ze żonka przyprawia mu rogi. Na pewno całą sprawę wziął sobie do serca głębiej niż historię z Anną, bo teraz kwestionowano jego ojcostwo, a chodziło o następców tronu. Historycy wspominają, że od tego czasu stosunki króla i królowej mocno ochłodły, ale przecież nigdy nie były gorące. Plotki o zdradach Sonki też po części wzięły się stąd, że Jagiełło zawsze miał coś ważniejszego do roboty niż zabawianie żony na Wawelu, gdzie często zostawiał ją samą. Od królowej oczekiwał jedynie następcy tronu, nic więcej. </span><span style="font-size: large;">Hałaśliwa wawelska seksafera umarła jednak w końcu śmiercią naturalną, bo królewicze rośli i tylko ślepy by nie zauważył, że noszą rysy króla. Kronikarze podkreślali, że zwłaszcza ten trzeci, najmłodszy, jest "we wszystkim ojcu Jagiełłowi podobny". </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">No i świetnie. Ten trzeci, najmłodszy, Kazimierz Jagiellończyk, zostanie wielkim królem, dziś uznawanym za najwybitniejszego władcę w historii Polski i jednego z największych w Europie. On w przeciwieństwie do ojca znajdzie sobie żonę, którą pokocha i z którą szczęśliwie przeżyje całe życie (choć historia na początku też będzie dramatyczna, <a href="http://kobietyihistoria.blogspot.com/2013/04/kopciuszek-dalsze-losy.html">tutaj ją znajdziecie</a>). Jego ojciec podobnego szczęścia w miłości nie miał i nazywany jest dziś "wiernym mężem niewiernych żon". Coś w tym jest. Tylko jednej z nich, Elżbiety Granowskiej, nigdy nie oskarżono o zdradę, nieważne, serca czy ciała. Ale też tej jednej nie pozwolono mu kochać.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com40tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-40565866733854159582013-06-30T17:56:00.000+02:002013-07-18T12:34:37.871+02:00Little Boy i dziewczyny<span style="font-size: large;">Jesień 1943 r., Stany Zjednoczone, gdzieś w Tennessee. Celia Szapka siedzi w samochodzie, który w końcu dojechał na miejsce przeznaczenia, i ściskając walizkę zarzeka się, że za żadne skarby nie wysiądzie. Za nic! Wokół rozciąga się morze błota, a ona wydała 23 dolary (dwadzieścia trzy dolary!) ze swojej pensji sekretarki na markowe pantofelki I. Millera. Nigdy w życiu nie miała takich drogich butów! Wystroiła się do tej nowej pracy w najlepszą sukienkę, założyła eleganckie buciki po to tylko, żeby je od razu zniszczyć? Przecież widzi, że koleżanki, które wysiadły, zapadły się w miękkiej ziemi po kolana! Ona nie wyjdzie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Kierowcy się śpieszy i widząc upór Celii, robi pierwszą rzecz, jaka wpada mu do głowy. Wyskakuje z auta, otwiera drzwi od strony pasażerów, łapie dziewczynę na ręce i stawia ją bezpiecznie przed wejściem do wielkiego budynku wyrastającego z morza błota. Celia otwiera drzwi i widzi swoje towarzyszki podróży, myjące buty i stopy w małych umywalkach umieszczonych przezornie tuż za drzwiami.</span><br />
<div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-043AHmH5k9M/UdBAotNwlTI/AAAAAAAADa4/wPtEAEJpWug/s576/Celiax2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="426" src="http://2.bp.blogspot.com/-043AHmH5k9M/UdBAotNwlTI/AAAAAAAADa4/wPtEAEJpWug/s640/Celiax2.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Celia (Szapka) Klemski w 1943 r. i dziś</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Błoto. Wszechobecne i nigdy nie wysychające, niezależnie od pory roku i pogody. To pierwsze, co rzuca się w oczy po przybyciu do Oak Ridge, dziwnego miasta wyrastającego we wschodnim Tennessee. Miasta? Czy "to" przypomina jakiekolwiek miasto? Odcięte od świata, ogrodzone drutem kolczastym, z uzbrojonymi wartownikami w bramach, którzy zatrzymają każdego, kogo przywiodła tu zwykła ciekawość. W centrum tego miasta wynurzają się z błota ogromne fabryczne hale, a wokół ciągną się dziwne osiedla - chat, przyczep campingowych i domków z prefabrykatów stawianych w błyskawicznym tempie (co pół godziny przybywa nowy). To miasto niepodobne do innych i tylko trwająca wojna jest w stanie usprawiedliwić jego istnienie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Celia i jej koleżanki przyjechały w to dziwne miejsce z dwóch powodów. Po pierwsze, powiedziano im, że zarobią tu dużo lepiej niż gdziekolwiek indziej, po drugie, ich praca będzie mieć niezwykłą wagę Hale budowanych tu Zakładów Technicznych Clinton (CEW) kryją tajemniczy wojskowy projekt, o którym wiadomo tyle, że ma przyspieszyć zakończenie wojny. Dla dziewczyn jest to nawet ważniejsze niż dodatkowe pieniądze. Każda ma kogoś na froncie - kuzynów, braci, ukochanych. Każda wygląda od nich listów i każdej zależy, żeby wrócili szybko i bezpiecznie. Jeżeli ich praca w tym pomoże, będą to robić… Ale co? Co będą robić? A… o to jedno spytać nie mogą.</span><br />
<div style="text-align: left;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-EQ1rP4pYAo0/UdBKjV1uoiI/AAAAAAAADdE/WV0yfrIrd20/s1024/Y-12_Shift_Change.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="462" src="http://4.bp.blogspot.com/-EQ1rP4pYAo0/UdBKjV1uoiI/AAAAAAAADdE/WV0yfrIrd20/s640/Y-12_Shift_Change.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Dziewczyny z Oak Ridge.<br />
Napis na znaku widocznym z tyłu: "Daj z siebie wszystko dla CEW. Chroń informacje dotyczące projektu"</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">W ciągu kolejnych dwóch lat powstanie w Oak Ridge najdziwniejsza w świecie społeczność - ludzi złączonych wspólną pracą nad gigantycznym przedsięwzięciem, w którego sens wierzą, ale o którego istocie nie mają najbledszego pojęcia. Są ich tysiące, dziesiątki tysięcy. </span><span style="font-size: large;">Niektórzy ściągają tu całymi rodzinami, ale najwięcej jest młodych kobiet, takich jak 24-letnia Celia, córka polskich emigrantów z górniczego miasteczka w Pensylwanii. Po liceum, ale bez szans na studia. Z biednych domów, ale z otwartą głową, niegłupie i godne zaufania. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: right;">
</div>
<div style="text-align: right;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-a2HVgFYQp9E/UdBKD-80UvI/AAAAAAAADc8/0uOVzJobTbE/s686/24_Kiernan.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="http://2.bp.blogspot.com/-a2HVgFYQp9E/UdBKD-80UvI/AAAAAAAADc8/0uOVzJobTbE/s400/24_Kiernan.jpg" width="307" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Panele sterownicze obsługiwane przez młode kobiety<br />
w zakładach zbudowanych w Oak Ridge</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Pantofelki I. Millera Celia pierwszego dnia wrzuci na dno szafy i przez kolejne miesiące nie będzie sobie zawracać nimi głowy. D</span><span style="font-size: large;">ziewczyny z Oak Ridge, u</span><span style="font-size: large;">brane w spodnie i sznurowane trzewiki, poczują się jak rekruci wysyłani na pierwszą akcję. </span><span style="font-size: large;">Od nich i innych pracowników nie wymaga się zwykłej lojalności, ale lojalności totalnej. Mają wykonywać przydzielone im zadania - w laboratoriach, biurach, fabrykach - </span><span style="font-size: large;">na okrągło, przez całą dobę. </span><span style="font-size: large;">I nie zadawać żadnych pytań. Nie dociekać, co kryją pulpity obsługiwanych przez nich maszyn, nie dopytywać przełożonych, domysły zostawiać dla siebie. Nie zastanawiać się, co przywożą do miasta wyładowane po brzegi pociągi i ciężarówki ani gdzie znikają te tony ładunków. "Ciągle coś wjeżdża, nic nie wyjeżdża" - szepcą mieszkańcy okolicznych osad. Ale ci z Oak Ridge</span><span style="font-size: large;"> mają trzymać buzię na kłódkę. Nie wspominać o pracy matkom, przyjaciołom ani żonom czy mężom, jeśli ich znajdą. Ani słowa. Nikomu. "Nie przysyłaj więcej listów" - prosi matka Celię. Dziewczyna jest zdumiona, myślała, że na jej listy rodzina wyczekuje. "Dlaczego, mamo?". "Bo nic z nich nie rozumiem". Większość zdań zamazywana jest czarnym atramentem. Listy z Oak Ridge są jak listy z frontu.</span><br />
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-NPdzaPddV58/UdBDur32gPI/AAAAAAAADbY/KZpxUJVvxPo/s994/09_Kiernan.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="494" src="http://1.bp.blogspot.com/-NPdzaPddV58/UdBDur32gPI/AAAAAAAADbY/KZpxUJVvxPo/s640/09_Kiernan.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Krajobraz rosnącego błyskawicznie miasta: baraki i domy z prefabrykatów. W szczytowym okresie budowy jeden dom powstawał nawet co pół godziny</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">W Oak Ridge wszystko podlega cenzurze. Nikt też nie próbuje ukrywać przed mieszkańcami, że są nieustannie obserwowani, że śledzą ich tysiące par oczu, jak w domu orwellowskiego Wielkiego Brata. Szpiegować cię może twoja najlepsza koleżanka z pokoju w bursie i kolega, który zaprasza cię na randki. </span><span style="font-size: large;"><br /></span><br />
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-1vcEVGx5l2U/UdBEW3iF3jI/AAAAAAAADbg/mU1GxgZPQ70/s978/17_Kiernan.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="313" src="http://2.bp.blogspot.com/-1vcEVGx5l2U/UdBEW3iF3jI/AAAAAAAADbg/mU1GxgZPQ70/s400/17_Kiernan.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Tańce - najpopularniejsza rozrywka mieszkańców, których średnia<br />
wieku nie przekraczała 27 lat</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Bo w cieniu tajemniczych fabryk toczy się przecież normalne życie. Powstają szkoły, sklepy, kafejki. Ludzie organizują sobie szczupły wolny czas na potańcówkach, boiskach, w kółkach hobbystów i w samochodowym kinie. Ściągnęły tu całe rodziny z dziećmi, ale przede wszystkim tłumy młodych i wolnych (średnia wieku w Oak Ridge wynosi 27 lat), coraz szybciej przybywa więc kolejnych małżeństw. Celia Szapka właśnie tutaj poznaje Henry'ego Klemskiego, chłopaka z "dobrej katolickiej rodziny", polskiej, jak jej. Zakochują się, biorą ślub w kaplicy na wzgórzu. A kiedy już zamieszkują razem w jednym z papierowych domków i zaczynają jadać we własnej kuchni, a nie w zakładowych stołówkach, najtrudniej im poradzić sobie z chwilami, kiedy Henry wraca z pracy. Celia wie, że podając mu obiad, nie może zadać pytania, jakie zadają wtedy wszystkie żony wszystkim mężom na świecie: "Jak ci minął dzień?". W</span><span style="font-size: large;"> Oak Ridge </span><span style="font-size: large;">tego mąż nie może powiedzieć swojej żonie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: right;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-gwSlr9MFLLk/UdBGSWATSEI/AAAAAAAADb4/89VwEfpLuJw/s800/23_Kiernan.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="253" src="http://1.bp.blogspot.com/-gwSlr9MFLLk/UdBGSWATSEI/AAAAAAAADb4/89VwEfpLuJw/s320/23_Kiernan.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Miasto oblepiono plakatami, nawołującymi do zachowania <br />
czujności. Tutaj napis głosi: "Twój długopis i język mogą <br />
stać się wrogą bronią. Uważaj na to, co piszesz i mówisz"</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Żeby nie zwariować, ludzie ratują się humorem. Jest trochę tak, jak w komunistycznej Polsce. Oczywiście, zachowując wszelkie proporcje -</span><span style="font-size: large;"> mieszkańcy Oak Ridge zgodzili się na ciągłą inwigilację, ale mogli ją w każdej chwili olać, wyjechać, wrócić do dawnego życia. Większość jednak trwała w poczuciu misji lub choćby z powodu niezłych zarobków, a z surrealistyczną codziennością radziła sobie trochę tak, jak my za komuny. Skoro na poważnie nie można było dociekać, czym się zajmuje ośrodek, wymyślano absurdy. Mówiono na przykład, że CEW produkuje specjalną niebieską farbę do rozpylania na powierzchni oceanu, by wynurzające się łodzie podwodne pozostały niezauważone przez wroga. Dzieci też miały własne zdanie. "Robią tu melasę!" - krzyczały. </span><span style="font-size: large;">Redakcja wychodzącego w mieście tygodnika "Oak Ridge Journal", wykazywała się godną podziwu autoironią, kpiąc: "CZY WIECIE, ŻE... w związku z pewnymi okolicznościami, na które nie mamy żadnego wpływu, nie możemy na razie drukować w naszej gazecie żadnych nazwisk. To wyjaśnia, dlaczego nie publikujemy wiadomości ani nawet wyników rozgrywek w kręgle (...). Jesteśmy wyjątkowi - to jedyna gazeta w kraju, która nie publikuje żadnych wiadomości".</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">I tak będzie aż do pewnego sierpniowego dnia 1945 roku. Wtedy w jednej chwili wszystko stanie się jasne, tak przeraźliwie jasne, że ludzie w Oak Ridge zatoczą się z wrażenia. Ich anonimowa </span><span style="font-size: large;">mieścina, nieistniejąca na żadnej mapie, pojawi się w przemówieniu prezydenta Trumana i znajdzie się na ustach świata. Będzie to szesnaście godzin po tym, jak rankiem 6 sierpnia bombowiec Enola Gay </span><span style="font-size: large;">zrzuci na Hiroszimę pierwszą bombę atomową - Little Boy, jak ją pieszczotliwie nazwano. </span><span style="font-size: large;">9 sierpnia powtórzy się atomowy atak na Nagasaki. </span><span style="font-size: large;">W Hiroszimie natychmiastową śmierć poniesie 70 tysięcy ludzi, a wkrótce te dane zostaną poprawione na 140 tysięcy zabitych. W Nagasaki ofiar będzie 40 - 70 tysięcy. </span><span style="font-size: large;">Kilka dni później Japonia podpisze kapitulację. </span><span style="font-size: large;">Mieszkańcy Oak Ridge dostaną dowód, do czego służyła ich zakamuflowana, pełna wyrzeczeń praca, mająca przyspieszyć koniec wojny. Ten koniec nastąpił dzięki użyciu najbardziej śmiercionośnej broni w historii. To nad nią pracowały dziewczyny z Oak Ridge.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-0FjvB0pVVEk/UdBLuqimndI/AAAAAAAADdU/KdxbC0SKzec/s818/35_Kiernan.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="438" src="http://1.bp.blogspot.com/-0FjvB0pVVEk/UdBLuqimndI/AAAAAAAADdU/KdxbC0SKzec/s640/35_Kiernan.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Kula ognia po atomowym wybuchu w ramach testu Trinity 16 lipca 1945 r., poprzedzającego atak na japońskie miasta</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Opwieść o Celii i jej koleżankach znajdziecie w książce Denise Kiernan „Dziewczyny atomowe. Nieznana historia kobiet, które pomogły wygrać II wojnę światową”. Jej polskie wydanie trafiło do księgarń 3 lipca. </span><span style="font-size: large;">To fascynująca lektura. Autorka w niezwykle sugestywny sposób opowiada o sławnym Projekcie Manhattan, którego efektem była konstrukcja bomby atomowej. Głównymi bohaterami wcale nie są naukowcy ani wojskowi, ale zwykłe kobiety, takie jak Celia - ja z oczywistych względów skupiłam się w tym tekście na Polce, ale to tylko jedna z wielu "atomowych dziewczyn" opisanych w książce. W tle ich zmagań toczy się wielka historia, którą już wszyscy dobrze znamy. </span><br />
<span style="font-size: large;">Kompleks w Oak Ridge jest ściśle powiązany z </span><span style="font-size: large;">ośrodkiem w Los Alamos, gdzie genialni fizycy pod wodzą </span><span style="font-size: large;">Roberta Oppenheimera </span><span style="font-size: large;">uznali, że</span><span style="font-size: large;"> rozszczepienie jądra atomu może być nowym źródłem energii, miliony razy większej niż wszystko znane na Ziemi, a oni ze wzbogaconego uranu potrafią skonstruować broń o nieporównywalnej sile rażenia. Wyzwolić energię tysiąca słońc. Potrzeba na to miliardów dolarów i tysięcy ton rud uranu, z których grupy ludzi, pracując dzień i noc w gigantycznych laboratoriach i fabrykach, wyizolują wzbogacony uran. Pociągi wyładowane surowcem jadą do </span><span style="font-size: large;">Oak Rodge, a potem k</span><span style="font-size: large;">urierzy wywożą do Los Alamos uzyskany zeń cenny produkt -</span><span style="font-size: large;"> niebieskozielone kryształki, zapakowane do </span><span style="font-size: large;">maleńkich niklowanych pojemników, przypominających puszki kawy. Miasto, do którego c</span><span style="font-size: large;">iągle coś wjeżdża, nic nie wyjeżdża... Pamiętacie? Teraz wszystko stało się jasne.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-7vAqtLBDabs/UdBMRqJSYUI/AAAAAAAADdg/wtlGbEuF0rY/s403/dziewczyny_atomowe_500px+%2528283x403%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="http://4.bp.blogspot.com/-7vAqtLBDabs/UdBMRqJSYUI/AAAAAAAADdg/wtlGbEuF0rY/s400/dziewczyny_atomowe_500px+%2528283x403%2529.jpg" width="280" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="http://otwarte.eu/books/dziewczyny-atomowe/">Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2013</a></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Jak pisze Denise Kiernan, ten najambitniejszy projekt w historii wojskowości nie zależał tylko od wojska i genialnych umysłów uczonych z Los Alamos, ale "spoczywał na barkach dziesiątek tysięcy zwykłych ludzi, w tym wielu młodych kobiet". </span><span style="font-size: large;">To prawda. Ale w mojej pamięci została po lekturze tej książki jeszcze jedna kobieta, starsza i o głośnym nazwisku, choć nie tak głośnym, jak na to zasługuje. Myślę o Lise Meitner, austriackiej uczonej żydowskiego pochodzenia, która p</span><span style="font-size: large;">o Anschlussie Austrii mu</span><span style="font-size: large;">siała uciekać do Szwecji. To ona prowadziła z Otto Hahnem doświadczenia nad promieniotwórczością, i to z nią Hahn, gdy była już na emigracji, konsultował listownie wyniki swoich późniejszych doświadczeń, dla niego dziwne i niezrozumiałe. Lise zrozumiała. Wyjaśniła zjawisko, które dało poczatek wyzwolenia gigantycznej energii maleńkiej cząstki. Rozszczepienie jądra atomu - tak je nazwała, uwalniając tym samym </span><span style="font-size: large;">prawdziwą reakcję łańcuchową, w której zderzyły się ze sobą nauka, przemysł i armia. Z</span><span style="font-size: large;">aproszono ją do pracy przy Projekcie Manhattan, ale odmówiła. Wiedziała, czego dotyczy, i nie chciała mieć z tym nic wspólnego. W dniu, w którym zbombardowano Hiroszimę, 67-letnia uczona spędzała wakacje nad jeziorem w małym szwedzkim Leksand. Kiedy gospodarz, u którego się zatrzymała, przyniósł jej wiadomość, usiadła i zaczęła płakać.</span><br />
<br />
Autorem wszystkich fotografii jest James Edward Westcott, publikacja dzięki uprzejmości National Archives</div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-52522145044836097592013-06-15T06:16:00.001+02:002013-06-20T01:37:05.916+02:00Królewskie mistyfikacje<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-pAetwYt9Vv8/UbsRpbtXJYI/AAAAAAAADZE/aD72LPZTZ2U/s1600/4eL45ApKVdB1XtYmHDVjLjdfGGB.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="180" src="http://2.bp.blogspot.com/-pAetwYt9Vv8/UbsRpbtXJYI/AAAAAAAADZE/aD72LPZTZ2U/s320/4eL45ApKVdB1XtYmHDVjLjdfGGB.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: large;">O życiu królewny marzą tylko naiwne dziewczątka? Wcale nie. Powiedziałabym nawet, że te nasze babskie rojenia to mały pikuś wobec męskich. W historii aż się roi od ambitnych oszustów, którzy parli po władzę uzbrojeni w fałszywą królewską tożsamość. Dość wspomnieć Kozaka Jemieljana Pugaczowa, który wywołał powstanie głosząc, że jest cudownie ocalonym carem Piotrem III. Albo Dymitra Samozwańca, na tyle dobrze podszywającego się pod syna Iwana Groźnego, że udało mu się (z polską pomocą) zasiąść na tronie Rosji. Królewskich mistyfikacji w wykonaniu kobiet zdarzyło się o niebo mniej, ale z jaką fantazją były poprowadzone! Posłuchajcie trzech opowieści.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>A to ananas!</b><br />Jest późny wieczór, 3 kwietnia 1817 roku. Szewc z Almondsbury w południowo-zachodniej Anglii, w pobliżu Bristolu, spotyka na plaży tajemniczą młodą kobietę. Ma gęste ciemne włosy, czarne oczy, na głowie turban. Spowita jest w mocno sfatygowany kawałek tkaniny żadną miarą nie przypominający zwykłej kobiecej sukni. No i wyrzuca z siebie kompletnie niezrozumiałe słowa! Sprawia przy tym wrażenie skrajnie wyczerpanej, zmęczonej i sennej, o czym próbuje poinformować wciskając stulone dłonie pod policzek.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-dOCBtFxGVME/UbveGNAlPAI/AAAAAAAADaE/70EOHybHRvU/s1600/princess_caraboo_javasu_mary_hi.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="http://1.bp.blogspot.com/-dOCBtFxGVME/UbveGNAlPAI/AAAAAAAADaE/70EOHybHRvU/s400/princess_caraboo_javasu_mary_hi.jpg" width="291" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Caraboo w całej egzotycznej okazałości</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Dziewczyna nie wygląda na żebraczkę, ale nikt we wsi nie ma też pojęcia na kogo innego mogłaby wyglądać. Trzeba poradzić się światlejszych! I tak panna trafia do domu arystokraty Samuela Worralla. Jego amerykańska żona trzyma greckiego służącego, który zna kilka języków, on na pewno dogada się z dziewczyną!</span><br />
<span style="font-size: large;">Okazuje się jednak, że i w otwartym, pańskim domu egzotyczne "znalezisko" pozostaje zagadką. Służący poliglota nie rozumie dziewczyny ani w ząb. Wszyscy wokół zachodzą w głowę, kim jest, a ciekawość potęguje się wieczorem, gdy instalują ją na nocleg w gospodzie. Panienka dostrzega na ścianie oleodruk z rysunkiem ananasa, na który reaguje z niespodziewaną radością. "Anana, anana!" - krzyczy z entuzjazmem. Ta nazwa brzmi podobnie w wielu językach, wszyscy więc domniemują, że prawdopodobnie rozpoznała owoc ze swojej ojczyzny. Zdecydowanie egzotycznej, czego dowodzą odprawiane przez dziewczynę rytuały - zanim podniesie do ust kubek z herbatą, zasłania ręką oczy i mruczy coś pod nosem (modlitwy?), a zaprowadzona do sypialni układa się obok łóżka, na podłodze.</span><br />
<span style="font-size: large;">Lady Worrall jest zachwycona niezwykłą damą, jej trochę bardziej sceptyczny mąż uważa, że trzeba zasięgnąć fachowej konsultacji. Z rozmowy na migi udaje się dowiedzieć tyle, że panna ma na imię Caraboo i przybyła do Anglii na statku. Ale skąd? To pozostaje zagadką. Pan Worrall zabiera ją więc do Bristolu. Tam oglądają ją prawnicy, lekarze i rozmaici specjaliści od języka. Bez rezultatów, oni też nie mają pojęcia kto zacz, ale w końcu przychodzi pewien przełom.</span><br />
<span style="font-size: large;">Oto portugalski podróżnik imieniem Manuel Eynesso (lub Enes) twierdzi, że rozumie, co mówi Caraboo. Rozmawia z dziewczyną w jej osobliwym języku, a potem opowiada panu Worrall, co usłyszał. Wow! Historia brzmi tak, jakby zaczerpnięto ją z awanturniczego romansu! Caraboo jest księżniczką, pochodzi z rodu władającego małą wyspą na Oceanie Indyjskim. Została porwana przez piratów i cudem udało jej się zbiec z ich statku. Skoczyła do wody i dopłynęła do brzegu, którym szczęśliwie okazały się plaże cywilizowanej Anglii.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wszystko to mocno przemawia do wyobraźni pana Worralla i wydaje mu się jak najbardziej logiczne. Natychmiast zabiera udręczone przez piratów dziewczątko do domu i wraz z żoną otacza najtroskliwszą opieką.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-qeqDxAJqMNY/UbvdyFJLwiI/AAAAAAAADZ8/yQHKUcSYGFk/s1600/Carabu_2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="257" src="http://1.bp.blogspot.com/-qeqDxAJqMNY/UbvdyFJLwiI/AAAAAAAADZ8/yQHKUcSYGFk/s320/Carabu_2.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Tak spisywała swoją historię Caraboo</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Caraboo staje się lokalną sensacją. Do domu państwa Worrall ściągają bliżsi i dalsi sąsiedzi, by przywitać egzotyczną księżniczkę. Caraboo robi zachwycające wrażenie. Jest śliczna, zachowuje się w sposób bardzo dystyngowany, a przy tym przejawia tyle uroczych ekscentryzmów! Świetnie strzela z łuku, pływa nago w jeziorze (gdy jest sama) i modli się do bóstw w koronach drzew, wykrzykując: "Allah Tallah!". Spisuje nawet swoją historię we własnym języku, a pokryta robaczkami epistoła czym prędzej zostaje wysłana do analizy do Oxfordu. Wraca z adnotacją, że to raczej zwykły humbug, ale nikt się tym nie przejmuje. Urocza księżniczka zdążyła zaskarbić sobie powszechną sympatię i wszystkie niejasności pracują na jej korzyść. Lokalne gazety pełne są jej wizerunków, Caraboo zyskuje coraz większą sławę i... No właśnie, ta sława w końcu ją gubi.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-2H4AuPGTH7A/UbvdmdLg6ZI/AAAAAAAADZ4/oATu5ksJjqU/s1600/559px-Illustration_facing_page_44%252C_Devonshire_Characters_and_Strange_Events.png" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="http://3.bp.blogspot.com/-2H4AuPGTH7A/UbvdmdLg6ZI/AAAAAAAADZ4/oATu5ksJjqU/s320/559px-Illustration_facing_page_44%252C_Devonshire_Characters_and_Strange_Events.png" width="298" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Portrety "księżniczki" pojawiały się w gazetach </td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Jedna z dam w Bristolu, przeglądając gazetę, rozpoznaje w sportretowanej piękności... swoją służącą. Księżniczka Caraboo, dobre sobie! Przecież to Mary Baker, córka szewca! Ale cała ta historia z wymyślonym życiem bardzo do niej pasuje - zawsze miała skłonności do dziwactw, motała na głowie turbany i mówiła w dziwacznym języku.</span><br />
<span style="font-size: large;">Przyparta do muru, "księżniczka" przyznaje się do oszustwa. Uwiedzeni państwo Worrall wstydzą się głęboko własnej naiwności, ale mimo to stają na wysokości zadania. Zamiast wpakować dziewczynę do więzienia, wysyłają ją do Nowego Świata, do Ameryki.</span><br />
<span style="font-size: large;">Co ciekawe Mary Baker wcale nie pożegna się raz na zawsze z atrakcyjną królewską tożsamością. Będzie występować jako księżniczka Caraboo w Filadelfii, a później także w Londynie, kiedy po latach wróci do Anglii. Z raczej marnym skutkiem, bo najdalej po kilku miesiącach wszyscy zaczyną się domyślać, że plecie duby smalone. Reszta jej życia będzie pasować do biografii przeciętnej kobiety z gminu - osiedli się w Bristolu, wyjdzie za mąż za równego sobie, urodzi córkę i dożyje starości, prowadząc sklep i sprzedając pijawki dla medyków.</span><br />
<span style="font-size: large;">Może szkoda? Tyle fantazji na nic! Przecież do dziś historia Mary fascynuje, powstają o niej książki i filmy (niżej zobaczycie trailer nakręconej w 1994 r. "Księżniczki Caraboo" z prześliczną Phoebe Cates w roli głównej). Wciąż trudno pojąć, jakim cudem prosta dziewczyna z ludu mogła bezkarnie kiwać przedstawicieli ówczesnych elit. Była sprytna i - co zapamiętano - obdarzona ponadprzeciętną pamięcią. Przypuszczalnie przekonała wszystkich, że kompletnie ich nie rozumie, debatowali więc przy niej bez zahamowań o egzotycznych miejscach, lądach i językach. Sami podsuwali dziewczynie informacje, które umiała zręcznie wykorzystać.</span><br />
<span style="font-size: large;">A co z Manuelem Eynesso, tajemniczym portugalskim podróżnikiem, który potwierdził historię Caraboo? Był jej wspólnikiem? Przyjacielem? Kochankiem? Tego nie wiadomo do dziś. Zapewne podobnie jak Mary był zwykłym oszustem z wyobraźnią, próbującym za pomocą fantastycznego zmyślenia włamać się do lepszego świata. Dlaczego nie? Przecież Mary prawie się udało...</span><br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="http://www.youtube.com/embed/c64OgMcMknM" width="640"></iframe><br />
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <b><span style="font-size: large;">Anastazja to ja</span></b><br />
<span style="font-size: large;">Jest 17 luty 1920 roku. Hałaśliwa grupka gapiów przygląda się akcji ratunkowej nad berlińskim Landwehrkanal. Z lodowatych fal wyłowiono młodą kobietę, która na szczęście żyje. Zaraz odwiozą ją do Dalldorf, do "psychiatryka", gdzie trafiają wszyscy niedoszli samobójcy.</span><br />
<span style="font-size: large;">W szpitalu dziewczyna całe dnie spędza w łóżku. Przelękniona, milcząca, zatopiona we własnych myślach, ale czujna, podrywająca się na najmniejszy hałas. Czego tak panicznie może się lękać ta młoda, śliczna kobieta? Zapytana o nazwisko, uparcie milczy, a w jej wielkich oczach lęgnie się strach. Budzi coraz większą ciekawość. Pensjonariuszki i pielęgniarki szpitala nazywają ją Panną Nieznaną i plotkują o niej niemal równie często, co o tragicznym losie carskiej rodziny Romanowów.</span><br />
<span style="font-size: large;">A jest to wówczas temat numer jeden wszystkich rozmów - i na ulicach, i na salonach. Niespełna dwa lata wcześniej zdarzyła się przyprawiająca o dreszcz zgrozy tragedia w Jekaterynburgu. Mikołaj II został zamordowany przez bolszewików, którzy przejęli władzę w Rosji. O śmierci cara poinformowano oficjalnie, ale co z jego rodziną? Z carycą Aleksandrą i piątką ślicznych książątek? Okoliczności tej ponurej zbrodni są pilnie strzeżone przez komunistów, nic dziwnego, że mnożą się legendy i spiskowe teorie. Jedni mówią, że dzieci oszczędzono, inni że do zbrodni w ogóle nie doszło. Zdjęcia młodziutkich księżniczek okupują szpalty gazet, każdy zna ich twarze, są niemal jak te z rodzinnych fotografii.</span><br />
<span style="font-size: large;">No i w końcu staje się to, co jakoś było do przewidzenia - jedna z pensjonariuszek szpitala Dalldorf rozpoznaje w tajemniczej pannie Wielką Księżnę Tatianę Romanową. Jest przekonana, że to jej twarz, jej oczy, jej rysy! I tu następuje punkt kulminacyjny całej historii, bo Panna Nieznana po raz pierwszy zabiera głos. Przyznaje, że owszem, jest carówną, ale nie Tatianą, a najmłodszą, Anastazją.</span><br />
<span style="font-size: large;">No i się zaczyna! Wszystko, co zdarzy się później, będzie jedną z najgorętszych plotkarskich historii XX wieku, do dziś niejasną, pełną zagadek, pytań i tajemnic.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-ePHWC123EYw/Ubvc03iK97I/AAAAAAAADZk/bmQgD5SKgcc/s1600/anna+i+anastazja.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="426" src="http://1.bp.blogspot.com/-ePHWC123EYw/Ubvc03iK97I/AAAAAAAADZk/bmQgD5SKgcc/s640/anna+i+anastazja.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Anna Anderson i Wielka Księżna Anastazja</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Panna Nieznana przybiera nazwisko Anny Anderson i zaczyna swą walkę o (własną?, nową?) królewską tożsamość. Dla jednych jest przebiegłą oszustką i wyrachowaną uzurpatorką, inni jednak naprawdę rozpoznają w niej córkę cara. Zadziwiająco wielu kuzynów i przyjaciół młodych księżniczek odnajduje w jej twarzy rysy Anastazji, a w charakterze - cechy osobowości księżniczki. </span><span style="font-size: large;">Anna co prawda nie zna angielskiego ani francuskiego, którymi carskie dzieci swobodnie się posługiwały, po rosyjsku też nie mówi (choć rozumie), ale mogła przecież zapomnieć na skutek szoku! W zamian potrafi zaskoczyć znajomością szczegółów z życia carskiej rodziny. Podczas rozmowy z jednym z "kuzynów" prostuje jego opowieść: "Nie, stół bilardowy stał na dole, a nie na górze. I to ja byłam tą, która najgorzej radziła sobie z kijem, zapomniał pan?". Ma stuprocentową rację, czym wprawia w osłupienie swego rozmówcę, który będzie odtąd przekonany, że ma przed sobą cudownie ocaloną Anastazję.</span><br />
<span style="font-size: large;">Oczywiście, nikt z najbliższych krewnych Romanowów tak łatwo jej nie uwierzy. Brat carycy Ernest Heski wynajmie nawet detektywa, który ustali, że rzekoma Anna to prawdopodobnie </span><span style="font-size: large;">Franciszka Szankowska, </span><span style="font-size: large;">polska robotnica spod Gdańska. No właśnie - prawdopodobnie. Bo stuprocentowych dowodów nie będzie.</span><br />
<span style="font-size: large;">W końcu dojdzie do zdumiewającego procesu, który ma ostatecznie rozwiać wątpliwości co do tożsamości Panny Nieznanej. Niestety, nie rozwieje, choć będzie toczyć się wiele lat. Jego ustalenia są zaskakujące: wynika z nich, że twarz Anny Anderson i </span><span style="font-size: large;">Wielkiej Księżnej Anastazji</span><span style="font-size: large;"> niczym się od siebie nie różnią, podobnie jak charakter ich pisma! To jednak za mało, by zapadł jednoznaczny wyrok, królewska tożsamość Anny nie zostaje potwierdzona. Ale nikt również kategorycznie jej nie przeczy.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zanim Anna Anderson umrze w 1984 roku - jako sędziwa, 88-letnia dama - jej historia zrobi prawdziwą karierę w popkulturze. Co i rusz będzie przenoszona na ekran, a rolę cudownie ocalonej księżniczki zagrają największe gwiazdy: Ingrid Bergman, Amy Irving czy </span><span style="font-size: large;">Meg Ryan, której głosem Anastazja przemówi </span><span style="font-size: large;">w rysunkowej wersji swoich przygód (bo były i wersje dla maluchów!). </span><br />
<span style="font-size: large;">A sama Anna? Też odetnie kupony od swojej sławy. W 1968 r. poślubi historyka i milionera Johna Manahana i szczerze mówiąc żadna królewska tożsamość nie będzie jej już potrzebna. </span><br />
<span style="font-size: large;">Historia znajdzie finał dopiero po jej śmierci. W</span><span style="font-size: large;"> 1991 i 2007 r. w dwóch różnych miejscach zostają odnalezione szczątki carskiej rodziny, a przeprowadzone </span><span style="font-size: large;">badania DNA jednoznacznie zaprzeczają jakimkolwiek związkom Anny z rodziną Romanowów. </span><span style="font-size: large;">Wielka zagadka zostaje rozwiązana.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czyżby? Kim w takim razie była Anna Anderson? </span><span style="font-size: large;">S</span><span style="font-size: large;">kąd miała wszystkie swoje wiarygodne przecież informacje? Jakim cudem wywiodła w pole tyle osób? </span><span style="font-size: large;">Była kłamczuchą, to jasne.</span><span style="font-size: large;"> Ale jej kłamstwa </span><span style="font-size: large;">wciąż stanowią zagadkę...</span><br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="http://www.youtube.com/embed/q-KlPOqiIC4" width="640"></iframe><br />
Film "Anastazja: Tajemnica Anny" z 1986 r. zgarnął dwa Złote Globy. W obsadzie same gwiazdy: Amy Irving, Omar Sharif, Olivia de Havilland, Rex Harrison.<br />
<div style="border: 0px; margin: 0px 0px 18px; outline: 0px; padding: 0px 0px 0px 2px; vertical-align: baseline;">
<br />
<b><span style="font-size: large;">Bunga, bunga!</span></b><br />
<span style="font-size: large;">Jest jeden z wiosennych dni 1910 roku. Londyńskie gazety szeroko informują o wizycie w Anglii grupki egzotycznych książąt. Malownicza delegacja domu panującego Abisynii zostaje z honorami przywitana na londyńskim dworcu Paddington. Stąd luksusową salonką udadzą się do portu w Weymouth, by obejrzeć flagowy okręt HMS Dreadnought, klejnot brytyjskiej marynarki wojennej. </span><br />
<span style="font-size: large;">Gdy docierają na miejsce, wita ich kompania honorowa marynarki. Na maszcie co prawda powiewa flaga Zanzibaru,</span><span style="font-size: large;"> </span><span style="font-size: large;">bo nie zdążono na czas znaleźć abisyńskiej, </span><span style="font-size: large;">goście jednak wykazują się dyplomatycznym taktem i łaskawie przemilczają wpadkę. </span><span style="font-size: large;">Bardzo są ciekawi dumy brytyjskiej marynarki i czym prędzej chcą obejrzeć okręt. Oprowadzani po pokładzie, wymieniają się uwagami w egzotycznym jak oni sami języku, co i rusz wykrzykując: "Bunga, bunga!". Najwyraźniej bardzo są zadowoleni z przebiegu wizyty, bo na koniec proszą o modlitewne kobierczyki, na których zaczynają oddawać "honory wojskowe" oficerom marynarki.</span><br />
<span style="font-size: large;">Abisyńska delegacja wygląda tak:</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-bfinEMsR_Es/Ubvb4pWiVCI/AAAAAAAADZU/ZdTelqXvE3g/s1600/Oszu%C5%9Bci+przebrani+za+Abisy%C5%84czyk%C3%B3w+-+Virginia+Woolf+pierwsza+z+lewej,+Horacy+de+Vere+Cole+pierwszy+z+prawej+na+zdj%C4%99ciu+przes%C5%82anym+do+Daily+Mirror.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="544" src="http://3.bp.blogspot.com/-bfinEMsR_Es/Ubvb4pWiVCI/AAAAAAAADZU/ZdTelqXvE3g/s640/Oszu%C5%9Bci+przebrani+za+Abisy%C5%84czyk%C3%B3w+-+Virginia+Woolf+pierwsza+z+lewej,+Horacy+de+Vere+Cole+pierwszy+z+prawej+na+zdj%C4%99ciu+przes%C5%82anym+do+Daily+Mirror.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;">Wiecie, kim jest dżentelmen pierwszy z lewej? To żaden abisyński książę, ale młodziutka pisarka Virginia Woolf! Cała akcja była wielką maskaradą, wymyśloną i z sukcesem przeprowadzoną przez grupkę młodych londyńczyków pod wodzą Horacego de Vere Cole (na zdjęciu pierwszy z prawej). Zwerbował on piątkę swoich przyjaciół-artystów, podolepiał im sztuczne brody, przyciemnił twarze, a na głowy założył turbany. To, plus fałszywa depesza z podpisem podsekretarza Biura Spraw Zagranicznych, wystarczyło by wprowadzić "Abisyńczyków" na pokład pancernika. <br />Brytyjska marynarka najadła się wstydu, jak nigdy! Wojskowi domagali się ukarania Cole'a i przyjaciół, ale wyśmiano ich żądania. Ukarać należało raczej tych, którzy tak łatwo dali się nabrać! Cała akcja przypominała dzisiejsze prowokacje dziennikarskie, jasno pokazując, jak łatwo szpiedzy mogliby zdobyć tajne dane o brytyjskiej flocie.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-mN-CBbqiLho/UbvcbP8kwsI/AAAAAAAADZc/Jb_vycshdl0/s1600/virginiawoolf.jpeg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="http://2.bp.blogspot.com/-mN-CBbqiLho/UbvcbP8kwsI/AAAAAAAADZc/Jb_vycshdl0/s320/virginiawoolf.jpeg" width="233" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Virginia au naturel</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">A "bunga, bunga" przeszła do historii. Virginia Woolf wspominała później, że gdy prawdziwy cesarz Etiopii przybył do Anglii, gdziekowiek się udał, biegli za nim ulicznicy, wołając: "Bunga, bunga!". </span><span style="font-size: large;">W naszych czasach fraza zyskała niespodziewanie drugie życie jako określenie sławetnych orgii Silvio Berlusconiego, byłego już na szczęście premiera Włoch.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zaś pancernik </span><span style="font-size: large;">HMS Dreadnought, mimo nienajlepszego piarowego debiutu, zasłużył się w czasie I wojny światowej. Kiedy staranował i zatopił niemiecki okręt podwodny, w</span><span style="font-size: large;">śród telegramów z gratulacjami znalazł się też taki, który zawierał tylko dwa słowa: BUNGA BUNGA! </span></div>
<div>
Źródła: Peter Kurth, Anastazja; Brian Haughton, <a href="http://www.mysteriouspeople.com/Caraboo1.htm">The Princess Caraboo Hoax</a><br />
Zdjęcia: Wikimedia Commons</div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-84367988069503111182013-05-29T21:59:00.000+02:002013-06-03T10:14:18.531+02:00Na obcasach<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-_F38Uxj17yU/UaZPJmgADLI/AAAAAAAADXw/e7w82-s2ucs/s1600/van_Eyck_Arnolfini_Wedding.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://1.bp.blogspot.com/-_F38Uxj17yU/UaZPJmgADLI/AAAAAAAADXw/e7w82-s2ucs/s640/van_Eyck_Arnolfini_Wedding.jpg" width="466" /></a></div>
<span style="font-size: large;">Uwielbiam przyglądać się arcydziełom malarstwa szukając w nich śladów codzienności sprzed wieków. Popatrzcie na ten wspaniały obraz Jana van Eycka. Pochodzi z 1434 roku i przedstawia małżonków Arnolfini - włoskiego kupca z Lukki i jego brzemienną żonę. Historycy sztuki analizują detale portretu, doszukując się w nich dodatkowych znaczeń. Lustro jest symbolem czystości, ułożone pod oknem owoce - niewinności, a czerwone łoże to znak miłości i oddania małżonków. Wszystkie te detale - przy całej ich symbolice - to jednak przede wszystkim zapis stylu życia tamtych lat, zatrzymana w pięknym kadrze chwila zwykłej codzienności mężczyzny i kobiety sprzed siedmiu wieków.</span><br />
<div>
<span style="font-size: large;"> </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-SdVPDXKxoGU/UaZPU8COljI/AAAAAAAADX4/8FoKtZ5OmdA/s1600/patynki.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="171" src="http://1.bp.blogspot.com/-SdVPDXKxoGU/UaZPU8COljI/AAAAAAAADX4/8FoKtZ5OmdA/s320/patynki.jpg" width="320" /></a></span></div>
<span style="font-size: large;">Spójrzcie na ich buty, patynki, jak je nazywano. Mężczyzna, pozując do portretu, niedbale je porzucił. Leżą obok - drewniaki, o dość wysokich obcasach, mocowane do stopy szerokim pasem skóry. Buciki jego żony wsunięte są pod przykrytą czerwoną tkaniną ławę. Też są drewniane, ale obcasy mają niższe i szersze, dzięki temu są bardziej stabilne. To naturalne, bo przecież takich właśnie obcasów potrzebowała ciężarna kobieta, chodząca po zabłoconych, śliskich uliczkach ówczesnych miast. Obraz van Eycka podsunął mi pomysł tego posta - dziś będzie o obcasach.<br />
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="http://www.youtube.com/embed/OxbqsGHSovE" width="640"></iframe><br />
<br />
Strasznie dużo narosło wymysłów na ich temat. Są atrybutem kobiecej elegancji i nie zawsze akceptowanej zmysłowości. Część kobiet je kocha, druga część – kontestuje, jako symbol płciowej pułapki, wymyślonej przez wrednych macho dla własnej, chutliwej radości. Ale wystarczy zajrzeć do historii, żeby się przekonać, że obcas jako atrybut kobiecości to czysty mit. Po pierwsze, wymyślono je dla ochrony, a nie dla szyku. Po drugie, wcale nie były domeną kobiet - to mężczyźni lubili je bardziej i nosili częściej. Po trzecie, gdyby nie męskie zamiłowanie do wojen (tak, tak!), pewnie do dziś biegałybyśmy na płaskich obcasach i nikt nie kruszyłby kopii o rujnujące kobiece zdrowie dziesięciocentymetrowe szpilki.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Przez całe tysiąclecia wszyscy doskonale obywaliśmy się bez obcasów. Buty starożytnych Greków i Rzymian składały się ze skórzanej płaskiej podeszwy, którą utrzymywały na stopach motane wokół kostek rzemyki. Wysokie obcasy, koturny, nosili jedynie aktorzy. Z czysto praktycznych względów – by widzowie w amfiteatrach mogli ich lepiej widzieć. W średniowieczu zakładano chodaki – jak te na obrazie van Eycka – ale one też nie miały nic wspólnego z elegancją. Chroniły po prostu skraj długich szat przed unurzaniem w błocie, a nosili je wszyscy – i kobiety, i mężczyźni. Dopiero w XVI wieku pojawił się obcas w takiej (mniej więcej) formie, jaką znamy dziś.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-RuGINz7l0mE/UaZPgz4PG0I/AAAAAAAADYA/TLhLbJbHL2o/s1600/chopiny+i+lady+gaga.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="152" src="http://1.bp.blogspot.com/-RuGINz7l0mE/UaZPgz4PG0I/AAAAAAAADYA/TLhLbJbHL2o/s640/chopiny+i+lady+gaga.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Buciki szesnastowiecznych wenecjanek i współczesne Lady Gagi. Podobne?</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-8-mDUhWCrZs/UaZP2qDKvMI/AAAAAAAADYI/de0c1qeyCbQ/s1600/lady+gaga+%25282%2529.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="http://2.bp.blogspot.com/-8-mDUhWCrZs/UaZP2qDKvMI/AAAAAAAADYI/de0c1qeyCbQ/s400/lady+gaga+%25282%2529.jpg" width="171" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Lady Gaga daje radę!</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Wszystko zaczęło się od sławnych bucików szesnastowiecznych wenecjanek. Również wymyślonych dla ochrony, a nie dla urody. Damy, wyprawiające się na ulice swego pięknego, jednakowoż zalewanego nieustannie wodami laguny miasta, musiały jakoś ochronić stopy, a przede wszystkim skraj drogich, jedwabnych sukien. Wymyśliły więc chodaki na obcasie, tzw. chopiny. Ich spacerowe buciki wsparte były na słupku, znajdującym się mniej więcej w połowie stopy, bardzo wysokim, czasem nawet 75-centymetrowym! Chodzenie na takich szczudłach powodowało nienaturalne wychylenie ciała naprzód i wymagało niebywałej zręczności. Pozostaje dla mnie zagadką (a noszę obcasy), jak one dawały sobie z tym radę na śliskich od wody ulicach. Co mądrzejsze szły po rozum do głowy i wędrowały ze służącymi po obu bokach. W końcu noszenia tych "pantofelków" oficjalnie zakazano – m.in dlatego, że naówczas w Wenecji dramatycznie wzrosła liczba poronień. Survival na szczudłach miał swoją cenę…</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Te dość przerażające </span><span style="font-size: large;">weneckie buciki</span><span style="font-size: large;"> miały jednak swoją urodę. Niektóre bywały całkiem ładne, ozdobione haftami i biżuterią albo pomponikami z jedwabiu. Choć jestem skłonna sądzić, że nie wynikało to ze specjalnej miłości kobiet do chodaków, tylko z przyrodzonej nam skłonności do upiększania codzienności. Kobieta ozdobi nawet swoje narzędzie tortur! </span><span style="font-size: large;">Że jednak można było w tym stąpać samodzielnie, pokazuje dziś Lady Gaga. Jej fantastyczne obcasy wypisz wymaluj przypominają buciki wenecjanek. I dziewczyna jakoś daje radę...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-V1Iw16dphlw/UaZQc_vv6cI/AAAAAAAADYQ/hIS__xVT2Uk/s1600/ludwik+XIV+i+jego+czerwone+obcasiki.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://3.bp.blogspot.com/-V1Iw16dphlw/UaZQc_vv6cI/AAAAAAAADYQ/hIS__xVT2Uk/s640/ludwik+XIV+i+jego+czerwone+obcasiki.jpg" width="326" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ludwik XIV i jego czerwone obcasiki</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Tak czy inaczej, czasy renesansu oswoiły obcas na tyle, że w XVII wieku stał się już codziennością. Ale nie dla kobiet. To panowie odkryli wtedy jego wspaniałe zalety. Okazało się, że znakomicie sprawdza się podczas jazdy konnej, a już zwłaszcza w bitwie. Idealnie blokował stopę jeźdźca, który pewnie stawał w strzemionach i mógł do w</span><span style="font-size: large;">oli razić wroga ze swoich łuków i rusznic. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"> Byłoby jednak przesadą sprowadzać męską miłość do wysokich obcasów wyłącznie do tych praktycznych względów. Nie oszukujmy się – panowie polubili je także dla ich urody. Proszę bardzo, oto Ludwik XIV, Król Słońce, i jego słynne czerwone obcasiki. Wykwintne królewskie buty miały także podeszwę w takim samym kolorze. Czerwony barwnik był kosztowny, a więc niedostępny dla byle łachudry. Ludwik XIV zrobił z tej czerwieni wyznacznik stylu klas wyższych, co przyjęło się w całej Europie (w Polsce też mieliśmy karmazynową szlachtę). Czerwień nobilitowała, więc niebawem już wszyscy mężczyźni na francuskim dworze migali purpurowymi obcasami. Dość wysokimi, a za Ludwika XV wzrosły one jeszcze bardziej, bo natura poskąpiła królowi wzrostu. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-qRAJdvvofgs/UaZQ3N4khII/AAAAAAAADYY/E-RSFi9Jt7c/s1600/Marie-Antoinette-shoes-2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="256" src="http://4.bp.blogspot.com/-qRAJdvvofgs/UaZQ3N4khII/AAAAAAAADYY/E-RSFi9Jt7c/s400/Marie-Antoinette-shoes-2.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Pantofelki Marii Antoniny</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Potem przyszły czasy Marii Antoniny, powszechnie uznawane za szczyt nieumiarkowania w modzie i stylu. Piętrowym fryzurom dam miały towarzyszyć równie niebotyczne obcasy. Ejże, guzik prawda! Historia mówi zupełnie co innego. Pantofelek z lekkiej wełny, zgubiony przez Marię Antoninę na szafocie i przechowywany do dziś w muzeum w Rouen, ma całkiem rozsądny obcasik. Sześciocentymetrowy. Osiemnastowieczne elegantki wcale nie szalały za obcasami bardziej niż ich mężowie (powiedziałabym, że nawet mniej). W ubiegłym roku sensacją były wystawione na aukcji w Paryżu zielono-różowe pantofelki Marii Antoniny, które widzicie na zdjęciu (dla ciekawych: rozmiar 36 i pół), sprzedane za niebotyczną sumę 50 tys. euro. Ładne, ale przecież niewysokie. Do przyjęcia dla każdej z nas, nawet tych, które wiecznie biegają w tenisówkach. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Swoją pięknie rozpoczętą karierę obcas zawiesił na czas Wielkiej Rewolucji. Ale co się dziwić - jako atrybut arystokratów był najlepszą rekomendacją na gilotynę. Dlatego na parę lat zniknął z historii mody, najpierw we Francji, a potem w całej Europie. Elegantki czasów klasycyzmu preferowały płaskostopie. Cesarzowa Józefina i panny z powieści Jane Austen nosiły do swoich prostych, zwiewnych sukienek płócienne baletki i płaskie trzewiczki. Ta klasyczna prostota jednakowoż szybko się znudziła. </span><span style="font-size: large;">W latach trzydziestych XIX wieku kobiety musiały dodać sobie wzrostu. Zaczęły nosić krynoliny i turniury, i nie mogły wyglądać w nich jak strusie jaja! Obcas stał się koniecznością. Ciągle jeszcze był niewidoczny, ciągle ukryty pod długą suknią, ale już wkrótce miały nadejść jego najlepsze czasy …</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-eSQSArRf4Cw/UaZRhNKC7BI/AAAAAAAADYg/2Z0lY2uJhks/s1600/chanel-two-tone-shoes-02.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://3.bp.blogspot.com/-eSQSArRf4Cw/UaZRhNKC7BI/AAAAAAAADYg/2Z0lY2uJhks/s400/chanel-two-tone-shoes-02.jpg" width="352" /></a></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Pod koniec XIX wieku obcasy niewiele się już różniły od współczesnych. Powędrowały na skraj buta, pod piętę, podbicie wspierało się na drewnianej lub metalowej części podeszwy. Kobiety (i ich buciki) były gotowe na największą rewolucję w modzie. Lada dzień miały zrzucić długie suknie i odsłonić nogi, których urody nic tak nie uwydatnia, jak zgrabny pantofel na obcasie. To właśnie wtedy, na początku XX wieku, obcasy stały się atrybutem kobiet. Ani myślała rezygnować z nich Coco Chanel, wielka admiratorka kobiecej wygody. Jej słynne dwukolorowe pantofelki są od dziesięcioleci niemal takie same, ewoluuje tylko obcas, dostosowany do zmieniającej się linii sukien, spódnic i kobiecej sylwetki. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-znhkIzIi3t0/UaZSWEG0MjI/AAAAAAAADYo/2Gxz0rU-Ea0/s1600/600full-marlene-dietrich.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-znhkIzIi3t0/UaZSWEG0MjI/AAAAAAAADYo/2Gxz0rU-Ea0/s640/600full-marlene-dietrich.jpg" width="594" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Piękne nogi Marleny Dietrich na obcasach są jeszcze piękniejsze</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Nie zrzuciłyśmy obcasów nawet wtedy, gdy z nieba leciały bomby. W czasie II wojny światowej pojawił się wręcz nowy trend – koturny, teoretycznie robione z korka, ale z powodu totalnego braku wszystkiego, częściej z drewna. Ciężkie, niewygodne, mało praktyczne, hałaśliwe, raczej niepiękne. Nie szkodzi, odbiłyśmy to sobie po wojnie. </span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-wd-Ot965KkA/UaZSmb2vjFI/AAAAAAAADY0/dXTbhxaKhqk/s1600/NewLook.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="http://2.bp.blogspot.com/-wd-Ot965KkA/UaZSmb2vjFI/AAAAAAAADY0/dXTbhxaKhqk/s320/NewLook.jpg" width="242" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">New Look Christiana Diora (1947)</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<span style="font-size: large;">Już w 1947 roku Christian Dior zaproponował kobietom swój <a href="http://kobietyihistoria.blogspot.com/2012/11/nie-plujcie-na-modelki.html">New Look</a> – eleganckie sukienki, do których zakładałyśmy cienkie jak igła szpilki. To chyba najlepsze obcasy dla kobiecych nóg. I straszne dla drewnianych podłóg! W latach pięćdziesiątych wiele budynków użyteczności publicznej broniło się przed dziurawiącymi podłogę elegantkami, wprowadzając zakaz wchodzenia do nich w szpilkach. </span><span style="font-size: large;">Niemniej obcasy miały się znakomicie aż do lat 60. Wtedy to niespodziewanie (razem z palonymi stanikami) znalazły się w centrum ideologicznej wojny. To występne narzędzie uprzedmiotowienia kobiet, wymyślone po to, by zmienić je w bezbronne i bezwolne (na tych obcasach) ofiary męskiej chuci – uznały feministki. Oj tam, oj tam. Powinny były lepiej uważać na lekcjach historii. Wiedziałyby, że to męski wynalazek.</span><span style="font-size: large;"><br />
<br />
No właśnie, a co z panami? Ich obcasy przez cały wiek XX utrzymywały się na rozsądnej wysokości. Wyjątkiem były modne w latach siedemdziesiątych buty na platformie, w których męczyli się solidarnie przedstawiciele obydwu płci (zobaczcie filmik niżej, zwłaszcza ostatnie sceny). No i cały czas są modne teksańskie buty do konnej jazdy z charakterystycznym, ściętym, pokaźnym obcasikiem. Zadziwia ich nieustająca popularność wśród mężczyzn, którzy życie kowboja znają tylko z filmów. Ale co się dziwić. Jak wiadomo, mężczyzna na obcasach wyjątkowo dobrze trzyma się w siodle… </span><br />
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="http://www.youtube.com/embed/HMAjrwdDc4c" width="640"></iframe><br />
<br />
<i>Źródła: Maguelonne Toussaint-Samat, Historia stroju</i><br />
<i>François Boucher, Historia mody</i><br />
<i>Zdjęcia: Wikimedia Commons, sjcme.edu, eons.com, tumblr.com, highonshoes.com, batashoemuseum.ca</i></div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com23tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-67195552299158819612013-05-18T09:27:00.001+02:002015-04-18T17:32:32.656+02:00Co one jadły?<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">"Nie ma bardziej szczerej miłości niż miłość do jedzenia" - mawiał George Bernard Shaw. Cóż, jeśli tak jest w istocie, to zawartość spiżarni i nasze kulinarne gusta mówiłyby o nas więcej niż można przypuszczać. Popatrzmy, jak to wyglądało w przypadku najsławniejszych dam.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-osRJ0e4BIBc/UZbqFzCd9fI/AAAAAAAADT0/04PhTNH5fK8/s1600/18.+Luis+Mel%C3%A9ndez,+Martwa+natura+z+figami+i+chlebem+(ok.+1773).jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-osRJ0e4BIBc/UZbqFzCd9fI/AAAAAAAADT0/04PhTNH5fK8/s640/18.+Luis+Mel%C3%A9ndez,+Martwa+natura+z+figami+i+chlebem+(ok.+1773).jpg" height="514" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Luis Meléndez, Martwa natura z figami i chlebem, ok. 1773</td></tr>
</tbody></table>
<b style="font-size: x-large;">Jadwiga łasuchuje nocą</b><br />
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">O Jadwidze Andegaweńskiej myślałam dotąd jak o bogobobojnej, świętej niewieście, skłonnej do umartwień i niechętnej ucztom. W dodatku delikatnej, kruchej i słabego zdrowia. Szukając czegoś na temat jej diety, byłam pewna, że jadła jak ptaszek i wszystko jej było jedno, czy postawiono przed nią puszysty kołacz czy kubek wody z kawałkiem chleba. A tu nieprawda! Owszem, królowa postów przestrzegała i zapewne nie objadała się nadmiernie, ale na co dzień ani myślała rezygnować z przysmaków. </span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-n0sqA5PlVKU/UZbe33Q9HBI/AAAAAAAADSc/9rA6Z79JbbY/s1600/21.+Jadwiga.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-n0sqA5PlVKU/UZbe33Q9HBI/AAAAAAAADSc/9rA6Z79JbbY/s320/21.+Jadwiga.jpg" height="320" width="222" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Królowa Jadwiga przepadała <br />
za gorącymi rogalikami</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Stoły na wawelskim dworze uginały się od jedzenia, ale nie było ono specjalnie wyszukane, jak zresztą w całej średniowiecznej Europie. Ilość górowała nad jakością, czasy wyrafinowanych uczt miały dopiero nadejść razem z renesansowym uwielbieniem życia. Póki co misy napełniano po brzegi pieczonym mięsiwem, kaszą i grochem, a między nimi układano stosy pieczywa. To ostatnie było jednakowoż w Polsce rozmaite i bardzo smaczne - pod dostatkiem było wypiekanych na zakwasie chlebów, drożdżowych bułeczek, precli, rogali, słodkich placków z serem i makiem. I właśnie w jednym z tych wypieków szczególnie zagustowała Jadwiga - przepadała za gorącymi pszennymi rogalikami nazywanymi z łaciny <i>crostuli</i>.</span><br />
<span style="font-size: large;">Jadano wówczas tak, że dzisiejszy dietetyk - zalecający pięć małych posiłków dziennie - złapałby się za głowę. Obowiązywała niezdrowa zasada "raz a dobrze". Napychano się do syta, a do posiłków siadano dwa razy dziennie: na późne śniadanie (nazywane <i>prandium</i>) i późny obiad (<i>cena</i>). Tylko jedna Jadwiga wyłamywała się z tego rytmu i bardzo często podawano jej dodatkowo wieczorną kolację. Może dlatego, że wcześniej nie objadała się jak bąk? Ale prędzej dlatego, że po prostu miała chętkę na swój ulubiony przysmak przed snem.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-7qBpxw1g_k4/UZbqmL7IEtI/AAAAAAAADT8/qQojBVHYLJA/s1600/17.+Floris+van+Dijck,+Martwa+natura+z+owocami,+orzechami+i+serem,+1613.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-7qBpxw1g_k4/UZbqmL7IEtI/AAAAAAAADT8/qQojBVHYLJA/s640/17.+Floris+van+Dijck,+Martwa+natura+z+owocami,+orzechami+i+serem,+1613.jpg" height="410" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Floris van Dijck, Martwa natura z owocami, orzechami i serem, 1613</td></tr>
</tbody></table>
<b><span style="font-size: large;">Bona lubi zjeść po litewsku</span></b><br />
<div style="padding: 0px 0px 15px;">
<span style="font-size: large;">No, jak myślicie, co było przysmakiem królowej Bony? Pieczone pawie na liściach sałaty? Kuropatwy nadziewane kwaśnymi jabłuszkami i konfiturą z pigwy? Dziczyzna w węgierskich przyprawach? Pieczone gołąbki? Orzechowe nugaty z serem śmietankowym, smażone kasztany, neapolitańskie ciasta? Wszystkie te wyrafinowane dania (a także dwadzieścia innych) pojawiły się na uczcie wydanej w Neapolu z okazji ślubu Bony per procura z Zygmuntem Starym. Aż ślinka cieknie przy lekturze tego menu! I pomyśleć, jakie rozczarowanie musiało czekać pannę młodą, kiedy już przybyła do swojej nowej ojczyzny! W Polsce wciąż jeszcze ustawiano na stołach góry mięsiwa w towarzystwie kaszy i grochu, a z jarzyn znano cebulę i rzepę.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-fjSVQPB0-F4/UZbhaNu2JwI/AAAAAAAADSs/4c25Opqh8w8/s1600/21.+krolowa+bona.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-fjSVQPB0-F4/UZbhaNu2JwI/AAAAAAAADSs/4c25Opqh8w8/s1600/21.+krolowa+bona.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Bonie smakował sękacz</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Ciągle wkłada nam się do głów, jak to Włoszkę o delikatnym podniebieniu raziła ta polska kuchnia, ociekająca tłuszczem i pozbawiona wszelakiego wyrafinowania, jak to wprowadzała na Wawelu swoje zwyczaje, instalując kucharzy ze słonecznej Italii i serwując zdrową "włoszczyznę". Owszem, tak było. Ale Bona umiała docenić dobre rzeczy i nie jest prawdą, że u nas ich nie znalazła.</span><br />
<span style="font-size: large;">Uwielbiała... sękacz. To sławne kresowe ciasto, przypominające pień drewna, do dziś wypiekane jest na Podlasiu według receptury z czasów Bony - na ruszcie nad otwartym ogniem i z nieprawdopodobnej liczby jaj (nawet 60!). Jest dzięki temu tak delikatne, że rozpływa się w ustach, a im starsze, tym lepsze. Dojrzewa jak szlachetne wino. </span><span style="font-size: large;">Tym ciastem poczęstowano Bonę w Berżnikach, dzisiaj wsi, ale ze wspaniałą przeszłością pierwszego miasta na Suwalszczyźnie. Założyła je właśnie Bona, co uhonorowano ucztą, na której podano litewski specjał. Przypadł królowej do gustu, i to tak, że postanowiła go wprowadzić na salony. Swój debiut w wielkim świecie sękacz miał podobno na ślubie Zygmunta II Augusta. Wtoczono wówczas na stół ten królewski pień z pachnących warstw śmietany, jajek, cukru i masła... Oj, pociekła mi ślinka, urodziłam się na Podlasiu, wciąż czuję ten smak na języku...</span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-_eh2R4zOtO8/UZbrV3D8t5I/AAAAAAAADUM/B_QlvSdxlPo/s1600/17.+PieterClaesz,+Martwa+natura+z+pieczonym+indykiem,+1627.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-_eh2R4zOtO8/UZbrV3D8t5I/AAAAAAAADUM/B_QlvSdxlPo/s640/17.+PieterClaesz,+Martwa+natura+z+pieczonym+indykiem,+1627.jpg" height="356" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Pieter Claesz, Martwa natura z ostrygami i pieczonym indykiem, 1627</td></tr>
</tbody></table>
<div style="border: 0px; padding: 0px 0px 20px; vertical-align: baseline;">
<b><span style="font-size: large;">Marysieńka ubija jaja</span></b><br />
<span style="font-size: large;">No, może nie ona sama, ale całe tłumy robiły to dla niej. Niejeden widział, a potem opowiadał, jak wyglądały liczne podróże po kraju króla Jana III i jego ślicznej francuskiej żony. Ledwie ich kareta zatrzymała się w jakimś szlacheckim dworze na popas, a już w następnej chwili z kuchni dochodziły odgłosy ubijania jaj. Na omlet. To było ulubione danie Marii Kazimiery. Sobieski też je polubił, choć podobno wolał jajka po wiedeńsku, ale czego się nie robi dla ukochanej! (Pamiętamy Kmicicowe: "ja bym dla waćpanny i truciznę wypił"!)</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-HZg9s-1MIt4/UZbhsYtaHOI/AAAAAAAADS0/uIdaU5zvqNI/s1600/21.+Mariakasimira1641-2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-HZg9s-1MIt4/UZbhsYtaHOI/AAAAAAAADS0/uIdaU5zvqNI/s320/21.+Mariakasimira1641-2.jpg" height="320" width="256" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Marysieńka Sobieska, fanka omletów</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">W ogóle Sobiescy jedli dużo i długo, obficie i suto, pieprznie i słodko. Posiłki na ich dworze wedle dzisiejszych kryteriów wyglądały niczym jakieś uczty Bachusa. Jak pisał Zygmunt Gloger na obiad podawano "33 półmisków wielkich, 12 lub 13 mniejszych, a na śniadanie i na wieczerzę po 13". </span><span style="font-size: large;">W czasach barokowego nadmiaru nikomu nie przeszkadzało, że mężczyznom rosną brzuchy, a kobiety nabierają rubensowskich kształtów - to się podobało! Był to chyba jedyny okres w dziejach nowożytnej Europy, kiedy grube było piękne. Każdy, kto tylko mógł, dogadzał sobie przepełnionym talerzem, a król Sobieski mawiał: "Boć to nasze tylko na tym świecie, co zjemy dobrze i smaczno"!</span><br />
<span style="font-size: large;">Oboje z Marysieńką lubili słodycze, zwłaszcza owoce smażone w miodzie i paschę doprawianą szafranem i bakaliami. A król najbardziej uwielbiał arkas, dziś trochę zapomniany wschodni deser z jaj i śmietanki. Zapomniany może dlatego, że to gigantyczna bomba kaloryczna, ale jeśli macie w nosie kalorie, przepis na arkas znajdziecie <a href="http://www.mojegotowanie.pl/przepisy/desery/arkas_waniliowy">tutaj.</a> Smacznego!</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-lKUnjN_wncs/UZbsy17ZhbI/AAAAAAAADUk/ejnH7Oc2TM4/s1600/18.+Luis+Eugenio+Mel%C3%A9ndez,+Martwa+natura+z+akcesoriami+do+przygotowania+czekolady,+1770r..jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-lKUnjN_wncs/UZbsy17ZhbI/AAAAAAAADUk/ejnH7Oc2TM4/s640/18.+Luis+Eugenio+Mel%C3%A9ndez,+Martwa+natura+z+akcesoriami+do+przygotowania+czekolady,+1770r..jpg" height="640" width="472" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Luis Eugenio Meléndez, Martwa natura z akcesoriami do gorącej czekolady, 1770</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><b>Maria Antonina ma mdłości</b><br />O Marii Antoninie od dobrych paru lat myślimy językiem Sofii Coppoli - przynajmniej my, kobiety. Mamy przed oczami sugestywną filmową wizję słodkiego, tonącego w różowościach kociaka w typie Paris Hilton, zamkniętego w swoim kosmicznym pałacu, wśród satynowych pantofelków, jedwabnych sukien, perłowych naszyjników i tac z wymyślnym jedzeniem. </span><span style="font-size: large;">No właśnie, zwłaszcza to jedzenie przemawia do wyobraźni. Ciastka, mnóstwo ciastek, całe góry ciastek... Makaroniki, galaretki, bezy, babeczki, czekoladki, torty... W różowym lukrze, z bitą śmietaną, z kremem, z owocami... Na srebrnych tacach i porcelanowych paterach, w płatkach róży i w kobiecych ustach... Do przesytu, do obłędu, do mdłości.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-9Gd9MU40rSk/UZblSBH8ZLI/AAAAAAAADTM/bvMytkzWuus/s1600/0.+tumblr_lxlcxkAlPT1qat14vo1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-9Gd9MU40rSk/UZblSBH8ZLI/AAAAAAAADTM/bvMytkzWuus/s320/0.+tumblr_lxlcxkAlPT1qat14vo1_500.gif" height="168" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: large;">To był fajny pomysł na ogranie słynnej, cynicznej frazy, rzekomo wygłoszonej przez Marię Antoninę pod adresem poddanych: "Nie mają chleba? To niech jedzą ciastka!”. Królowa nigdy tych słów nie powiedziała (<a href="http://kobietyihistoria.blogspot.com/2012/12/cztery-kobiety-znane-z-tego-czego-nie.html">tutaj</a> tekst o tej i innych historycznych plotkach), ale chyba już na zawsze będzie tkwić w historii jako ciasteczkowy potwór z Wersalu.</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-QLGcV4lXnaE/UZbiE8FHD7I/AAAAAAAADS8/_FXNThwmmaw/s1600/21.+antosiax2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-QLGcV4lXnaE/UZbiE8FHD7I/AAAAAAAADS8/_FXNThwmmaw/s400/21.+antosiax2.jpg" height="266" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="font-size: 13px; text-align: center;">Maria Antonina na portrecie z epoki i w filmie S. Coppoli z 2006 r.</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Uczty w pałacu prawdziwej Marii Antoniny były co najmniej równie wystawne jak w filmie, ale ona sama najwyraźniej niewielką miała z nich przyjemność. Samo siedzenie przy stole było dla niej udręką. Codziennie w towarzystwie jakiejś setki par oczu, bo ludzie ściągali do pałacu popatrzeć, jak najjaśniejsza pani spożywa posiłek. Jadła niewiele. Na śniadanie wypijała tylko filiżankę czekolady. Na zwykły, powszedni obiad podawano jej trzy rodzaje zup, dwie spore sztuki mięsa, dwanaście przekąsek, dwa duże i cztery małe dania deserowe, a na koniec dwa półmiski wyrobów cukierniczych. I to wtedy, gdy siadała do obiadu bez męża, sama! Nie licząc oczywiście tej setki par oczu. Nic dziwnego, że jedzenie stawało jej w gardle i większość dań wracała do kuchni nietknięta.</span><br />
<span style="font-size: large;">Trochę więcej apetytu miała królowa, gdy bawiła się w gospodarstwo w swojej sentymentalnej wiosce Trianon, urządzonej w wersalskim parku. Sadziła zioła, wyrabiała śmietanę, ubijała masło, a z zebranych jajek potrafiła nawet sama przyrządzić omlet.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ostatnim posiłkiem Marii Antoniny była zupa z makaronem. Zdołała przełknąć dwie czy trzy łyżki. To było </span><span style="font-size: large;">16 października 1793 roku, w dzień jej egzekucji. Służącej, która ją namawiała, by coś zjadła, powiedziała: „Moja droga! Wszystko już dla mnie skończone!”</span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-Fve8SgC3rFE/UZbsOcSgpmI/AAAAAAAADUY/ozXgHds_TCk/s1600/17.+Jan+Davidszoon+de+Heem,+Martwa+natura,+ok.+1650.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-Fve8SgC3rFE/UZbsOcSgpmI/AAAAAAAADUY/ozXgHds_TCk/s640/17.+Jan+Davidszoon+de+Heem,+Martwa+natura,+ok.+1650.jpg" height="432" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"> Jan Davidszoon de Heem, Martwa natura, ok. 1650</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><b>Wiktoria lubi herbatkę z prądem</b><br />Wygląda na to, że dla <a href="http://kobietyihistoria.blogspot.com/2012/08/wiktoria-ma-dosc-miosci.html">królowej Wiktorii</a> symbolem niezależności była... filiżanka herbaty. Jako dziewczyna piła ją tylko od święta - jej wychowawczyni arcyksiężna Northumberland uważała, że młodej panience nie wypada żłopać tego egzotycznego naparu, podobnie jak czytać "Timesa". Rzekomo zaraz po koronacji 28 czerwca 1838 roku dziewiętnastoletnia Wiktoria zażądała jednego i drugiego: filiżanki herbaty i najnowszego wydania "Timesa". Gdy spełniono rozkazy, z uśmiechem stwierdziła: "Oto jest wreszcie dowód, że rzeczywiście panuję".</span></div>
</div>
<div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-OYuIUxTuAE4/UZbmNmqaDKI/AAAAAAAADTY/8R_H5uM-LyI/s1600/21._Queen_Victoria.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-OYuIUxTuAE4/UZbmNmqaDKI/AAAAAAAADTY/8R_H5uM-LyI/s320/21._Queen_Victoria.jpg" height="320" width="255" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wiktoria jak pączek w maśle</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Wiktoria nie lubiła sobie odmawiać drobnych przyjemności, a dotyczyło to także tego, co jadała. Kolacyjka u królowej wyglądała naprawdę imponująco! Wieczór zaczynał się od zup zabielanych śmietaną, do których podawano hiszpańskie sherry. Potem szły ryby, zazwyczaj ostrygi, grillowany łosoś lub pstrąg, ale zdarzał się i homar w śmietanowym sosie. Do tego wino mozelskie. Po rybach były przystawki (np. pasztety z krewetek) i dopiero po tej górze jedzenia podawano danie główne - pieczone białe i czerwone mięsa w zawiesistych sosach. Potem zajadano jakiś mały srobecik zaprawiony rumem, by oczyścić kubki smakowe, i na stół wjeżdżało dzikie ptactwo oraz warzywa smażone w winnych sosach. Na koniec desery, do których podawano szampana. </span><span style="font-size: large;">Czy można się dziwić, że Wiktoria - ciesząca się znakomitym apetytem i usadzona przed takim stołem - przez większą część życia walczyła z nadwagą? </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Tylko herbaty nie polubiła. Paradoksalnie, bo to właśnie za jej długiego panowania napój ten podbił Wielką Brytanię. Wtedy narodził się zwyczaj popołudniowej herbatki, sławny </span><span style="font-size: large;">five o'clock,</span><span style="font-size: large;"> </span><span style="font-size: large;">wtedy też Brytyjczycy zamienili sporą część Indii i Cejlonu w gigantyczne herbaciane plantacje. Ale królowa nie lubiła smaku herbaty, drażnił ją również ten codzienny ceremoniał parzenia i picia. Ponoć u schyłku życia </span><span style="font-size: large;">zmieniła zdanie. </span><span style="font-size: large;">Gdy któregoś dnia mocno przeziębionej królowej przy</span><span style="font-size: large;">niósł parującą fi</span><span style="font-size: large;">liżankę jej ulubiony służący Brown,</span><span style="font-size: large;"> uznała, że to najlepsza herbata, jaką kiedykolwiek piła.</span><span style="font-size: large;"> "Nic dziwnego - wyjaśnił spokojnie Brown - dolałem do niej sporo whisky". </span></div>
<div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-c_n3r05FaTs/UZbtnbEPD0I/AAAAAAAADUw/Go2FaODYke0/s1600/18.+Cristoforo+Munari,+Martwa+natura+z+melonem,+prze%C5%82om+17-18+w.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-c_n3r05FaTs/UZbtnbEPD0I/AAAAAAAADUw/Go2FaODYke0/s640/18.+Cristoforo+Munari,+Martwa+natura+z+melonem,+prze%C5%82om+17-18+w.jpg" height="468" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Cristoforo Munari, Martwa natura z melonem, przełom XVII i XVIII w.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Sissi robi wyjątek od diety kosmonautów</b></span><br />
<div class="MsoNormal" style="margin-right: 7.05pt;">
<span style="font-size: large;">Śliczna <a href="http://kobietyihistoria.blogspot.com/2012/07/sissi-przereklamowana-cesarzowa.html">Sissi</a> raczej nie była smakoszką. Może dlatego była śliczna. Eteryczna, wiotka i szczupła, o talii osy, którą z upodobaniem eksponowała na portretach. Osiągała to stosując regularne głodówki i katorżniczą dietę. Ponoć jej fryzjer codziennie rano mierzył ją w talii i jeśli namierzył więcej niż 49,5 centymetra, cesarzowa przez cały dzień głodowała. </span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-hTITdOB3EAU/UZbmtJoZe_I/AAAAAAAADTk/SUdrBN0YmGU/s1600/21.+Sissi-2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-hTITdOB3EAU/UZbmtJoZe_I/AAAAAAAADTk/SUdrBN0YmGU/s400/21.+Sissi-2.jpg" height="400" width="301" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Niejakim zagrożeniem dla słynnej talii Sissi <br />
był apetyt cesarzowej na słodkości </td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Ale nawet gdy talia była wąska, też sobie nie pojadła. Jej zwyczajowe dzienne menu: kilka szklanek mleka lub soku, szklanka wywaru mięsnego, 2 kieliszki wina, surowe jajko z solą, od czasu do czasu mrożone owoce i pomarańcze. Okropne, prawda? Zwłaszcza po opisach uczt okrąglutkiej Wiktorii...</span><br />
<span style="font-size: large;">Sissi z powodu swojej diety bywa posądzana o anoreksję, ale to raczej mit. To, że żywiła się po spartańsku, nie wynikało z niechęci do jedzenia, ale z obsesyjnego dbania o urodę i figurę. Katowała się dietami, jak my dziś, ale miała swoje chętki, zwłaszcza na słodycze. Uwielbiała wypić kawę z kawałem wiedeńskiego tortu. Zachowały się rachunki z przeróżnych cukierni, w których cesarzowa zamawiała słodkie wypieki. Starała się wybierać te, które były stosunkowo najmniejszym zagrożeniem dla jej pięknej talii.</span><br />
<span style="font-size: large;">Takim ulubionym deserem był omlet (znowu!), który zresztą przeszedł do historii jako omlet Sissi. W jej wersji jest to puchaty naleśnik z rodzynkami i rumem, który z powodu niewielkiej zawartości mąki podczas pieczenia rozpada się na kawałki. Przepis znajdziecie <a href="http://zmyslywkuchni.blogspot.com/2010/05/sniadanie-godne-cesarza-i-cesarzowej.html">tutaj.</a> </span><span style="font-size: large;">Zrobię go sobie zaraz na weekendowe śniadanie. I może wyjątkowo dziś nie zmierzę wcześniej talii...</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-right: 7.05pt;">
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-SkH9eHi2Gsw/UZbuG2Sl5oI/AAAAAAAADU4/aGUdsO__leY/s1600/18.+Anne+Vallayer-Coster,+Martwa+natura+z+brzoskwiniami+i+winogronami,+druga+po%C5%82+XVIII+w.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-SkH9eHi2Gsw/UZbuG2Sl5oI/AAAAAAAADU4/aGUdsO__leY/s640/18.+Anne+Vallayer-Coster,+Martwa+natura+z+brzoskwiniami+i+winogronami,+druga+po%C5%82+XVIII+w.jpg" height="528" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Anne Vallayer-Coster, Martwa natura z brzoskwiniami i winogronami, druga połowa XVIII w.</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<i>Źródła m.in: Maja i Jan Łozińscy, Historia polskiego smaku;</i><br />
<i>Urszula Borkowska, Dynastia Jagiellonów w Polsce;</i><br />
<i>Maria Bogucka, Bona Sforza; </i><br />
<i>Mariusz Misztal, Królowa Wiktoria; </i><br />
<i>Maria Lemnis i Henryk Vitry, W staropolskiej kuchni i przy polskim stole; </i><br />
<i>Michel de Decker, Maria Antonina: niebezpieczne związki królowej<br />Zdjęcia Wikimedia Commons</i></div>
</div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-44062074956203339032013-05-08T17:38:00.000+02:002013-10-07T17:33:48.556+02:00Hania<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-Exv60x87wYk/UYpWjR3JwUI/AAAAAAAADNI/aNCwJwXEAoA/s1600/mloda+ganna+walska.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://3.bp.blogspot.com/-Exv60x87wYk/UYpWjR3JwUI/AAAAAAAADNI/aNCwJwXEAoA/s320/mloda+ganna+walska.jpg" width="243" /></a></div>
<span style="font-size: large;">O mały włos, a przeszłaby do historii jako modelowe beztalencie. Jako groteskowa damulka o wybujałych ambicjach, które stara się zaspokoić wykorzystując bogatych mężów. Rzekomo to właśnie ją sportretował Orson Welles w swoim słynnym "Obywatelu Kane" (1941), opowieści o wzlocie i upadku potężnego magnata prasowego. Jednym z symboli tego upadku jest jego kochanka, a potem żona, z której usiłuje zrobić operową gwiazdę. Że dama nie umie śpiewać? Że żaden teatr nie chce dać jej angażu? Nie szkodzi, Mr. Kane kupi jej teatr! I wynajmie najdroższych nauczycieli śpiewu! Oczywiście wszystko skończy się klęską, bo i w Paryżu nie zrobią z owsa ryżu, a publiczności w końcu znudzą się żałosne popisy. Solistka zamieni wielką scenę na zadymiony bar, a jej historia trafi do anegdoty, a nie do operowych kronik.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Z naszą Hanią mogło być wypisz wymaluj tak samo. Mogła pozostać raz na zawsze nieszczęsną śpiewaczką z filmu Wellesa, usiłującą wedrzeć się na wielkie sceny z pomocą kolejnych sześciu mężów, z których co jeden to bogatszy. A jednak... Dziś jej nazwisko zamiast uśmieszków politowania wywołuje promienny, szeroki uśmiech. Zapytajcie o nią któregokolwiek z Kalifornijczyków. Każdy wam powie, że była wielką artystką, stworzyła wspaniałe dzieło i wyśle was natychmiast do Santa Barbara, żebyście je sobie obejrzeli.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-YLfXaHNf-oo/UYpXD8PAOtI/AAAAAAAADNQ/RfVIterCYJc/s1600/Walska_Ganna2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://1.bp.blogspot.com/-YLfXaHNf-oo/UYpXD8PAOtI/AAAAAAAADNQ/RfVIterCYJc/s640/Walska_Ganna2.jpg" width="363" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Młodziutka Ganna Walska</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Miło to słyszeć, zwłaszcza nam, bo Hania była Polką. Urodziła się w 1887 roku w Brześciu Litewskim jako Hanna Puacz, ale do historii przeszła jako Ganna Walska. Dziwne imię to po prostu rosyjska wersja Hanny, która wydała jej się bardziej stylowa. Nazwisko wymyśliła sobie sama - przywodziło na myśl walce, które uwielbiała. </span><span style="font-size: large;">W jej życiu trudno w ogóle odsiać prawdę od kłamstwa, nawet dzień urodzin nie jest pewny, bo liczne paszporty pani Hani podają różne daty. Ale czy nie jest tak, że wszystkie najciekawsze biografie na poły składają się ze zmyśleń? A Madame Walska była mistrzynią autokreacji, jak byśmy dziś powiedzieli. Świat był dla niej wielką sceną, dla której to ona pisała sztuki i obsadzała się w głównych rolach. Choć prawdę mówiąc życie ułożyła sobie tak niezwykłe, że żadne zmyślenia nie są konieczne, by dodać mu barw.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">Czerpiemy o niej wiedzę głównie z jej wspomnień, z wydanej w Ameryce książki "Always Room at the Top''. Dowiemy się z niej, że pierwszym przełomem w życiu Hani był wyjazd do Petersburga. Nastoletnia, kruczowłosa piękność zrobiła tam furorę i szybko złowiła bogatego męża, barona Arkadija d'Eighnhorn. To wtedy właśnie narodziła się jej operowa pasja, wymyślona jak sądzę głównie po to, by wydać się bardziej interesującą. W Petersburgu Hania Puacz zmieniła się w Gannę Walską i kokietowała wyznaniami: "Jak wszyscy Polacy kocham tańczyć, zwłaszcza walca". (Byłyście świadome tej naszej narodowej cechy?)</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-5Mdetq8TzWc/UYpXc-bkBQI/AAAAAAAADNc/BK8nCrIUSb0/s1600/Madame+Walska+w+modnym+kapeluszu%252C+ok+1920.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="http://3.bp.blogspot.com/-5Mdetq8TzWc/UYpXc-bkBQI/AAAAAAAADNc/BK8nCrIUSb0/s400/Madame+Walska+w+modnym+kapeluszu%252C+ok+1920.jpg" width="272" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ganna w 1920 r.</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Rosyjskie małżeństwo szybko zakończyło się rozwodem (podobno baron spędzał czas głównie na hulankach), ale jak wspaniale po tych paru latach prezentowała się Hania! Już nie była anonimową nastolatką z jakiegoś prowincjonalnego Brześcia, o którym pies z kulawą nogą nie słyszał. Wystylizowana na bogatą rosyjską hrabinę, obwieszona klejnotami, była gotowa pisać kolejne, wspaniałe rozdziały swego życia. Razem ze swoją kosztowną biżuterią opuściła Rosję i ruszyła na podbój świata.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wkrótce usłyszano o niej we wszystkich metropoliach, od Paryża po Nowy Jork. Smukła, bardzo zgrabna, czarnowłosa Polka stała się ozdobą salonów. Opowiadano o jej urodzie, słabości do szarmanckich, bogatych mężczyzn, zamiłowaniu do luksusu i opery (w tej kolejności). Chodzono na jej spektakle, nawet się podobały, bo niedostatki głosu kompensowała pociągająca powierzchowność solistki. Adoratorzy ustawiali się do Hani w ogonku, posypały się kolejne, krótkotrwałe małżeństwa. W sumie było ich sześć, z czego cztery zawarte z milionerami.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-DD0kcS_FiD4/UYpZdMa_FmI/AAAAAAAADNs/CLNI9udVSpM/s1600/Harold+McCormick+i+jego+druga+%C5%BCona+Ganna+Walska+w+1920+roku.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="http://3.bp.blogspot.com/-DD0kcS_FiD4/UYpZdMa_FmI/AAAAAAAADNs/CLNI9udVSpM/s320/Harold+McCormick+i+jego+druga+%C5%BCona+Ganna+Walska+w+1920+roku.jpg" width="228" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Z Haroldem McCormickiem, <br />
swoim czwartym mężem</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Najsławniejszy był bodaj ten czwarty związek, który rozgrzał plotkarzy po obu stronach Atlantyku, a Wellesa sprowokował do nakręcenia "Obywatela Kane". Czwarty mąż Hani, amerykański multimilioner Harold Fowler McCormick, kompletnie stracił dla niej głowę. Porzucił swoją żonę, bajecznie bogatą Edith Rockefeller, i zajął się czarnowłosą Polką. Kupował jej drogie futra, klejnoty, ubrania od najlepszych projektantów, wydawał krocie na lekcje śpiewu, a nawet sfinansował wystawienie "Zazy" Leoncavalla w operze chicagowskiej z udziałem ukochanej. Drwiono z niego na potęgę, twierdząc, że cienki głos Madame Walskiej podoba się tylko zakochanemu w niej McCormickowi.</span><br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-pJsDSGPG5-U/UYpX3gbXnZI/AAAAAAAADNg/GcQQTd-5eD8/s1600/Walska_kostiumy.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="211" src="http://1.bp.blogspot.com/-pJsDSGPG5-U/UYpX3gbXnZI/AAAAAAAADNg/GcQQTd-5eD8/s640/Walska_kostiumy.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;">Piękne kostiumy operowe Walskiej wymyślał dla niej słynny francuski projektant <span style="font-family: Perpetua, serif; line-height: 115%;">Erté</span></span></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;">A Hania korzystała z życia, brylując na nowojorskich salonach, okupując rubryki towarzyskie gazet, uwodząc kolejnych mężczyzn. I tak do pięćdziesiątki. </span><span style="font-size: large;">Potem znalazła coś, co też na początku zapowiadało się na kolejną wielką zabawkę. Jej ostatni mąż Theos Bernard, pisarz i wyznawca tybetańskiego buddyzmu (notabene dwadzieścia lat z hakiem od niej młodszy) namówił ją na zakup 15-hektarowej posiadłości w Santa Barbara. Był rok 1941, trwała wojna i Bernard chciał, by to miejsce stało się schronieniem dla tybetańskich mnichów. Hania posiadłość kupiła, ale plany osadzenia w niej Tybetańczyków szybko się rozwiały. Głównie dlatego, że małżeństwo z Bernardem skończyło się (jak zwykle) ekspresowo, po czterech latach. Żądna życia Madame Walska znów mogła wyprawiać się w świat, szukać kolejnych mężów i przygód. Ale już nie chciała. </span><br />
<div style="text-align: right;">
</div>
<span style="font-size: large;"></span><br />
<span style="font-size: large;"></span> <span style="font-size: large;">Nadspodziewanie dobrze poczuła się na tej "słonecznej ziemi", jak o niej pisała, w Kalifornii. W rozedrganym od gorąca powietrzu, w splątanym buszu roślin, miedzy czerwonymi ścieżkami swojego ogrodu. Pomyślała wtedy, że jeśli istnieje jakaś zaczarowana kraina pisana tylko jej, jakiś "wonderland", to właśnie go znalazła. Ten ogród stał się jej miłością, trwalszą i wierniejszą niż wszystkie inne. Spędzi w nim następne czterdzieści lat, prowadząc go tak, jak wcześniej swoje życie - nieprzewidywalnie, ekscentrycznie, z wyczuciem dramatyzmu. I spójrzcie, co nam zostawi:</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-X0CForRyucc/UYpcClwTVLI/AAAAAAAADOE/WPn5cRbBpM8/s1600/1.+brewbooks_-_Cacti_and_euphorbia_garden,_Lotusland.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="425" src="http://2.bp.blogspot.com/-X0CForRyucc/UYpcClwTVLI/AAAAAAAADOE/WPn5cRbBpM8/s640/1.+brewbooks_-_Cacti_and_euphorbia_garden,_Lotusland.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-WEK_OETepYg/UYpcNP8fe_I/AAAAAAAADOM/oP1b85ZBYpI/s1600/1.+Ogr%C3%B3d+kaktus%C3%B3w+i+wilczomlecz%C3%B3w.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://3.bp.blogspot.com/-WEK_OETepYg/UYpcNP8fe_I/AAAAAAAADOM/oP1b85ZBYpI/s640/1.+Ogr%C3%B3d+kaktus%C3%B3w+i+wilczomlecz%C3%B3w.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br />
</span> <span style="font-size: large;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-AyCoRBUYpjU/UYpcbdaoSTI/AAAAAAAADOU/zodwpKwDiIs/s1600/2.+.0px-Flickr_-_brewbooks_-_Cacti_and_euphorbia_garden,_Lotusland_(6).jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://1.bp.blogspot.com/-AyCoRBUYpjU/UYpcbdaoSTI/AAAAAAAADOU/zodwpKwDiIs/s640/2.+.0px-Flickr_-_brewbooks_-_Cacti_and_euphorbia_garden,_Lotusland_(6).jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-xdNYADkBRDA/UYpck_r7czI/AAAAAAAADOc/ujtiQdRiWWs/s1600/4.+Doryanthes_palmeri_Australian_Garden,_Lotusland.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="522" src="http://1.bp.blogspot.com/-xdNYADkBRDA/UYpck_r7czI/AAAAAAAADOc/ujtiQdRiWWs/s640/4.+Doryanthes_palmeri_Australian_Garden,_Lotusland.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-WsyaMycY7ik/UYpcsKe7uKI/AAAAAAAADOk/D0zH7uXsSUM/s1600/4..+.+781px-Flickr_-_brewbooks_-_Cacti_and_euphorbia_garden,_Lotusland_(5).jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="490" src="http://1.bp.blogspot.com/-WsyaMycY7ik/UYpcsKe7uKI/AAAAAAAADOk/D0zH7uXsSUM/s640/4..+.+781px-Flickr_-_brewbooks_-_Cacti_and_euphorbia_garden,_Lotusland_(5).jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-V5Q-Qx0z6Ms/UYpdGHl8RcI/AAAAAAAADOs/G8N5ge4REpc/s1600/5.+opx-DracaenaDraco.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="416" src="http://4.bp.blogspot.com/-V5Q-Qx0z6Ms/UYpdGHl8RcI/AAAAAAAADOs/G8N5ge4REpc/s640/5.+opx-DracaenaDraco.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-szM_5ih75t0/UYpdNL8xg-I/AAAAAAAADO0/m4eSDpO0b3s/s1600/6.+Flickr_-_brewbooks_-_Beaucarnea_recurvata.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://4.bp.blogspot.com/-szM_5ih75t0/UYpdNL8xg-I/AAAAAAAADO0/m4eSDpO0b3s/s640/6.+Flickr_-_brewbooks_-_Beaucarnea_recurvata.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-U4M7uzdrfuw/UYpdTt3pyqI/AAAAAAAADO8/NTxA7XbCchc/s1600/7.+-Flickr_-_brewbooks_-_Agave_walkway.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://3.bp.blogspot.com/-U4M7uzdrfuw/UYpdTt3pyqI/AAAAAAAADO8/NTxA7XbCchc/s640/7.+-Flickr_-_brewbooks_-_Agave_walkway.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-hBDKGVSeJpY/UYpdbCPylkI/AAAAAAAADPE/R4Pyn97hN5E/s1600/8.+0px-Flickr_-_brewbooks_-_Agave_attenuata.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://1.bp.blogspot.com/-hBDKGVSeJpY/UYpdbCPylkI/AAAAAAAADPE/R4Pyn97hN5E/s640/8.+0px-Flickr_-_brewbooks_-_Agave_attenuata.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-FM6uXR7u4ss/UYpdk0eRInI/AAAAAAAADPM/CCwkqHUMfls/s1600/9.+0px-Flickr_-_brewbooks_-_Buddha_on_Lotus_Japanese_Garden,_Lotusland.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://1.bp.blogspot.com/-FM6uXR7u4ss/UYpdk0eRInI/AAAAAAAADPM/CCwkqHUMfls/s640/9.+0px-Flickr_-_brewbooks_-_Buddha_on_Lotus_Japanese_Garden,_Lotusland.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-NOw4KSksW6g/UYpdtpRiNQI/AAAAAAAADPY/70v0kXw5kN4/s1600/10.+00px-Flickr_-_brewbooks_-_Japanese_Garden,_Lotusland_(3).jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://3.bp.blogspot.com/-NOw4KSksW6g/UYpdtpRiNQI/AAAAAAAADPY/70v0kXw5kN4/s640/10.+00px-Flickr_-_brewbooks_-_Japanese_Garden,_Lotusland_(3).jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-KWPzWLF4dq0/UYpd3ZLa0GI/AAAAAAAADPg/_Kiey06aMYI/s1600/12.+0.0px-Flickr_-_brewbooks_-_Japanese_Garden,_Lotusland_(1).jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="376" src="http://3.bp.blogspot.com/-KWPzWLF4dq0/UYpd3ZLa0GI/AAAAAAAADPg/_Kiey06aMYI/s640/12.+0.0px-Flickr_-_brewbooks_-_Japanese_Garden,_Lotusland_(1).jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-7EcNaaAMZs0/UYpd_wyEEhI/AAAAAAAADPo/DeuKE8hmXWg/s1600/13.+lotusland-ganna-walska-10.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://3.bp.blogspot.com/-7EcNaaAMZs0/UYpd_wyEEhI/AAAAAAAADPo/DeuKE8hmXWg/s640/13.+lotusland-ganna-walska-10.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-P11w-latoy0/UYpeHPKfELI/AAAAAAAADPw/5_PBX4ROktw/s1600/14.+.+448px-Lotusland_GreenThoughts.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://3.bp.blogspot.com/-P11w-latoy0/UYpeHPKfELI/AAAAAAAADPw/5_PBX4ROktw/s640/14.+.+448px-Lotusland_GreenThoughts.png" width="476" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-yE4UKJ0skrQ/UYpePnNQJ2I/AAAAAAAADP4/FdTMdu9pa38/s1600/15..jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="http://2.bp.blogspot.com/-yE4UKJ0skrQ/UYpePnNQJ2I/AAAAAAAADP4/FdTMdu9pa38/s640/15..jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-3pZdVqJMMoE/UYpea2CenAI/AAAAAAAADQA/xH_QcDq-8A8/s1600/blue-garden-lotusland.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="508" src="http://1.bp.blogspot.com/-3pZdVqJMMoE/UYpea2CenAI/AAAAAAAADQA/xH_QcDq-8A8/s640/blue-garden-lotusland.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-PaD9JZKv_I4/UYpem2Ux2MI/AAAAAAAADQI/tr1e6rYtLqM/s1600/16.+lotusland-ganna-walska-6.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="420" src="http://1.bp.blogspot.com/-PaD9JZKv_I4/UYpem2Ux2MI/AAAAAAAADQI/tr1e6rYtLqM/s640/16.+lotusland-ganna-walska-6.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-NyFarYvKE-E/UYpevWxVkpI/AAAAAAAADQQ/qeOLTojd_hw/s1600/17..jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="http://2.bp.blogspot.com/-NyFarYvKE-E/UYpevWxVkpI/AAAAAAAADQQ/qeOLTojd_hw/s640/17..jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-eb23bm6LPl8/UYpfF3YgfWI/AAAAAAAADQg/UGIhlrmXc5k/s1600/20.+shell-fountain-lotusland.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-eb23bm6LPl8/UYpfF3YgfWI/AAAAAAAADQg/UGIhlrmXc5k/s640/20.+shell-fountain-lotusland.jpg" width="480" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-NyFCwHrqkLw/UYpe4pXayzI/AAAAAAAADQc/VJnV2rFc6fU/s1600/18..jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="418" src="http://2.bp.blogspot.com/-NyFCwHrqkLw/UYpe4pXayzI/AAAAAAAADQc/VJnV2rFc6fU/s640/18..jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<span style="font-size: large;">Jest</span><span style="font-size: large;">eście zachwycone, jak ja? Oto Lotusland, jeden z najpiękniejszych egzotycznych ogrodów świata. Ganna Walska dała mu nazwę od kwiatów lotosu, które kochała i których tu bez liku. </span><span style="font-size: large;">Właściwie nie jest to jeden ogród, ale labirynt wielu - jest ogród błękitny i ogród motyli, ogród japoński i australijski, ogród kaktusów i paproci. Każdy inny, a tym, co je łączy, jest osoba właścicielki. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<span style="font-size: large;">Wędrówka po tym gąszczu przypomina odsłony dobrego teatralnego spektaklu, zaplanowanego tak, by maksymalnie nas zaskoczyć. Gdy już zatoniemy w gorących fioletach i różach setek bromelii, następna ogrodowa aleja maksymalnie nas wyciszy krajobrazem zen, widokiem na staw usiany pąkami lotosów i wodnych lilii. Ledwo zdążymy się z nim oswoić, następuje kolejna zmiana planu i klasyczny japoński krajobraz topnieje w tropikalnym australijskim buszu. </span></div>
<br />
<div class="mod-latarticlesarticletextwithadcpc mod-latarticlesarticletext mod-articletext" id="mod-a-body-after-first-para" style="border: 0px; margin: 0px 0px 10px; padding: 0px 10px 0px 0px;">
<div style="border: 0px; margin-bottom: 15px; padding: 0px;">
<span style="font-size: large;">
Pracę Walskiej w zaprojektowaniu tego parku fachowcy uznają dziś za przejaw wyjątkowej kreatywności. Dowody jej sztuki są wszędzie - w zaskakujących zestawieniach form i w tym, jak manipuluje naszymi oczekiwaniami, idąc im pod prąd. Spójrzcie na stado kaktusów przed jej domem - przypomina pułk jakiegoś wojska z innej planety! Albo ogród błękitny, właściwie las, zasadzony z roślin o wyłącznie niebieskich odcieniach. I fontanna z falistych muszli gigantycznych małży, to właśnie z takiej muszli musiała wypłynąć Wenus Botticellego!</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Ten ogród zapiera dech w piersiach. I żeby było jasne - nie jest zwykłą fanaberią bogatej damy, choćby utalentowanej. Pełen jest rzadkich okazów roślin. Kolekcja sagowców (to te atrakcyjne "palmy", które hodujemy w doniczkach) należy do jednej z największych na świecie, zawiera około 170 z 230 znanych odmian tych roślin, często unikatowych i bardzo drogich. Oczywiście, Madame Walska była bogatą kobietą. Ale potrafiła też wszystko poświęcić swojej pasji. W latach 70. i 80. po kolei wyprzedawała swoje klejnoty, by ściągnąć jak najwięcej rzadkich drzew i krzewów. Kochała je, znała ich wartość i cenę (choć nigdy nie nauczyła się ich łacińskich nazw), a uprawiając ogród kierowała się zasadą, która przyświecała całemu jej życiu - im więcej, tym lepiej. </span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-t0lbPA_y0bE/UYpkSGfiJ7I/AAAAAAAADQ8/b8BXxBPBu3U/s1600/ganna-walska-bird-lotusland1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-t0lbPA_y0bE/UYpkSGfiJ7I/AAAAAAAADQ8/b8BXxBPBu3U/s640/ganna-walska-bird-lotusland1.jpg" width="636" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ganna Walska pod koniec życia w swoim tajemniczym ogrodzie</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;">Do ostatnich dni przed śmiercią w 1984 roku sędziwa, 97-letnia Madame Walska, wsparta na dwóch kijkach, odbywała codzienną przechadzkę po swoim ogrodzie. Dziś zarządza nim powołana przez nią fundacja, a my możemy oglądać jej cudo niemal przez cały rok, od lutego do listopada.</span><br />
<span style="font-size: large;">Co za szczęście, że okazała się marną śpiewaczką! Przecież gdyby spełniła swoje marzenia o karierze operowej diwy, Lotusland byłby dziś jeszcze jedną, banalną posiadłością milionera, z bramą zatrzaśniętą na cztery spusty. Nie zawsze świat staje się lepszym miejscem, gdy ambitna kobieta dostaje to, czego chce. Ech... nie sądziłam, że kiedykolwiek to napiszę...</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-CDM2X4CCe18/UYpw3cajwYI/AAAAAAAADRY/-RoXyvp0D2I/s1600/0.+Ogr%C3%B3d+japo%C5%84ski.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="124" src="http://1.bp.blogspot.com/-CDM2X4CCe18/UYpw3cajwYI/AAAAAAAADRY/-RoXyvp0D2I/s200/0.+Ogr%C3%B3d+japo%C5%84ski.jpg" width="200" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<i>Szczegółowe informacje o ogrodzie i rosnących tam roślinach znajdziecie na stronie <a href="http://lotusland.org/">Lotusland</a></i><br /><i style="font-size: small;">Zdjęcia: Wikimedia Commons, lotusland.org</i></div>
</div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-32573085203777206802013-04-21T22:44:00.000+02:002013-05-14T12:41:16.815+02:00Historia z photoshopa<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-BngetFmJ020/UYp3MJWdi_I/AAAAAAAADRk/s2ChmKUYzE8/s1600/mqdefault.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://4.bp.blogspot.com/-BngetFmJ020/UYp3MJWdi_I/AAAAAAAADRk/s2ChmKUYzE8/s320/mqdefault.jpg" width="316" /></a></div>
<span style="font-size: large;">Z historii można być dumnym i można się jej wstydzić. Może być ona źródłem wielkich wzruszeń, ale i głębokiej niechęci. Można się nią śmiertelnie nudzić, ale można też znakomicie się nią bawić. Dziś chcę o tym ostatnim.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Czasem pokazuję w tym blogu brytyjskie czy amerykańskie filmiki, na których współczesne dziewczyny układają sobie wiktoriańskie koki albo ubrane w krynoliny </span><span style="font-size: large;">starają się przebrnąć przez korporacyjne biurowce. Bardzo lubię taką zabawę historią i uważam, że strasznie nam jej w Polsce brakuje. </span><span style="font-size: large;">Ja rozumiem, że nam trudniej niż innym. Radosnych momentów mieliśmy w dziejach średnio ze sto razy mniej niż reszta świata. Ale nie możemy przecież tylko upamiętniać, ogłaszać, świętować, celebrować i od czasu do czasu pokłócić się o to, kto kogo pocałował w "Kamieniach na szaniec". I czy aby nie pomylił płci. A potem wytykać sobie w pseudobłyskotliwych, akademickich frazach "dekonstrukcję bohaterstwa", "rażącą ahistoryczność", "błędy egzegezy" i "reinterpretację kanonu myśli patriotycznej". </span><span style="font-size: large;">Dla przeciętnego Polaka-szaraka, jak ja, taka historia to jakaś czarna dziura, do której nie ma najmniejszej ochoty zaglądać.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Lubię, gdy o przeszłości opowiada mi się moim językiem. Dlatego jako odtrutkę na te nasze wojny o historię i jej nieustanne zadęcie, puszczam sobie filmiki, które zobaczycie niżej - twarze sławnych osób, odtwarzane w photoshopie na podstawie rzeźb czy portretów. Lubię je oglądać, bo czasem dużo lepiej pozwalają mi poczuć ducha epoki i zrozumieć jej bohaterów, niż kilometrowe biografie klecone z mozołem przez historyków. Jakoś inaczej myślę o Marii Antoninie, gdy widzę "na zdjęciu", jak wyglądała jej słynna habsburska warga. Zaczynam rozumieć, o co chodziło Pascalowi, kiedy pisał, że od długości nosa Kleopatry zależały losy świata.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Szkoda, że nie ma ani jednego takiego polskiego "zdjęcia" - książę Pepi, królowa Bona, Barbara Radziwiłłówna aż się o to proszą! Może warto budowę "kanonu myśli patriotycznej" zacząć od stworzenia współczesnego języka historii? Zrozumiałego i atrakcyjnego dla nas, wychowanych - sorry - na kolorowych pismach, pudelkach i photoshopie. Nie warto? Ale może właśnie takie podejście sprawi, że wielu z nas przestanie uznawać historię za stek nikomu nieprzydatnych nudziarstw? Jak mawiał pewien wielki król, Paryż wart jest mszy...</span><br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<b>Kleopatra VII</b> (69 rok p.n.e.,- 30 roku p.n.e), ostatnia królowa hellenistycznego Egiptu, jedna z najbardziej znanych kobiet w historii. Umiała rozkochać i utrzymać przy sobie dwóch najpotężniejszych mężczyzn epoki, Juliusza Cezara i Marka Antoniusza. Dzięki inteligencji i talentom dyplomatycznym (bo jak zobaczycie niżej, wieści o jej wybitnej urodzie były mocno przesadzone...) potrafiła utrzymać niezależność swojej ojczyzny od potęgi Rzymu.<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="http://www.youtube.com/embed/k529hZrAnkI?list=PL5349CFFE59E0BFD4" width="640"></iframe><br />
<br />
Za to ta twarz nie bez powodu uznawana jest za ideał kobiecego piękna. Uroda <b>Nefretete</b> poraża! Jej imię znaczy "Piękna, która nadchodzi" i nie ma w tym żadnej przesady. To słynne popiersie egipskiej królowej, żony faraona Echnatona z XVIII dynastii, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli starożytnego Egiptu. Odnalazł je w 1912 roku niemiecki egiptolog Ludwig Borchardt. Dziś królową można oglądać w Berlinie. Zobaczcie, jak uroczo tu się do Was uśmiechnie...<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="http://www.youtube.com/embed/R5V3isXjdIs" width="640"></iframe><br />
<br />
<b>Aleksander III Macedoński</b> (356 p.n.e.- 323 p.n.e.), jeden z największych zdobywców w historii ludzkości. Podbił pół cywilizowanego świata i uwinął się z tym przed trzydziestką! W dodatku prawdziwe z niego było ciacho...<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="http://www.youtube.com/embed/YnMcs_5oTV8" width="640"></iframe><br />
<br />
<b>Eleonora Akwitańska</b> (1122-1204), chyba najbardziej wpływowa dama średniowiecznej Europy. jedyna kobieta, która była zarazem królową Francji i Anglii. I wcielenie ideału gotyckiej urody.<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="http://www.youtube.com/embed/NVOFwLfchWA" width="640"></iframe><br />
<br />
<b>Anna Boleyn</b> (1501/07-1536), druga i najsławniejsza żona króla Anglii Henryka VIII. Dla niej Henryk zdecydował się na rozwód z Katarzyną Aragońską i w efekcie - na rozwód z Rzymem, na przewrót religijny. Niestety, Anna położyła głowę pod topór, bo nie dała królowi upragnionego syna. Tyle dobrego, że jej córka, Elżbieta I Tudor, zostanie najwybitniejszym angielskim monarchą.<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="http://www.youtube.com/embed/mXyPEqB5FHc" width="640"></iframe><br />
<br />
A to absztyfikant Anny, czyli król <b>Henryk VIII</b> (1491-1547) na słynnym obrazie Hansa Holbeina. Tutaj zobaczycie, jaki będzie w wersji mocno odmłodzonej i odchudzonej. Niekiepski, choć ani w połowie tak ładny, jak Jonathan Rhys-Meyers, grający go w serialu "Dynastia Tudorów".<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="http://www.youtube.com/embed/I_Fpquak1so" width="640"></iframe><br />
<br />
<b>Maria Antonina</b> (1755-1793), królowa Francji, słynna z przekraczającego wszelkie pojęcie wystawnego życia, które znalazło tragiczny koniec na szafocie, w ogarniętym rewolucyjną gorączką Paryżu.<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="http://www.youtube.com/embed/GRy9sWnrueE" width="640"></iframe><br />
<br />
Po Antoninie nastał <b>Napoleon</b> (1769-1821), najpierw jako pierwszy konsul, a potem cesarz Francuzów. Niezależnie od kontrowersji, zgodnie uznawany jest za jednego z najwybitniejszych mężów stanu w historii. Anegdotyczny jest jego niski wzrost - miał jednak 168 cm, wcale nie tak mało, jak na ówczesne czasy.<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="http://www.youtube.com/embed/25-JwQqOlFc" width="640"></iframe>Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-2909365039346092827.post-45062475912401574672013-04-14T21:55:00.001+02:002013-04-15T23:00:27.093+02:00Królowe tabloidów<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: large;">Świat się zmienia? Zapewne, ale my nie bardzo. Choć obrastamy w nowe gadżety, to nasze zachowania i gusta zdecydowanie za nimi nie nadążają, są takie same od wieków. Myślałam o tym siedząc u kosmetyczki i grzebiąc się w stosach kolorówek. Uderzyło mnie, że na okładkach dzisiejszych pism doskonale odnalazłyby się kobiety, o jakich piszę w tym blogu, barwne damy sprzed dwóch, trzech czy pięciu wieków. Pobawiłam się tym trochę i "paczajcie", co wyszło: oto celebrytki sprzed lat na pierwszych stronach dzisiejszych gazet. Wszystkie te atrakcyjne, okładkowe frazy (poza nazwiskami bohaterek) naprawdę pochodzą z rzeczonych pism, nie zmyśliłam ani jednej. Ale chyba pasują? Dobrej zabawy!</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-I_a2ByUaAmw/UWaQYET3RWI/AAAAAAAADLI/8aTpv6jt54Y/s1600/1.+Maria+Antonina.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://3.bp.blogspot.com/-I_a2ByUaAmw/UWaQYET3RWI/AAAAAAAADLI/8aTpv6jt54Y/s640/1.+Maria+Antonina.jpg" width="452" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-INHcPVdA60M/UWaYhM8UQmI/AAAAAAAADL0/u2rRgjyGD3Q/s1600/0.+Nw-G.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://2.bp.blogspot.com/-INHcPVdA60M/UWaYhM8UQmI/AAAAAAAADL0/u2rRgjyGD3Q/s640/0.+Nw-G.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-1VHXoU4kbq0/UWaYtC2YO4I/AAAAAAAADL8/-S9H1e-HGVs/s1600/6.+Sissi+(2).jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/-1VHXoU4kbq0/UWaYtC2YO4I/AAAAAAAADL8/-S9H1e-HGVs/s640/6.+Sissi+(2).jpg" width="451" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-oH9wJ2miQqM/UWaY6conGII/AAAAAAAADME/bs72LS5mhGw/s1600/0.+GP.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://3.bp.blogspot.com/-oH9wJ2miQqM/UWaY6conGII/AAAAAAAADME/bs72LS5mhGw/s640/0.+GP.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-wMvOFN0huUc/UWaZDbTtiyI/AAAAAAAADMM/MU_PEFIa2Yw/s1600/4.+Anna+Jagiellonka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/-wMvOFN0huUc/UWaZDbTtiyI/AAAAAAAADMM/MU_PEFIa2Yw/s640/4.+Anna+Jagiellonka.jpg" width="452" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-eS4-BXlbYVc/UWaZV3h1kdI/AAAAAAAADMU/4FXQYU2N8w4/s1600/0.+PF.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://4.bp.blogspot.com/-eS4-BXlbYVc/UWaZV3h1kdI/AAAAAAAADMU/4FXQYU2N8w4/s640/0.+PF.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-CCVcqD6cONk/UWxqHs17NwI/AAAAAAAADMs/xsiDfwsb5Ts/s1600/0.+FV.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="http://2.bp.blogspot.com/-CCVcqD6cONk/UWxqHs17NwI/AAAAAAAADMs/xsiDfwsb5Ts/s640/0.+FV.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-2V9QzzBX09g/UWaZg7H4aVI/AAAAAAAADMc/fPqoTLWLd_4/s1600/12.+Bona.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://1.bp.blogspot.com/-2V9QzzBX09g/UWaZg7H4aVI/AAAAAAAADMc/fPqoTLWLd_4/s640/12.+Bona.jpg" width="452" /></a></div>
Andromedahttp://www.blogger.com/profile/10426583373011095176noreply@blogger.com32