Uprzejmie proszę, żeby historycy nie czytali tego posta. Jeśli przypadkiem na niego natrafią, niech od razu klikną backspace. Źle ich tu potraktowałam i przyznaję - nie do końca sprawiedliwie, ale czasem zachowują się tak, że trudno opanować irytację.
Idzie mi o to, że historycy uwielbiają psuć dobre historie. Kiedy już trafi im się opowieść rozegrana wedle najlepszych reguł melodramatu czy thrillera, natychmiast owijają ją tysiącem znaków zapytania. Zaczynają mnożyć wątpliwości, kwestionować, rozszczepiać na kawałki i dopiero po tej operacji czują, że wykonali swoją robotę. Wtedy wreszcie mogą odetchnąć i wyjechać ze swoim ulubionym zdaniem, że właściwie nic nie jest pewne, a to, co się zdarzyło, mogło wcale się nie wydarzyć. Im historia barwniejsza, tym częściej tak kończy - jako wielka wątpliwość.
Ta, którą chcę opowiedzieć, też ich zdaniem mogła być czystą iluzją albo efektem brzydkich (krzyżackich!) plotek. Dlatego bardzo proszę historyków o niezawracanie sobie głowy tym postem. Nie będziecie czytać? Poszliście już sobie? No, to zaczynam...
A opowieść jest straszna. Główne role grają w niej młody polski królewicz i śliczna dwórka, do której młodzieniec ów poczuł miętę. On zostanie jednym z największych władców w historii Polski. Ona przez niego zginie. I zginie straszliwie - w hańbie i cierpieniu, nieludzko okaleczona, wystawiona na pośmiewisko jako dowód podłości i zdrady.
Dzieje się to w roku 1330. Na węgierski dwór królowej Elżbiety, z domu Łokietkówny, przyjeżdża jej młodszy brat, polski królewicz Kazimierz. Tatuś, Władysław Łokietek, wysłał tam swego dziewiętnastoletniego syna na krótkie wakacje, na których ten jednakowoż ma połączyć przyjemne z pożytecznym. Namówić potężnych sąsiadów do udziału w montowaniu koalicji antykrzyżackiej, a przy okazji nabyć trochę ogłady i liznąć wielkiego świata na wspaniałym, znakomitszym od wawelskiego, andegaweńskim dworze.
Kazimierz na Węgrzech zachowuje się tak, jak każdy dziewiętnastolatek spuszczony ze smyczy wymagającego ojca. Chce się zwyczajnie dobrze zabawić. W domu zostawił obowiązki i żonę, którą ojciec mu wybrał, kiedy Kazimierz był jeszcze małym Kaziem, miał ledwie 15 lat! Oczywiście chodziło o sojusze (tym razem z Litwą), a nie o żadne amory. Na dworze siostry zjawia się sam i może do woli przebierać w pięknych pannach. A polski królewicz przyciąga kobiece spojrzenia. Jest przystojny - wysoki, smagły, czarnowłosy, bardzo jeszcze młody, a więc niewątpliwie mniej kudłaty i zarośnięty niż ten, którego znamy z portretów. Szybko wpada mu w oko Klara, piękna dwórka jego siostry. I wszystko wskazuje na to, że on jej też. Ale wcale nie tak łatwo namówić Klarę na schadzkę. Dziewczyna nie jest pierwszą lepszą - pochodzi ze znakomitego, magnackiego rodu Zachów, nauczono ją cenić swój dom i nazwisko, godnie się nosić, dbać o skromność i pilnować cnoty.
Jak jednak możecie się domyślać, im mocniej Klara się opiera, tym bardziej apetyt Kazimierza rośnie. I kiedy młodzieniec czuje, że nie wytrzyma już ani chwili dłużej, na scenę wkracza siostra naszego bohatera, królowa Elżbieta. Idzie w sukurs swemu usychającemu z pożądania braciszkowi i organizuje przemyślną schadzkę.
Królewicz leży w swojej komnacie, rzekomo złożony chorobą. Królowa w towarzystwie Klary idzie go odwiedzić i pod pierwszym lepszym pretekstem zostawia młodych sam na sam. Wtedy szybko się okazuje, że piękny Kazio nie jest złożony niemocą na tyle, by nie wziąć tego, na co ma ochotę. I kradnie Klarze wianek. Po dobroci czy gwałtem? O to do dziś spierają się historycy, ale czy to ma znaczenie? Nawet jeśli Klara też czuje do Kazimierza afekt, to zapewne się broni, jak każda ówczesna uczciwa panna. I zapewne broni się nieskutecznie...
Wszystko niestety kończy się tak, jak w przestrogach od setek lat powtarzanych dziewczynkom przez matki i babki, w tych wszystkich odwiecznych opowieściach pt. "Uważaj, im chodzi tylko o twój wianek!". Bo Kazimierz - dostawszy, co chciał - szybko kończy węgierskie wakacje, zbiera manatki i wieje do domu. A porzucona i pohańbiona Klara? Traci głowę i skarży się ojcu.
Błąd, Klaro, błąd! Być może Kazimierz cię zgwałcił, a być może "tylko" uwiódł. Tak czy inaczej powinnaś siedzieć cicho! Powinnaś była wiedzieć, że kobieta domagająca się zapłaty za krzywdę, prędzej sama stanie się ofiarą swoich żądań niż dojdzie sprawiedliwości. Zwłaszcza, gdy winowajca stoi wyżej od ciebie! Tak stanie się i tym razem, a cena, jaką za niecny postępek Kazimierza zapłaci Klara, będzie niewyobrażalna.
Wściekły ojciec dziewczyny, Felicjan Zach, postanawia bowiem odpowiedzieć pięknym za nadobne. A że nieszczęsny zalotnik córki już mu umknął, biegnie z awanturą do swego króla. 17 kwietnia 1330 roku ojciec Klary wparowuje do sali, w której biesiadują król Karol Robert i królowa Elżbieta. I zanim ktokolwiek z dworzan czy rycerzy zdąży się ogarnąć, rzuca się na najjaśniejszą parę z mieczem! (Oni tam w średniowieczu najwyraźniej dosłownie rozumieli zwrot "cięta riposta"). Pierwszą ofiarą rozszalałego ojca Klary staje się Elżbieta. Jej królewski mąż "po męsku" włazi pod stół, ona wykazuje się dzielnością. Osłania męża, skutkiem czego on zostaje tylko lekko ranny w rękę, ona - pozbawiona czterech palców, z której to przyczyny przejdzie do historii z przydomkiem królowej Kikuty.
Felicjan Zach od razu płaci za swoje szaleństwo. Zostaje przez królewskich rycerzy zasieczony na miejscu. Ale to dopiero początek horroru - najstraszniejszego, jaki można sobie wyobrazić, krwawej jatki, jaka dziś przychodzi do głowy tylko porąbanym twórcom filmideł klasy C, typu "Teksańska masakra piłą mechaniczną". Ale siedem wieków temu to się dzieje naprawdę!
Straszny gniew króla spada na cały ród Zachów. Jego synowie zostają pojmani i zabici w straszliwy sposób, wloką ich końmi po ulicach, póki nie skonają, a posieczone ciała rzucają psom na pożarcie. Jednak największą cenę za gniew swego ojca płaci Klara. On szczęśliwie szybko umiera, ją czeka kaźń.
Zostaje natychmiast wywleczona z tłumu ślicznych dwórek. Obcinają jej nos, wargi, palce u rąk i tak okaleczoną obwożą w klatce po wsiach i miasteczkach. Zanim umrze, Klara musi wyznawać urągającym jej tłumom, że słusznie ją ukarano za występek jej ojca przeciw najświętszemu majestatowi królów, że ona i jej ród cierpią zasłużenie. Wierzyłaś w sprawiedliwość, Klaro?
I tak kończy się tragiczna historia romansu królewicza Kazimierza i pięknej Klary. Do dziś poruszająca, budząca emocje, niejasna. W Polsce wciąż mamy z tą historią problem. Jest dla nas jak wyrzut sumienia. Nie możemy zaprzeczać, że miała miejsce, ale robimy wszystko, by się z niej wyłgać. Trudno nam przyznać, że nasz król Kazimierz, któremu w dodatku nadaliśmy przydomek Wielki, sprowokował taką krwawą jatkę! Stąd arcykomiczne moim zdaniem publikacje, jakie co i rusz przetaczają się przez polską prasę. Nie dalej niż w ubiegłym roku gazety, w tym m.in. "Focus Historia", uroczyście odtrąbiły, że.... gwałtu nie było! Cytuję początek tekstu pod wymownym tytułem "Kazimierz Wielki: uznany za niewinnego": "Nastoletni polski królewicz nie popełnił gwałtu na węgierskiej dwórce Klarze Zach i nie był winny tragedii jej rodziny w 1330 r., jak do niedawna sądzili historycy". No proszę, więc jednak się udało! Biografowie grzebali się w tej historii przez siedem stuleci i wreszcie odkryli, że Kazimierz był czysty jak łza! A niecny tatuś Klary podniósł rękę na swego króla nie z powodu córki, ale dlatego, że należał do spiskowców planujących odebrać mu władzę!
Okej, ja rozumiem, że celem historyków jest dociekanie i odkrywanie prawdy o przeszłości. I że czasem trzeba siedmiu wieków, żeby tę prawdę uzgodnić, uwzględniając wszystkie odzierające ją z dramatyzmu wątpliwości. Proszę bardzo, pp. historycy, róbta co chceta i co do was należy. Może macie rację, choć to dość zaskakujące, że o prawdopodobieństwie całej historii przesądza się siedemset lat po fakcie. Czy tzw. historyczna prawda, która jest wynikiem ustaleń i uzgodnień dokonywanych po wiekach, jest wiele więcej warta od legendy? A może właśnie dzięki tym legendom chcemy czytać o przeszłości i do niej wracać? Kiedy piszę ten tekst, wciąż wracają do mnie słowa Anatola France'a (pisarza, ale także historyka), który mawiał: "Wszystkie książki historyczne, które nie zawierają kłamstw, są krańcowo nudne". Ech, coś w tym jest, coś jest...
Na Węgrzech dzieje miłości i śmierci Klary to wciąż historia kultowa, przywoływana w sztuce, piosenkach, wierszach. W 1911 roku Aladár Körösfői-Kriesch namalował dwa przemawiające do wyobraźni obrazy, które zatytułował "Historia Klary Zach" - i to one właśnie są ilustracją tego tekstu. A w 1855 roku poeta János Arany napisał balladę o Klarze, która w ostatnich latach zaczęła żyć nowym życiem. Folk-metalowy zespół Dalriada napisał do niej muzykę i zamieścił na wydanej w 2009 r. płycie (nagranie wyżej). Choć taka muzyka to raczej nie moja bajka, a z ballady Arnaya nie rozumiem ani słowa, to piosenka zadziwiająco mocno zapadła mi w pamięć, a główny motyw od paru dni nie może się ode mnie odkleić, ciągle go słyszę. Polskiego tłumaczenia ballady Arnaya nigdzie nie mogłam znaleźć. Czy w ogóle istnieje? Zna je ktoś? A może potraficie sami przełożyć balladę choćby trochę lepiej niż tłumacz Google'a? Napiszcie!
Z ciekawością przeczytałam, nie znałam tej historii.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię, Andromedo, za to chodzenie swoimi ścieżkami. Tak trzymaj! Najlepszegoo w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńJeju, nigdy nie słyszałam tej historii. Biedna ta Klara, normalnie szok...
OdpowiedzUsuńJakkolwiek jestem historykiem, to nie czuje się dotknięty ani zniechęcony do lektury tego ciekawego bloga :) Wezmę jednak częściowo w obronę kolegów po fachu. Im dalej cofamy się w historię, tym mniejszą ilością źródeł dysponujemy, a w związku z tym wzrastają znaki zapytania, wątpliwości, a mnożą się hipotezy i kwestie, których nigdy nie da się wyjaśnić. Jako przykład podam sprawę śmierci księżnej Ludgardy i domniemanej winy jej męża - księcia, a później króla - Przemysła II: http://poznanskiehistorie.blogspot.com/2012/02/tragiczna-historia-ludgardy.html Historycy muszą podchodzić krytycznie do źródeł i ostrożnie ferować wyroki, bo inaczej grozi nam, że wzorem Wincentego Kadłubka będziemy pisać, że Polacy walczyli z Aleksandrem Wielkim i Juliuszem Cezarem, a najlepiej, że Adam i Ewa byli Polakami... Co do historyków, którzy za wszelką cenę bronią Kazimierza Wielkiego, to ich argumentacja śmieszy mnie tak samo jak Panią, ale to już skaza historyków z naszego kraju, którzy za wszelką cenę chcą wszystkich przekonać, że Polacy zawsze byli szlachetni, rycerscy, a nasi władcy uznani za bohaterów narodowych, na pewno byli szlachetni jak król Artur. Historia nie jest, nie była i nigdy nie będzie nauką obiektywną, więc zawsze interpretacja źródeł i ocena osób, zdarzeń i motywacji będzie skażona osobistymi przekonaniami piszącego. W pełni obiektywny historyk to ideał, do którego się dąży, a którego chyba się nigdy nie dosięgnie... Nadal z największą przyjemnością będę czytał Pani interesującego bloga :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPowinnam od razu w poście wyłączyć z mojej „przedmowy” Autora Poznańskich Historii, przecież mogłam się spodziewać, że będzie Pan ponad to! Oczywiście, zdaję sobie sprawę, jaki problem sprawia historykom najdawniejsza przeszłość, usiana znakami zapytania. Nawet mnie, kompletną amatorkę, doprowadzają do szału te NN przy informacjach o dzieciach, żonach czy mężach pierwszych polskich władców albo urywanie w połowie ciekawej biografii sakramentalnym: „dalszy jej/jego los jest nieznany”. Naprawdę, rozumiem Państwa dylematy. Paradoksalnie, jestem w dużo lepszej sytuacji niż profesjonaliści. Wy, w przeciwieństwie do mnie - zwykłej popularyzatorki przeszłości - nie możecie nigdy „popłynąć” (w rozsądnych granicach!), nawet jeśli źródła nie do końca na to pozwalają. Brak mi jednak trochę w polskim pisaniu o historii zabawy hipotezami, przypuszczeniami, domysłami, brak stawiania ryzykownych tez i odważniejszych interpretacji – czyli tego wszystkiego, co sprawia, ze stara opowieść sprzed wieków zyskuje nowa siłę, by wciągnąć nas, współczesnych czytelników-szaraków. Na wielkie odkrycia w historii możemy przecież liczyć niezmiernie rzadko, ale czy one przesądzają o jej atrakcyjności? Wydaje mi się, że czasem wystarczy przeczytać na nowo coś, co już - wydaje się - dobrze znamy i zyskuje to inny sens. Przypuszczam, że skoro nie zżyma się Pan na moją pisaninę, to jest podobnego zdania. Naprawdę cieszę się, że profesjonalista lubi tu zaglądać - nie wie Pan nawet, jakie to dla mnie ważne! Choć od razu zastrzegam, że ten blog jest i pozostanie miejscem dziewczyn, kobiet i ich spojrzenia na przeszłość. Mnemosyne, Misianka, Lady Lukrecja, najbardziej cieszę się, że Wam się podobało!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, pisałem to już kiedyś i podtrzymuję, że robi Pani naprawdę świetną robotę. Zdaję sobie sprawę, że jest to blog dla dziewcząt, niezależnie od wieku i przedstawia on kobiecy punkt widzenia w spojrzeniu na przeszłość - i bardzo dobrze! Spojrzenie na historię oczami kobiet jest potrzebne i wzbogaci nasze własne (męskie) widzenie przeszłości, tak więc nie tylko dziewczęta i kobiety czytają i będą czytać Pani bloga. Sam też na swoim blogu staram się pisać o wybitnych kobietach związanych z Poznaniem, sytuacji kobiet na przestrzeni dziejów w tym mieście, modzie itp. Jako przykład niech posłuży tekst o księżnej Ludgardzie, do którego link zamieściłem w poprzednim komentarzu. Czy robię to dobrze? Nie mnie oceniać. Nie mam niestety kobiecego punktu widzenia, więc namawiam koleżanki po fachu (a wśród nich nie brakuje fanek "Kobiet i Historii")do pisania o wybitnych poznańskich kobietach. Pozdrawiam i czekam na kolejne ciekawe artykuły :)
UsuńAle to bardzo dobrze, że nie zmusza się Pan do kobiecego punktu widzenia. Dopiero jeden i drugi sprawia, że jest ciekawie! Historia Ludgardy i jej księcia – fascynująca. Zaczyna się jak z Romea i Julii, potem romantyczne książątko zmienia się w Henryka VIII, opętanego pragnieniem posiadania syna, a na koniec jeszcze mamy wątek jak z Otella. Ja bym pewnie skupiła się na emocjach, Pan pisze o faktach, ale właśnie dzięki temu każdy znajdzie swoją historię. I tak jak Pan myślę, że najważniejsze, aby w ogóle je opowiadać. Dziękuję za wszystkie miłe słowa, pozdrawiam!
UsuńPS. Kocham Długosza. On wszędzie podejrzewa zdrady, pomsty, morderstwa, nawet jeśli obowiązek kronikarza każe mu przyznać, że część tych doniesień to plotki. Historię Klary Zach też znamy głównie dzięki niemu!
Sęk tylko w tym, Andromedo, że niewiele u nas tych kobiecych punktów widzenia. Jest garstka feministek, kilka historyczek i strasznie mało ciekawych tekstów. Szczerze powiedziawszy to historia kobiet zainteresowała mnie dopiero na Twoim blogu...
OdpowiedzUsuńNo to wszystko przed nami, ale czy to nie fajne? Jesteśmy trochę jak kobiety, o których piszę, też musimy powalczyć o swoje
UsuńTo przerażająca karta w historii, niedawno trafiłam na historię Klary Zach i ponownie na Twoim blogu. Nie lubimy pamiętać, że król z przydomkiem "Wielki" popełniał takie czyny w swej młodości. Historia tej dziewczyny winna dać do myślenia także współczesnym, bo dzisiaj nikogo nie wożą w klatce, to jednak mężczyznom "na stanowisku" zwyczajnie wolno więcej.
OdpowiedzUsuńTen nasz Wielki Krol podobny do wielu innych mezczyzn...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Historię tę znam bardzo dobrze i od dawna. Gdy przeczytałam początek posta, uśmiałam się i jeszcze z większym zainteresowaniem czytałam, gdy napisałaś, żeby historycy tu nie zaglądali. Właśnie dlatego zajrzałam! :D
OdpowiedzUsuńA gdy przeczytałam, że będzie to historia o polskim młodym królewiczu i ślicznej dwórce, miałam przeczucie, że to będzie historia Kazimierza i Klary. Może podświadomość mi to podpowiedziała, gdy zobaczyłam ilustracje do tekstu.
A tutaj link do posta na moim blogu, gdzie zamieściłam skany z Focusa Historia, o niewinnym Kazimierzu, zachęcam do przeczytania, aby poznać inny punt widzenia: http://opowiescistypendialnepooja.blogspot.com/2012/08/ogoszenienowy-focus-historia.html
Pozdrawiam!
Marysia
Zapraszam:
https://www.facebook.com/OpowiesciStypendialneCzyliPoojaWWielkimSwiecie
http://opowiescistypendialnepooja.blogspot.com/
ps. Chciałabym umieć pisać tak pięknie i ciekawie, jak Ty :)
Wiem, że komentarz jest bardzo spóźniony (wszak wpis pojawił się rok temu!) ale widzę, że nikt nie dodał tłumaczenia ballady Jánosa Arany, o które prosiłaś. Najprawdopodobniej sama już dawno je znalazłaś, niemniej jednak podaję link dla takich, jak ja- którzy Twój blog odkryli dopiero niedawno i pochłaniają całą jego treść bez opamiętania :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.tekstowo.pl/piosenka,dalriada,z_ch_kl_ra.html
Na pewno słyszałaś to już nie raz, ale wspaniale piszesz! Jesteś też pierwszą osobą, której udało się mnie zainteresować historią :) Gratuluję i pozdrawiam!
Lynx
Bardzo, bardzo serdecznie Ci dziękuję! Nie przyszło mi do pustej głowy zajrzeć na tekstowo.pl,, ale jak się ma super,Czytelniczki, to gapę wyręczą.
UsuńGorąco pozdrawiam!
Jeśli ktoś należał do spisku to czemu kara nie spotkała pozostałych spiskowców?
OdpowiedzUsuńHistoria życia Kazimierza Wielkiego dowodzi, że był to drań nad draniami, który miał w nosie wszelkie reguły życia społecznego.
Żułwi Miszcz
Jestem z rodu Zach,wygnanych i przyjętych przez króla Władysława Łokietka do Polski.
OdpowiedzUsuńGdy byłam dzieckiem,opowiadał mi to wszystko dziadek,mojej mamie też dziadek i jej ojciec,a mój dziadziuś i tak to było przez wieki.Dla mnie to była bajka,słuchałam i cierpiałam wraz z Klarą,prosiłam mojego dziadziusia o to by opowiadał bajki o Klarze i królewiczu.Gdy mogłam przeczytać o całej tej historii już z innych dostępnych źródeł,to wiem już-że to nie była bajka.Klara-ciągle jest żywa w mojej pamięci,była księżniczką z mojej bajki.
Pozdrawiam pięknie Barbara z rodu Zach
Bardzo dziekuję za ten wpis, Niesamowite, jak często wielka historia spleciona jest z tą prywatną, domową i wspaniałe, że siedem wieków nie ma znaczenia dla ludzkiej pamięci,
UsuńA co do Klary - myślę, jest księżniczką z bajki nas wszystkich kobiet.
Serdecznie pozdrawiam
Przypadkiem trafiłem na ten post.. również jestem z rodu Zach..
UsuńAle nie znałem wcześniej tej historii.. Mój dziadek zmarł kiedy mój tata miał 19 lat.. ze strony dziadka- nie znam nikogo..
Pozdrowienia dla wszystkich z rodu!!!
..dodam jeszcze, że czytałem z zapartym tchem.. wspaniale napisane!!!
UsuńJa myślę, że z tymi historykami to jest tak, że choć rzeczywiście muszą być w swych twierdzeniach bardzo ostrożni i skrupulatnie sprawdzać każdą postawioną tezę, to w chwili natrafienia na niewiadomą wolą raczej składniać się ku "rozsądnym" i "logicznym" opcjom wydarzeń. A życie pisze często takie scenariusze, że niejedna powieść fantastyczna przy nich blaknie. I może dlatego chłodno myślącym historykom tak ciężko skłonić się do tych "szalonych" wersji zdarzeń, bo "tak to przecież tylko w bajkach bywa". A tymczasem nawet najnowsza i dobrze udokumentowana historia daje przykłady zdarzeń nadających się na scenariusz filmowy (choćby operacja Argo- gdyby nie istniały żadne dokumenty dotyczące tej operacji, zaś sama historia wydarzyłaby się kilka wieków temu, pewnie skłonni bylibyśmy uwierzyć, że uwolnienie zakładników zostało spowodowane zabiegami dyplomatycznymi obu stron konfliktu i ugodami, a nie zaś brawurowym spiskiem pewnego agenta). Również nasza natura ludzka jest taka, że chętniej wierzymy w opowieści prawdopodobne, choćby były kłamstwem, niż te szalone, choćby co do joty były zgodne z prawdą. Sama zaś historia Klary w wydaniu "legendowym" i tak wydaje mi się bardzo prawdopodobna. Podobnie było w przypadku hrabiny Cosel (może chciałaby Pani kiedyś opisać jej historię?), która została uwięziona przez swojego kochanka Augusta Mocnego po trwającym przez lata związku - w tym przypadku oficjalna historia także skłania się do wersji knucia przeciw Królowi i alternatywne przyczyny spycha na margines legend. Pozdrawiam - stała czytelniczka :)
OdpowiedzUsuńJasne, ma Pani rację. Moje „pretensje” do historyków wynikały po prostu z małej frustracji zwykłej czytelniczki ich rozpraw. Bo większość z nich zrobi co się da, żeby zabić nas nudą :) Ale może robienie z faktów historycznych dobrych opowieści to zadanie dla pisarzy i artystów? (Operacja Argo też zadomowiła się w powszechnej świadomości dzięki filmowi Bena Afflecka). Choć nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przy odrobinie wysiłku udałoby się połączyć jedno z drugim.
UsuńA co do hrabiny Cosel – jest na mojej liście i w przyszłości na pewno wpis się pojawi.
Serdecznie pozdrawiam
O władcy Kazimierzu jest wiele informacji. Jak wziąć wszystko co się o nim słyszało to sama nie wiem czy jest to postać pozytywna czy negatywna historii. Najgorsze chyba były jego legendarne popędy http://www.open-youweb.com/kazimierz-wielki-bigamista/ czyli wiele kochanek. Natomiast mam inne pytanie poboczne czy jako władca był dobry według Was względem polityki zagranicznej?
OdpowiedzUsuń"Po dobroci czy gwałtem... czy to ma znaczenie? "
OdpowiedzUsuńOwszem ma znaczenie!
Ja również nie znałam tej historii! A napisałaś to tak rwewelacyjnie, że przeczytałam jednym tchem!:) A tak swoją drogą..Biedna ta Klara...:(
OdpowiedzUsuńDodać jednak należy że węgierscy historycy również nie wierzą w winę Kazimierza a przecież nie mają powodów by go wybielać. Polecam ten artykuł https://histmag.org/Klara-Zach-ofiara-krolewskiej-zadzy-czy...-plotek-i-pomowien-17440/1
OdpowiedzUsuńX
Wspaniały temat i super przedstawione informacje. Nie znałem tej historii, a naprawdę wydaje się ciekawa. Wczoraj czytałem taką o drzwiach na jego temat, a teraz coś zupełnie nowego.
OdpowiedzUsuń