Kobiety i Historia

środa, 23 stycznia 2013

Śmierć i dziewczyna


To, co zrobiła, było zwykłym szaleństwem. Nikt przy zdrowych zmysłach inaczej tego nie nazwie. Szaleństwo musiało kiełkować w głowie Marii już od dzieciństwa, skoro jako 24-latka okazała się regularną wariatką. Bo co ona sobie wyobrażała? Że pójdzie w pojedynkę na Kozaków i wygra? A nawet jeśli przegra i zapłaci życiem, to po latach ktoś tę ofiarę weźmie na poważnie? Spróbuję opowiedzieć Twoją historię Mario, choć nie wiem, czy mi się uda, bo nie rozumiem Cię ani w ząb...

Maria Piotrowiczowa
Oto Maria. Śliczna dziewczyna z bogatej ziemiańskiej rodziny, która powinna prowadzić salonowe życie heroiny z wiktoriańskiego romansu. Biegać na bale, strzelać spojrzeniami zza wachlarza, przebierać w adoratorach, a na koniec stworzyć z jednym z nich szczęśliwą rodzinę i dochować się gromadki dzieci. Ale niestety, Maria jest Polką. W dodatku urodziła się w Rzeczpospolitej 1839 roku, istniejącej tylko w umysłach ludzi, którzy tu mieszkają. To nie jest kraj dla normalnych ludzi! I Maria nie jest normalną panną. Nie czytuje na dobranoc romansów pani de Staël, tylko zatruwającą duszę pisaninę Mickiewicza, te wszystkie straszne historie o buntownikach, spiskach i kaźniach. Nie wzrusza się śmiercią szekspirowskiej Julii, bo wszystkie łzy wylała przy Konradzie Wallenrodzie. Jest jasne, że nic dobrego z tego nie będzie!
W domu nikt Marii nie przywołuje do porządku. A gdzieżby, skoro wszyscy myślą tak samo! Jej ojciec, Zygmunt Rogoliński, walczył w powstaniu listopadowym; wuj należał do spisku, który powstanie zainicjował. To tak zwany patriotyczny polski dom, w którym żadną miarą nie hamują narodowych zapędów dziewczyny. No więc dziewczyna robi co chce.
Źle się bawi, już od początku. Ma ledwie 17 lat, gdy znajduje sobie męża - kompletnie nieodpowiedniego. Konstanty Piotrowicz to nauczyciel w szkole elementarnej, biedny jak mysz kościelna, ale w gruncie rzeczy taki sam, jak Maria. Jeden z tych ideowców, którzy biorą nędzne posady nauczycielskie z jednego tylko powodu: by krzewić swoje idee narodowe wśród dzieci, by opowiadać im te szkodliwe bajdy o wolności. Maria natychmiast się zakochuje i oczywiście stawia na swoim, choć to przecież mezalians. Dziwne, że nikt z rodziny nie staje w poprzek tym pragnieniom. Ulegają nadspodziewanie łatwo, uznając, że wielka fortuna dziewczyny wystarczy im obojgu. 
Konstanty i Maria pobierają się, zamieszkują w zasobnym folwarku pod Łodzią, i czekają. Czują, że lada moment nadejdzie ten niezwykły czas, o którym słuchali przez całe dzieciństwo. Wszyscy to wiedzą, wszyscy czują, że zaraz się zacznie. Przed powstaniem styczniowym ulice polskich miast przypominają wielki teatr narodowy. Kobiety noszą czarne suknie, a zamiast pierścionków wsuwają na palce żelazne obrączki z krzyżykiem. Mężczyźni przebierają się w kontusze i kościuszkowskie mundury, zakładają krakowskie rogatywki. Polaków ogarnia jakaś zbiorowa, narkotyczna gorączka, z której wywodzą pewność, że lada dzień się dopełni dziejowa sprawiedliwość, że historia naprawi krzywdy i wyrówna rachunki, że wystarczy garstka gorącogłowych idealistów, by pokonać rosyjskie imperium zła.


Gdy wybucha powstanie, Maria jest gotowa. Obcina warkocz, zakłada męski strój. Razem z Konstantym idą do powstańczego oddziału. Mizerny to oddział, składa się głównie z kosynierów, strzelców ma niewielu. Ale kto by tam liczył strzelby w tym hipnotycznym narodowym spektaklu! Im się wydaje, że siła woli i głębokie pragnienie to aż nadto, by sen o wolności się spełnił.
Maria na początku zachowuje się w miarę rozsądnie. Robi to, w czym my, kobiety, jesteśmy dobre. Zbiera pieniądze dla oddziału, organizuje mundury i żywność, kupuje broń. Ale przecież wie, że na tym się nie skończy, że tym, czego jej dowódcy potrzebują najbardziej, wcale nie są ludzie zajmujący się aprowizacją. Brakuje tych, którzy będą się bić. I Maria zamierza stanąć w pierwszej linii.


Jej los dopełnia się 24 lutego 1863 r. Tego dnia Rosjanie zaskakują  powstańców obozujących na skraju lasu, w okolicach wsi Dobra. Bitwa rozpoczyna się w godzinach południowych i trwa do 17.00. Od początku jest jasne, że będzie to kolejna piękna klęska.  Powstańcy odpierają dwa ataki Kozaków, przy trzecim bronią się już chaotycznie.
Maria nie zamierza się poddać, choć rosyjski oficer gotów jest ją oszczędzić. Nawet on nie chce mieć na sumieniu dwudziestolatki, co to za honor zabić dziewczynę! Ale ta dziewczyna za hańbę uznaje jego propozycję. Broni sztandaru oddziału i walczy jak furia. Uzbrojona w rewolwer i kosę, okrążona przez Kozaków, jednego zabija, drugiego rani, pod trzecim zabija konia. Na końcu ginie sama od ciosów pik i szabel.
Kozacy pastwią się nad jej ciałem tak, jakby o szczególną wściekłość przyprawiało ich to, że stawała przeciw nim dziewczyna. Wbijają bagnety w jej pierś, aż kubrak Marii zmienia się w krwawy strzęp, tak pokłuty, że trudno zliczyć ciosy. A gdy po bitwie jej ciało przywożą do domu, wychodzi na jaw jeszcze jedna straszna prawda: dziewczyna była w ciąży, miała urodzić bliźnięta. Co zrobiłaś, Mario? Warto było oddać trzy życia za powstańczy sztandar? 
W relacjach świadków zachował się opis jej pożegnania: „W otwartej trumnie - w starym ojców dworze leżały jej zwłoki. Zapalone gromnice, naokół szlochająca rzesza. Do świetlicy wszedł kapitan rosyjski - ten, którego żołnierze zamordowali Marię. Wyjął z kieszeni świecę, zapalił, postawił u nóg bohaterki, a sam cofnął się w kąt izby i na szabli wsparty - płakał”.


Rankiem, 28 lutego 1863, w całej Łodzi biją dzwony. Miasto szykuje się do pogrzebu powstańców. W bitwie pod Dobrą zginęło ich 70, drugie tyle umarło z ran. Dźwięk dzwonów słychać w szpitalnej sali, gdzie leży Konstanty. Dostał bagnetem cios wzdłuż prawej piersi, padł nieprzytomny w walce, ale teraz lekarz mówi, że wszystko skończy się dobrze, że będzie żył. Tylko, dodaje, "trzeba oszczędzać mu wzruszeń". Ukrywają przed nim śmierć Marii, ale tego ranka, gdy pyta, komu tak dzwonią, gadatliwej pielęgniarce wyrywa się: "To dla pańskiej żony ten wspaniały pogrzeb". Więc już wiecie, jak to się skończy, serce Konstantego nie wytrzyma, jej pogrzeb stanie się i jego końcem. 
I to ostatni akt tej historii Romea i Julii znad Wisły, w którą zawsze musi wmieszać się Polska. 


Patos, patos, wszystko to patos! Na koniec trzeba wziąć się w garść i wygarnąć im parę słów prawdy. Bo to przez takich jak oni wciąż przeżywamy tę nieznośną, polską udrękę. Mamy 150. rocznicę wybuchu powstania styczniowego i - Jezu! - znowu spadły na nas te wszystkie straszliwe opowieści o Bogu, Honorze i Ojczyźnie, o przegranych bitwach i bezsensownych ofiarach, o umęczonym Traugutcie i Sierakowskim, powieszonym z przetrąconym karkiem. Znów każą nam słuchać o daremnym heroizmie powstańców, a przecież nudne to i durne! Nowoczesny patriotyzm to nie pohukiwania o ojczyźnie, ale sumienna praca w korporacjach i zbieranie psich kup z trawników! Tak właśnie myślę, tylko... jakoś nie mogę zapomnieć o Marii... o wariatce w kubraczku poharatanym przez Kozaków. Jej historia uparcie siedzi mi w głowie i wcale nie chce z niej wyjść. Spisałam ją, może w końcu przestanie mnie dręczyć. Tyle dobrego, że innych dręczyć nie będzie, bo o Marii mało kto słyszał. Jej imię nosi jedna polska szkoła, ale żaden uniwersytet; poświęcono jej kilka tekstów, ale żadnej książki. Tylko czemu wciąż czuję, że powinnam za to przeprosić? I powiedzieć: dziękuję, Mario, Ty wariatko...

(Ilustracją tego tekstu są obrazy Jacka Malczewskiego: W tumanie, Thanatos, Śmierć Ellenai)

52 komentarze:

  1. Andromedo! Piękna i wzruszająca historia młodej "wariatki"?! Nie słyszałam nigdy o tej szalonej dziewczynie. Twoje słowa dają do myślenia... jak to z tą Polską jest??? Pozdrawiam serdecznie! S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy była wariatką bo czuję, że sama bym tak postąpiła. No chyba, że byłabym świadoma ciąży...Co do tego rosyjskiego oficera to nie bardzo mi się chce uwierzyć, że chciał ją ocalić no ale nie znam tej historii więc może to była prawda. Jeśli ja miałabym napisać tą historię to byłaby bardziej brutalna i pan oficer nie byłby taki łaskawy. Może dlatego, że za dużo się naczytałam o tym jak kozacy. traktowali nasze kobiety! Ale może wśród wrogów też znajdowali się honorowi...Jakby nie było to podoba mi się postać Marii no może jakbym wiedziała, że ona wie o ciąży to jej bym nagadała i potępiła a tak też jej dziękuję! ;)
    Co do mówienia o naszej historii to uważam, że za mało się mówi!
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję Ci za Twoje za każdym razem ciekawe wpisy! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro płody były widoczne przy sekcji, to bardzo musiałaby szukać usprawiedliwień- co najmniej trzeci miesiąc.

      Usuń
    2. No właśnie! Też mi się wydaje, że ona poszła na tych Kozaków, wiedząc, że jest w ciąży. I naprawdę się zastanawiam, czy to był patriotyzm, czy zwykłe szaleństwo...

      Usuń
  3. Witam!
    Nie miałam pojęcia o kimś takim jak Maria, dzięki wielkie za możliwość poznania tej pięknej historii. Co do patriotyzmu, tego naszego polskiego: jestem z niego bardzo dumna, ponieważ tak nas nakreśliła historia. cytując klasyka : jaka historia taki patriotyzm:)) wiem,że niektórzy chcieliby aby 11 listopada (czy inne )był obchodzony tak hucznie niczym 4 lipca w USA, ale czy wszystko w tym naszym kraju musi być jak u innych?moim zdaniem taka nasza, polaków ognista natura, że pamiętają wyrządzone krzywdy nawet po 150 latach:)) Jesteśmy dumnym narodem, który dosłownie "nie da pluć sobie w twarz" , tylko tak jakby teraz o tym zapominamy i damy wodzić się za nos:( gdyby ktoś zapytał mnie czy jestem dumna z bycia polką , odpowiedziałabym ,że jak najbardziej, pytanie tylko co zrobiłam dla tej mojej Ojczyzny aby stał się lepszy? nic, więc nie będę jej krytykować.
    Pozdrawiam Andromedo , wykonujesz tu kawał świetnej roboty!
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Andromedo, gratuluję i jednocześnie zazdroszczę Pani talentu literackiego. Co to historii, którą nam Pani opowiedziała, to jest ona fascynująca i nikogo nie pozostawi obojętnym. Mój stosunek do powstań narodowych jest jednak dość krytyczny. Pochodzę z Wielkopolski, a więc idea pracy organicznej, polegającej na potrzebie kształcenia się, budowania potęgi ekonomicznej, zasypywania różnic klasowych i społecznych, czy wreszcie rozwoju świadomości narodowej, jest mi bliższa. Wielkopolskim organicznikom chodziło o stworzenie nowoczesnego społeczeństwa, w którym Polacy byliby wykształceni, pracowici, świadomi swojej wartości, zaradni i zamożni. Wtedy żaden zaborca nie dałby nam rady. No, ale zabór pruski, to nie rosyjski. Prusy były państwem praworządnym, dla których litera prawa była najważniejsza. Taki Tytus Działyński mógł wytoczyć proces państwu pruskiemu o konfiskatę majątku za udział w powstaniu listopadowym... i go wygrać, w Rosji by to nie przeszło, choć Rosja carska w porównaniu z ZSRR, to prawdziwy raj. W Wielkopolsce jednak mieliśmy trzy powstania (1806, 1848 i 1918/19), w tym dwa wygrane (1806, 1918/19). Jednak zgadzam się z Hipolitem Cegielskim, że "trudniej żyć dla Ojczyzny, niż dla nią umierać". Czasem jednak dobrze jest poznać inny pogląd na sprawę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze. Dziewczyny, dzięki, że wciąż chcecie czytać i zostawiać opinie. A stosunek do powstań… Ja pochodzę z Kongresówki ;) a my tutaj w większości powstańców hołubimy, choć (przyznaję) to uwielbienie często pozbawione jest jakichkolwiek rzeczowych argumentów. Kochamy ich, jak świętych szaleńców piszących krwią narodowe dzieje. Dlatego zdanie Cegielskiego, że trudniej żyć dla ojczyzny niż za nią umierać - choć zgrabne i słuszne zapewne - jakoś do mnie nie trafia. Wciąż myślę że mnie jednak trudniej byłoby za nią umrzeć…

    OdpowiedzUsuń
  6. Miło czytać ten wpis.Ukończyłam liceum im. Marii Piotrowiczowej i mieszkam przy ulicy jej imienia.Pozdrawiam serdecznie z Łodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniale, że się odezwałaś, nie tak nas mało, fanek Marii! Najserdeczniej pozdrawiam.

      Usuń
  7. To niesamowite, że komentarz pod Twoim postem zostawiła absolwentka Liceum im. Marii Piotrowiczowej.
    Kolejna wzruszająca historia kobiety. Brawo Andromedo :)
    Serdeczności :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały czas wierzę, że się odnajdziemy i będziemy pisać naszą historię razem i po swojemu. Uściski!

      Usuń
    2. Kobiety cenię za odwagę, za to że wyciągają na światło dzienne prawdę, nieustannie walczą z niesprawiedliwym ich ocenianiem, obwinianiem za wszelkie zło, spychaniem na margines, umniejszaniem zasług...
      I chociaż nie śledzę Twoich wpisów od samego początku i większości nie przeczytałam, to jestem już ciekawa następnych.
      Niemniej jednak w wolnych chwilach spróbuję nadrobić zaległości :)))

      Usuń
  8. Przerażające w naszych czasach jest to, że wszyscy wierzą w mit o wolności kiedy jej nie ma, tak samo jak kiedyś za rozbiorów a nawet bardziej, bo niby na mapie jest, niby flaga powiewa... tyle że dzisiaj nie ma nikogo, kto by za tę flagę chciał się wykrwawiać. Wielu tak mówi a jednak zło panuje i ma się coraz lepiej.

    Piękny tekst, piękna choć gorzka historia, ale ja Marię całkowicie rozumiem. Ona miała w sobie ziarno prawdy, której ze świecą dzisiaj szukać w tym szarym kraju nad Wisłą. Dzisiaj takich ludzi już nie robią....

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę podobnie o Marii. Ona rozumiała, że niewiele warta ojczyzna, która nic nie kosztuje.
      Dziękuję za lekturę, serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  9. Niezły talent gawędziarski. BTW - "samotrzeć" oznacza "w towarzystwie 2 osób" czyli w 3-kę. Ona mogła się "samojedna" rzucić na kozaków
    :-)

    Gramar Nazi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były z nią jeszcze dwie kobiety, też zginęły.
      A spamu tu sobie nie życzymy, zwłaszcza takiego, jak poprzednie Pana komentarze. Będą bezwględnie kasowane.
      Czy nie lepiej zaglądać tam, gdzie żółć nie zalewa?

      Usuń
    2. Toż uprzejmie napisał; błąd poprawił.

      Tekst bardzo dobry, ale czemuż wrogie nastawienie?

      Usuń
    3. Moja wina. Z rozpędu pomyliłam Cię?/Pana?/Panią? z wrednym spamerem, który mnie nęka od rana. Przepraszam najszczerzej. Pozdrawiam

      Usuń
    4. I ma Pan/Pani rację. Towarzyszki Marii wypadły przy redakcji tekstu, więc "samotrzeć" to teraz głupota. Już zmieniam i przepraszam jeszcze raz.

      Usuń
  10. Patriotyzm nowoczesny jest dobry i bezpieczny, ale jest coś takie w ludzkiej naturze, że lubi słuchać historii o szaleństwie o pasji i jakiejś dziwnej, nieokrzesanej walce o wolność. Nie mówię tu tylko o wolności niepodległościowej, ale o każdej. O wolności od stresu życia codziennego, od mieszczańskiej pruderyjności, od wytworów społecznych czysto. Bo jest niewiele rzeczy bardziej pierwotnych niż walka o przetrwanie... chociaż? Nasunęła mi się myśl taka: walka i wojna rzecz męska, a dla płci żeńskiej mówi się, że podstawą roli w gatunku jest zapewnienie jego przedłużenia- wydanie potomstwa. Bardzo ciekawie historia Marii pokazuje dążenie do odwrócenia roli społecznej! Kto wie, może w dzisiejszych czasach pracowałaby sumiennie, brała nadgodziny i była na stanowisku kierowniczym, co niestety niekiedy nadal jest bardziej kojarzone z mężczyznami, byłaby kobietą sukcesu, bezdzietną i zawsze gotową do walki o rzeczy priorytetowe dla firmy. Urodziła się w czasach i rodzinie, które zdefiniowały jej poglądy, ale nie uciszyły pragnienia wolności i pierwotnego (tak mi się wydaje) instynktu. Myślę, że nie powinno się jej oceniać w kategorii bohaterka-szalona samobójczyni, która nie patrzy na dobro dzieci. Dziś my kobiety mamy luksus przyznać, ze nie jesteśmy na dzieci gotowe, że nie czujemy instynktu macierzyńskiego, dlaczego zakładać, że ona nie miała podobnych odczuć? A do tego na dokładkę, jakby jej nie oceniać, cytat M. Atwood:"Obłudna czytelniczko! Moja bratnia duszo! Siostro! Chwalmy panny głupie, które dały nam Literaturę!". Bo "Panny mądre opatrzyły swoje lampy i napełniły je oliwą, a pan młody przyszedł po prostu do drzwi wejściowych, gdy nadeszła pora kolacji. Żadnego hałasu, żadnego zamieszania ni i NIE MA O CZYM OPOWIADAĆ" :))
    Co do tekstu- jak już pewnie zauważyłaś, jestem wielką fanką Twojego stylu i tematyki i ogółu! Ale się rozpisałam (proszę surowo mnie nie oceniać, ja z matury z języka ojczystego nie za dużo miałam procent ;p)
    Pozdrawiam i czekam na kolejne historie
    eczytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawa zmiana perspektywy. Rzeczywiście, ja też patrzyłam na Marię jsk na kobietę wedle przypisanej jej społecznej roli, stąd ta opozycja: bohaterka czy wariatka. Ale przeciez równie dobrze mogło być tak, jak sugerujesz. Więcej, pewnie nawet tak było, tylko przywykliśmy kobiety - a zwłaszcza te z przeszłości - mierzyć zupełnie inną miarą niż mężczyzn. Te wymykające się schematom zazwyczaj dostają łatkę wariatki, choć to przecież one tworzą historię. Wzięłam to sobie za motto, a też zapominam!
      Nie znałam tego cytatu Margaret Atwood, wspaniały! Mam nadzieję, że częściej będziesz zostawiać tu swoje komentarze.
      Śerdecznie pozdrawiam

      Usuń
    2. W takich sprawach Atwood jest po prostu kopalnią świetnych przemyśleń :) Swoją drogą nie podoba mi się ta tendencja anonimowych (nomen omen pisze anonim, ale obiecuję kiedyś przełamię wrodzoną nieśmiałość i zmienię szarą ikonę na coś znacznie lepszego ;p) i naprawdę nie na poziomie komentarzy :< Pamiętaj, że warci uwagi czytelnicy Cię zawsze wspierają (nawet, a może tym bardziej jak polemizują!), a ludzie w internecie mają za duży darmowy transfer i cieszy ich trollowanie :<
      Tak trzymaj A.!
      Pozdrawiam
      eczytelniczka

      Usuń
    3. Szczerze mówiąc, nawet trolli zniosę, jeśli w zamian lizną trochę historii. Ale wielkie dzięki za wsparcie!

      Usuń
  11. Autor to idiota, nie kocha Ojczyzny, a nie ma nic piekniejszego niz BOG, CHONOR OJCZYZNA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor kocha ojczyznę, a dodatkowo rozumie też słowo IRONIA

      Usuń
  12. Brak nam dzisiaj takich "Waraiatek"... dzieki nim nie zapomni sie nigdy co w zyciu wazne jest...
    Piekny bloog...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę jednak nas jest, Twój blog dowodem...
      Uściski!

      Usuń
  13. o to kolejna wariatka której wbiło się patriotyzm to głowy i zgineła w imię czego ? bezsensowna śmierć młodej dziewczyny

    ale przyznać trzeba że tekst napisany dobrze,lekko i ironicznie

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie chcę namawiać do zapominania o takich Mariach (niezależnie do płci). Zauważam jedynie, że w naszym myśleniu nic się nie zmienia. Wydajemy prosty osąd: zginął? Bohater- patriota!. Nie ważne jak głupia, jak bezsensowna była ta śmierć. Patriota= nieżywy. W naszym myśleniu nie jest patriotą ten, który przetrwał, pracował i rozwijał się. A taki, który nie chciał walczyć, to oczywiście tchórz i zdrajca. Historia pozbawiła nasz naród inteligencji, prawdziwej elity. Dziś rządzą nami dorobkiewicze, którzy dla prywaty są gotowi na niemoralne i nieetyczne czyny. Historia pozbawiła nas wielu skarbów narodowych, miast, ludzi, a my w kółko swoje. Zwyciężyliśmy w tyko jednym powstaniu. Nie bardzo o nim pamiętamy. Ale wszystkie inne, przegrane, te w których zginęło wielu Polaków... święta narodowe! Nieważne, że organizowane wśród narodowych kłótni, że źle przygotowane, że skazane na przegraną już w chwili pojawienia się idei. My je traktujemy jako dowody patriotyzmu. Tu postać dwuznaczna, bo kobieta była w ciąży. Ale jak ślicznie zginęła! Podziurawiona jak sito. Ot, patriotka! Zabiła siebie i dwoje swoich dzieci. Prawdziwa matka Polka! Wciąż takie myślenie wpajamy młodemu pokoleniu. Zapytajcie młodych ludzi o to jak rozumieją patriotyzm. Wielu nie potrafi udzielić odpowiedzi, bo... jak nie można umrzeć za kraj, to już ni jak inaczej się patriotyzmu nie okaże. Nie przeraża was to? Nie widzicie, że wciąż ponosimy skutki hołdowania bezsensownej śmierci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie,patriotym to choroba tłoczona do pustych głów marzycieli

      Usuń
  15. Postawa Marii budzi we mnie sprzeczne uczucia. Rozumiem i podziwiam patriotyzm, rozumiem, że szukała podobnego do siebie męża i nie wybrała łatwego życia. Wszystko to nie oburza i budzi zrozumienie. Ale ona była w ciąży... mogę zostać zaatakowana, ale uważam, że matka winna bronić dziecka za wszelką cenę i odłożyć na bok ideały gdy chodzi o bezbronną istotkę. Bo każdy z nas ma prawo narażać własne życie, ale cudzego już nie.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość kobiet myśli pewnie tak, jak Ty. Ale inne są pełne szacunku dla wartości, jakich Maria broniła i stawiają je najwyżej (nie wiemy zresztą, czy w ogóle była pewna ciąży, raczej nie, ale to tylko przypuszczenia, historia Marii jest utkana z niejasności). Wszystkie za to staramy się ją zrozumieć, niezależnie od oceny. Dla mnie to wielka wartość. Piszesz, że możesz zostać zaatakowana za swój osąd. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek tak się tu czuł. Bo niezaleznie od tego, jaką opinię wygłosisz, masz do niej świete prawo. Tak samo, jak masz prawo spodziewać się w odpowiedzi polemiki, nie ataku.
      Dzięki, że napisałaś, serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
    2. Dziękuję Andromedo. Ja naprawdę szanuję powstańców i ich ofiarę. Szanuję. Ale mam poważne wątpliwości czy należało zaczynać Powstanie, czy to był dobry pomysł za co pożarłam się z paroma osobami u mnie i wyszło, że jestem folksdojczem i UBekiem. Bo uważam, że należy realnie oceniać szanse. Zaś byliśmy za słabi by wygrać z Rosją, nie wiem może walką partyzancką, ale nie poprzez bezpośrednie starcia

      pozdrawiam

      Usuń
    3. Przecież wiem, że szanujesz. Ale Twoje wątpliwości są tak samo szlachetne, jak pewność innych. I ma je każda z nas, kobiet.
      No, że też wyzwali Cię od ubeków! Ale czy to nie cudowne, że wciąż tak się kłócimy o historię? To superfajne, że wciąż nas to grzeje, jak tych Polaków, którzy sto lat temu szli do powstania. Myślę, że oni gdzieś tam, w górze, strasznie się z tych naszych kłótni cieszą, bo widzą, że wciąż nam zależy...
      Pisz częściej, uściski!

      Usuń
  16. Mowiac o patriotyzmie odczuwam agresywna antypatie wobec politykow kierujacych naszym krajem. To w koncu IM zawdzieczamyy, ze mlodziez polska masowo opusicila kraj, ze bieda panuje w kraju, ze, ze , ze...
    Nasz kraj byl krajem dumnym zbudowanym na patriotyzmie, ale aktualna sytuacja sprawia, ze nie chce i nie bede rodzila moich dzieci na tych terenach.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wiesz co, Andromedo? Dawno przestałam płakać przy filmach czy opowieściach. A przy Twojej mi się zdarzyło. Dziękuję Ci

    OdpowiedzUsuń
  18. Piotrowiczowa i wariatka? Niemożliwe!Piękna historia.Ja też postąpiłabym podobnie.Pozdrawiam.Piotrowiczowa Joanna z Tarnowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, piękne! Piotrowiczowe wszystkich epok łączmy się!
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  19. Zamyśliłam się po przeczytaniu posta nad naszym patriotyzmem...

    Pięknie oddziałujesz na uczucia czytelników, podziwiam Cię za to! :)

    Pozdrawiam!

    Marysia

    Zapraszam:
    https://www.facebook.com/OpowiesciStypendialneCzyliPoojaWWielkimSwiecie
    http://opowiescistypendialnepooja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Dziękuję Ci za przedstawienie Marii Piotrowiczowej. Nie mnie oceniać, na ile świadomie naraziła życie własnych dzieci. Możliwe, że w dniu bitwy nie miała innego wyjścia - zaatakowana (zaskoczona atakiem? okrążona?) walczyła jak lwica broniąca swoich małych.

    Historia zwykle nie jest taka, jak się ją przedstawia. Sposób jej ukazania zależy od tego, w jakim stopniu prawda historyczna o jakimś wydarzeniu zostaje poznana, a w jakim dopełniona czy wykrzywiona zmyśleniami dla wygody ją przekazującego czy zysku aktualnie rządzących.

    Nas, Polaków, przedstawia się zwykle jako romantycznych zapaleńców (ba, nawet głupców!), co to wymachują szabelką przed znacznie silniejszym przeciwnikiem, zupełnie nie licząc się z tym, że prawdopodobieństwo przegranej jest wielkie; jako tych, co bezsensownie, za to jakże pięknie (!) giną w bitwach i potyczkach. Innymi słowy - jacyż z nas romantyczni głupcy! Nóż mi się otwiera w kieszeni moich kobiecych spodni na takie stwierdzenia.

    Nie jesteśmy tacy. Przed każdym powstaniem czyniono jakieś rachuby, oceniano swoje szanse na zwycięstwo i walczono o dobro dla narodu najwyższe - wolność, niepodległość ojczyzny.

    Ani powstanie listopadowe, ani styczniowe nie było znowu tak bardzo bezsensowne, jak nam to próbowano i próbuje się wbić do głów, choć głosy na ten temat brzmią słabo i rzadko, nad czym ubolewam. (Zabrałabym swój, ale nie jestem historykiem, więc jedynie powtarzam, co usłyszałam z ust znawców.)

    Powinniśmy być dumni, że każdy powstaniec ofiarowywał dla ojczyzny to, co było dla niego najcenniejsze - zdrowie (mógł zostać ranny, a nawet okaleczony), wolność osobistą (np. zesłanie na Sybir), życie (mógł zginąć w walce albo zostać skazany na śmierć przez wrogów).

    Wmawia się nam dzisiaj, że polski patriotyzm już nie jest taki jak kiedyś - heroiczny. Czyżby?

    Jak napisał Adam Mickiewicz ("Dziady cz. III"), w naszym narodzie "wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi" i tego się trzymajmy.

    OdpowiedzUsuń
  21. Historia Marii poruszyła mnie. Dla mnie jest odważną i jakże twardą kobietą z determinacją przewyższającą połowę populacji mężczyzn na tym świecie. Wiele osób zarzuca jej, że przez jej nieprzemyślane czyny straciła życie swoje i swoich nienarodzonych dzieci, ale.. skąd ta pewność, że o nich wiedziała? A nawet jakby wiedziała, może przypuszczała, że nie zginie, albo była na to gotowa - poświęcić siebie i swoje dzieci w imię ojczyzny. W końcu patrząc na to w jakiej rodzinie się wychowała nie można ot tak mieć do niej pretensji, bo przede wszystkim hasłem przewodnim jej rodziny był wyraz : WOLNOŚĆ.
    Dziękuję Andromedo za kolejną ciekawą historię, chociaż czytam ją dopiero teraz :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Piękny i poruszający tekst! Ale muszę dodać coś gwoli ścisłości. Otóż nie jest to postać i historia zapomniana. XIII LO w Łodzi nosi imię Marii Piotrowiczowej. Szkoła Podstawowa w Dobrej nosi imię "24 Lutego 1863 Roku" i w tej szkole właśnie czci się pamięć o powstańcach, uczestnikach bitwy, o Marii i jej mężu. Od wielu, wielu lat organizuje się w Dobrej rocznicowe uroczystości, a ostatnio również Bieg Powstańca. W Internecie z łatwością znajdziecie więcej na ten temat.:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Andromedo!
    Wspaniały tekst. Chciałam jednak zapytać kim były (lub chociaż jak się nazywały) te dwie kobiety walczące wraz z Marią? I chciałabym jeszcze zapytać z czego korzystałaś tworząc ten tekst?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Marią zginęła Weronika Wojciechowska, służąca z Byszew, i Antonina Wilczyńska, robotnica z Łodzi, niektóre źródła wspominają o trzeciej, nieznanej z nazwiska Katarzynie. A pisząc przejrzałam wiele tekstów i książek, z których najwartościowsza jest chyba wydana przed wojną, ale dostępna w cyfrowych bibliotekach książka Marii Bruchnalskiej „Ciche bohaterki. Udział kobiet w powstaniu styczniowym”.

      Usuń
  24. Dziękuje Ci bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  25. Maria i jej mąż mieli już trójkę dzieci, a na świat miały przyjść bliźniaczki...
    Bardzo mnie poruszyła ta historia...

    Super blog!! czytam od kilku dni i nie mogę się oderwać!

    OdpowiedzUsuń
  26. Znów wygra ktoś w tym tygodniu literacką Nagrodę Nobla w typie autorki dramatu: ,,Śmierć i dziewczyna?".

    OdpowiedzUsuń
  27. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  28. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  29. Czy pani naprawdę uważa że patryjotyzm to zbieranie psich odchodów i praca dla obcych korporacji?A jeśli chodzi o ofiarę Marii to zapewniam panią że jest w tym kraju masę osób łacznie ze mną które biorą ją na poważnie.Ostatnio pojawiła się książka poświęcona między innymi Marii Piotrowiczowej jest to książka o najdzielniejszych polskich wojownikach w historii oczywiście według autora.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  30. Może nieco sprostowań. Nie Maria, a Marianna Florentyna. W momencie śmierci nie miała 24, a 29 lat. Tomasz Konstanty Feliks Piotrowicz wcale nie zmarł w dniu pogrzebu żony, a kilka dni później.
    Co nie zmienia faktu,że postać przepiękna.

    OdpowiedzUsuń
  31. Bardzo dziękuję za ten tekst. Opowieść o samej Marii/Mariannie na wskroś przerażająca. Niemniej, przesłanie końcowe bardzo bliskie moim przekonaniom, ale druga część mnie mówi mi, że rozumiem "tę wariatkę". A tym bardziej, że jak się okazało po latach, moi krewni byli połączeni z krewnymi Marii Piotrowiczowej przez małżeństwo, choć stało się to 20 lat po jej śmierci.

    OdpowiedzUsuń