Kobiety i Historia

czwartek, 14 lutego 2013

Dla Elizy


Pojęcie "wielkiej miłości" wymyślił ktoś, kto nigdy nie musiał przykrawać uczuć do polityki. Bo kiedy romantyczna miłość ma za konkurenta interesy państwa, prawie zawsze przegrywa. Nawet jeśli jest gorąca, nawet jeśli wydaje się stosowna, nawet jeśli niesie zapowiedź szczęścia. Nawet wtedy nie da rady. Nie znam na to lepszego przykładu niż historia polskiej księżniczki Elizy Radziwiłłówny i pruskiego księcia Wilhelma, późniejszego króla i cesarza. W ich historii te dwa plany - prywatny i publiczny, miłosny i państwowy - splotły się nierozerwalnie. I tak ją Wam opowiem.

Wilhelm i Eliza
Był rok 1815. Europa łapała oddech po spacyfikowaniu małego, nieobliczalnego Korsykanina, który wywrócił świat do góry nogami. W Wiedniu kończył się kongres, na który zjechali królowie i książęta, by umeblować świat na nowo, a przy okazji - skoro na miejscu znalazła się cała europejska śmietanka - trochę się zabawić. Obrady zyskały przydomek Tańczącego Kongresu z powodu gigantycznej liczby wydawanych balów. Na jednym z nich Wilhelm zakochał się w Elizie.

Wcale nie zobaczył jej wtedy po raz pierwszy. Gdzieżby tam, znali się całe życie! Ojciec dziewczyny, książę Antoni Radziwiłł, wżenił się w królewski dom Hohenzollernów, poślubiając pruską księżniczkę. Wilhelm i Eliza, których dzieliło ledwie pięć lat, byli bliskimi kuzynami i znali się od dzieciństwa. Razem biegali po pokojach i parkach posiadłości w Antoninie, Książu czy Berlinie, razem bawili się pod okiem wspólnych kuzynek, ciotek, guwernantek.
Ale teraz coś się zmieniło. On już nie był miłym trzpiotem z dziecinnego pokoju. Elizę prosił do tańca wysoki, blondwłosy, bardzo atrakcyjny osiemnastolatek, przyciągający spojrzenia kobiet wiedeńskich salonów. W dodatku wszyscy o nim szeptali, że to bohater - z wojny napoleońskiej wrócił z Żelaznym Krzyżem.
Ona miała ledwie 12 lat i dopiero zaczynała zmieniać się w kobietę. Ale biała empirowa sukienka i modne loki nad uszami przydawały jej dorosłości. Kuzynka Eliza już nie była dzieckiem, stawała się śliczną panną o łagodnym spojrzeniu i słodkim uśmiechu. Wilhelm poczuł, że musi zrobić wszystko, by nikt nie sprzątnął mu jej sprzed nosa. Wiedział, że jeszcze trochę musi poczekać. Wytrzymał całe pięć lat.
Swoją drogą, trudno zrozumieć tę ich miłość. Jeśli prawdą jest, że przeciwieństwa się przyciągają, oni są na to najlepszym dowodem. Bo oboje byli jak ogień i woda.
Ona - wychowana w liberalnym domu Antoniego Radziwiłła, mecenasa sztuk i utalentowanego muzyka (to on jako pierwszy skomponował muzykę do "Fausta" Goethego), uwielbiała wiersze Mickiewicza i  muzykę Chopina, sama pięknie śpiewała  A przy tym najwyraźniej nie była typową wychuchaną arystokratyczną pannicą. Co prawda, wspomnienia na jej temat ograniczają się do zwyczajowych banałów, że była śliczna i ładnie grała na fortepianie (o tempora! a nie znam nawet koloru jej oczu! to prawdziwe przekleństwo kronikarza kobiecych dziejów!), natknęłam się jednak także na informację, że uwielbiała wyczerpujące piesze wycieczki, co inni uznawali za dziwactwo. Na własnych nogach zeszła Karkonosze, gdy Radziwiłłowie zjeżdżali na wakacje do pałacu w Ciszycach. Wszystko to pokazuje, że była otwartą, ciekawą świata panną bez fochów - nic dziwnego, że lekko sztywny Prusak stracił dla niej głowę.
Bo on wydawał się jej całkowitym przeciwieństwem. Żołnierz, oficer, przeniknięty poczuciem obowiązku, perfekcyjny w roli, jaką narzuciła mu historia. Wiele lat później zasłynie jako reakcjonista, nienawidzący liberalizmu, popierający całym sercem swego konserwatywnego premiera Bismarcka. Może jednak wcale by taki nie był, gdyby to Eliza szła z nim przez życie?
Ale nie wybiegajmy naprzód. Na razie mamy rok 1820 i radosne lato na zamku w Książu. Najszczęśliwsze lato naszej pary. Wtedy Wilhelm oświadczył się Elizie. Wtedy się zaręczyli. Wtedy również zagrali razem Romea i Julię, występując w tak zwanych żywych obrazach, modnej naówczas rozrywce młodych ludzi. Inscenizowano w ten sposób wielkie sceny z literatury, historii albo mitów. Ustrojeni w stosowne kostiumy "aktorzy" trwali zastygli w bezruchu w słynnej scenie, nie wypowiadając ani słowa, co oszczędzało im kompromitacji na wypadek braku aktorskich talentów. Wilhelm i Eliza upozowali się na szekspirowskich kochanków. Wybrali ostatnią scenę dramatu, w której Romeo i Julia kończą tragicznie. Ani oni, ani tym bardziej rozbawieni widzowie, nie przypuszczali nawet, jak wiele z tej szekspirowskiej tragedii przeniknie do ich życia. Bo i skąd? Wtedy jeszcze polityka i historia nie miały zamiaru stawać kochankom w poprzek.
O uczuciu Elizy i Wilhelma jedna i druga rodzina dobrze wiedziała i patrzyła życzliwie na tych "dwoje miłych dzieci". Wszyscy wspierali ich miłość. Z początku. Bo w miarę, jak "miłe dzieci" dorastały, a ich związek stawał się coraz bardziej realny, pojawiła się ta nieszczęsna sprawa - Ebenbuertigkeit.
Ebenbuertigkeit, czyli zasada równego urodzenia. Utrzymująca, że żoną monarchy może być tylko córka króla, nie zaś ledwo księcia. A Wilhelm mógł włożyć pruską koronę. Co prawda, przed nim w kolejce do tronu stał starszy brat Fryderyk, był on jednak słabego zdrowia i wszyscy spodziewali się, że prędzej czy później monarszy obowiązek spadnie na Wilhelma.
Z jednej strony mieliśmy więc królewskie ciotki naszych "miłych dzieci", pełne dobrych chęci i przychylne ich miłości. Z drugiej  - ofensywę politycznych doradców pruskiego króla, wrogo nastawionych do pomysłu małżeństwa. Ze starcia tych dwóch przeciwstawnych pragnień zrodził się ekstra dziwaczny projekt - wymyślono, że rosyjski car Aleksander I adoptuje Radziwiłłównę. Byłoby więc niemal tak, jakby Wilhelm brał za żonę nie polską księżniczkę, lecz Rosjankę, z błogosławieństwem samego cara.
Oczywiście, nic z tego nie wyszło. Aleksander I, początkowo nawet chętny do adopcji, wkrótce pożegnał się z tym światem, a jego następcą został Mikołaj I, despota i znany polakożerca. Jeśli więc Prusy chciałyby w przyszłości liczyć na dobre układy z Rosją i mieć wpływ na jej politykę, to przecież nie mogą żenić następcy tronu z Polką!
Cała sprawa skończyła się szybko i ostatecznie - listem króla-ojca do księcia Wilhelma, w którym oświadczył on, że małżeństwo z Radziwiłłówną nie może mieć miejsca. List był chłodny, oficjalny, brzmiał jak rozkaz. Wilhelm nie protestował. Nie mógł, był przecież pruskim oficerem. I miał nieszczęście urodzić się w królewskim domu, w którym przez całe życie mu wpajano, że obowiązek wobec rodziny i państwa, stoi przed szczęściem prywatnym. Zrozumiał.

Ostatni raz spotkali się latem 1828 roku. Odwiedził ją, poszli razem na spacer. Oboje wiedzieli, że to pożegnanie. Zachowały się ich pełne rozpaczy listy z tego czasu, pisane do przyjaciół.  Ona: „Czekałam niecierpliwie, aż odejdzie, aż to się skończy. Ten ból nieznośny". On: „Nie rozumiem tej pustki. Kiedy umiera nadzieja, cóż pozostaje? Mówią, że taka jest wola Boga. Czyż to być może?”.

Eliza nigdy nie wyszła za mąż. Umarła młodo, na suchoty, sześć lat po ich ostatnim spotkaniu.
Wilhelm żył długo. 91 lat. 55 lat dłużej niż Eliza. Wypełnił swoją powinność. Został królem Prus. Ożenił się z jakąś saską księżniczką. Spłodził z nią dwoje dzieci i szybko o niej zapomniał. Zasłynął z pracowitości, wojowniczości i chłodnej polityki wobec Rosji. W 1871 roku w zwierciadlanej sali wersalskiego pałacu Bismarck ogłosił go cesarzem zjednoczonych Niemiec. Bezwzględny monarcha. Srogi wojownik. Książę kartaczy. Przez całe życie nosił przy sobie miniaturowy portret Elizy. Zmarł z tym jej zdjęciem pod poduszką.

Dwie uwagi na koniec: 
1) Stanisław Cat-Mackiewicz w napisanej w latach 60. ub. wieku książce "Dom Radziwiłłów", której lekturą wspomagałam się przy pisaniu tego tekstu, znalazł ciekawą paralelę dla związku Elizy i Wilhelma. Porównał go do miłości Koli Rostowa i jego kuzynki Soni z "Wojny i pokoju". Kola także rezygnuje z tego "niewłaściwego" uczucia i także robi to na życzenie rodziny, a nie z oportunizmu czy egoizmu. Uderzyło mnie przy tym zdanie, którym Mackiewicz poprzedził swój wywód: "Wychodzę oczywiście z założenia, że każdy z moich czytelników zna dobrze 'Wojnę i pokój' Tołstoja, a jeśli jej nie zna, to uzupełni ten brak w swojej kulturze jak najprędzej". Piękna uwaga, prawda? Tak elegancko potrafili upominać swoich czytelników tylko - używając słów Jeremiego Przybory -  chłopcy przedwojenni. Którzy tego samego taktu mogli oczekiwać ze strony swoich krytyków, a nie jak dziś - ataku hejterów na Facebooku. 
2) Jako ilustracje do tego tekstu wykorzystałam obrazy Caspara Davida Friedricha. Ci, którzy o nim nie słyszeli, powinni uzupełnić ten brak jak najprędzej...
(Źródło zdjęć: Wikipedia)

16 komentarzy:

  1. Nie znałam tej historii. Kojarzyłam Wilhelma właśnie jako takiego chłodnego Prusaka i rzecz jasna nie darzyłam sympatia. Nie miałam pojęcia o romantycznej przeszłości, nie miałam pojęcia, że po drodze były takie schodki. Te zasady to przekleństwo, całe szczęście świat się zmienia i dzisiaj ludzie mają więcej swobody. Są złe strony postępu, sama o nich wiele piszę, ale właśnie.. każdy kij ma dwa końce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia, też jej nie znałam, dlaczego nikt nie napisał o tym książki? Czytając tego bloga mam wrażenie, że w naszej przeszłości jest wiele takich zapomnianych, atrakcyjnych tematów, które wciąż czekają na historyków.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe. Czemu to tak mało znana opowieść? Bo on Prusak, a Wanda nie powinna chcieć Niemca?

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, dobre pytania. W Niemczech to historia bardzo popularna, napisano o niej dziesiątki opracowań - i historycznych, i literackich. Była też głośna historia z filmem fabularnym "Legedna miłosna", nakręconym w 1938 roku, którego faszystowska cenzura tuż przed wybuchem wojny nie dopuściła na ekrany. Tak czy inaczej, tam o Elizie i Wilhelmie mówi sie dużo, u nas mało.
    Pewno zaważyły względy tzw. polityki historycznej. Bo my, Polacy, naprawdę nie mamy najmniejszych powodów, żeby czuć sympatię do Wilhelma I jako cesarza. Kojarzy się nam z brutalną władzą zaborcy, z germanizacją. To za jego czasów język polski zniknął ze szkół i urzędów, on też zaczął brutalną walkę z Kościołem Katolickim.
    Zapewne w dużej merze z tych właśnie powodów Niemcy eksponują jego romans z polską księżniczką - chcą pokazać, że nie taki był z niego polakożerca. Eksponując tę historię, po części kierują się więc uprzedzeniami. Ale my, milcząc o niej, chyba także...

    OdpowiedzUsuń
  5. ciekawa historia... i przyznaję że także jej nie znałam. Obrazy dobrane moim zdaniem idealnie :)
    pozdrawiam M.M

    OdpowiedzUsuń
  6. A mogli zyc dlugo i szczesliwie... Coz, nie bylo im pisane...
    Serdecznsoci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  7. Nieszczęśliwa miłość Elizy Radziwiłłówny i następcy tronu pruskiego ks. Wilhelma Hohenzollerna została przed laty opisana w książce Dionizji Wawrzykowskiej - Wierciochowej "Kochanki pierwszych dni".
    Bardzo ciekawy blog, z przyjemnością będę tu zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, bardzo dziękuję za informację. I bardzo się ciesze, że nas znalazłaś!

      Usuń
  8. Piszesz bardzo plastycznie, czytam wszystkie posty, jakbym oglądała jakiś film. Ten post w szczególności.

    Pozdrawiam!

    Marysia

    Zapraszam:
    http://opowiescistypendialnepooja.blogspot.com/
    https://www.facebook.com/OpowiesciStypendialneCzyliPoojaWWielkimSwiecie

    OdpowiedzUsuń
  9. Polecam informację o filmie "Pruska legenda miłosna", który można w przyszłym tygodniu obejrzeć w Zamku Książ pod Wałbrzychem.
    Janusz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziekuję, superciekawy festiwal, zamiściłam już informacje na FB. Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Znałam przedtem tę historię, jednak jako tło nieudanego małżeństwa Wilhelma z Augustą. Szkoda, że poświęciłaś tekst Wilhelmowi i Elizie, podczas gdy Augusta, która jest niezwykle ciekawą i godną współczucia osobą, została zepchnięta na boczny tor. Ale tak to jest, zachwycamy się jedynie niespełnionymi uczuciami i mimo wszystko, tekst niezwykle mi się podobał. Mam nadzieję, że chociaż tekst pochodzi sprzed dwóch (!) lat, przeczytasz mój komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wilhelm ożenił się z Augustą. Była mądra i dobra. Zakochana w nim po uszy. Oświadczył się jej i nadal spotykał z Elizą. Zdradzał Augustę doprowadzając ją do rozpaczy. Była chora na depresję i cierpiała całe życie. Nie uszczęśliwił jej. Trudno tu mówić o jakimkolwiek szczęściu. Tak tylko dodaję swoje trzy grosze, bo fajnie się czytało tę historię...

    OdpowiedzUsuń
  12. Najlepiej (historycznie i rzetelnie, bo w listach) tę historię przedstawia książka Dagmar von Gersdorf "Na całym świecie tylko Ona" - od roku w polskiej wersji. Polecam! http://adrem.jgora.pl/opowiesci/na-calym-swiecie-tylko-ona

    OdpowiedzUsuń
  13. "Wilhelm żył długo. 91 lat. 55 lat dłużej niż Eliza. Wypełnił swoją powinność. Został królem Prus. Ożenił się z jakąś saską księżniczką. Spłodził z nią dwoje dzieci i szybko o niej zapomniał." -> o kim, o Elizie? Z tego, co mi wiadomo, o Elizie nie zapomniał nigdy... ;-) Po latach mówił nawet, że "widocznie zakochać się prawdziwie można tylko raz". Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo romantyczna historia

    OdpowiedzUsuń