Kobiety i Historia

środa, 13 czerwca 2012

Zapomniane siostry

Było pięć sióstr Brontë, a nie trzy, jak większość z nas sądzi. Wszyscy znamy Emily, autorkę "Wichrowych wzgórz", i Charolotte, która opisała "Dziwne losy Jane Eyre". Słyszeliśmy też o Anne, choć ta nie miała szczęścia do polskich przekładów (jej "Lokatorkę Wildfell Hall" przetłumaczono dopiero w tym roku). Znamy również twarze sióstr Brontë z portretu namalowanego przez ich brata Branwella.

Trzy siostry Brontë na portrecie Branwella

Zresztą Branwella też znamy. Wiemy, że umarł młodo, jak siostry, choć nie na suchoty, jak one, ale dlatego, że zapił się na śmierć.
Doceniamy jednak jego rolę, wierząc historykom literatury, którzy twierdzą, że to dzięki obecności Branwella jego utalentowane siostry stworzyły w swoich powieściach tak wyraziste męskie postaci, jak Heathcliff czy Rochester. Bo niby skąd miały czerpać inspirację samotne córki pastora? Niemal całe życie spędziły w odciętym od świata, kamiennym domu plebanii w Haworth, na odludnych wrzosowiskach północnej Anglii, więc wszystko, co rodziło się w ich głowach, było wypadkową lektur i domowego życia.

Na portrecie Branwella brakuje Marii i Elżbiety. Brakuje, bo kiedy obie umarły, Branwell był ledwie ośmioletnim brzdącem. Maria była najstarszym dzieckiem z trzódki pastora Brontë i wiele wskazuje, że ukochanym. Prawdopodobnie też najbardziej utalentowanym. Zachowały się zapiski pastora, w których wspomina córkę jako nad wiek dojrzałą i niezwykle mądrą. Kiedy zapytał dziesięciolatkę, co jest najlepszym sposobem spędzania czasu, odparła, że przygotowania do czasów wiecznej szczęśliwości. Wiedziała, co zadowoli ojca-pastora i umiała znaleźć odpowiednie słowa.

W szkole dla córek pastorów, do której przez rok chodziła, nauczyciele opisywali ją jako słabą z gramatyki, historii, geografii. Dodawali jednak, że doskonale pisze, ma niezwykłą wyobraźnię i "nadzwyczajne talenty". Jakie - nie było nam dane się przekonać. Wówczas, w początkach dziewiętnastego wieku, dzieci umierały masowo, a warunki, w jakich je wychowywano, zwielokrotniały tę śmierć w niewyobrażalny sposób. 

Dyscyplina przede wszystkim!

Cowan Bridge School, dokąd posłano jedenastoletnią Marię i rok młodszą Elżbietę, nie różniła się od większości szkół, w jakich ówczesna klasa średnia umieszczała swoje dzieci. Opisała ją po latach Charlotte w "Dziwnych losach Jane Eyre". Wedle ówczesnych przekonań jakikolwiek wychowawczy sukces był niemożliwy bez tresowania dzieci w spartańskich warunkach. I w takich warunkach żyły Maria z Elżbietą, Spały w nieogrzewanych salach, wstawały o świcie, myły się w lodowatej wodzie. Przed śniadaniem, na które składała się przypalona owsianka, czekała je jeszcze półtoragodzinna modlitwa. A potem przez cały dzień lekcje, podczas których karano dzieci za najmniejsze przewinienie. Bijąc lub stosując wymyślne upokorzenia, takie jak siedzenie całymi godzinami, bez ruchu, na stołku. Dzień kończył się o zmroku szklanką wody z owsianym plackiem i wieczorną modlitwą, równie długą jak poranna.

W takiej szkole mogli przetrwać tylko najsilniejsi, A wiosna 1825 roku była w Cowan Bridge School wyjątkowo ciężka. W szkole wybuchła epidemia duru brzusznego i gruźlicy, dzieci zaczęły masowo umierać. Pozostałe, często już chore, rodzice w popłochu zabierali do domu. Siostry Brontë też wróciły, ale Maria żyła jeszcze tylko trzy miesiące. Umarła w wieku 12 lat. Tydzień później umarła jej siostra.

Charlotte i Emily też przeszły przez piekło Cowan Bridge School i też za nie zapłaciły. Emily zmarła na suchoty przed trzydziestką, Charlotte jako trzydziestoparolatka. Zdążyły napisać kilka powieści, które dziś są klasyką literatury angielskiej. Czytelnicy na całym świecie znają ich twarze patrzące ze słynnego portretu Branwella. Marii i Elżbiety nikt nie zdążył poznać ani namalować. Im przypadł w udziale los zapomnianych dziewczynek z wichrowych wzgórz.

3 komentarze:

  1. Bardzo interesujące biografie! Tak jak inne czytelniczki czekam na kolejne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za wpis, nie miałam pojęcia, że panien Brontë było aż pięć. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie było to bezstressowe wychowanie,idiotyczny wynalazek doktora Spocka.Te metody czyniły Anglię Wielką ,kto przetrwał,ten się nie złamał.I te wspaniałe,nie w ciemię bite Brytyjki z Marią,Victorią,Margaret na czele -właśnie z tej okrutnej szkoły cnót brytyjskich

    OdpowiedzUsuń