Karolina Herschel urodziła się w połowie osiemnastego wieku jako piąte z sześciorga dzieci kapelmistrza gwardii hanowerskiej. W wieku trzech lat zachorowała na ospę, która okaleczyła jej lewe oko i naznaczyła policzki pajęczyną blizn. Kiedy miała dziesięć lat, zapadła na tyfus, a choroba okazała się na tyle poważna, że Karolina przestała rosnąć. Rodzina nie miała wątpliwości, że czeka ją życie spędzone na domowych pracach, że na męża nie ma szans. Nie starali się więc nawet zapewnić dziewczynce takiej edukacji, jak innym swoim dzieciom, których uczyli muzyki, matematyki, francuskiego. Karolina, karlica z dziobatą twarzą, rosła ze świadomością, że jest gorsza, ale przecież - jak każdy - wcale nie chciała się z tym pogodzić. I Bogu dzięki, bo nauka byłaby uboższa, gdyby nie jej upór.
Karolina w młodości |
Najpierw była muzyka. William bardzo kochał siostrę, czuł, że jest nieprzeciętna i wcale nie zamierzał zamykać jej w kredensie i pralni. Zamiast tego zaczął ją uczyć. Zaczął od lekcji śpiewu, podczas których niespodziewanie okazało się, że Karolina ma bardzo piękny sopran. Zaczęła szkolić głos i występować publicznie. Z sukcesami, w których jak się okazało, wcale nie przeszkadzała jej ułomność.
Astronomia była w drugiej kolejności, ale okazała się najważniejsza. William bardzo się nią pasjonował, a w Karolinie znalazł pojętną i bystrą uczennicę, która szybko zaczęła dotrzymywać mu kroku. Nie zapominajmy, że były to czasy, kiedy kosmos był na tyle wielką zagadką, że nawet amatorskie pasje mogły owocować wielkimi odkryciami. I tak się właśnie stało w przypadku rodzeństwa Herschelów.
William marzył, by zbudować doskonały teleskop. Do pracy, oprócz Karoliny, zaprzągł brata Alexa, pożyczył odpowiednie narzędzia od sąsiada, który miał warsztat, i wkrótce cały dom zmienił się w pracownię, w którego centrum królowała wielka maszyna do szlifowania niezliczonych soczewek i zwierciadeł. William nie myślał już o muzyce, myślał tylko o astronomii, a zaangażował się tak bardzo, że nie miał nawet czasu na posiłki. Gdy pracował, Karolina stała obok i karmiła go, żeby całkiem nie opadł z sił.
Po roku teleskop był gotowy - pierwszy z wielu, jakie miał zbudować William. Siedem lat później jego praca została zwieńczona odkryciem nowej planety Układu Słonecznego - Urana. Cały świat zobaczył w nim wielkiego astronoma.
(Źródło: Wikipedia) |
Potem schwytała jeszcze siedem komet. Już nie była traktowana tylko jako zdolna asystentka utalentowanego brata, ale jako samodzielna badaczka. Została pierwszą kobietą oficjalnie uznaną za naukowca. Potwierdziła to decyzja króla Jerzego III, który przyznał Karolinie i Williamowi sowite roczne pensje na ich badania.
Jeszcze tylko raz kapryśny los, prześladujący Karolinę, przypomniał o sobie. Pewnej zimowej nocy, podczas pracy przy ogromnym teleskopie, poślizgnęła się na śniegu. Tak nieszczęśliwie, że rzeźnicki hak, podtrzymujący urządzenie, wbił się głęboko w jej nogę. I choć, jak opowiadała potem, na haku zostało co najmniej pół kilo jej ciała, to zdaniem lekarzy zadziwiająco szybko wróciła do zdrowia. Cóż, nieraz wychodziła już w życiu z podobnych opresji.
Honorowana uczona, u schyłku życia |
Ostatnie, 97 urodziny, też obchodziła po królewsku. Książę i księżna Hanoweru osobiście przywieźli jej prezent: fotel obity aksamitem, a potem przez kilka godzin zabawiali rozmową. Jeszcze jeden dowód uznania przyszedł czterdzieści lat po jej śmierci, w 1889 roku. Odkrytą wówczas planetę astronomowie nazwali Lukrecją. Na cześć Karoliny, to było jej drugie imię.