Spójrzcie na ich buty, patynki, jak je nazywano. Mężczyzna, pozując do portretu, niedbale je porzucił. Leżą obok - drewniaki, o dość wysokich obcasach, mocowane do stopy szerokim pasem skóry. Buciki jego żony wsunięte są pod przykrytą czerwoną tkaniną ławę. Też są drewniane, ale obcasy mają niższe i szersze, dzięki temu są bardziej stabilne. To naturalne, bo przecież takich właśnie obcasów potrzebowała ciężarna kobieta, chodząca po zabłoconych, śliskich uliczkach ówczesnych miast. Obraz van Eycka podsunął mi pomysł tego posta - dziś będzie o obcasach.
Strasznie dużo narosło wymysłów na ich temat. Są atrybutem kobiecej elegancji i nie zawsze akceptowanej zmysłowości. Część kobiet je kocha, druga część – kontestuje, jako symbol płciowej pułapki, wymyślonej przez wrednych macho dla własnej, chutliwej radości. Ale wystarczy zajrzeć do historii, żeby się przekonać, że obcas jako atrybut kobiecości to czysty mit. Po pierwsze, wymyślono je dla ochrony, a nie dla szyku. Po drugie, wcale nie były domeną kobiet - to mężczyźni lubili je bardziej i nosili częściej. Po trzecie, gdyby nie męskie zamiłowanie do wojen (tak, tak!), pewnie do dziś biegałybyśmy na płaskich obcasach i nikt nie kruszyłby kopii o rujnujące kobiece zdrowie dziesięciocentymetrowe szpilki.
Przez całe tysiąclecia wszyscy doskonale obywaliśmy się bez obcasów. Buty starożytnych Greków i Rzymian składały się ze skórzanej płaskiej podeszwy, którą utrzymywały na stopach motane wokół kostek rzemyki. Wysokie obcasy, koturny, nosili jedynie aktorzy. Z czysto praktycznych względów – by widzowie w amfiteatrach mogli ich lepiej widzieć. W średniowieczu zakładano chodaki – jak te na obrazie van Eycka – ale one też nie miały nic wspólnego z elegancją. Chroniły po prostu skraj długich szat przed unurzaniem w błocie, a nosili je wszyscy – i kobiety, i mężczyźni. Dopiero w XVI wieku pojawił się obcas w takiej (mniej więcej) formie, jaką znamy dziś.
Buciki szesnastowiecznych wenecjanek i współczesne Lady Gagi. Podobne? |
Lady Gaga daje radę! |
Wszystko zaczęło się od sławnych bucików szesnastowiecznych wenecjanek. Również wymyślonych dla ochrony, a nie dla urody. Damy, wyprawiające się na ulice swego pięknego, jednakowoż zalewanego nieustannie wodami laguny miasta, musiały jakoś ochronić stopy, a przede wszystkim skraj drogich, jedwabnych sukien. Wymyśliły więc chodaki na obcasie, tzw. chopiny. Ich spacerowe buciki wsparte były na słupku, znajdującym się mniej więcej w połowie stopy, bardzo wysokim, czasem nawet 75-centymetrowym! Chodzenie na takich szczudłach powodowało nienaturalne wychylenie ciała naprzód i wymagało niebywałej zręczności. Pozostaje dla mnie zagadką (a noszę obcasy), jak one dawały sobie z tym radę na śliskich od wody ulicach. Co mądrzejsze szły po rozum do głowy i wędrowały ze służącymi po obu bokach. W końcu noszenia tych "pantofelków" oficjalnie zakazano – m.in dlatego, że naówczas w Wenecji dramatycznie wzrosła liczba poronień. Survival na szczudłach miał swoją cenę…
Te dość przerażające weneckie buciki miały jednak swoją urodę. Niektóre bywały całkiem ładne, ozdobione haftami i biżuterią albo pomponikami z jedwabiu. Choć jestem skłonna sądzić, że nie wynikało to ze specjalnej miłości kobiet do chodaków, tylko z przyrodzonej nam skłonności do upiększania codzienności. Kobieta ozdobi nawet swoje narzędzie tortur! Że jednak można było w tym stąpać samodzielnie, pokazuje dziś Lady Gaga. Jej fantastyczne obcasy wypisz wymaluj przypominają buciki wenecjanek. I dziewczyna jakoś daje radę...
Ludwik XIV i jego czerwone obcasiki |
Tak czy inaczej, czasy renesansu oswoiły obcas na tyle, że w XVII wieku stał się już codziennością. Ale nie dla kobiet. To panowie odkryli wtedy jego wspaniałe zalety. Okazało się, że znakomicie sprawdza się podczas jazdy konnej, a już zwłaszcza w bitwie. Idealnie blokował stopę jeźdźca, który pewnie stawał w strzemionach i mógł do woli razić wroga ze swoich łuków i rusznic.
Byłoby jednak przesadą sprowadzać męską miłość do wysokich obcasów wyłącznie do tych praktycznych względów. Nie oszukujmy się – panowie polubili je także dla ich urody. Proszę bardzo, oto Ludwik XIV, Król Słońce, i jego słynne czerwone obcasiki. Wykwintne królewskie buty miały także podeszwę w takim samym kolorze. Czerwony barwnik był kosztowny, a więc niedostępny dla byle łachudry. Ludwik XIV zrobił z tej czerwieni wyznacznik stylu klas wyższych, co przyjęło się w całej Europie (w Polsce też mieliśmy karmazynową szlachtę). Czerwień nobilitowała, więc niebawem już wszyscy mężczyźni na francuskim dworze migali purpurowymi obcasami. Dość wysokimi, a za Ludwika XV wzrosły one jeszcze bardziej, bo natura poskąpiła królowi wzrostu.
Pantofelki Marii Antoniny |
Potem przyszły czasy Marii Antoniny, powszechnie uznawane za szczyt nieumiarkowania w modzie i stylu. Piętrowym fryzurom dam miały towarzyszyć równie niebotyczne obcasy. Ejże, guzik prawda! Historia mówi zupełnie co innego. Pantofelek z lekkiej wełny, zgubiony przez Marię Antoninę na szafocie i przechowywany do dziś w muzeum w Rouen, ma całkiem rozsądny obcasik. Sześciocentymetrowy. Osiemnastowieczne elegantki wcale nie szalały za obcasami bardziej niż ich mężowie (powiedziałabym, że nawet mniej). W ubiegłym roku sensacją były wystawione na aukcji w Paryżu zielono-różowe pantofelki Marii Antoniny, które widzicie na zdjęciu (dla ciekawych: rozmiar 36 i pół), sprzedane za niebotyczną sumę 50 tys. euro. Ładne, ale przecież niewysokie. Do przyjęcia dla każdej z nas, nawet tych, które wiecznie biegają w tenisówkach.
Swoją pięknie rozpoczętą karierę obcas zawiesił na czas Wielkiej Rewolucji. Ale co się dziwić - jako atrybut arystokratów był najlepszą rekomendacją na gilotynę. Dlatego na parę lat zniknął z historii mody, najpierw we Francji, a potem w całej Europie. Elegantki czasów klasycyzmu preferowały płaskostopie. Cesarzowa Józefina i panny z powieści Jane Austen nosiły do swoich prostych, zwiewnych sukienek płócienne baletki i płaskie trzewiczki. Ta klasyczna prostota jednakowoż szybko się znudziła. W latach trzydziestych XIX wieku kobiety musiały dodać sobie wzrostu. Zaczęły nosić krynoliny i turniury, i nie mogły wyglądać w nich jak strusie jaja! Obcas stał się koniecznością. Ciągle jeszcze był niewidoczny, ciągle ukryty pod długą suknią, ale już wkrótce miały nadejść jego najlepsze czasy …
Pod koniec XIX wieku obcasy niewiele się już różniły od współczesnych. Powędrowały na skraj buta, pod piętę, podbicie wspierało się na drewnianej lub metalowej części podeszwy. Kobiety (i ich buciki) były gotowe na największą rewolucję w modzie. Lada dzień miały zrzucić długie suknie i odsłonić nogi, których urody nic tak nie uwydatnia, jak zgrabny pantofel na obcasie. To właśnie wtedy, na początku XX wieku, obcasy stały się atrybutem kobiet. Ani myślała rezygnować z nich Coco Chanel, wielka admiratorka kobiecej wygody. Jej słynne dwukolorowe pantofelki są od dziesięcioleci niemal takie same, ewoluuje tylko obcas, dostosowany do zmieniającej się linii sukien, spódnic i kobiecej sylwetki.
Piękne nogi Marleny Dietrich na obcasach są jeszcze piękniejsze |
Nie zrzuciłyśmy obcasów nawet wtedy, gdy z nieba leciały bomby. W czasie II wojny światowej pojawił się wręcz nowy trend – koturny, teoretycznie robione z korka, ale z powodu totalnego braku wszystkiego, częściej z drewna. Ciężkie, niewygodne, mało praktyczne, hałaśliwe, raczej niepiękne. Nie szkodzi, odbiłyśmy to sobie po wojnie.
New Look Christiana Diora (1947) |
Już w 1947 roku Christian Dior zaproponował kobietom swój New Look – eleganckie sukienki, do których zakładałyśmy cienkie jak igła szpilki. To chyba najlepsze obcasy dla kobiecych nóg. I straszne dla drewnianych podłóg! W latach pięćdziesiątych wiele budynków użyteczności publicznej broniło się przed dziurawiącymi podłogę elegantkami, wprowadzając zakaz wchodzenia do nich w szpilkach. Niemniej obcasy miały się znakomicie aż do lat 60. Wtedy to niespodziewanie (razem z palonymi stanikami) znalazły się w centrum ideologicznej wojny. To występne narzędzie uprzedmiotowienia kobiet, wymyślone po to, by zmienić je w bezbronne i bezwolne (na tych obcasach) ofiary męskiej chuci – uznały feministki. Oj tam, oj tam. Powinny były lepiej uważać na lekcjach historii. Wiedziałyby, że to męski wynalazek.
No właśnie, a co z panami? Ich obcasy przez cały wiek XX utrzymywały się na rozsądnej wysokości. Wyjątkiem były modne w latach siedemdziesiątych buty na platformie, w których męczyli się solidarnie przedstawiciele obydwu płci (zobaczcie filmik niżej, zwłaszcza ostatnie sceny). No i cały czas są modne teksańskie buty do konnej jazdy z charakterystycznym, ściętym, pokaźnym obcasikiem. Zadziwia ich nieustająca popularność wśród mężczyzn, którzy życie kowboja znają tylko z filmów. Ale co się dziwić. Jak wiadomo, mężczyzna na obcasach wyjątkowo dobrze trzyma się w siodle…
Źródła: Maguelonne Toussaint-Samat, Historia stroju
François Boucher, Historia mody
Zdjęcia: Wikimedia Commons, sjcme.edu, eons.com, tumblr.com, highonshoes.com, batashoemuseum.ca
No właśnie, a co z panami? Ich obcasy przez cały wiek XX utrzymywały się na rozsądnej wysokości. Wyjątkiem były modne w latach siedemdziesiątych buty na platformie, w których męczyli się solidarnie przedstawiciele obydwu płci (zobaczcie filmik niżej, zwłaszcza ostatnie sceny). No i cały czas są modne teksańskie buty do konnej jazdy z charakterystycznym, ściętym, pokaźnym obcasikiem. Zadziwia ich nieustająca popularność wśród mężczyzn, którzy życie kowboja znają tylko z filmów. Ale co się dziwić. Jak wiadomo, mężczyzna na obcasach wyjątkowo dobrze trzyma się w siodle…
Źródła: Maguelonne Toussaint-Samat, Historia stroju
François Boucher, Historia mody
Zdjęcia: Wikimedia Commons, sjcme.edu, eons.com, tumblr.com, highonshoes.com, batashoemuseum.ca