poniedziałek, 14 stycznia 2013

Mała Polka maluje Danię

Pomysł podsuwa jej Hans Christian Andersen. Tak, tak, ten od najwspanialszych baśni świata. Jej dzieci także je uwielbiają i mogą słuchać godzinami, kiedy Andersen czyta im swoje bajki, podczas gdy ich mama maluje jego portret. Ale teraz pan od bajek mówi jej coś ważnego: - Duńczycy dopiero wtedy uznają cię za artystkę, jeśli namalujesz im dzieło narodowe!
To całkiem jak Polacy, prawda? Pewnie tak właśnie myśli Lisinka i już wie, czego oczekują od niej w nowej ojczyźnie. Idzie za radą Andersena i maluje obraz, ten, który widzicie niżej: jasnowłosą dziewczynę z flagą i mieczem w dłoni, idącą przez pole dojrzałych zbóż. Nazywa go po prostu "Danmark" - Dania.
Dania, 1851
Wszystko to dzieje się dawno, dawno temu, bo w 1850 roku, a dziś złotowłosą ze sztandarem zna każde duńskie dziecko. Reprodukcje obrazu zamieszczane są w elementarzach i książkach do historii, wiszą na szkolnych korytarzach i ścianach klas. Dzieci wiedzą, że autorką obrazu jest Elżbieta Baumann - choć dla nich to raczej Elisabeth Jerichau-Baumann - i potrafią nawet sylabizować jej dziwacznie brzmiący przydomek: Li-sin-ka.
Elżbieta Baumann Jerichau, autoportret z 1850 r.
Lisinka. Tak wołał na nią ojciec, jeszcze w Warszawie. To imię jest jak wspomnienie dzieciństwa, jak powrót do domu na zielonej, wiślanej skarpie, nazywanej Joli Bord, Żoliborzem, "pięknym brzegiem". Stąd Lisinka wyruszy w świat, by szukać swoich kolejnych pięknych brzegów i znajdzie ich zadziwiająco wiele, jak na dziewczynę urodzoną u progu XIX wieku. Będzie żyć raczej tak, jak my dziś, niż jak jej spętane konwenansami rówieśniczki. I tylko wysiłek, jaki włoży w urządzenie tego życia po swojemu, będzie nieporównanie od naszego większy.
W dzieciństwie mówią o niej "dzika". Jest dzieckiem utalentowanym i inteligentnym, ale też upartym i krnąbrnym, co jak wiadomo wyjątkowo często idzie w parze. Na szczęście nikt w rodzinie nie stara się jej przykroić za wszelką cenę. Wyrywa się w świat, żeby studiować malarstwo? Proszę bardzo. Jej tatuś Filip Adolf Baumann, zamożny warszawski przedsiębiorca, właściciel fabryki kart do gry, nie staje w poprzek pragnieniom córki. W 1838 roku dziewiętnastolatka wyrusza do Düsseldorfu, wtedy jednego z ważniejszych ośrodków sztuki w Europie. Po paru latach nauki mała Polka, jak ją tam nazywają, czuje się już na tyle pewnie, że może zacząć szukać kolejnego "pięknego brzegu". Wybiera Włochy. Niezbyt oryginalnie, wszyscy malarze jeżdżą do Włoch, ale Lisinka naprawdę spotka tam swoje przeznaczenie.
Jens Jerichau  na portrecie namalowanym przez żonę, 1846
On jest adonisem o złotych lokach i delikatnych rysach. I artystą, tak jak ona, utalentowanym rzeźbiarzem. Nazywa się Jens Jerichau i przyjechał z Danii. Mała Polka zakochuje się z miejsca i bez pamięci. On też jest oczarowany, szybko ulega jej euforycznemu uwielbieniu i w 1846 roku biorą ślub.
Przez kilka następnych lat żyją jak we śnie, kochając się i pracując. We Włoszech krystalizuje się styl Elżbiety, znakomitej portrecistki, który z czasem stanie się jej znakiem rozpoznawczym. Kocha malować włoski karnawał i szykujące się do zabawy smagłe, ciemnowłose i ciemnookie dziewczyny, wystrojone w swoje papuzie suknie. W przeciwieństwie do kobiet z północy one nie chowają się w stonowanych szarościach i perłowych bielach; wybierają amaranty, szkarłaty, turkusy. Raj dla malarza!
Dwie Włoszki szykujace się na karnawałowy bal, 1850
Czarnowsłosa piękność w turkusowej sukni, dokładna data nieznana
Pobyt we Włoszech jest jak przedłużony miesiąc miodowy, który - nawet najdłuższy - ma to do siebie, że zawsze się kończy. A przebudzenie czasem bywa bolesne. Tak będzie i tym razem.
Jensowi proponują profesurę w kopenhaskiej Akademii Sztuk Pięknych i oboje wyjeżdżają do Danii. Dla Lisinki to kolejny brzeg, ale czy będzie piękny? Jens od początku jest w to małżeństwo zaangażowany mniej niż ona. Ona wciąż jest w niego wpatrzona, on miewa kochanki. On jest artystą, pochłoniętym wielką sztuką, ona musi zadbać o dom i pęczniejącą rodzinę. Rodzi mu dzieci - dziewięcioro! - i pewnie dlatego, z powodu dzieci, się nie buntuje. Gdy on goni  Muzy, ona szuka zarobku. Mała Polka zmienia się Matkę Polkę (namaluje zresztą taki obraz, zobaczycie go niżej) i pracuje już niemal wyłącznie dla pieniędzy, przyjmując zamówienia na portrety królewiąt, książąt i różnych znakomitości.
Ale spokojnie, to jeszcze nie ostatni brzeg! Praca z VIP-ami wyda owoce! Niektóre kontakty przerodzą się w przyjaźnie, jak z ten ze sławnym bajkopisarzem Andersenem, inne umożliwią Lisince najbardziej niezwykłą artystyczną przygodę jej życia.
Hans Christian Andersen, 1850
Duński książę Fryderyk, 1852
Olga, królowa Grecji,  1868
Andersen czytający bajki dzieciom Elzbiety, 1862
Namalowany przez Lisinkę w 1865 r. portret braci Grimm dziś uchodzi za ich najsłynniejszy wizerunek.
Kiedyś znalazł się nawet na tysiącmarkowym banknocie
Zaczyna słynąć jako portrecistka, a zamówienia szrokim strumieniem  płyną z najlepszych domów Europy. Płótna małej Polki robią furorę na wystawach światowych, a brytyjska królowa Wiktoria prosi o prywatną prezentację jej obrazów w Pałacu Buckingham. Lisinka staje się znana wśród rodów panujących Europy i dzięki temu może dobić do swego ostatniego pięknego brzegu - poznać haremy Wschodu. 
Ten egzotyczny i pieprzny temat był bardzo modny wśród artystów pruderyjnej epoki wiktoriańskiej, tyle tylko, że wizerunki sułtańskich hurys na efektownych płótnach rodziły się wyłącznie w wyobraźni malarzy. Do wschodnich haremów nikt z Europejczyków nie miał wstępu. A Lisince się udało!
Uzbrojona w listy polecające od europejskich książąt (m.in. od duńskiej księżniczki Aleksandry, późniejszej królowej brytyjskiej) w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych rusza w rejs po Bliskim Wschodzie i Imperium Osmańskim. Portretuje egipskie hurysy, tureckie księżniczki, zmysłowe odaliski. Jest pierwszym artystą z Europy, który życie haremu może malować z natury.
Wschodnie obrazy Lisinki budzą ciekawość, czasem niezdrową. Nieskrywany erotyzm tych płócien sprawia, że wiele z nich na całe lata zamknięto na cztery spusty w muzealnych magazynach, uznając je za gorszące, i pokazano dopiero całkiem niedawno.
Dziewczyna sprzedająca ceramikę, 1876
Egipcjanka z dzieckiem,  1878
Syrena,  1863
Egipcjanka z okolic Gizy, 1876-78
Wschód jest ostatnim nieznanym lądem Lisinki, nie starczyło jej życia na odkrywanie kolejnych. Umarła w wieku 62 lat, ale kto wie, może gdyby dostała trochę więcej czasu, wróciłaby na swój pierwszy piękny brzeg?  Na Żoliborz, żeby nam o sobie przypomnieć? Bo przecież ciągle czuła się Polką, tęskniła. Ten obraz namalowała kilka lat po swojej słynnej "Danii":
Matka Polka, 1857
Ale my przypomnieliśmy sobie o niej dopiero wtedy, gdy umarła, kiedy w roku 1881 kopenhaskie gazety wypełniły się nekrologami, żegnającymi "wielką narodową malarkę duńską". Redaktorzy warszawskiego "Bluszcza" zareagowali oburzeniem, zauważając - słusznie, słusznie - że Dania była tylko ojczyzną jej męża, a ona była Polką i nigdy o tym nie zapomniała. Ale za późno, za późno! Z Polski malarka nie dostała nigdy żadnego zamówienia, w swojej ojczyźnie nie istniała. Nie istnieje do dziś. Wstyd przyznać, ale - poza historykami sztuki - większość z nas nie miała bladego pojęcia o jej istnieniu do 2004 roku, kiedy to ukazał się polski przekład biografii "Lisinka", napisanej przez Brigit Pouplier.
Lisinka przy pracy
Dziś płótna Lisinki znajdują się w najważniejszych muzeach duńskich, a także w Berlinie, Oslo, Goeteborgu, w zbiorach prywatnych w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Szwajcarii, na Bliskim Wschodzie. Wszędzie, tylko nie w Polsce. U nas jest ponoć jeden jej obraz - "Główka dziewczyny" - przechowywany w zbiorach Zamku Królewskiego. Publicznie pokazywany był raz, na wystawie „Artystki polskie”, zorganizowanej w 1991 roku przez warszawskie Muzeum Narodowe. Wybaczcie, że Wam go tu nie pokażę, ale sama też go nie znam. Dostępnych reprodukcji brak, podobnie jak większych śladów po wystawie. Dlaczego?  Dlaczego polskie muzea - i tak biedne, ogołocone przez kolejne wojny - nie potrafią docenić nawet tego co mają? Czemu cudze chwalimy, a to co swoje wciąż lekceważymy? I przypominamy sobie o własnych wybitnych twórcach dopiero wtedy, gdy docenią ich inni? Historia wtedy powie nam zwykle: za późno, za późno...

18 komentarzy:

  1. Pięknie, dzięki Tobie znowu dowiedziałam się czegoś ciekawego. Fakt nigdy o niej nie słyszałam, "wschodnie" portrety są super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama dowiedziałm się o niej całkiem niedawno i zachodziłam w głowę, dlaczego takie osoby uciekają nam z historii. Też lubię te jej wschodnie klimaty!

      Usuń
  2. Interesujace! Rowniez nie wiedzialam o istnieniu tak utalentowanej artystki, byla piekna kobieta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz rację Andromeda, w ogóle nie szanujemy własnej historii. Elżbieta Baumann nie ma nawet strony po polsku w Wikipedii, za to po duńsku czy po angielsku sa całe rozprawy!

    OdpowiedzUsuń
  4. O Baumann nie ma po polsku ani słowa w Wikipedii, bo dla większości Polaków historia ogranicza się do II Rzeczpospolitej, wojny i Peerelu. Reszta niestety coraz częściej jest milczeniem...

    OdpowiedzUsuń
  5. No to dużo pracy przed nami, dziewczyny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Znalazłam Cię na Facebooku wśród moich znajomych. Dzisiaj przejrzałam pobieżnie Twojego jakże ciekawego bloga, którego dodaję do listy moich ulubionych w Naprzeciw SZCZĘŚCIU. Będę tu z przyjemnością zaglądać.
    Pozdrawiam bardzo ciepło i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno wpadnę, świetnie, że Facebook budzi ludzi!Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  7. Andromedo! Zachwycasz! lekkością pióra, doborem tematów! Znalazłam Ciebie przypadkiem na "fejsie" i zostaję! jestem wielbicielką historii, szczególnie właśnie kobiety i historia interesują mnie najbardziej!!! Powinnaś wydać książkę!!! Pisz dalej ku mojej radości! Pozdrawiam serdecznie! Sunniva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam takie Czytelniczki! Świetnie, że tu jesteś, serdecznie witam i pozdrawiam!

      Usuń
  8. Dzisiaj raz jeszcze, nieco wnikliwiej przyjrzałam się Twojemu blogowi.
    Historie kobiet, nie tylko polskich interesowały mnie zawsze...
    A z nami Polakami jest coś nie tak. Być może zazdrość innych nie pozwala wypłynąć na szerokie wody tym, którzy ogólnie mówiąc, kreują inny lepszy świat.
    Moim marzeniem jest odkryć jakąś historię kobiety, zbadać ją i opisać. Kto wie, może...

    Nie dawno na moim blogu pisałam o Laskarinie Bouboulinie, kobiecie walczącej o wolność Grecji. Żałowałam bardzo, że nie znam języka greckiego, bo mogłabym o niej napisać dużo więcej na podstawie dokumentów zgromadzonych w muzeum jej poświęconym, założonym przez jej potomka w Nafplio. Jeżeli masz ochotę poczytać o kolejnej bardzo ciekawej postaci zapraszam http://ewa-naprzeciwszczciu.blogspot.com/2012/11/kartki-z-pamietnika-listopadowa-wyprawa.html

    Uściski :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, przeczytałam, dzieję Boubouliny są niezwykłe, ale rzeczywiście na świecie znane tylko historykom (wyłączając Greków, którzy czczą ją i wielbią, nakręcili nawet film biograficzny z ich wielką gwiazdą Irene Papas). Zgadzam się s Tobą, historią kobiet wciąż rządzi "wielkie zapomnienie" i Polska wg mnie nie jest tu żadnym wyjątkiem. W sumie można to zrozumieć. W wielkiej historii zawsze byłyśmy bohaterkami drugiego planu, więc nawet te z nas, które odegrały w niej pierwszoplanową rolę, są traktowane jako zabawne kuriozum - no, chyba, że są Kleopatrą, carycą Katarzyną albo Elżbietą Tudor, ale do tej trójki naprawdę trudno już dorzucić czwarte nazwisko. Przecież nawet Joanna d'Arc prawdopodobnie przepadłaby w mrokach dziejów, gdyby nie to, że w połowie XIX wieku Francja – po czasach rewolucji i wojen napoleońskich – strasznie potrzebowała nowego symbolu narodowej tożsamości. Uznano, że Joanna będzie idealna i dopiero wtedy rzetelnie spisano jej historię!
      Dopiero dziś to się zmienia. Na uniwersytetach są już badaczki zajmujące się historią kobiet (w Polsce to dopiero przed nami…), no i coraz więcej jest takich, jak my amatorek, które czują, że dzieje obeszły się z nami nie fair i czas to zmienić. Z tych właśnie powodów zaczęłam pisać tego bloga. I chciałam go pisać go tak, jak sama lubię, i jak - wydaje mi się - lubi większość kobiet: opowiadając o ludziach, a nie o wojnach. Zapadło mi w pamięć to, co mówiła bohaterka „Opactwa Northanger” Jane Austen, cytuję z pamięci: „Chciałabym lubić historię, ale wszystko, co tam jest, albo mnie złości, albo nudzi. Kłótnie papieży i królów, wojny, zarazy na każdej stronie, wszyscy mężczyźni nicponie, a kobiet nie ma wcale. To takie nużące!”. No więc zróbmy to po swojemu!
      Uff, strasznie się rozpisałam, przepraszam! Ale tak się cieszę, że coraz więcej czytelniczek zagląda na tego bloga i każdej zależy, żeby wydobyć kobiety z mroków dziejów. Razem damy radę!

      Usuń
    2. Jesteś niesamowita ze swoją pasją odgrzebywania tego, co często celowo zostało zatarte przez patriarchalne podejście do kobiet...
      Ostatnio także zainteresowałam się tłumaczką Hernana Cortesa Indianką o imieniu Malinali, znaną także jako Malinche, a ochrzczoną jako Marina. Nie wiele o niej wiem. Mam nadzieję, że znajdę więcej informacji na jej temat i może kiedyś podzielę się nimi.
      Z braku czasu nie przeczytałam wszystkich Twoich postów, ale będę tu systematycznie zaglądać. Wiele z nas pisze na blogach o kobietach i są to naprawdę bardzo cenne informacje, a także ciekawe zdjęcia...

      Uściski :)))

      Usuń
    3. Świetnie, dzielmy się tym, co odkryjemy i opowiadajmy naszą historię własnym językiem. Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  9. Znałam portret braci Grimm, ale nie wiedziałam, kto jest autorem. Polka!
    Fantastyczna historia :)

    Uwaga o polskich muzeach prawdziwa, jakże to smutne...

    Pozdrawiam!

    Marysia

    Zapraszam:
    https://www.facebook.com/OpowiesciStypendialneCzyliPoojaWWielkimSwiecie
    http://opowiescistypendialnepooja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję Pani za piękny wpis o Elżbiecie Baumann. Jestem z nią spokrewniona, więc podziękowania głęboko z serca. Podlinokowuję do swojego drzewa genealogicznego. Gdyby była Pani zainteresowana np. aktem urodzenia Elżbiety z Warszawy, Cyrkuł II, mój adres kasia.marchlinska@gmail.com .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło dostawać takie głosy, jeśli będę pisać o Elzbiecie coś więcej, na pewno się do Pani zgłoszę, dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  11. Jeszcze jako żart, notatka z Kuriera Warszawskiego 1869 nr 23:
    cutuję str. 6 pierwsza szpalta u góry:
    Na wystawie austriackiego towarzystwa sztuk pięknych w Wiedniu, znajduje się wielki obraz fantastyczny, osnuty na dziejach dawnej rzeczypospolitej, pendzla artysty kopenhagskiego, Jerichau-Baumanna. (pisownia oryg.)

    OdpowiedzUsuń