A jednak Tołstoj nie tylko nie zniszczył, ale wręcz odwrotnie - poświęcił jej wyjątkowo dużo czasu. Redagował ją i przerabiał po wielekroć, a historycy literatury, śledzący dziś jego pracę, odkryli, na czym polegały te zmiany. To dzięki nim Anna ze zwykłej kurtyzany przeistoczyła się w tragiczną heroinę, jaką wszyscy znamy. Tak, jakby ona sama w trakcie tej pracy szeptała do ucha staremu mizoginowi, jak to było z jej miłością, dlaczego musiała opuścić męża i synka, i czemu koniec końców nie miała innego wyjścia niż rzucić się pod pociąg.
Tołstoj jej uwierzył, a my za nim. Uwiodła nas, tak samo jak jego. "Anna Karenina" była kultową powieścią naszych babć i prababek (choć nigdy by jej tak nie nazwały!), a dziś, gdy prawie nikt już nie czyta powieści, uwodzi na ekranie. Ta, którą zobaczymy w kinach 23 listopada, jest już trzynastą wielką (bo był co najmniej drugi tuzin pomniejszych) ekranizacją powieści Tołstoja. I wszystko wskazuje na to, że równie niedoskonałą, jak poprzednie.
Z Anną w kinie zawsze były kłopoty. Oglądając jej historię, widzowie przywykli kręcić nosami i wnosić nieustanne zastrzeżenia. A to Anna była nieładna, a to Wroński do niczego, a to reżyser zrobił burleskę zamiast dramatu. Trudno się temu dziwić, bo jeśli jakaś historia jest znana i przeżywana od pokoleń, to każdy nosi w sobie jej najdrobniejszy szczegół. I wie najlepiej, jak powinno się ją opowiedzieć. Popatrzmy jednak, jak to robili inni, próbując odgadnąć nasze myśli.
Końcowe sceny rosyjskiej "Anny Kareniny" z 1914 r,, z Marią Germanową |
Anna 1915. Amerykanie nie chcieli być gorsi od Rosjan i rok później opowiedzieli własną historię. To była ich pierwsza adaptacja powieści. W głównej roli wystąpiła Betty Nansen, duńska aktorka teatralna, która przyjechała do Stanów spróbować sił w świecie kina. Film uznano za nieudany, czego nie możemy sprawdzić, bo jego kopie zaginęły. Betty nie zrobiła kariery w fabryce snów, ale nie zniknęła z historii - wróciła do Danii, gdzie prowadziła własny teatr.
Anna 1927 i Greta Garbo w roli Kareniny. Zagrała ja dwa razy. Tutaj, w niemym jeszcze amerykańskim filmie, którego miłośnicy książki szczerze nienawidzą. Film bowiem nosi tytuł "Love" i ma... dwa alternatywne zakończenia! Wersja pokazywana w Europie kończy się tak, jak w powieści - Anna ginie na torach. Za to ta, którą oglądali Amerykanie, ma w finale happy end. Anna wraca do Karenina, żeby być z synem, ale opuszczony Wroński niezłomnie trwa w swej miłości. I słusznie, bo trzy lata później Karenin szczęśliwie umiera i zakochani wreszcie mogą być razem. Keep smiling!
Greta Garbo i Fredric March w ekranizacji z 1935 roku |
Tak, tak, to Anna i Wroński w radzieckiej ekranizacji z 1953 roku. Przeszli swoje, prawda? |
Anna 1967. To chyba moja ulubiona Karenina, nakręcona przez Rosjan, z ich wielką gwiazdą Tatianą Samojłową ("Lecą żurawie"). Obejrzałam ją całkiem niedawno, rozumiejąc piąte przez dziesiąte, bo w oryginalnej wersji. Ale siedziałam przykuta do ekranu. Wielkie rosyjskie powieści chyba tylko po rosyjsku brzmią dobrze, hollywoodzkie gwiazdy nie dodają im żadnej prawdy. Co z tego, że Tatiana miała mały wąsik i dawno przekroczyła trzydziestkę, skoro wierzyłam w każde jej słowo? Nawet jeśli tylko co drugie rozumiałam! Spróbujcie, może z Wami będzie tak samo, tutaj film w całości.
Sophie Marceau i Sean Bean ruszają do swego walca (1997) |
Anna 1997 ma twarz Sophie Marceau. Wszyscy ją znają, niektórzy kochają. Film nakręcono z rozmachem, jest pierwszą amerykańską wersją reżyserowaną w Rosji. I chyba to zgubiło tę ekranizację - reżysera bardziej obchodzi malownicza, carska Rosja, niż kobieta, o której opowiada. Owszem, pięknie ją ubrał i oprószył rosyjskim śniegiem, ale specjalnie nie starał się o więcej. Mamy śliczną Annę, ale przede wszystkim - pozdrowienia z Rosji!
Anna 2000 z brytyjskiego serialu. Stosunkowo świeżego, do obejrzenia, więc odnotowuję. Gra ją Helen McCrory (może ją pamiętacie z "Królowej", gdzie zagrała żonę premiera Blaira). W tle snują się polscy aktorzy, jeśli się dobrze przyjrzycie, wśród bywalców salonu zobaczycie Beatę Tyszkiewicz. Solidna, brytyjska robota, która świetnie sprawdza się w ekranizacjach prozy Jane Austen czy Thomasa Hardy'ego i jest zupełnie nie na miejscu w przypadku Tołstoja. Zero wschodniej magii....
Anna 2005, czyli ostatnia rosyjska adaptacja z Tatianą Drubich, aktorką nieznaną poza Rosją. Film nakręcono z pietyzmem, dbając o odtworzenie realiów epoki - nawet łyżwy do scen na lodowisku projektowano według sztychów z epoki. Ale wygląda na to, że i tu sens utonął w szczegółach. O najnowszej, rosyjskiej Annie słyszało niewielu poza jej krajem.
Anna 2012, ta, na którą czekamy. Ma śliczną buzię Keiry Knightley i jest trzynasta z kolei. Pechowa? Mam nadzieję, że nie. Niektórzy już ją widzieli, inni zobaczą lada dzień, ale oczywiście batalie trwają w najlepsze. Połowa widzów jest zachwycona najnowszym wcieleniem Anny, druga połowa wyszydza marne rzekomo aktorstwo Keiry, na które składają się cztery miny, z czego dwie z wysuniętą szczęką. Ale tego akurat unikniemy! Ponoć w kontrakcie aktorki znalazł się zapis kategorycznie zakazujący wysuwania szczęki. Może więc uda się zobaczyć na ekranie Annę, a nie tylko zwykłą gwiazdę?
A jeśli nie, to zawsze można zdać się na własną wyobraźnię. Wrócić z kina i otworzyć książkę. Przecież na początku tego wszystkiego była powieść pana Tołstoja, do której dziś już prawie nikt nie zagląda.
Anna, ech... Anna. She's every woman.
OdpowiedzUsuńJak nie zagląda, jak nie zagląda!!! A ja... A Ty?
Ty, ja, może jeszcze parę dziewczyn, które zaglądają (nomen omen) na tego bloga. Choć mam też znajomego, który czyta Annę, i to z zadziwiającą regularnością...
UsuńHej, odświeżam po paru latach. Zajrzałem ostatnio do "Anny" :)
UsuńMiejscami przydługa, nużące wątki, ale odzwierciedlenie psychiki bohaterów -miodzio :)
Cris, 36lat :)
UsuńPorada Ciotki Róży
OdpowiedzUsuńJa czytam z przyjemnością! A gdy widzę te stare fotografie, łezka mi się w oku kręci. Już kiedy byłam młoda (a było to tuz po wojnie) kochałam ten styl. Mała rada dla wszystkich, którzy przechowują wiekowe zdjęcia: nie wyrzucajcie ich za nic w świecie! A jeśli nie przemawia do Was wartość sentymentalna, to może przemówi fakt, że wkrótce ceny takich albumów będą wyglądały podobnie jak ceny zlota.
Mnie też dopiszcie do czytających "Annę"! U mnie to niemal tradycja rodzinna, mamy mi ją opowiadała zamiast bajki (i parę innych dziewiętnastowiecznych powieści), kiedy jeszcze byłam małym brzedącem. Zmieniała tylko zakończenie, całkiem jak Amerykanie w swoim filmie z Garbo!
OdpowiedzUsuńWitajcie w klubie! Wspaniale, że tu wpadacie.
OdpowiedzUsuńByłyście juz na Annie? Też macie wrażenie, ze realizacyjny pomysł kompletnie nietrafiony? Kompletnie do mnie nie przemawia zabieg z umieszczeniem tej historii w teatrze. A Wam sie podoba?
OdpowiedzUsuńPo przeczytanych dawno temu książkach pozostaje smuga bliżej nieokreślonego cienia. Po Kareninie też i chociaż zaglądam czasami na strony mówiące o powieści bądź filmie, to jednak chciałabym przeczytać ją jeszcze raz i zweryfikować różnicę odbioru. To, co zapamiętałam z lektury sprzed lat, to ogromny żal, dlaczego kobieta jest taka słaba, za słaba , by ponieść konsekwencje zbyt odważnego kroku, dlaczego nie potrafi zrozumieć, że uczucia mężczyzn nie są podłożem, na którym buduje się stabilny swój świat.Po co "gonić za marą, której szczęściu niedostaje"? Gdyby została w tym miejscu, w którym nie była szczęśliwa, w domu, z mężem, z dziećmi, podjęła trud bycia żoną i matką, stałaby się bohaterką, która dodaje sił w chwilach wyczerpania, wzorem, Kariatydą, cierpiącą, ale wiedzącą , co robić, a tak ... ? Szkoda jej :(
OdpowiedzUsuńCoz, milosc nie jedno ma imie...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Elżbieta.
OdpowiedzUsuńGdy miałam 12 czy 13 lat oglądałam serial brytyjski Anna Karenina z Nicolą Pagett. Minęło ponad 30 lat, a ja ciągle pamiętam twarz tej aktorki niektóre sceny, poznanie na dworcu, monolog w powozie przed samobójstwem i jej śmierć.
Widziałam film z Gretą Garbo, Vivien Leigh, Tatianą Samojłową i Sophie Marceau, ale żaden nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak ten pierwszy.
Wrońskiego grał Stuart Wilson który bardzo podobał mi się w Romansie w Orient Expressie.
Jest jeszcze piekna adaptacja wlosko-niemeicka z 2013 roku...
OdpowiedzUsuńAnna Karenina od zawsze jest moją ulubioną książką a ten miniserial chyba najbardziej podoba mi się ze wszystkich ekranizacji
UsuńBardzo ciekawy blog, bardzo przystępnie, ciekawie napisany. Jestem po wrażeniem. Adaptacja z 2012 dla mnie nietrafiona.
OdpowiedzUsuńJa też należę do czytających Anne Karenine ;) I jak dla Mnie adaptacja 2012 jest bardzo podobna do Anny z mojej wyobraźni. Zgadzam się zupełnie że umieszczenie tak fascynującej historii na deskach teatru - TO ZDECYDOWANE NIE, aczkolwiek co do Anny nie mam żadnych zastrzeżeń! Wręcz jak dla Mnie odpowiednia kobieta w odpowiedniej roli. Delikatność, zmysłowość, prawdziwość, ewidentna szczerość w klasyfikowaniu wartości i zdecydowana kobiecość pod każdym względem zagrane przez Keire - trafiają do Mnie jak diabli ;)
OdpowiedzUsuńA poza tym super że istnieje taki blog ! :D
uwielbiam Annę Kareninę, uwielbiam Tołstoja i uwielbiam tego bloga
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam takie komentarze :)
UsuńJa czytam! Powieści i w ogóle, a wśród nich i Annę Kareninę! Wolę od filmów, chociaż lubię Annę o twarzy Sophie Marceau.
OdpowiedzUsuńMoje trzy grosze...
OdpowiedzUsuńFilm z K. Khnightley nie jest 13-tym z kolei. Jezeli jakies inne mi nie umknely, powinien miec nr 15. Anglicy zrobili wczesniej jeszcze dwa filmy: jeden byl sfilmowanym przedstawieniem teatralnym, wieloloodcinkowym I bardzo szczegolowym; drugi byl filmem, w ktorym grali Sean Connery I aktorka o nazwisku Bloom, imienia teraz nie pamietam. Nie pamietam tez, kiedy zostaly zrealizowane, przypuszczam, iz mogly to byc lata 60-70-te ub. wieku.
De gustibus non est disputandum, czyli o gustach sie nie dyskutuje. Pragne jedynie zwrocic uwage Panstwa na film z roku 2000 r. z Helen McCrory. Jest to jedyny film, ktory pokazuje A. Karenine jako pelnokrwistwa kobiete, troche jakby kraglejsza od innych aktorek grajacych te postac, w niektorych ujeciach przecietna z urody, w niektorych piekna, ale zawsze b. seksy. Kobiecosc wychodzi jakby wszystkimi porami jej skory, a jak ona umie sie poruszac..! ("Uprawialam" kiedys balet I do dzisiaj zwracam uwage na to, jak ludzie sie poruszja.)
Przy tym wszystkim, jak ona gra te postac! Juz od pierwszych chwil widac, ze cos tam ja gryzie: choc chodzi, mowi, slucha, ale tak jakby nie do konca, jakby - co dosc charakterystyczne dla kobiet - myslala cala czas czyms innym. Potem - jak ona tanczy z Wronskim, wlasciwie na granicy zapomnienia sie, jak wielkie uczucie/namietnosc pcha ja do niego I jak sie boi. Zeby juz sie bardziej inie rozdrabniac, zobaczcie scene w pokoju tuz przed wyjsciem na stacje. Ta kobieta jest na granicy utraty zmyslow, szarpie sie, nie umie ani czekac, ani sie uspokoic, ani myslec rozsadnie. Ja "nosi". Dopiero dzieki H. McCrory, ktora te wlasnie scene zagrala fenomenalnie, pomyslalam, ze jednak cos z A. Karenina musialo byc nie tak, jakis brak stabilizacji emocjonalnej czy nerwowej, co dodane do braku synka I ostrazyzmu towarzystkiego, a takze inne,zachowanie Wronskiego, doprowadzilo ja do samobojstwa.
Moze dodam jeszcze cos dla informacji. Tolstoj w swej powiesci przeciwstawil sobie dwie pary: jedna zbrukana I niemoralna (Karenina I Wronski), a druga czysta I niemal nieskalana (Kitty I... on sam, bo sie ukryl pod postacia najpierw nieszczesliwiezakochanego, a potem szczesliwego jej
malzonka).
Tymczasem prawda byla inna! Z calej czworki tylko Kitty - w ksiazce I w zyciu - byla mlodziutka, czysta I niewinna 17-latka, a on wrecz potworem seksualnym w stosunku do swojej zony Zofii! Miala z nim 16-ro dzieci I co najmniej 2-3 poronienia. Byla tak tymi porodami I seksem wykonczona, ze wprost umierala, a lekarze zabronili mu zblizac sie do niej. Ale on robil tak straszne awantury,ze w koncu sie zgadzala. On bolal nad swoim zachowaniem, ale nie umial sie opanowac. I tak bylo niemal do konca jego/ich zycia.
Mysle, ze wlasnie dlatego, iz sam uwazal sie za potwora, ktory nie potrafi sie zmienic, jego powiesci czy opowiesci sa tak poruszajace = nawet dzisiaj.
I to by bylo na tyle.
Ograniczyłam sie do wyboru trzynastki najważniejszych - moim zdaniem - ekranizacji, pisząc zresztą na początku, że było ich znacznie więcej. Ale bardzo dziękuję za tę masę ciekawych uwag. A co do życia Lwa Nikołajewicza - pełna zgoda. Zwłaszcza po przeczytaniu "Intelektualistów" Johnsona, w których autor dał odstręczający portret Tołstoja (w tym jego stosunków z żoną),trudno nie myśleć, jakim potworem był ten "starszy brat Pana Boga", Ale zapewne,masz rację, że to wypadkowa wielkiego talentu i wszystkich tych odstręczających cech przesądza o prawdzie i wielkości jego powieści.
UsuńNajciekawszą ekranizacją Anny Kareniny jest rosyjski film z Tatianą Samojłową. Pełnokrwisty aktorsko i realizacyjnie.
UsuńPrzecież Anna była starsza od Wrońskiego, skąd więc takie oburzenie na obsadzenie w roli Anny starszej aktorki? Czy zawsze kobieta musi być młodsza i piękniejsza od partnera. Przecież to nie średniowiecze, w którym jak najbardziej związki starszych kobiet z młodszymi mężczyznami się zdarzały. Może Rosja Radziecka jednak była w tej kwestii obyczajowo bardziej cywilizowana niż poniektórzy z Polski XXI-wiecznej.
OdpowiedzUsuńŻadna ekranizacja nie jest w stanie zbliżyć się w najmniejszym stopniu do niezwykłego oryginału. To jedna z najlepszych książek jakie zostały do tej pory napisane.
OdpowiedzUsuń