wtorek, 9 października 2012

Sorry, królu Janie!

Dziś wyjątkowo nie będzie klasycznie, o kobietach, ale o całej epoce. Bo jakobińska wściekłość mnie ogarnęła na widok tego, co sprokurowali Włosi przy współudziale Polaków, kręcąc "Bitwę pod Wiedniem", która właśnie wchodzi do kin. Sorry, królu Janie!
Jan III Sobieski i jego ukochana Marysieńka z dziećmi
Były trzy powody, które pozwalały się spodziewać, że dzięki odpowiedniej kasie (a taką producenci mieli, budżet filmu przekroczył 50 mln zł) zobaczymy na ekranie fantastyczne widowisko, które wbije nas w fotel. Po pierwsze, film opowiada o jednej z największych bitew w dziejach. Po drugie, rozegranej w najbardziej wystawnej epoce w historii. Po trzecie, współczesna technika filmowa pozwala wyczarować na ekranie prawdziwą magię. I co? I klops. 
Urody barokowej w filmowych scenach za grosz, efekty specjalne jak ze słabych gier komputerowych (widz widzi jak na dłoni, że fotografowane z lotu ptaka miasta to papierowe makiety), a refleksja historyczna na poziomie gimnazjalisty (jeden z blogerów napisał, że film powinien mieć ograniczenie wiekowe do 10 lat, bo tylko dziesięciolatkom się spodoba). Że też taka piękna epoka mogła wygenerować taki brzydki film!
Nie będę się tu pastwić nad reżyserem tego "dzieła" (jest nim szerzej nieznany Renzo Martinelli), bo już niebawem dość się wycierpi, gdy recenzenci wezmą go na widelec. Zamiast tego mały erzac. Trzy filmiki, dzięki którym choć w maleńkiej części poczujecie klimat tej urzekającej epoki, czasów króla Jana - pierwszy o barokowej sztuce, drugi o stylu, trzeci o najpiękniejszym na świecie skrzydlatym wojsku, czyli polskiej husarii. A ci, którzy chcą poczytać o jedynej kobiecej bohaterce "Bitwy pod Wiedniem", Eleonorze Lotaryńskiej, granej przez Alicję Bachledę-Curuś, znajdą opowieść o niej tutaj. Jedyna korzyść z tego filmu jest taka, że znów zajrzymy do historycznych tekstów. Dobre i to. 

"Barok" znaczy perła i rzeczywiście w historii sztuki zapisał się tak bogato, jak chyba żadna inna epoka. Bach, Vivaldi, Händel, Vermeer, Velázquez, Caravaggio, Rubens, Rembrandt to przecież nazwiska arcymistrzów. Ich muzykę i obrazy prezentuje w pięknej impresji Philip Scott Johnson:



Barokowy gust, odwołujący się do wyobraźni i przepychu, wywarł wielki wpływ na siedemnastowieczną modę. Była wcieloną ekstrawagancją, skończoną anarchią, zaprzeczeniem umiaru i powściągliwości. Jak pisali ówcześni kronikarze, nigdy przedtem nie było w strojach tyle "zbytkowności", widocznej "aż po czubki trzewików i niewieścich patynek". (Dla jasności - patynka to kobiecy pantofel na wysokiej, drewnianej podstawce). Popatrzcie na kostiumy i scenografię z ostatniej ekranizacji "Trzech muszkieterów" (2011). Umieli to pokazać!


A na koniec polska husaria - najpiękniejsza kawaleria na świecie. I najlepsza - nie przegrała żadnej bitwy przez okres 125 lat, odnosząc zwycięstwa nawet nad pięciokrotnie liczniejszym przeciwnikiem. Ponoć szwedzcy najemnicy zaciągali się do wojska z zastrzeżeniem, że nie będą walczyć z polską jazdą. Było czego się bać. I na co popatrzeć! Pod Wiedniem sprzymierzone wojska austriackie i niemieckie spowolniły atak, by móc podziwiać szarżę polskiego skrzydlatego wojska. Popatrzmy zatem i my. Zamiast marnych kadrów z ostatniej superprodukcji, montaż lepszych scen z innych filmów, m.in. z polskiego "Ogniem i mieczem" i rosyjskiego "1612": 


6 komentarzy:

  1. Czy w pierwszej scenie filmu o husarii widać Magdalenę Mielcarz? Z jakiego to filmu?
    Kaśka

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, "Bitwa pod Wiedniem" to kolejny kicz. :/

    OdpowiedzUsuń
  3. No niestety, kicz, ale nawet kicz nierzadko potrafi oczarować opowieścią, a tu niestety i z tym cienko.
    I do Kaśki: Faktycznie, to Magda Mielcarz, a zdjęcia pochodzą z ukraińsko-rosyjskiego filmu z 2009 "Taras Bulba", nakręconego wg powieści Gogola. To opowieść o atamanie kozackim, który wznieca powstanie przeciwko Polsce. Film jest zresztą mocno propagandowy i antypolski, ale jak widać parę scen broni się urodą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że kolejny, niezwykle interesujący fragment historii, doczekał się kiczowatej ekranizacji.
    Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przybyłam, zobaczyłam, się wkurzyłam!
    Byłam dziś na "Wiedniu", z dzieckiem, dwunastolatkiem, on nawet przejęty, ja najpierw zdumiona, a potem wkurzona, bo czułam się tak, jakbym oglądała hollywoodzką ekranizację "Quo Vadis" z lat 50. Pocztówka złożona z wiązki stereotypów z powtarzaną w kółko tezą o wiszącej nad nami groźbie islamizacji Europy. Wkurw byłby maksymalny, gdyby nie reakcja dziecka. Bo on to łyknął. Przejął się i był naprawdę dumny z króla Jana! Pomyślałam sobie, że może nawet taki maksymalny kicz (pod każdym względem: i realizacyjnym, i historycznym) jest jakimś patentem na wypromowanie naszej historii. Przynajmniej wśród maluczkich. Bo tak jak piszesz, na dziesięciolatkach ten film zrobi wrażenie. A jednak szkoda, że tylko na nich...

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny blog, cieszę się, że go znalazłem - przypadkiem, szukając czegoś o Eleonorze po dość traumatycznym przeżyciu, jakim był seans w kinie na Bitwie pod Wiedniem. Ciekawie piszesz, będę zaglądał, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń