środa, 4 lipca 2012

Królowa Śniegu

Aleksandra marzła przez całe życie. Marzła nocami, sypiając nawet podczas mroźnych zim w pokojach z szeroko otwartymi oknami. Latem też spała w przenikliwym chłodzie, bo kazała ustawiać w sypialni wiadra wypełnione lodem. Łóżka zmieniała kilka razy w ciągu nocy, zanurzając się wciąż na nowo w zimnej pościeli. O ile w ogóle można nazwać pościelą prześcieradło i cienką sarnią skórkę, którą zamiast kołdry naciągała na ramiona. Musiało być chłodno, chłodno, chłodno!

Dzień przynosił kolejne tortury. Rano była kąpiel w zimnej wodzie, a wieczorem, przed balem, nacieranie ciała lodem i woskiem. Aleksandra widziała, jak jej jasna skóra pod wpływem tych zabiegów napina się i nabiera rumieńców, jak spłycają się zmarszczki, a poniżej dekoltu przejrzystej empirowej sukni zarysowują się sutki. Dla takiego wyglądu była gotowa znieść wszystko: codzienne jadanie wstrętnych, wyłącznie zimnych posiłków, dziesięciokilometrowe spacery, wyczerpujące konne galopady i wieczny chłód. Była młoda. Wciąż, cały czas, mimo upływających kolejnych dziesiątek lat. Przyjaciółki z jej dzieciństwa obnosiły twarze pokrytą siecią zmarszczek i ręce brzydko wykrzywione reumatyzmem, a jej czas się nie imał. Ona wciąż była piękna, wciąż podziwiana, wciąż brała sobie młodych kochanków. Jej udało się oszukać czas.

Aleksandra Zajączkowa zachwycała urodą nawet jako siedemdziesięciolatka  
Dzięki temu generałowa Aleksandra Zajączkowa przeszła do historii. Zachwyceni współcześni pisali o niej tak, jak jeden z bywalców jej salonu: "Pamiętam panią Zajączkową [wtedy 65-letnią] w gazowej sukni z różą we włosach, wachlarzem w ręku na balach i wyznam, że jeśli nie zachwycony, to zdziwiony stanąłem na jej widok. Zachowała czerstwość, wdzięk i ubiór młodego wieku, ... Czuła i kochała, jak piętnastoletnia panienka".
Honoriusz Balzak, który spotkał Aleksandrę, gdy ta przekroczyła już osiemdziesiątkę, był jeszcze bardziej zadziwiony. Zdaniem pisarza nie wyglądała więcej niż na 35 lat. „Podrwiwa ze śmierci, śmieje się z życia - pisał Balzak. - Niegdyś zadziwiła [cara] Aleksandra, dziś prześciga Mikołaja wspaniałością przyjęć. Zaprawdę to jest bajka o wróżce, jeśli to nie jest w ogóle żywa wróżka z bajki - madame Zayonscek”.

Dziś z takim samym zachwytem piszą o tej żyjącej na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku damie lekarze, wskazując, że była prekursorką krioterapii. Z entuzjazmem potwierdzają, że ujemne temperatury mają wspaniałe działanie odmładzające - stymulują krążenie krwi w skórze, poprawiają jej jędrność, opóźniają procesy starzenia. Podziwiają przy tym hart Aleksandry, bo dziś pacjenci zamykani są w kriokomorach zaledwie na kilka minut, a ona spała w mrozie przez całe długie noce.

Pałac Namiestnikowski (dziś Prezydencki),królestwo Aleksandry 
No właśnie, przez całe długie noce. Jak wyglądałoby życie Aleksandry, gdyby je opowiedzieć z jej perspektywy, a nie zachwyconych nią mężczyzn i młodszych o dwa wieki z górą lekarzy? Pewnie byłaby to opowieść o udręce zimnych nocy wypełnionych płytkim, przerywanym, nie przynoszącym ukojenia snem. I równie koszmarnych dni, skoro ich głównym punktem były wyczerpujące marszruty, często w śniegu, deszczu i przenikającym do szpiku kości mrozie, po których nie można było liczyć ani na ciepłą kąpiel, ani nawet na filiżankę parującej herbaty. Codzienność Aleksandry była ujęta w rygorystyczne ramy, jak życie rekruta, nieustannie czuwającego w pogotowiu na sygnał do ataku. Ona też miała swój front - był nim warszawski salon i wystawne przyjęcia w pałacu na Krakowskim Przedmieściu, którego była gospodynią.

Jako żona generała Józefa Zajączka, mianowanego przez cara pierwszym namiestnikiem Królestwa Polskiego, za wszelką cenę chciała stanąć na wysokości zadania. Rozkwitała wieczorami. W swoich gazowych sukniach, z różami we włosach i wachlarzem w dłoni, podejmowała zachwyconych gości, czarowała dowcipem, uśmiechem i niezmiennie olśniewającą urodą. W całej Europie było głośno o tłumach wielbicieli generałowej, z których wielu mogło być jej wnukami. Wdawała się z nimi w romanse, a najgłośniejszy był ten z przystojnym Wojciechem Grzymałą, referendarzem stanu w Królestwie Polskim. Ona miała wtedy 70 lat, on zaledwie 30, a ich skandalizujący związek rozgrzewał wszystkie plotkarki europejskich dworów.
Gen. Józef Zajączek,
wyrozumiały mąż 
lodowej królewny 
O tym, jak kończyły się te romanse, nie wspominano. A kończyły się szybko. Trudno dziś ocenić, czy fascynacja generałową wynikała faktycznie z jej niecodziennej urody, czy tylko z jej pozycji. Była przecież żoną namiestnika, pierwszą damą Królestwa Polskiego, a blask władzy nawet z miernoty jest w stanie uczynić osobę o magnetycznej sile przyciągania. Tak czy inaczej romans z Grzymałą nie trwał długo. On przeniósł uczucia na George Sand, francuską pisarkę młodszą o pięćdziesiąt lat od Aleksandry, a ona wróciła do wyrozumiałego męża (nota bene też romansującego na prawo i lewo).

Przeżyła Józefa Zajączka o dwadzieścia lat. Dzieci nie mieli. Aleksandra doczekała sędziwego wieku (ach, te dobrodziejstwa krioterapii!), umarła jako dziewięćdziesięcioletnia staruszka, choć niektórzy twierdzą nawet, że miała już lat 98. Ponoć i wtedy nie wyglądała staro, przypominała najwyżej pięćdziesięciolatkę. Ale czy umarła szczęśliwa - historycy nie wspominają.

PS. Mamy właśnie kolejny z najgorętszych polskich lipców, stąd ta Królowa Śniegu - na ochłodę. Pomyślcie jednak, jak biedna Aleksandra przeklinałaby takie upalne lato...

11 komentarzy:

  1. fascynujący jest ten blog. Czytam i czytam i czytam... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja jestem takim zmarzluchem, zima dla mnie to tortury. Ale nacieranie kostkami lodu przed ważnym wyjściem i chwilowy zimny prysznic...hm, czemu nie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite... Oddać tyle, by zachować piękno i młodość...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciało przyzwyczaja się do zimna, jeśli jest odpowiednio hartowane.

    Wg mnie Aleksandrze Zajączkowej zawsze było dobrze w zimnej sypialni, ale jej kochankom raczej niezbyt długo...

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdzie jest napisane,ze musiała być nieszczęśliwa, człowiek przyzwyczaja sie do zimna, ja ja podziwiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj wcale nie taka tortura. Sama uwielbiam zimno, zwłaszcza w nocy i nie jestem w stanie zasnąć jeśli w pokoju mam więcej niż 10 stopni. Przy 15 ciągle się rzucam i budzę, a latem po prostu nie śpię, bo zwyczajnie nie mogę. Najlepiej wypoczywam śpiąc przy około zerowej temperaturze, nie mam kołdry, a jedynie narzutkę, a zimą w mrozy zakładam tylko bluzkę i jesienną bluzę. Lato jest dla mnie torturą, nie jestem w stanie funkcjonować, spać, jeść, jestem wręcz chora i pomaga mi jedynie leżenie w lodowatej wodzie. Dlatego absolutnie nie zgadzam się, że biedna Aleksandra Zajączkowa musiała się poświęcać i cierpieć z powodu swojego stylu życia. Może cierpiała gdy nie mogła marznąć?
    Ale post pięknie napisany. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak bardzo Cię rozumiem. I chociaż Cię nie znam, od razu Cię lubię :)

      Usuń
  7. WOW!!!!!!!!!!!!!! genialne! :DDD dzięki! :)

    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  8. Że też nie dostała zapalenia płuc... Jednak kiedyś to były kobiety, a nie takie wrażliwe mizeroty, jak my ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wielokrotnie o niej słyszałam, ale dziękuję za tak wyczerpujący post. Uwielbiam "Kocham historię".
    A przykład generałowej Zajączkowej mam zawsze przed oczyma, kiedy marznę w moim starym domu z niesparwnym ogrzewamniem:)

    OdpowiedzUsuń