Trzeba przyznać, że twórca dynastii Jagiellonów nie miał szczęścia do żon - pisze Andrzej Zieliński w wydanej właśnie książce "Skandaliści w koronach", której sporą część zajmują perypetie Jagiełły i jego czterech królowych. Faktycznie, nie miał szczęścia, ale jak miał mieć, skoro tylko jedną żonę sam sobie wybrał? Jak tak się przyglądam alkowianym przygodom Jagiełły, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w tym przypadku to litewski książę znalazł się w roli typowej dla królewskich narzeczonych. A już na pewno ten pierwszy raz, kiedy po zawarciu unii polsko-litewskiej pojawił się w Krakowie.
Królowa Jadwiga na osiemnastowiecznym portrecie Marcello Bacciarellego |
Młodziutka Jadwiga chce dać nogę z Wawelu do Wilhelma, jej opiekun, Dymitr z Goraja, próbuje ją powstrzymać. Tak to widział Matejko |
Ejże, dlaczego tylko jej? Według mnie Jagiełło co najmniej tak samo zasługuje na współczucie. Kiedy pojawił się w Krakowie był prawdopodobnie mężczyzną po trzydziestce (ile dokładnie miał lat - nie wiadomo, co historyk to inne zdanie). Podobno na widok pięknej nastolatki oniemiał z zachwytu, jak zapisał Jan Długosz, ale jakoś nie jestem pewna, czy z zachwytu. Mógł zaniemówić widząc, że będzie musiał wziąć do łóżka dziecko. Mógł też oniemieć z bardziej prozaicznej przyczyny, a mianowicie z braku znajomości języków. Wykształcona Jadwiga mówiła po grecku i po łacinie, którą posługiwano się na europejskich dworach, szybko też uczyła się polskiego. A Jagiełło umiał tylko po litewsku i trochę po rusku. Nawet nie mógł pogadać z narzeczoną. Musiał za to pójść z nią do łóżka natychmiast po akcie zaślubin, bo nieskonsumowane małżeństwo byłoby nieważne. Zrobił to, dlatego że musiał. Ale dalsze dzieje ich związku pokazują, że nie spieszył się z powtórką, cierpliwie i taktownie czekając aż młodziutka żona dorośnie. Jadwiga zaszła w ciążę dopiero dwanaście lat później, wszystko więc odbyło się według naszych, a nie średniowiecznych standardów.
Jadwiga na dziewiętnastowiecznym obrazie Józefa Simmlera (fragment) |
Tym niemniej trwał dzielnie na posterunku, a Jadwigę zmarłą po porodzie (na gorączkę popołogową, znów ten brak higieny!) szczerze opłakiwał. Następną żonę miała mu rzekomo wybrać... sama Jadwiga. Ponoć przed śmiercią wskazała na Annę Cylejską, rodzoną wnuczkę Kazimierza Wielkiego. Z politycznego punktu widzenia był to niezły pomysł, bo poślubienie piastowskiej księżniczki pomogłoby Jagielle wzmocnić się w roli polskiego króla. Ale na tym koniec dobrych wiadomości.
Anna Cylejska i Jagiełło - ta szesnastowieczna grafika jest jedynym wizerunkiem królowej |
Jagielle też się nie spodobała. Przyjechała bezbarwna panna, nieatrakcyjna do tego stopnia, że król pieklił się na swatów, że sprowadzili mu taką brzydką żonę. Ale zrobił co kazali. Odwlekał ślub tak długo, jak się dało, jednak w końcu, po ośmiu miesiącach, pojął Annę za żonę. I męczył się z nią przez kolejne trzynaście lat, unikając na wszystkie sposoby. Miał chyba z tego powodu wyrzuty sumienia, co pokazuje jego wyjątkowo łagodny stosunek do niewierności, z której zasłynęła królowa. Bo opuszczona przez męża Anna brała sobie kochanków. Tak przynajmniej plotkowano, choć trochę dziwi, że tych kochanków miała na fury, skoro taka z niej była brzydula.
Tak czy inaczej najbardziej wyrazistą informacją, jaka o niej przetrwała, jest smakowita anegdota o zawaleniu się podłogi w jej sypialni. Długosz (który Jagiełły nie lubił i takich smaczków nie przegapiał) wywiódł z tej katastrofy jednoznaczny wniosek, że był to skutek namiętnego cudzołożenia królowej. Jagiełło na absztyfikantów żony rzekomo się pieklił, jednego zapakował nawet na trzy lata do zamkowej wieży, ale skandal dziwnie szybko ucichł i rozgrzewał głównie plotkarzy. Być może nie było w tym ani ziarna prawdy, a jeśli nawet, to uciekający przed żoną król wydawał się rozumieć jej samotność.
Anna zresztą szybko wybawiła wszystkich od kłopotów ze swoją niesforną osobą, umierając na jakąś bliżej nieznaną chorobę w wieku zaledwie lat 35. Zostawiła Jagielle córeczkę, ale królestwo czekało przecież na małego króla. Wielmożowie z miejsca zaczęli więc przegląd wolnych księżniczek, ale zanim zdążyli się uwinąć, dostali prztyczka w nos. Król się zakochał.
Elżbieta Granowska na obrazie z końca XVIII wieku |
Gdy to piszę, już czuję, jak nasi kronikarze przewracają się w grobach. Słyszę, jak Długosz wrzeszczy mi nad uchem: "Nie sromał się król tak dostojny brać za żonę kobietę suchotami wyniszczoną i swoją poddankę, wdowę po trzech mężach, zwiędłą i podstarzałą, a stanem i pochodzeniem bynajmniej sobie nierówną. I zdrowie przy ciągłym powodzeniu czerstwe i kwitnące wątlić pożądliwością ku jednej niewieście"?! Marcin Bielski też się wyzłośliwia: "Królowi nie wiedzieć z czego się podobała, iż ją pojął, bo była już stara i wyschła od suchot"!
Małżeństwo powszechnie uznano za mezalians i niesłychany wprost skandal, a ponieważ Jagiełło zagroził abdykacją, gdyby zmuszono go do oddalenia żony (brawo królu!), ograniczano się do drwin i złośliwości. Najgorsze - i to już nie jest zabawne - że szyderstwa nie ustały nawet po śmierci królowej. Gdy po czterech latach Jagiełło ją stracił, rozpaczał tylko on. A inni... Ech, aż trudno uwierzyć, że mogło to tak wyglądać. Długosz zanotował: "większa nierównie była radość na pogrzebie królowej niżeli na jej koronacji". I dodawał, że "wszyscy przytomni, tak duchowni, jak i świeccy, objawiali radość niezwykłą, wszyscy w świąteczne szaty przybrani, śmiali się i cieszyli w czasie pogrzebu". Właśnie od tych odrażających wiwatów po śmierci Elżbiety zaczyna się nakręcony w 1988 r. serial "Królewskie sny":
Co miał robić król Jagiełło z poddanymi, którzy wiwatowali na pogrzebie jego ukochanej? Którzy nawet parę lat małżeńskiego szczęścia mieli mu za złe tylko dlatego, że ułożył je podług własnych, a nie ich pragnień? Którzy znów mu przypominali, że czas nagli, on się starzeje, a dziedzica korony jak nie było, tak nie ma? Machnął ręką i pozwolił im ożenić się po raz czwarty.
Sonka Holszańska, wizerunek szesnastowieczny |
Tuż przed narodzinami trzeciego syna wybuchła sprawa niewierności królowej. Skoro jest młoda, ładna i lubi dworskie życie, to ani chybi zdradza starego króla. Czy aby urodzi jego dziecko? Afera się rozkręcała, plotkowano już o niej w całej Europie, podejrzewani o romanse z królową dworzanie pierzchali z kraju, a ona sama składała uroczyste przysięgi oczyszczające, zaprzeczając pomówieniom.
Nie wiem, czy Jagiełło w zdradę Sonki uwierzył czy nie. Był już zaprawiony w takich bojach, nie pierwszy to raz plotkowano, ze żonka przyprawia mu rogi. Na pewno całą sprawę wziął sobie do serca głębiej niż historię z Anną, bo teraz kwestionowano jego ojcostwo, a chodziło o następców tronu. Historycy wspominają, że od tego czasu stosunki króla i królowej mocno ochłodły, ale przecież nigdy nie były gorące. Plotki o zdradach Sonki też po części wzięły się stąd, że Jagiełło zawsze miał coś ważniejszego do roboty niż zabawianie żony na Wawelu, gdzie często zostawiał ją samą. Od królowej oczekiwał jedynie następcy tronu, nic więcej. Hałaśliwa wawelska seksafera umarła jednak w końcu śmiercią naturalną, bo królewicze rośli i tylko ślepy by nie zauważył, że noszą rysy króla. Kronikarze podkreślali, że zwłaszcza ten trzeci, najmłodszy, jest "we wszystkim ojcu Jagiełłowi podobny".
No i świetnie. Ten trzeci, najmłodszy, Kazimierz Jagiellończyk, zostanie wielkim królem, dziś uznawanym za najwybitniejszego władcę w historii Polski i jednego z największych w Europie. On w przeciwieństwie do ojca znajdzie sobie żonę, którą pokocha i z którą szczęśliwie przeżyje całe życie (choć historia na początku też będzie dramatyczna, tutaj ją znajdziecie). Jego ojciec podobnego szczęścia w miłości nie miał i nazywany jest dziś "wiernym mężem niewiernych żon". Coś w tym jest. Tylko jednej z nich, Elżbiety Granowskiej, nigdy nie oskarżono o zdradę, nieważne, serca czy ciała. Ale też tej jednej nie pozwolono mu kochać.
Mężczyźni w nieudanych związkach byli górą, mogli zdradzać swoje żony. Kobiety nie. Mężczyźni posiadali pieniądze, kobiety nie mogły ich nawet dziedziczyć. Zawsze ktoś kierował kobietą - ojciec, mąż syn. Dlatego współczujemy im bardziej.Pozdrawiam Kajka
OdpowiedzUsuńNo, ale w przypadku małżeństw Jagiełły było akurat odwrotnie. To one zdradzały jego...
UsuńTo odosobniony przypadek i dlatego lubię Jagiełłę. Porządne chłopisko!
UsuńPopieram!
Usuń"Mężczyźni posiadali pieniądze, kobiety nie mogły ich nawet dziedziczyć"
UsuńNie przesadzasz trochę?
Majka
Więcej praw do dysponowania swoim majątkiem miały kobiety w starożytnym Rzymie niż w świecie chrześcijańskim. Wprowadzenie sztucznego mleka, które spowodowało,że kobiety mogły iść do pracy pozwolił im na posiadanie własnych pieniędzy.Co do dziedziczenia, to mężatka nawet jeżeli miała zapisany testamentem majątek dysponował nim wyłącznie mąż.
UsuńKajka
Chyba jednak w Polce było trochę lepiej pod tym względem: www.newsweek.pl/wydania/1208/polka-bardzo-rozwiedziona,61067,1,1
UsuńMajka
Ale w tym artykule jest mowa tylko o arystokratkach. Możni tego świata zawsze mieli przywileje. Pozdrawiam :)
UsuńZgadzam się z Panią Kajką w kwestii dziedziczenia. Co prawda zdarzały się wyjątki, ale z reguły kobiety nie mogły dziedziczyć. W historii Polski znany jest przynajmniej jeden głośny przypadek kobiety, której ogromny spadek, który odziedziczyła po ojcu, przyniósł jedynie nieszczęście i cierpienie. Mowa tu oczywiście o słynnej Elżbiecie "Halszce" z Ostroga. Gdyby nie była jedyną dziedziczką tak ogromnej fortuny, nie wplątano by jej w intrygi polityczne i matrymonialne, co skończyło się uwięzieniem w słynnej baszcie Halszki w Szamotułach. Może Pani Andromeda zajmie się bliżej postacią tej ciekawej i nieszczęśliwej kobiety, która weszła na trwałe do legend ludowych :) (oczywiście niczego nie narzucam). Przepraszam za odejście od tematu, ale dyskusja o dziedziczeniu przez kobiety wywołała to skojarzenie :)
UsuńO Halszce myślę juz od dłuższego czasu, ale to temat tak ogromny, że "musi sie uleżeć". Jest tak wielka literatura na jej temat (nawet w dzieciństwie czytałam jakąś powieść o czarnej księżniczce z Ostroga), że niełatwo znaleźć własny pomysł na taką historię. Ale się przyłożę!
UsuńPani Andromedo, niezależnie od tego, jakiego tematu się Pani nie podejmie, to zawsze wychodzi coś oszałamiającego :) Czytając Pani blog sam coraz bardziej wciągam się w historię kobiet. Ostatnio zainteresowałem się osobą księżnej Doroty de Dino de Talleyrand-Perigord, żony bratanka sławnego ministra Talleyranda, a także powiernicy i przyjaciółki tego ostatniego (być może nawet było między nimi coś więcej), dziedziczki księstwa żagańskiego, mającej rozlegle majątki w obecnym woj, lubuskim i pochowanej w Żaganiu. Znała większość koronowanych głów w Europie ponapoleońskiej, a także czołowych przedstawicieli kultury i sztuki ówczesnej Europy. Jak zbiorę materiały, to pomyślę o publikacji w Biuletynie Towarzystwa Przyjaciół Nauk Historycznych. :) Potrafi Pani naprawdę inspirować :) Pozdrawiam!
UsuńO, będę czekać na Pana tekst, bo o księżnej żagańskiej wiem niewiele, a warto więcej. Musiała być niezwyczajną kobietą - zawsze mnie zastanawiało, jak ona mogła tyle lat wytrzymać z tym diabłem Talleyrandem... :)
UsuńZ dziedziczeniem kobiet nie było wcale tak źle w dawnej Polsce.
UsuńMisianka326 lipca 2013 19:45
Usuń[quote]No, ale w przypadku małżeństw Jagiełły było akurat odwrotnie. To one zdradzały jego...[/quote]
Nie mlej jęzorem, bo nie wiadomo, czy na pewno go zdradzały!
Andromedo, mówił Ci ktoś, że wymyśliłaś coś całkiem nowego? Czytam te Twoje posty i mam wrażenie, że powieść czytam, a nie kawałki prawdziwej historii. W szkole historii nienawidziłam, a u Ciebie uwielbiam. Jagiełło, Skirgiełło, skąd Ci się to wzięłło? (To a propos ostatniego posta, Boya i Zielonego Balonika). Dzięki!!!||
OdpowiedzUsuńKaśka
Oj tam, oj tam :)
UsuńDołączę się do tych pochwał, bo to jest rzeczywiście jeden z najlepszych blogów o historii. Gawędziarski styl opowiadania to największy atut. Zawsze w historii ciekawiły mnie postacie nie te z cokołu, ale te przyziemne, z wadami, no któż ich nie ma? Nieważne król, królowa, czy szary śmiertelnik.
UsuńMalo co zmienilo sie w kwestiach milosci...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
To prawda, jest wieczna jak trawa
UsuńPozdrawiam i cieszę się, że wciąz tu zaglądasz!
Bardzo wyczekuję na Twoje nowe posty i jak się doczekam to dostaję coś bardzo dobrego. Taką historię lubię! :) Szkoda, że w liceum nie miałam takiej nauczycielki. Może bym poszła na historię zamiast na psychologię.
OdpowiedzUsuńOsobiście zawsze darzyłam Jagiełłę wielką sympatią. fantastycznie napisałaś te historię. Wielkie dzięki. Dostarczyłaś mi wspaniałej rozrywki i wiedzy zarazem.
OdpowiedzUsuńSerdeczności
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam. Trafiłem tu przypadkowo, szukając informacji n.t. sukienek damskich z lat 1860-1890 (mam rodzinne zdjęcie z tego okresu), ale chyba bedę częściej zaglądał.
OdpowiedzUsuńJedna z moich pra ... prababek (teraz jest bohaterką postu: http://foto-anzai.blogspot.com/) w sytuacjach krytycznych dla stosunków damsko-męskich mawiała, że: "serce to nie du.a i okiełznać się nie da". I z reguły potem szła za głosem serca, co stawało się przyczyną wielu dramatów.
Pozdrawiam
Bardzo wszystkim dziękuję. Warto pisać, gdy się dostaje takie opinie.
OdpowiedzUsuńNie mają lekko kobiety od ponad 2 tyś. lat, nie mają... Czy kiedyś to się skończy, łącznie z panowaniem monarchii na świecie?? Kiedy czytam takie historie, z jednej strony współczuję tym paniom, z drugiej narasta we mnie gniew. Gniew na to, że kobieta od tysięcy lat postrzegana jest wyłącznie jako materiał rozpłodowy, że ujmuje się jej intelektu, płaci mniej za tę samą pracę, którą wykonuje mężczyzna, że obarcza winą za to, że społeczeństwa Europy wymierają, chociaż nikt nie stara się zapewnić rodzinom godziwy poziom życia, ba, można by długo wymieniać. I sama monarchia. Są tacy którzy wychwalają ją pod niebiosa (tzn. królów z przeszłych wieków... ale i dzisiaj jest pełno głupców, którzy zachwycają się książątkami), ale nie pamiętają, w jaki sposób jeden lub drugi dochodził do władzy, jak się rządził i jakie panowały na dworach zwyczaje. Weźmy np. takich Tudorów...
OdpowiedzUsuńPoplątany ten mój komentarz, ale jak zawsze przeczytałam twój tekst z wielkim zainteresowanie. Pozdrawiam serdecznie :)
Widzisz, wszyscy są zachwyceni, ja też, dlatego pisz kolejne notki.
OdpowiedzUsuńBędę pisać, wybaczcie tylko, że trochę rzadziej, bo im więcej Was, tym czuję większą odpowiedzialność za słowo... Dziekuję.
UsuńTo już kolejny wpis, który burzy moje dotychczasowe spojrzenie na historię. Jagiełło zawsze był w naszym kraju poważany, ale żeby myśleć o nim, jako o idealnym mężu i czułym mężczyźnie szukającym szczęścia w miłości? Dziękuję za tę fantastyczną notkę i poszerzenie horyzontów. :)
OdpowiedzUsuńCo za fantastyczna historia! A wydawać by się mogło, że o Jagielle wiemy już wszystko. Pisz częsciej, pliz, bo jeden post w miesiącu to za mało. Tyle kobiet czeka na Twoje świetne pióro
OdpowiedzUsuńAndromedo! Po raz kolejny powalasz na kolana ! :) Czekam na Twoje posty jak dziecko na Mikołaja ! Poruszyłaś tym razem temat , który uwielbiam. JAGIELLONOWIE !!! To jest to !!! Pozdrawiam ciepło ! S.
OdpowiedzUsuńOjej, muszę w takim razie mocno się sprężyć! Pamiętam, jak czekałam na Mikołaja!
UsuńSerdecznie dziękuję
Rzeczywiście w liceum nie było nauczycielki takiej jak Ty, która wykłada historię w ciekawy i niebanalny sposób. Czekam z niecierpliwością na kolejne posty. Pozdrawiam serdecznie
UsuńLadny blog.
OdpowiedzUsuńDziewczyno. To jest najlepszy blog EVER. Też lubię historię, ale uważam że moi nauczyciele i podręczniki kompletnie nie radzą sobie z opowiadaniem, błagam wydaj książkę! *.*
OdpowiedzUsuńNiesamowicie opowiadasz ( zwłaszcza o Dickensie) :D
Wow,dzięki! Uskrzydlają mnie takie Czytelniczki!
UsuńNaprawdę zachwycony tą miłą dyskusja i jej - niespotykanym w internecie - poziomem, chciałbym tylko zaznaczyć Pani Andromedo, że Talleyrand był zupełnie fenomenalnym facetem, a nie żadnym diabłem (tutaj dociera do mnie raczej Pani dla niego podziw), prowadzącym życie światowe, a takze nieźle imprezowe (zwłaszcza, a może właśnie jak na biskupa) i nic dziwnego, że Dino wolała jego towarzystwo (może nawet w każdych "okolicznościach" (?) od towarzystwa jego bezbarwnego bratanka. Jeszcze raz pozdrawiam. Montmartczyk
UsuńMa Pan absolutnie rację - to określenie to wyraz fascynacji „kulawym diabłem”. A moje utyskiwania, ”jak ona mogła z nim wytrzymać”, to tylko przejaw małej hipokryzji. Bo trochę wstyd się przyznać, że ta fascynacja w równym stopniu bierze się z podziwu, co i zgorszenia. I pewno dlatego jest taka wielka :)
UsuńNiedawno odkryłam twój blog i jestem pod ogromnym wrażeniem twoich tekstów... Uwielbiam je czytać i dowiadywać się czegoś nowego. Zwłaszcza jeśli chodzi o historię i sztukę. Wspaniale jest wiedzieć, że nie tylko mężczyźni tworzyli historię... Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuń"tak, tak, to była taka średniowieczna Unia Europejska" niby co?
OdpowiedzUsuńKsiążka Zielińskiego mega słaba, a ten post - znakomity.
OdpowiedzUsuńNie mylmy Jadwigi Andegaweńskiej z Jadwigą Śląską! Ta druga słynęła z nadgorliwości, ciągłego umartwiania i ascezy. Królowa Polski Jadwiga natomiast, pościła i umartwiała się jedynie w dni postu ;).
OdpowiedzUsuń