poniedziałek, 10 września 2012

Korona i inne nieszczęścia

Czemu każda mała dziewczynka chce być księżniczką? Dlaczego nasza kultura uczyniła z księżniczki symbol kobiecego szczęścia i przedmiot dziecięcych marzeń? Przecież historia nie daje do tego najmniejszego powodu! Życie przeciętnej księżniczki było dość ponure. Od chwili narodzin stanowiła tylko pionek w politycznej grze, wygodny element zawieranych sojuszy i kartę przetargową w walce o wpływy. Ledwie odrosła od ziemi, wybierano jej zamorskiego męża i wysyłano do obcego kraju, którego obyczaju, ludzi ani języka nie znała. Bardziej przypominało to los skazanego banity niż bajkę. I często miało tragiczne zakończenie.
O jednej z takich księżniczek opowiada głośny duński melodramat "Kochanek królowej". To historia Karoliny Matyldy Hanowerskiej, samotnej dziewczyny, zagubionej w korytarzach wrogiego królewskiego dworu i w meandrach wielkiej polityki. Karolina próbuje walczyć o siebie i o miłość, co koniec końców przynosi jej rozpacz i śmierć.



Karolina, zanim stała się nieszczęśliwą królową, była szczęśliwą księżniczką. Urodziła się w połowie osiemnastego wieku w rodzinie księcia Walii Fryderyka Augusta (jej brat to późniejszy król Anglii Jerzy III). Dom księcia wypełniały śmiechy jego synów i córek, wychowywanych w dużo mniej rygorystyczny sposób niż to było wówczas przyjęte. Karolina uwielbiała jeździć konno z czwórką swoich braci i śpiewać duety z siostrą, co wszystkim sprawiało przyjemność, bo natura obdarzyła ją pięknym głosem. Dzieciństwo miała więc więc sielskie i anielskie - ale krótkie.


Skończyło się któregoś brzydkiego, jesiennego dnia 1766 roku, kiedy postanowiono, że zostanie żoną duńskiego następcy tronu Christiana VII. Karolina wpadła w rozpacz. Miała przecież tylko piętnaście lat, a księcia nie widziała na oczy! Wprawdzie jego ambasador niestrudzenie zapewniał księżniczkę, że narzeczony jest sympatyczny i ledwie dwa lata od niej starszy, ale nawet ona wiedziała, że to zwyczajowe gadanie. Że męża wybrano jej nie dla jego zalet, ale z powodów czysto politycznych. Bo cementowało to związki obu krajów, bo wzmacniało siłę protestantyzmu i pozycję wobec potężnej Francji, bo były setki powodów ważnych dla polityków i kompletnie nieistotnych dla nastolatki siłą wydawanej za mąż.
Karolina Matylda
Karolina szlochała przez całą drogę do Kopenhagi. Spodziewała się wszystkiego najgorszego i niestety, miłego zaskoczenia nie było. Książę okazał się chudym, bladym siedemnastolatkiem o wyglądzie dziecka, z włosami tak jasnymi, że nie trzeba było ich posypywać pudrem. Co gorsza, na dworze szeptano, że jego umysł nie funkcjonuje jak należy. Gdy był małym chłopcem, nauczyciele bili go i tresowali na okrągło, usiłując zrobić z niego mężczyznę, który w przyszłości silną ręką poprowadzi kraj. Skutek okazał się odwrotny do zamierzonego. Christian chronił się przed codzienną tresurą, uciekając w świat wyobraźni, dziwnych zmyśleń i urojeń. A gdy odziedziczył tron, był do tego nieprzygotowany najbardziej, jak można sobie wyobrazić. Zamroczony myślą, że teraz wolno mu wszystko, postanowił odbić sobie nieszczęśliwe dzieciństwo - w ogóle nie pracował, całymi dniami grał w karty, a noce spędzał w kopenhaskich burdelach.

Ale Matyldę przyjął z entuzjazmem. Uściskał ją, ucałował, a jego ministrowie odetchnęli z ulgą, przekonani, że młoda żona odmieni króla. Mylili się. Christian już następnego dnia uznał, że małżeństwo to nudna rzecz. Oświadczył, że "to niemodne kochać własną żonę" i wrócił do swego stylu życia. Sypialni królowej nie odwiedzał.
Mąż Karoliny, nieszczęsny król Christian VII
Młodziutka Karolina została sama. Dosłownie, bo nie pozwolono jej nawet zatrzymać dam dworu, które przywiozła ze sobą z Anglii. Dwórki czekały na miejscu - sprawdzone, zaufane, pewne. Próbowała sobie jakoś radzić. Brała lekcje duńskiego, a żeby nie zwariować w odciętym od świata pałacu, zaczęła w towarzystwie lokaja i damy dworu wychodzić na spacery na ulice Kopenhagi.

Król wciąż był daleko od niej. Zadawała sobie pytanie, czy przypadkiem nie wydała mu się odstręczająca. Nie była pięknością, to prawda. Ale przecież brzydulą też nie! Była uroczą, pełna życia blondynką, a dodatkowo natura obdarzyła ją czystą, brzoskwiniową cerą, której kobiety powszechnie jej zazdrościły. Gdyby tylko zechciała, wcale nie byłaby samotna. Młodzi mężczyźni na dworze widzieli opuszczenie i smutek królowej, i aż się rwali, by ją pocieszyć.

Królewscy ministrowie też to zauważyli. Szepnęli Christianowi, że postępuje niepolitycznie. Bo skoro młoda, zdrowa i hoża królowa nie zachodzi w ciążę, to poddani ani chybi pomyślą, że ich król nie sprawdza się w łożu. To wystarczyło, żeby Christian zmienił upodobania i już wkrótce jego siedemnastoletnia żona powiła zdrowego synka (przyszłego króla Danii Fryderyka VI). Ale myli się ten, kto sądzi, że małżonków połączyła jakaś szczególna więź. Było wręcz odwrotnie. Christian uznał, że swoje obowiązki wypełnił z nawiązką, i wyruszył w podróż (incognito!) po Europie. Nie było go przez wiele miesięcy, a kiedy wrócił, życie Karoliny wywróciło się do góry nogami.

Bo król nie wrócił sam, ale przywiózł ze sobą nowego przyjaciela, niemieckiego lekarza Johanna Struensee'a. Wezwany do kolejnego nieokiełznanego wybuchu temperamentu Christiana (cierpiącego, jak dziś się przypuszcza, na lekką odmianę schizofrenii) nadspodziewanie dobrze wywiązał się z zdania. Szybko okazało się, że towarzystwo i zalecenia lekarza mają dobroczynny wpływ na młodego króla. Były najprostsze z możliwych - Struensee aplikował Christianowi mieszaninę środków na kaca, zalecał ćwiczenia na świeżym powietrzu i mniej całonocnych libacji. Ta garść dobrych rad przynosiła jednak zadziwiające efekty. Król był w stanie spędzać już nawet parę godzin nad papierami w gabinecie, co uznano niemal za cud. A Johann Struensee stał się niezastąpiony.
I ten trzeci, czyli Johann Struensee
Nowy przyjaciel króla ledwie przekroczył trzydziestkę, był bardzo inteligentny i bardzo przystojny. Wysoki, barczysty, o głębokim spojrzeniu intensywnie niebieskich oczu. Karolina szybko utonęła w tym spojrzeniu. Nagle poczuła, że na tym nieprzyjaznym dworze znalazła przyjaciela. Struensee był tu obcy - tak jak ona - może dlatego rozumiał ją lepiej niż ktokolwiek. Ich rozmowy stawały się coraz dłuższe, spojrzenia coraz głębsze. Wkrótce i ona nie mogła przeżyć dnia bez królewskiego lekarza, wzywając go do swoich pokoi nawet po kilka razy dziennie.

Struensee miał wrażenie, że stanął przed swoją życiową szansą. Zawsze był bardzo ambitnym człowiekiem i nie zamierzał spędzić życia jako prowincjonalny lekarz. Zaproszenie na duński dwór potraktował jak dar od losu. A teraz widział wyraźnie, że jego wpływ na młode królewskie małżeństwo może być większy niż kiedykolwiek mógł się spodziewać. Nie zamierzał zaprzepaścić tej szansy!


Karolina w męskim stroju
Karolina rozpływała się na sam jego widok i szybko zostali kochankami. Czekała na takiego mężczyznę - kochanka, mentora i ojca w jednym. Zakochała się, po raz pierwszy w życiu. Wreszcie poczuła się spełniona jako kobieta, była szczęśliwa i pewna siebie. Demonstrowała to przesadnie i głupio, na przykład dosiadając konia okrakiem, jak mężczyzna, ubrana w męską kamizelkę i spodnie z koźlej skóry, z jasnymi włosami splecionymi w warkocz. Bulwersowała wszystkich wokół, ale czuła się wolna - wreszcie! - i chciała, żeby dla każdego to było jasne.

Christian wiedział o jej romansie, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Ponoć był nawet rad, że w końcu znalazł się ktoś, kto mógł zaspokoić potrzeby żony, z którą nie łączyło go uczucie. Koniec końców stworzyli swego rodzaju zgodny trójkąt, spędzając razem coraz więcej czasu w zacisznym pałacyku Hirscholm, na wyspie niedaleko od Kopenhagi. Tam Karolina urodziła córeczkę Luizę Augustę, którą król oficjalnie uznał, ale wszyscy wiedzieli, że to dziecko kochanka. Małą złośliwie nazywano la petite Struensee.

A Struensee rządził. Tak, bo to on faktycznie rządził krajem, uwiódłszy skutecznie oboje młodych władców. Jako zwolennik oświecenia miał ambicję przekształcenia Danii w nowoczesne państwo i wprowadzał reformę za reformą. W czasie 16 miesięcy swoich rządów wydał ok. 600 dekretów (niektórzy twierdzą, że było ich nawet 1880), w większości rzeczywiście pożytecznych, jak choćby rozporządzenie w sprawie pańszczyzny, które ulżyło doli chłopów. Ale przy okazji wyrzucał jednych ministrów, zatrudniał innych, meblując świat polityczny Danii po swojemu, w ekspresowym tempie. To prędzej czy później musiało się na nim zemścić.
Dwór Christiana VII na dziewiętnastowiecznym obrazie duńskiego malarza Kristiana Zahrtmanna.
Struensee i Karolina grają w szachy, Christian bawi się z papugą
Tymczasem Karolina już prawie uwierzyła, że ona i Struensee są jak caryca Katarzyna i kniaź Potiomkin. Że mogą urządzać świat po swojemu i nikt im się nie przeciwstawi. Ale to się nie mogło udać. Po pierwsze, Dania nie była Rosją. Tu istniały koterie wpływowych polityków, którzy nie znosili, gdy traktuje się ich jak pionki, i potrafili dać temu odpór. Po drugie, Karolinie daleko było do przenikliwości Katarzyny. Nie miała takich ambicji politycznych, jak caryca Rosji, nie miała też jej inteligencji. Tamta, zanim sięgnęła po władzę absolutną, zadbała o potężnych zwolenników. Karolina i  i Struensee byli sami. I w końcu musieli za to zapłacić.

W ich procesie koronnym dowodem winy miało być wiarołomstwo królowej. Nietrudno było przygotować ten dowód. Na tajnych schodach łączących pokoje Karoliny i  Struensee'a rozsypano proszek. Ślady obojga, które na nim odkryto, stały się jednoznacznym świadectwem zdrady.

Aresztowano ich wcześnie rano. Wybrano dzień tuż po balu maskowym, kiedy było jasne, że oboje będą w łóżku, pogrążeni w głębokim śnie. A potem wszystko przebiegło gładko, zgodnie z regułami klasycznego zamachu stanu. Przestraszony król potulnie podpisał nakazy sądowe, Struensee został skazany na ścięcie, królowa - na wygnanie.

Angielską fregatą wywieziono ją do Niemiec, do zamku Celle koło Hanoweru. Już nigdy nie zobaczyła swoich dzieci. W odosobnieniu miała spędzić całe życie, spędziła zaledwie trzy lata. Zmarła na szkarlatynę 11 maja 1775 roku. Miała tylko 23 lata. Podobno przed śmiercią zwierzyła się jednej z dwórek: "Najbardziej na świecie chciałabym poślubić mężczyznę, którego kocham. Zostawiłabym dla niego mój tron i mój kraj". Tyle tylko, że tego nigdy zrobić nie mogła. Przecież była księżniczką.


Post scriptum

W chwili wygnania Karoliny jej córeczka Luiza Augusta miała zaledwie rok, syn Fryderyk 4 lata. Chłopiec musiał szybko dorastać. Jego szalony ojciec niedługo przetrwał na tronie i Fryderyk objął faktyczne rządy już jako szesnastolatek. Przeszedł do historii jako jeden z najbardziej światłych duńskich monarchów - to jemu kraj zawdzięcza zniesienie niewolnictwa chłopów i wiele innych reform, które wyznaczają początek nowoczesnego duńskiego państwa.
Luiza Augusta, córka Karoliny
Był bardzo mocno związany z siostrą. Rodzeństwo kochało się i wspierało przez całe życie. To Fryderyk wybrał męża piętnastoletniej Luizie. Został nim jego imiennik 23-letni Fryderyk Christian, książę Augustenburg. Król cenił go za światły umysł i wiedział, że znajdzie w nim wspólnika w dziele reformy kraju.
Ale małżeństwo Luizy Augusty nie było szczęśliwe. Śliczna, wesoła i towarzyska dziewczyna (zyskała nawet przydomek "duńskiej Wenus") lubiła się bawić i specjalnie nie grzeszyła intelektem. A jej mąż z kolei nie grzeszył urodą, natomiast lubił spędzać czas zatopiony w lekturze oświeceniowych filozofów. Przez długi czas nie mieli dzieci. Dopiero po dobrych kilku latach przyszła na świat córka, której Luiza nadała imię matki - Karolina Amalia. Potem urodziło się jeszcze dwóch chłopców. Plotkowano wówczas, że Luiza miała kochanków, a ojcem dzieci był... jej lekarz Carl Ferdynand Suadacini, który kurował ją z powodu rzekomej niepłodności. Znowu kochanek i znowu lekarz, jak w przypadku jej matki! Czyżby złośliwy chichot historii? Jednak wszystkie te opowieści do dziś pozostają w sferze domysłów. Mąż Luizy nigdy nie zakwestionował ojcostwa dzieci, bardzo dbał o ich staranne wychowanie i wykształcenie. Dramatyczna historia, która przerwała życie królowej Karoliny, już się nie powtórzyła. Jej córka dożyła spokojnej starości, umierając w wieku 73 lat, otoczona miłością najbliższych.

18 komentarzy:

  1. Wybiorę się na pewno na ten film, uwielbiam kostiumowe seriale i fimy, i fajnie, ze ostatnio jest ich coraz wiecej
    Roma

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że w Polsce powstaje mało takich filmów. Jeśli już, to ekranizacje lektur (Przedwiośnie, Ogniem i mieczem) albo superprodukcje o wielkich bitwach (Bitwa warszawska, teraz wiedeńska). W centrum jest wydarzenie historyczne, główni bohaterowie są fikcyjni.
    A przecież właśnie biografie prawdziwych ludzi są najciekawsze! Żelazna Dama, Niebezpieczna metoda, Jak zostać królem - to hity ostatnich lat. Czemu nasi scenarzyści nie szukają takich postaci i tematów???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo historycy ani dziennikarze też ich nie szukają! Nasze zainteresowanie historią ogranicza się do najnowszej, ewentualnie jeszcze II Rzeczpospolita. Wszystko, co wcześniej, leży odłogiem. Poza nudziarskimi opracowaniami nie pojawiają się żadne ciekawe pozycje, jeden Rymkiewicz wiosny nie czyni!

      Usuń
    2. Też przeszkadza mi to, co Wam, ale dziś przeczytałam fajną informację - HBO zabiera się za realizację serialu o Jagiellonach. Może nie będą to Borgiowie, ale na pewno będzie co oglądać!

      Usuń
    3. Nasi scenarzyści nie szukają Bo są Prostakami wolą kręcić takie szmiry jak,, Kac Wawa``, a Polska ma Bujną historie w całej Eropie ale tego nie doceniają

      Usuń
  3. Byłam już na filmie. Opowieść jest mniej więcej zgodna z historią, choć gniegdzie lekko naciągnieta. Struensee jest jedynym sprawiedliwym, który niczym misjonarz bije się o dobro ludu. A facetowi chodziło też przecież o władzę. Ale Mads Mikkelsen w roli głównej - niezłe ciacho!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mysle sobie, ze z kazdego zycia moglby powstac film...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam ten film :) Ostatnio kupiłem go sobie na DVD. Świetna historia. Dania w ówczesnych czasach naprawdę wymagała reform, a Strunsee chciał tylko zapewnić szczęście ludowi Danii, choć nie aprobuje tego, że uwiódł królową Karolinę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardzo go lubie, bardzo współczesny, świetnie napisany i zagrany. Po liczbie wyswietleń postów na moim blogu widzę, jaką popularnością cieszy sie ta historia. Dzieki temu wszyscy poznali ten fragment duńskiej przeszłości, dotąd w Polsce znany tylko historykom. I tu nie mogę sie oprzeć, żeby nie wyjechac ze starym pytaniem: dlaczego my nie umiemy pokazać w równie atrakcyjny sposób kawałka własnych dziejów? Taki romans Zygmunta Augusta i Barbary Radziwiłłówny to przecież jedna z najlepszych królewskich historii wszechczasów! Jeśli sami nie umiemy jej opowiedzieć (a nie umiemy), zamówmy scenariusz u Toma Stopparda albo kogoś z podobnym talentem. Będzie światowy szlagier!

      Usuń
  6. Film godny obejrzenia.Prawda jest tez ,ze w polskiej kinematografii nic ciekawego sie nie dzieje,Polscy rezyserzy(czy naprawde polscy?)Nie lubia pokazywac prawdziwej izarazem pieknej historii Polski .Nie pokazuja nam tez pieknych romansow naszych rodakow.Nagminnie i po swojemu wciskaja nam historie Zydow.Przeciez jestesmy polakami i chcemy polskosci w naszym kraju i dobrych wartosciowych polskich filmow.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z rozrzewnieniem wspominam czasy mojego dzieciństwa, gdy robiło się sporo filmów historycznych i nie żałowano na to pieniędzy! I co dziwne znajdowano na to fundusze. A dziś ciągle im brakuje. Takie filmy gromadziły całą moją familię. Polski film historyczny dawno umarł ( poza paroma produkcjami traktującymi o Polsce międzywojennej, które powstały w ciągu paru ostatnich lat) Jestem pewna, że polski film historyczny zyskałby bardzo dużą widownię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Piszesz, że Karolina spędziła na wygnaniu trzy lata, a chwilę później, że Luiza w chwili śmierci matki miała rok. Mam rozumieć, że Karolina urodziła dziecko kochanka w dwa lata po jego śmierci? ;)
    Fryderyk miał 7 lat, urodził się z 1768, Karolina zmarła w 1775. Luiza odpowiednio więcej, to jest cztery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, powinno być "w w chwili wygnania Karoliny", a nie jej śmierci. Dzięki za czujność, już poprawiam.

      Usuń
    2. Nie ma za co :) Szalenie lubię Twój blog, dowiedziałam się z niego mnóstwa interesujących rzeczy. Zawsze lubiłam historię, ale jako ludzi, a nie puste dźwięki nazw geograficznych, bitew i dat, to było dla mnie kompletnie nieinteresujące. Więc to ja dziękuję, że go prowadzisz ;)

      Usuń
  9. Wczoraj obejrzalam film. .. przypadkowo natrafiłam na niego kilka dni temu i nagrałam.Tak mi się spodobał, że wyszukałam w iinternecie biografii wszystkich głównych postaci filmu. Natrafiłam również na wpis o Karolinie na Twoim blogu, który śledzę już dłuższy czas. Jak zwykle się nie zawiodłam wpisem :) gratuluję :) ps.czy HBO rozpiloczęło prace nad realizacją biografii Jagiellonów?

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam za literówki w powyższym komentarzu, piszę z telefonu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa. A co do serialu - wedle róźnych wersji scenariusz mieli pisać Brytyjczycy albo Szwedzi, ale wszystko chyba skończyło się na planach, bo o produkcji ostatnio ucichło. Przypuszczam, że HBO nie chce ruszać bez dobrego scenariusza, czemu się nie dziwię, bo serial historyczny to niebotyczne góry pieniędzy. Pozostaje mieć nadzieję, że w najbliższej dziesięciolatce znajdzie się ktoś, kto atrakcyjnie spisze historię Jagiellonów :)

      Usuń
  11. Bardzo ciekawy blog! Trafi£am tu przypadkiem po obejrzeniu "Kochanka krolowej". Chcialam wszystkim tym, ktorzy narzekaja na rodzimą kinematografię przyznać oczywiście rację. Ale nie piszę po to, by narzekać, lecz przypomnieć wsystkim kinomaniakom oraz mi£ośnikom Jagiellonów, historii ogólnie oraz po prostu dobrze opowiedzianej przeszłości o pewnym serialu - starym, oj stareńkim (1980)! Ale wspaniałym�� Pamiętacie "Krolową Bonę"? Rezyseria-Majewski. Rola główna -rewelacyjna Aleksandra Śląska. Polecam jeśli ktoś gdzieś się natknie!

    OdpowiedzUsuń