piątek, 2 maja 2014

To mógł być piękny lot

Och, jak by chciała pofrunąć! Polecieć jak ptak, prosto w wełniane chmury, poczuć wiatr we włosach, zobaczyć krańce Ziemi! Wysoko, wysoko! Każdy o tym marzy. To dlatego dzieci wspinają się na drzewa, a dorośli na szczyty gór. Ale przecież można oderwać stopy od ziemi, naprawdę zawirować w przestworzach! Ta tęsknota tkwi w niej, odkąd pamięta. Kiedy miała cztery lata, przerażeni rodzice ściągali ją z balkonu, stojącą z rozłożonymi ramionami, gotową do skoku. Ale teraz, jako piętnastolatka, już wie, jak pofrunąć, obserwuje ten cud każdego dnia.

Gdy tylko lekcje się skończą, wsiada na rower i gna za miasto, na lotnisko, na rogatki Jeleniej Góry. Tam jest sławna szkoła szybowcowa, w której krzątają się grupki młodych mężczyzn zajętych tym, o czym ona śni po nocach. Może godzinami gapić się, jak przygotowują swoje powietrzne statki, podobne do ogromnych białych ptaków, jak startują i ze świstem wzbijają się w powietrze. I ma nadzieję - więcej, jest najzupełniej pewna - że sama też tak poleci.

Nieważne, że jest mała, chuda i pasuje do tych wysportowanych mężczyzn jak pięść do nosa. Nieważne, że wszyscy jej mówią: nie masz szans! Ten sport wymaga odwagi, siły i męstwa, na jakie kobiety nie stać! Słucha ich, kiwa grzecznie głową, ale ani myśli się poddać. Wymarzyła już sobie własne życie i dobrze wie, jak będzie wyglądać – zostanie lekarzem, jak tata, ale latającym lekarzem, w Afryce! Dotrze do tych najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących, niosąc im pomoc i ulgę w cierpieniu, niczym skrzydlaty anioł.

Jak myślicie, uda jej się? I tak, i nie.

Początki wyglądają obiecująco. Piętnastolatka dorasta, robi maturę i wierna swemu marzeniu zapisuje się na studia medyczne, ale wcześniej - do szkoły szybowcowej. Jest wśród kursantów jedyną dziewczyną. Patrzą tam na nią, jak na raroga, parskając na boku i wymieniając kpiące uśmieszki. 154 cm wzrostu i 45 kilo wagi. I toto się rwie do pilotowania szybowców? Ale po paru tygodniach uśmiechy gasną, a kpiny zastępują pełne niedowierzania spojrzenia. Bo dziewczyna ma talent! Niezwykły! Skomplikowane manewry chwyta w lot, nic nie stanowi dla niej przeszkody, a nerwy ma jak ze stali. Jest tak dobra, że sam szef szkoły bierze ją na indywidualne lekcje. Po cichu gadają, że trafił im się prawdziwy diament, który po oszlifowaniu będzie brylantem pierwszej wody. Ona ma zadatki na prawdziwego asa! 

Jak myślicie, uda jej się? I tak, i nie.

Co to za biografia, spytacie, złożona z samych niejednoznaczności? Osiągnęła coś w końcu ta panna czy nie? Sęk w tym, że odpowiedź nie jest prosta i zaraz będzie jasne, dlaczego. Czas przedstawić moją bohaterkę. Jest nią Hanna Reitsch, niemiecka pilotka, zaliczana dziś do stu największych postaci światowego lotnictwa. I nazywana ulubioną pilotką Hitlera. 

Aż chciałoby się westchnąć: czemuż ta brzydka historia tak brutalnie tratuje takie piękne dziewczęce marzenia? Niestety, Hanna ma nieszczęście trafić na jeden z jej najgorszych momentów. Przychodzi na świat w 1912 roku w Jeleniej Górze, która wtedy nazywa się Hirschberg. W czasie, gdy siedzi na trawie lotniska, gapiąc się na szybowce i rojąc o lataniu nad Afryką, w jej kraju rwie się do władzy opętany manią wielkości facet, który znalazł genialny patent na kompleksy własne i narodu, liżącego rany po przegranej wojnie. Za chwilę powie Niemcom: jesteście wyjątkowi, lepsi od innych, jesteście elitą świata, powinniście przewodzić! Już on potrafi porwać ludzi stęsknionych wielkich Niemiec!

Hanna nie jest od swoich rodaków lepsza ani gorsza. Ją też Hitler uwodzi, tak jak tysiące jej rówieśników. Jak wszyscy młodzi tylko czeka zapewnienia, że świat należy do nich i do niej. A Hitler potrafi udzielać takich zapewnień wyjątkowo przekonująco!

No więc już wiemy, że życie Hanny pobiegnie nie tylko według jej, lecz także jego marzeń. Owszem, pasja lotnicza wciąż będzie najważniejsza, ale teraz tak pięknie można ją połączyć ze służbą dla kraju! Dziewczyna już nie myśli o biednej Afryce, jej miejsce zajmują wielkie Niemcy. Po czterech semestrach rzuca studia medyczne, skupia się tylko na lotnictwie, teraz jej talentu potrzebuje ojczyzna!

A ten talent się rozwija. I to jak! Rzeczywistość okazuje się sto razy lepsza niż najdziksze dziecięce marzenia. Czego się nie dotknie, kolejny rekord. Za co się nie weźmie, murowany sukces. Dziś wszystkie jej biografie naładowane są zdaniami, zaczynającymi się od słów: „jako pierwsza…”. Jako pierwsza kobieta przelatuje szybowcem nad Alpami. Jako pierwsza pilotuje helikopter. Jej pierwszej w historii udaje się lot w zamkniętym pomieszczeniu. Jako dwudziestoparolatka zgarnia dla siebie wszystkie szybowcowe rekordy kobiet - długości lotu, wytrzymałości, wysokości. Tych lotniczych rekordów w całym swoim życiu ustanowiła - uwierzycie? - ponad czterdzieści!

W kokpicie helikoptera, 1938

Podczas pokazów lotniczych, 1938
Jej nazwisko szybko staje się marką. Nie może być inaczej w Niemczech lat trzydziestych, szykujących się pod wodzą Hitlera do podboju świata. Przemysł lotniczy rozkwita, w fabrykach rodzą się nowoczesne myśliwce, bombowce, powstają pierwsze modele helikopterów. A Hanna czuje się w tej rzeczywistości tak, jakby ktoś nagle wyprawił jej wspaniałe urodzinowe przyjęcie - postawił na stole najsmakowitsze dania i pozwolił objadać się do woli.

Pracuje jako pilot doświadczalny i oblatywacz, fruwa na tych wszystkich cudownych, nowych maszynach, a jej spostrzeżenia są na wagę złota dla konstruktorów. W przededniu wojny robi dla sił powietrznych III Rzeszy, dla Luftwaffe, więcej, niż setka wykształconych adeptów szkół lotniczych. Błyskawicznie przychodzi uznanie: jako pierwsza kobieta w historii zdobywa tytuł kapitana lotnictwa.

Hitler dekoruje Hannę Krzyżem Żelaznym, 1941
Adolf Hitler jest urzeczony Hanną. Oto, twierdzi, inspiracja dla wszystkich niemieckich dziewcząt! Co prawda, wedle propagandowej ściemy ich życiem powinna rządzić zasada ”Kirche, Kinder, Kuche” (kościół, dzieci, kuchnia), ale to przecież dotyczy tylko szarej masy, a nie jednostek wybitnych. Hanna nie ma męża ani dzieci, kuchni też nie prowadzi, za to jest prawdziwą superstar III Rzeszy. Uśmiecha się z okładek gazet, z kolorowych pocztówek, a Führer gnie się przed nią w ukłonach, za którymi idą najwyższe honory – zostaje pierwszą i jedyną kobietą odznaczoną przez niego dwukrotnie Krzyżem Żelaznym, zarówno pierwszej, jak i drugiej klasy.

Na propagandowych pocztówkach

Hanna Reitsch jest urzeczona wodzem, co najmniej w takim samym stopniu, jak on nią. Dla niego pod koniec wojny zdobędzie się na czyn, który przejdzie do historii jako przykład jej niesamowitych umiejętności i brawury w jednym.

Dzieje się to w ostatnich dniach kwietnia 1945 roku. Hitler tkwi zaszyty w bunkrach oblężonego przez Rosjan Berlina. Szefem Luftwaffe już nie jest Göring, uznany przez Hitlera za zdrajcę. Jego miejsce ma zająć generał Ritter von Greim, przyjaciel Hanny. I właśnie on chce się przedrzeć do uwięzionego w stolicy wodza. Hanna błaga go, by pozwolił sobie towarzyszyć, ale Greim - wiedząc, jak znikoma jest szansa, że w ogóle dolecą - nie chce o tym słyszeć. Wsiada do małej, dwumiejscowej maszyny Fieseler Stroch, ale nie ma pojęcia, że z tyłu ukryła się Hanna. Dolecą dzięki niej. W silnym rosyjskim ogniu zaporowym generał zostaje ranny, stery przejmuje Hanna i bezpiecznie sadza samolot przy Bramie Branderburskiej.
Oboje namawiają Hitlera do ucieczki. Gdy odmawia, deklarują, że zostaną i umrą razem z nim. Opuszczają Kancelarię Rzeszy dopiero na jego wyraźny rozkaz, zaopatrzeni w kapsułki z cyjankiem, w każdej chwili gotowi na śmierć u boku swego Führera. Wtedy Hanna dokonuje kolejnej niemożliwej rzeczy: startuje wśród ognia artylerii przeciwlotniczej i razem z rannym Greimem opuszcza oblężone miasto.

Wyczyn graniczy z samobójstwem, ale to przecież nie pierwszy raz, gdy Hanna gotowa jest oddać za Hitlera życie. Niżej przytaczam fragment „Pamiętników” Leni Riefenstahl, innej utalentowanej Niemki o niemal bliźniaczej biografii - jej świetnie zrobione filmy, gloryfikujące ruch narodowosocjalistyczny, uważane są za jedne z najlepszych propagandówek w dziejach. Leni spotkała Hannę tylko raz, tuż po wojnie, kiedy pilotka przebywała w amerykańskim areszcie. Rozmawiały głównie o… Führerze:
„Opowiadała mi, że złożyła Hitlerowi pewną propozycję w imieniu dużej grupy niemieckich pilotów bojowych. Byli gotowi w locie nurkowym dokonać samobójczego ataku na brytyjskie okręty, aby nie dopuścić do lądowania aliantów w Normandii. Hitler, jak twierdziła, stanowczo odrzucił ten pomysł.  - Każdy, kto stawia życie na szali w walce o swą ojczyznę, musi mieć szansę przetrwania, choćby niewielką. My, Niemcy, nie jesteśmy japońskimi kamikadze - powiedział. Pozostawało to w sprzeczności z obrazem okrucieństw, jakich dokonywano powszechnie podczas wojny. - Naprawdę byś to zrobiła? - spytałam. - Tak - odparła ta mała krucha osóbka. Uściskałyśmy się”.
Z amerykańskiego więzienia Hanna wyszła po piętnastu miesiącach. Nie miała dla Amerykanów większej wartości. Nie brała udziału w walkach, nie była konstruktorem samolotów, ona je tylko testowała. W więzieniu dowiedziała się o straszliwym końcu swojej rodziny. Jej ojciec, zagorzały nazista, w strachu przed nadciągającymi Rosjanami zastrzelił z karabinu żonę, siostrę Hanny, wnuki, a na końcu siebie. Hanna została całkiem sama, latać też jej zabroniono. Gdy po kilku latach zakaz został cofnięty, natychmiast wróciła za stery. 

Jak myślicie, jaki po wojnie był jej stosunek do własnej przeszłości? Żałowała czegoś? Niestety, nie.

Z ręką uniesioną w hitlerowskim pozdrowieniu wśród mieszkańców
rodzinnego Hirschbergu (Jeleniej Góry), 1941 
Nigdy się nie odcięła od swojego zaangażowania na rzecz hitlerowskich Niemiec. Nie czuła skruchy ani potrzeby ekspiacji. W książkach, jakie napisała, zapewniała: „Zajmowałam się wyłącznie badaniami, z polityką nie miałam nic wspólnego”, „chciałam tylko latać”. Ale zupełnie nie rozumiała, dlaczego nie pozwalają jej nosić Żelaznego Krzyża ze swastyką, z którego do końca była dumna.

Podczas szkolenia młodych szybowników w Ghanie, 1964
Dlatego piękna kariera Hanny Reitsch nigdy nie będzie idealnie piękna. Wspaniałe rekordy zawsze będą się wydawały mniej zachwycające, odwaga mniej imponująca. Bo zza jej pleców wciąż wygląda brzydki Hitler. Nawet entuzjaści Hanny, w euforii piszący o jej lotniczych wyczynach, czują się w obowiązku wyciągnąć bielidło, podretuszować portret, zapewnić, że choć była pilotką hitlerowskich Niemiec, to nigdy nie należała do NSDAP. I że po wojnie bardzo ją ceniono, Kennedy zapraszał ją do Białego Domu, a w kraju czarnoskórego prezydenta Ghany założyła szkołę szybowcową. Jakby chcieli krzyknąć: zgrzeszyła, ale nie tak bardzo! Najwyżej brakiem refleksji! 

Czy to taki wielki grzech? Tak, wielki.

Kiedy teraz o niej piszę, cały czas wraca do mnie obejrzany niedawno film. Opowiada o innej Hannie, też urodzonej w Niemczech, niemal w tym samym czasie co bohaterka tego tekstu, ledwie kilka lat wcześniej. Ta druga Hanna też zapisała się w historii jako postać wybitna, intelektualistka, autorka jednej z najbardziej przenikliwych definicji źródeł zła. Mówiła o jego porażającej banalności, o tym, że wcale nie trzeba być potworem, by dopuszczać się najpotworniejszych czynów. Wystarczy wyłączyć myślenie, zdać się na innych, zostać wykonawcą rozkazów. Bez cienia osobistej refleksji nad ich sensem. Mówię o Hannah Arendt, niemieckiej Żydówce, której przenikliwość pomogła zrozumieć ten niezrozumiały wybryk historii, jakim była Zagłada i udział w niej tysięcy ludzi. Zwyczajnych, banalnych, nie różniących się od nas. Grzeszących tylko i aż tym, że na ten straszny czas ludźmi być przestali, bo nie zadawali sobie pytań o sens świata wokół nich. Film „Hannah Arendt”, nakręcony w 2012 roku przez Margarethe von Trotta, nie był u nas specjalnie popularny, ale jeszcze gdzieniegdzie kołacze się w kinach. Jeśli go znajdziecie, idźcie obejrzeć. Pomaga zrozumieć, jak niebezpiecznie blisko tego, co najgorsze, może być każdy z nas.


Zdjęcia: Wikimedia Commons, Bundesarchiv

44 komentarze:

  1. Fuj, nazi-islamistka! Takich wzorów Nam nie trzeba!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam awanturę sprzed paru lat, kiedy radni Jeleniej Góry zastanawiali się czy nie uhonorować domu Hanny Reitsch pamiątkową tablicą. Mieszkała bodaj na Bankowej 11. Pojawiało się wtedy sporo głosów (i tekstów) podkreślających jej lotniczy geniusz, w których całe jej uwikłanie w historię III Rzeczy stawało się mało znaczącą dygresją. A pod tekstami były komentarze typu: "super babka!". Dobrze pokazałaś, że jednego od drugiego - talentu i tego, jakim się jest człowiekiem - nie sposób oddzielić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spodziewałam się Amelii Erhart, a tutaj taka niespodzianka. Niesamowita historia. Szkoda, że ta kobieta żyła w takich czasach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny post. Niezwykła, utalentowana, ale nie dostrzegała wokół siebie zła, czyli wyzbyta wyższych uczuć. I jeszcze na dodatek po wojnie, gdy u nam przyszło żyć za żelazną kurtyną ona miała się znakomicie. Żyła nadal pełna piersią.
    Rodzą się dzisiaj nie tylko z nią związane pytania o sprawiedliwość dziejową, która dzieje się na naszych oczach. Gdzie ona jest, ta sprawiedliwość?
    A film sobie znalazłam i oglądnę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fantastyczny post. Skłania do refleksji/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ładna, zdolna i utalentowana, ale jednak kanalia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Interesująca kobieta, z talentem i determinacją, jednak kobieta ślepo wierząca w przekonania Hitlera. Smutne jest to, że nie dochodziło do niej jaką krzywdę naziści robili ludziom w czasach wojny. Dlatego mimo iż talent miała, to zawsze będzie przy niej ta łatka "nazistka".

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, ze nie urodzila sie dwadziecia lat pozniej... W zyciu nie ma przypadkow...
    Serdecznosci
    Judyta

    OdpowiedzUsuń
  9. Z niesamowitą przyjemnością czytam wszystkie pani artykuły. Niesamowicie ciekawie potrafi pani ożywić nudne dotąd postacie z przeszłości, wzbudzając szczery podziw.
    Lecz również i ja jestem nieco zaskoczona wyborem bohaterki obecnego. Czy będzie nietaktem jeśli poproszę, w związku z poruszeniem wątku kobiet lotników, o przybliżenie postaci pani Janiny Lewandowskiej? tak mało można się o niej gdziekolwiek dowiedzieć...
    RITA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Co do wyboru bohaterek - co najmniej w takim stopniu interesujące są dla mnie postacie kontrowersyjne, jak Hanna Reitsch, jak i krystalicznie czyste, jak Janina Lewandowska. Nie uprawiam tu żadnego rodzaju polityki historycznej, interesują mnie po prostu kobiece losy wpisane w historię, jak najróżniejsze. A wyboru dokonuję - jak to przy pisaniu bloga - bo przychodzi mi do głowy pomysł na opowieść.
      Lewandowska to wspaniała postać, choć ja akurat czytałam o niej sporo niezłych tekstów, był też film,i póki co nie mam poczucia, że mogłabym dodać do jej historii coś od siebie. Co wcale nie znaczy, że to się nie zmieni! Dojrzewam do swoich bohaterek, czasem same do mnie przychodzą, a jeśli któraś z nich szczególnie długo zaprząta myśli - wtedy siadam i piszę. Także o tych, które niespecjalnie lubię.
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
    2. No pewnie: po co upamiętniać prawdziwe bohaterki i do tego patriotki polskie, jak się nie ma poczucia, które najwyraźniej za to dają antybohaterki. Za długo na to 'dojrzewanie' czekając można nie zauważyć, jak się przekwitnie. Pozdrawiam i proponuję podjąć tę refleksję. Kasjopeja

      Usuń
  10. Hmmm.. strasznie niejednoznaczna postać i trudno pozbyć się ambiwalentnych odczuć analizując jej biografię, bo to bohaterka i ignorantka w jednym. Zwykle brak mi empatii dla osób żyjących i wyznających ideologię tamtych paskudnych czasów, również tu mam jej niewiele, a jednak zaciekawiła mnie bohaterka Twej historii, chyba trochę chcę wierzyć, że to ta miłość do latania wywiała jej zdrowy rozsądek.

    OdpowiedzUsuń
  11. kolejna historia napisana w świetny sposób :) bez względu na charakter bohaterki, zawsze czyta mi się przyjemnie Twoje posty :)

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja bardzo dziękuję Wam za obecność, bardzo dla mnie ważną. Choć także obciążającą. Dłużej pracuję nad postami, skoro wiem, kto czyta :) Po części dlatego tych postów jest teraz mniej. Ale cieszę się, że wciąż znajdują Czytelniczki, w dodatku tak wspaniale różne.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytając o jej losach aż się prosi o małe "co by było gdyby"... co by było, gdyby przyszło jej żyć w tych samych czasach, ale pod inną flagą? Gdyby oblatywała samoloty brytyjskie, albo japońskie, albo amerykańskie?

    Załóżmy że amerykańskie. Podobna biografia, genialny talent w szkole lotniczej, później ważna persona podczas testów nowych technologii. Nawet nie brałaby udziału w ostrzeliwaniu Japonii, po prostu robiła by swoje pod amerykańską flagą, lubiąc swojego charyzmatycznego prezydenta. Bohaterka propagandy, piekielnie zdolna i oddana swoim ideałom do końca życia. Na wymienieniu tych zalet biografia by się kończyła.

    Pisząc o takiej Hannie, której przyszło urodzić się na ziemi przyszłych zwycięzców wojny, raczej zapomnielibyśmy o okropieństwach jakie ci zwycięzcy wyrządzili. O ich wyrachowaniu w manewrach wojennych, o azjatyckich obozach jenieckich, wreszcie o zamordowaniu masy cywili za pomoca dwóch bomb atomowych, tylko po to by zobaczyć jak sa skuteczne.

    Czy w biografii Hanny-amerykanki znalazłaby się adnotacja że koniecznie powinna brać za to odpowiedzialność? Czy gdyby sukcesy przyszło jej odnieść po stronie takich samych skur..., tylko że zwycięskich, czy każde osiągnięcie byłoby opatrzone adnotacją "nie zapominajmy że nie sprzeciwiała się złu"? Jakoś w amerykańskich biografiach nikt tego nie dopisuje.

    Nie piszę tego by ją usprawiedliwić, zdaję sobie sprawę że faktycznie mogła zdobyć się na większą refleksję. Jednak mam wrażenie że potępianie jej za brak tej refleksji, odbywa się niesymetrycznie w stosunku do bohaterów innych narodów - wielu znajdzie się takich co z szerokim uśmiechem na zebach robią swoje, nie patrząc co robi ich rząd. I w sytuacji kiedy akurat ten rząd znajduje się po "zwycięskiej" stronie, nikt tego nie krytykuje. Hanna wydaje mi się nie tyle jednoznacznie złą osobą co... zwykłą... zwykłą, obojętną na losy ludzi których nie zna. Sporo takich wśród tych, których podziwiamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o jezu
      to truman od hitlera różni się tym, ze jeden wygrał, a drugi przegrał wojnę?
      trochę pomyśl, dziewczyno…

      Usuń
    2. o jezu
      to truman wpuścił stany w wojnę? to o nim pisałam?
      trochę pomyśl, (oczywiście) anonimie

      bo to nie o porównywaniu zbrodni wojennych rozmaitych dowodzących była odp-.- tylko WRĘCZ ODWROTNIE, o tym żeby spróbować mysleć troszeczkę szerzej. Wychodzi na to że osiągnięcia przeciętnych moralnie osób sa ocenianie przez pryzmat systemów w jakich funkcjonowały - przeciętna moralnie amerykanka/brytyjka/francuzka będzie oceniania wyłącznie za swoje osiągnięcia i nikogo nie będzie boleć że w życiu nie zrobiła ani nie powiedziała nic wspaniałego i górnolotnego. Przeciętna moralnie niemka jest już zła i najgorsza.

      Szanowny anonimie (chociaż trudno szanować kogoś kto nie umie się podpisać), czy potrafisz wyjśc chociaż odrobinę poza szufladkowanie narodów, jakie wbijają do głów w szkołach? Tylko wówczas będziesz w stanie w ogóle przeczytać o czym piszę. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. o jezu
      ręce opadają
      chcesz uświadamiać ciemny lud, że roosevelt rządził ameryką na początku wojny, a truman na jej końcu? uważasz, że lud potrzebuje aż takiej edukacji? trochę pokory

      a co do reszty - tu nie chodzi o „przeciętne moralnie niemki” (które w najgorszym wypadku siedziały cicho), tu chodzi o nazistki, zaangażowane we wspieranie hitlera i zafascynowane nim

      jeśli to wg ciebie „przeciętnie moralne niemki” - to tak, gardzę nimi

      są w historii momenty - a czas hitlera był jednym z nich - w których rządzi czyste zło i nikt nie ma co do tego wątpliwości, chyba że jest idiotą, stosuje samooszustwo, albo niczym się nie różni od pana h.

      były od tego i w niemczech wyjątki, nawet wspanialsze niż gdzie indziej, bo odwaga była tam wtedy wyjątkowo droga, wśród kobiet też, poczytaj o sophie scholl czy wspomnianej w poście hannah arendt, poczytaj o tych niemkach, które nie dość, że to widziały, to znalazły siłę, by się przeciwstawić

      każdą z nich, każdą po przeciwnej stronie niż pani reitsch - z przeciętnymi amerykankami na froncie włącznie - będę nosił na rękach

      uszanowanie (mimo wszystko)
      anonim

      Usuń
    4. Eee, trochę przesadzasz, anonimie. Tesia próbowała po prostu zniuansować problem i myślę, że ciekawa jest ta zależność, o której pisze - to, na ile czytanie ludzkich losów jest uwarunkowane przez kontekst historyczny, dystans lat. My znamy konsekwencje tamtych czasów, wiemy, co było w nich dobre, a co złe, i co kto powinien zrobić. Ale ciekawe, czy umiałbyś zdobyć się na podobnie kategoryczne wnioski, gdybyś był rówieśnikiem Hanny Reitsch? Na to pytanie tylko idiota udzieli jednoznacznej odpowiedzi :)

      Usuń
    5. Pozwolę sobie dorzucić 3 grosze.
      O ile o próbę niuansowania oceny jej postawy podczas wojny można sie pokusić( nie bez powodu Himmler zabronił dokumentować fotograficznie obozy zagłady), to jednak ocena Reitsch po wojnie- gdy informacje stały się ogólnodostępne, jak dla mnie jest jednoznaczna, niestety. Wiedząc ilu ludzi Niemcy wyrżnęli, w jakich warunkach ich przetrzymywali, szczycić się dalej Żelaznym Krzyżem ze swastyką? Niepojęte jak dla mnie. Nawet jeśli mimochodem, to jednak przyczyniła się do rozwoju nazizmu. Ciarki mnie przechodzą na to dziecinne- „chciałam tylko latać ” gdy na siatkówce ma się wypalone obrazy dzieci, kobiet, mężczyzn zagłodzonych, zagazowanych, rozstrzelanych.

      Pewnie miała pecha urodzić się w złym miejscu i czasie. Jednak... Nie ona jedna.

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    7. Rozbawiło mnie to zestawienie III Rzeszy z USA i jakieś insynuacje, że oba kraje różniło w zasadzie tylko to, że jeden przegrał wojnę a drugi wygrał. I oczywiście złe Stany zrzucały na miłujących pokój Japończyków atomówki oraz tępiły Żółtych w obozach jenieckich ( jak wiadomo Japońce wręcz słynęły z humanitarnego traktowania jeńców :( ). Przecież to całkowita relatywizacja.

      Aż prosiłoby się aby zestawić działalność Hanny Reitsch z jakimiś pilotami testowymi ze Związku Sowieckiego – to byłoby o wiele bardziej sensowne. I ona i oni nie popełniali bezpośrednio zbrodni, ale w jakiś sposób służyli systemom totalitarnym. Po latach traktowano ich jednak zgoła inaczej.

      Usuń
  14. Ejj nie bądź taki ostry ! Bardzo fajny blog. Podoba mi się :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szło mi o bloga, tylko o komentarz pod postem, w ktorym usiłuje się stawiać na jednej szali pilotke niemiecką i jej - potencjalną - koleżanke z USA. Wymowa postu jest akurat dokładnie odwrotna.
      Bo co do bloga - też go lubię i często zaglądam

      Usuń
  15. Cieszę się, że znalazłam Twój blog, a trafiłam przypadkowo :)
    Ciekawe historie kobiet, niby znanych ale jak mało o nich wiem, dowiedziałam się teraz, czytając .

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetnie opowiedziana historia. Doskonale napisana.
    Nie potrafię ocenić postawy Hanny. Choć nie znałam jej życiorysu, to czytałam wspomnianą autobiografię Leni i co najbardziej mnie w niej uderzyło, to absolutne wyparcie. Postawa: ja tylko kręciłam filmy (tutaj "ja tylko latałam"), zero refleksji, skruchy, czy współczucia (choć Leni wielokrotnie podkreślała, że w czasie wojny wstawiała się za współpracownikami, którzy byli Żydami, jednak nigdy nie potępiła antysemityzmu). Nie potrafię tego zrozumieć.
    Niezrozumiały jest też dla mnie stosunek Niemców po wojnie, do swoich byłych bohaterów. Leni potępiono, uznano za współpracowniczkę Hitlera, nigdy nie wróciła do reżyserowania. Ale potępiono też Marlenę Dietrich, za zdradę...

    OdpowiedzUsuń
  17. "www.youtube.com/watch?v=DeGK3XuzAFw"
    :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hm. Fajnie że się udało, acz niedosyt pozostaje. Za dużo o stronie politycznej, za mało o kobiecie. Która polityką nie zajmowała się wcale. Zajmowała się wyłącznie lataniem, które opisałaś jakoś tak zdawkowo. Ot, były jakieś rekordy. No dużo. A przecież było lądowanie szybowcem na równi pod Śnieżką. Był, to już jako pilotka doświadczalna, lot w specjalnie przebudowanej, pilotowanej V-1, bo inaczej nie dawało się rozpoznać przyczyn niektórych problemów. Nikt inny by się tam nie zmieścił, to musiała być Hanna Reitsch. Była katastrofa prototypu rakietowego myśliwca po której na wiele miesięcy trafiła do szpitala - ale wróciła. Loty pierwszymi na świecie odrzutowcami. Pierwszymi śmigłowcami - no to akurat wspomniałaś.
    Po wojnie, kiedy już Niemcom wolno było znowu latać, nie wpuszczono jej do Polski na zawody szybowcowe. To były lata pięćdziesiąte. Później pracowała w Indiach, jeszcze później we wspomnianej Ghanie. I powiedziała że niegdyś nie spodziewałaby że będzie współpracować z Murzynami. Z prezydentem Ghany, jak najbardziej czarnym, była zresztą w bardzo bliskich stosunkach. Trudno więc powiedzieć żeby była ideologicznie skażona. Myślę że po prostu była, może tylko w nieco do końca młodzieńczy sposób, niemiecką patriotką - jakie by te Niemcy nie były. Miała 20 lat, wiek chwytania radykalnych światopoglądów, akurat wtedy, kiedy patriotyzm był w Niemczech rozdmuchiwany - aż do nacjonalizmu. Że wykorzystano to do nieciekawych celów, to inna sprawa. Ale też z drugiej strony ta młodzieńcza radykalność pozwoliła jej na szczere stwierdzenie pod koniec życia, że kiedy patrzy na Niemcy kajające się za wojnę, to wie, że Niemcom jest, owszem, wstyd. Że przegrali. To było ledwie 30 lat po wojnie, zapewne teraz inni ludzie, inaczej to widzą.
    Podobno istnieją domysły, ze wcale nie zmarła na serce, tylko wreszcie wykorzystała cyjanek, który dostała wiele lat wcześniej w Berlinie.

    To pewnie kwestia miejsca, gdzie się mieszka, ale dla nas tu, na Śląsku, to nie jest jakaś tam obca Niemka. To jest część także naszej historii, bo jesteśmy stąd. Jelenia Góra to sąsiednie miasto, a nie jakaś abstrakcja z mapy. Kilka kilometrów od mojego domu pod Breslau jest grób marszałka, który zniszczył Napoleona pod Lipskiem. Co środę przejeżdżam tuż obok pałacu gdzie mieszkał, jako kilkulatek, Czerwony Baron - Manfred von Richthofen. Którego jeden z braci miał na imię Bolko. Patrząc dalej w przeszłość - wojska Oleśnicy walczyły pod Grunwaldem. Po stronie Zakonu.
    Człowiek mieszkający od zawsze w Małopolsce, czy na Mazowszu nie ma tego jak zrozumieć, bo jego historia jest wyłącznie polska. My tu, na Śląsku, mamy historię wielu narodowości na raz. Czeską, austriacką, niemiecką, trochę francuskiej poukrywanej po starych kopalniach. I oczywiście polską też. To jest skomplikowane i to utrudnia ostre ocenianie kto dobry, a kto zły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz, że za dużo w moim tekście o polityce, a za mało o kobiecie, bo zdawkowo potraktowałam jej rekordy. Ale czy wtedy byłby to tekst o kobiecie? Sądzę, że tym bardziej nie. Czytając sporo o Hannie, uderzyło mnie, jak często jej historię sprowadza się do wyliczanki lotniczych osiągnięć, niemal wyabstrahowanych z rzeczywistości, w której wszystko się działo. O uwikłaniu w nazizm wspomina się z obowiązku, niejako przy okazji. Nawet to rozumiem. Nie lubimy, gdy ktoś, czyich osiągnięć trudno nie podziwiać, ma w biografii karty, które ten podziw niszczą. W moim przypadku też tak było, ale uznałam, że byłoby głęboko nieuczciwe, gdym też zastosowała unik i nie spróbowała się z tym zmierzyć. Lepiej czy gorzej, ale jednak. Są po prostu biografie, które nie pozwalają na takie uniki bardziej niż inne.
      Twój wpis pod poprzednim postem zainspirował mnie do napisania tego tekstu i szczerze mówiąc czekałam na tę opinię. Bardzo Ci dziękuję za to śląskie zdanie odrębne. Myślę, że mimo różnic je rozumiem. Sama wychowałam się na Podlasiu, połowa kolegów w mojej klasie była Białorusinami, wiem, co znaczy mieszanka kultur, skomplikowana wspólna przeszłość, i jak mocno odbija się na teraźniejszości. Przeszłość, pisał Husserl, ciągnie się za nami jak ogon komety. I zdaje się, nie jest w naszej mocy, by się go pozbyć. Tylko czy w ogóle trzeba? Poumieralibyśmy z nudów!
      Dziękuję za kolejne inspiracje. O Mariannie Orańskiej też już myślałam, wzór przedsiębiorczości no i jej historia na pewno nas nie podzieli!
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
    2. W dalszym ciągu polecam się na przyszłość :-)

      Co do wielokulturowości/wielonarodowości - istotnie, w Twoich okolicach to rzeczywiście też występuje, po części nawet bardziej niż u nas, bo u nas ci "inni" to głównie historia, a Ty masz tych żywych, ruszających się Białorusinów, których można dotknąć ;-) Z drugiej strony, o ile się orientuję, z Białorusinami akurat się Polacy dość mało rżnęli, przynajmniej jak porównać z takimi choćby Ukraińcami. To pewnie ułatwia współżycie. A tutaj najbardziej widać wpływ Niemców, z którymi, no, trochę się Polakom nie układało jakiś czas temu. Co powoduje oczywiście pewien opór przed przyznawaniem się do ciągłości dziejów Śląska. Ale im dalej od wojny, tym to się robi łatwiejsze.

      A wracając do Fraulein Reitsch, widzisz, ona po prostu nie była "uwikłana w nazizm". Nie bardziej niż ktokolwiek około pięćdziesiątki (czyli pracujący jeszcze za PRL) jest w Polsce "uwikłany w komunizm" (już pomijając że to żaden komunizm był). W każdym razie nie znam informacji które by na to wskazywały. Co więcej, swoimi głównymi "osiągnięciami" nazizm się chyba raczej nie chwalił obywatelom; obozy i egzekucje OIMW do świadomości Niemców przedostawały się słabo, bo to marny PR by był. Więc prawdopodobnie nawet nie bardzo wiedziała o tych aspektach. A że Fuehrer był, zdaje się, całkiem sympatyczny w kontaktach takich, jakie z nim miała, tym łatwiej było uwierzyć że ten miły pan przecież nie robi chyba nic paskudnego.

      Niewątpliwie jej praca pomagała prowadzić wojnę. Ale w jej aspekcie rzeczywiście żołnierskim, a nie pacyfikacyjnym. A, powiedzmy sobie szczerze, bycie żołnierzem (Żelazny Krzyż to przecież odznaczenie wojskowe, a nie NSDAP-owskie, skądinąd ustanowione we Wrocławiu :-) ) nie jest, ogólnie rzecz biorąc, uznawane za coś niegodnego. Nawet jeżeli jest to żołnierz nieprzyjaznej armii (tu pomijam stricte wojenną propagandę która oczywiście zohydza takowych, żeby się ich przyjemniej zabijało).


      Była więc niewątpliwie żołnierzem niemieckim i była z tego dumna - bo i miała z czego. Ważną robotę wykonywała doskonale. Nie była natomiast nazistką - dzięki czemu nie trzeba mieć "konfliktu sumienia" podziwiając jej dokonania. Bo o ile Niemców, otrząsnąwszy się z wizji rodem z "Czterech pancernych" i "Klossa", uważam za całkiem zwykłych ludzi, o tyle do nazistów, żeby nie było nieporozumień, dalece sympatii nie czuję.
      A Klossa i Janka oczywiście że córkom pokażę, niech mają wzorzec mężczyzny ;-)

      Usuń
    3. Określanie Dolnego Śląska jako jakiegoś terenu multi-kulti to jednak spora przesada. Dolny Śląsk był praktycznie całkowicie zgermanizowany już w XIX w., a tereny na których mieszkała Hanna Reitsch już od średniowiecza. Po II wojnie nastąpiła całkowita wymiana ludności na tym obszarze – wysiedlono Niemców, przybyli Polacy głównie zza Buga, ale również z innych rejonów dawnego zaboru rosyjskiego. Linkowanie się owej "nowej ludności" na niemiecką historię tamtych ziem jest jednak mocno sztuczne. To już rzeczywiście Podlasie można zdecydowanie bardziej uznać za taki obszar multikulturowy, gdyż Polacy, Rusini czy Tatarzy współmieszkają tam ze sobą od wieków.

      I jeszcze jedna sprawa - Hanna Reitsch nigdy nie była żołnierzem niemieckim ! Krzyże Żelazne można było przyznać także cywilom zasłużonym dla wojska czy wojny. Hanna była takim przypadkiem. Można ją określić mianem cywilnego pracownika wojska, w tym przypadku Luftwaffe. Nie miała stopnia wojskowego, a jedynie honorowy tytuł Flugkapitänin.

      Usuń
  19. A poza tym:
    Marianna Orańska
    Clara Immerwahr
    Dwa razy co roku chodzę drogami zbudowanymi przez tę pierwszą w Hrabstwie Kłodzkim, mijając po drodze tam jej własny pałac, do którego wolno jej było wchodzić tylko przez okno, do jedynie ośmiu pokoi.
    A co niedzielę mijam polną drogę prowadzącą do wsi, gdzie urodziła się ta druga.

    OdpowiedzUsuń
  20. Anonimie!
    Co do Twojego komentarza z piątego maja, z godziny 18:24 (przepraszam za taką dokładność, ale chciałabym aby było wiadomo o który mi chodzi):
    Po pierwsze pogarda jest uczuciem niszczącym. Po co więc kimkolwiek gardzić?
    A po drugie: osobiście tamtych czasów nie pamiętam i mogę się mylić, ale mam wrażenie, że nie było wtedy czegoś takiego jak internet, z którego można było się dowiedzieć jak to wszystko wygląda naprawdę. Była zz to propaganda pokazująca świat odrobinę inaczej niż naprawdę wyglądał. A ludzie w to wierzyli. Bo w coś musieli wierzyć, a Hitler potrafił ich przekonać.
    Po trzecie: to naturalne, że człowiek chce by jego naród był lepszy, że człowiek to wmawia w siebie i innych i, że chce to koniecznie udowodnić. Niemcy też, zwłaszcza po I Wojnie. Teraz kiedy to piszę zaczynam rozumieć niektóre z uczynków Hitlera, którego bynajmniej nie wielbię (wręcz nie lubię - nienawiści do ludzi oduczyłam się już dawno), ale zdaje sobie sprawę z tego, że był człowiekiem (o czym chyba wielu ludzi zapomina). Zaznaczam jeszcze, że rozumiejąc nie pochwalam, a innych (np: prześladowania innych narodów) pojąć umysłem mym nigdy nie zdołam.

    OdpowiedzUsuń
  21. A zauważ łaskawie, że ona stała po stronie SWOJEJ ojczyzny. I była jej wierna. A ten lot na Berlin? A ten planowany atak (Samobójczy! Wcale nie tak łatwo poświęcić życie dla czegokolwiek.) na okręty brytyjskie? Gdyby była po zwycięskiej stronie byłaby bohaterką. (Tesiu, przyznaję Ci całkowitą rację!)
    Na jednej szali połóżmy to, że nie myślała o tym jaką ideologie wyznaję (a pewnie też nie rozumiała jej i nie widziała jej zła). A na drugiej – to, że była wierna wyznawanej idei (nawet złej, ale szczerze, a nie dla korzyści własnych), że nie stchórzyła w ostatniej chwili, że, gotowa była na śmierć z tę ideę.
    Przepraszam, jeśli piszę nieskładnie, powtarzam się, lub powtarzam po kimś. Wpływ emocji.

    P.S. Dziękuję Ci bardzo, Anonimie. Twój komentarz zdenerwował mnie tak, że odważyłam się tu coś napisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz wyobraź sobie, że TWOJA ojczyzna wysiedla tysiące ludzi, organizuje pogromy, od 1933 tworzy obozy koncentracyjne, wprowadza ustawowo podział na Ludzi i podludzi, majaczy o hańbieniu rasy poprzez związki z nie-Aryjczykami... Co tam majaczy- takie związki podlegają karze! Przepraszam bardzo- nie włącza ci się choćby cichutki dzwonek ostrzegawczy?
      No ale Hanna chciała latać, takie miała hobby.

      Usuń
    2. Ehm... Zalecam ostrożność w takich sądach.
      TWOJA ojczyzna nie raz pogromiła sobie Żydów, obóz koncentracyjny też sobie założyła, organizowała getta ławkowe i ograniczenia liczby przyjmowanych na studia starozakonnych. Małżeństwo z niewłaściwą narodowością było mezaliansem, za krótki rękaw nauczycielki zwalniano z pracy, posłom zdarzało się dostać od władzy po prostu wp*erdol w którym leciały nie tylko zęby, ale i oczy. Za nieładne słowa o Komendancie szło się siedzieć. (co ciekawe, ta ustawa formalnie ciągle jest ważna).
      To wszystko przed wojną. Pomijam to, co się potrafiło dziać po wojnie, bo a nuż uważasz że to wtedy nie była Twoja ojczyzna, więc nie komplikujmy. Międzywojnia wystarczy.

      Usuń
    3. Oczywiście, że na moje sądy ma ogromny wpływ fakt, że mamy XXI wiek.

      Ale chyba nie wmówisz mi, że każdy Polak, choćby w okresie międzywojennym, bezkrytycznie akceptował antysemityzm i ochoczo maszerował w szeregach Młodzieży Wszechpolskiej czy innego ONR'u?
      To nie są łatwe wybory szczególnie gdy ogólny klimat społeczny ma brunatny odcień, ale nie każdego można wyzuć z humanizmu prostackimi hasłami o wielkości rasy i narodu ( choć niektórzy dalej są podatni na takie bzdety).
      Ślepa była? Głupia? Miała moralność rozwielitki?

      Usuń
    4. Raczej użytkownikowi PPaweł zalecałbym ostrożność w takich sądach. Zestawianie III Rzeszy z lat po 1933 z II RP z tamtych czasów to jazda po bandzie. "Ławki dla Żydów" z tamtych czasów nijak się mają do eksterminacji w obozach zagłady czy do Ustaw Norymberskich. Poza tym stwierdzanie, że małżeństwa między różnymi narodowościami były w Polsce traktowane jako mezalianse to duża przesada - było sporo takich związków. Na tamte lata nie należy patrzeć ze współczesnego punktu widzenia, bo wówczas nawet w krajach teoretycznie w pełni demokratycznych takich jak UK działy się rzeczy nieakceptowalne dla nas dzisiaj.

      Usuń
  22. Witam! Bardzo interesujący blog-pięknie piszesz:)
    Nie wszystkie niemieckie kobiety miały tyle"szczęścia" co Hanna Reitsch i Beate Uhse.
    "www.youtube.com/watch?v=AZJtE9Q8WFU"
    Wiele z nich dotknęły okrucieństwa wojny-Melitta Countess Stauffenberg:
    "home.earthlink.net/~earthmath17/melitta.htm"
    Nawet papież Pius XII ubolewał nad krzywdą niemieckich kobiet i dziewcząt.
    Horror młodych dziewcząt i święci krzyżowcy-Rosjanie !
    "www.youtube.com/watch?v=dQWv(KpDWEg"
    Mieszkam w pobliżu miejsca zagłady kilkuset tysięcy Żydów,Polaków,Rosjan,Niemców.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  23. PPawle zgadzam się z Tobą. Też mamy sporo na sumieniu. I staramy się to umniejszać. Jak każdy.
    Zawsze byli Ludzie, którzy nie wahali się poświęcić siebie aby pomóc innym. I zawsze byli ludzie gotowi kosztem innych. W każdym narodzie.
    Asymptoto, pewnie, że nie każdy Polak, ale też nie każdy Niemiec. A byli Polacy pomagający hitlerowcom w tych wszystkich zbrodniach. Z różnych powodów. Ze strachu. Dla zysku. Aby ochronić bliskich, którym coś zagrażało. Wiele tych powodów było.
    A takich jak ona było wielu. Hitlera ludzie wybrali. Oni myśleli, że dostaną od niego pokój i chwałę własnego kraju. Nie wielu jest ludzi potrafiących spokojnie żyć w kraju, który wywołał wojnę i po jej przegraniu stał się ,,gorszy".
    Oceniać z ludzkie zachowania z perspektywy prawie wieku jest łatwo. Ale co byś zrobiła wtedy...? Wiesz? Możesz być siebie pewna w takiej sytuacji?

    OdpowiedzUsuń
  24. Takie kobiety były kiedyś. Piękne i zdecydowane. Nie bały się walczyć o swoje, nie bały się latać. Piękna hisoria.

    OdpowiedzUsuń
  25. Dopiero dziś tutaj trafiłem, ciekawy artykuł. Wkradło się tu jednak parę nieścisłości. Ponieważ interesowałem się kiedyś tematem, sprostuję niektóre rzeczy.

    Jej słynny lot z generałem Robertem Ritterem von Greim do Berlina w ostatnich dniach wojny odbywał się w kilku etapach. Najprawdopodobniej tylko dolot na lotnisko pod Berlinem odbywał się w schowku z tyłu Focke-Wulfa FW 190 (Hanna z powodu miniaturowych rozmiarów była się tam w stanie zmieścić), niemniej von Graim raczej na pewno wiedział o jej obecności. Przed wylotem z Bawarii poprosił nawet rodziców Reitsch o ich zgodę na udział Hanny w tym przedsięwzięciu, ponieważ misja wydawała się samobójcza.I uzyskał ją. Warto wspomnieć, że prawdopodobnie Reitsch i von Graima łączyły nie tylko stosunki służbowe. Lot do centrum Berlina odbył się na pokładzie Fieselera Fi 156 Storch, von Graim pilotował, Reitsch siedziała za nim. Pod koniec przelotu samolot został trafiony a generał ranny w nogę. Hanna przejęła drążek sterowy oraz przepustnicę i wylądowała w centrum Berlina niedaleko Bramy Brandenburskiej.

    Rodzina Reitsch zginęła nie na wieść o zbliżaniu się Sowietów, ale na skutek rozpuszczonej przez kogoś plotki, że niemieccy uciekinierzy z Dolnego Śląska mają być z powrotem przesiedleni w rodzinne strony, do strefy rosyjskiej (wiadomo z czym się to wiązało). Już wcześniej jej bliscy uciekli do Austrii.

    "Nie miała dla Amerykanów większej wartości." – no nie do końca. Amerykanie podobno też zaproponowali jej współpracę i wyjazd do USA, Reitsch nie chciała jednak na to przystać.

    Jeśli chodzi o samą Hannę Reitsch to rzeczywiście jest postacią kontrowersyjną, niemniej obiektywnie oceniając tylko jej osiągnięcia lotnicze trzeba ją uznać za najwybitniejszą pilotkę w historii.

    OdpowiedzUsuń