piątek, 10 sierpnia 2012

Nieprzyzwoite kobiety grają w golfa

Baron Pierre de Coubertin, twórca nowożytnych igrzysk olimpijskich, nie cierpiał kobiecego sportu. Upierał się, że imprezy z udziałem kobiet są nieciekawe, niepraktyczne, nieestetyczne i nieprzyzwoite. Niepraktyczne? Być może, bo przecież w czasach barona kobiety chodziły szczelnie owinięte w warstwy halek i spódnic. Ale nieciekawe? Nieestetyczne? Nieprzyzwoite? Kobiety uznały takie opinie za oburzające i postanowiły szybko udowodnić panu de Coubertin, jak bardzo się myli. 
Damy grające w krokieta na obrazie Winslowa Homera

Pojawiły się już na drugich z kolei igrzyskach, zorganizowanych w 1900 roku w Paryżu. "Pojawiły się" to właściwe słowo, bo było ich jak na lekarstwo. Źródła wymieniają 7, 9, a niektóre 22 zawodniczki. Na ogólną liczbę 1066 sportowców. Właściwie trudno się dziwić, bo jaką sprawnością mogły imponować na boisku panny w kapeluszach i pantalonach? Nikomu nawet nie postało w głowie, żeby ubrać je w (nieprzyzwoite!) sportowe stroje i ustawić na starcie biegu przez płotki. Ostatecznie mogły zagrać w tenisa i golfa. To aż tak bardzo nie naruszało męskiej wrażliwości.
A tu już na żywo - pierwszy olimpijski start kobiet na igrzyskach w Paryżu w 1900 r.


Jako pierwsze na olimpijskie boisko wyszły pani Filleaul Brohy i panna Marie Ohnier, dwie Francuzki uprawiające krokiet (z ang. croquet, nie mylić z krykietem!), bardzo popularny w XIX wieku . Gra polegała na jak najszybszym przetoczeniu kuli za pomocą drewnianego młotka z jednej linii boiska na drugą i była na tyle elegancka, że mogły ją uprawiać nawet skrępowane gorsetami damy (zajrzyjcie do "Alicji w Krainie Czarów"). Była to właściwie zabawa towarzyska, dlatego zagościła na igrzyskach tylko raz, właśnie w 1900 roku, a potem odeszła do lamusa historii razem z belle époque i nikt specjalnie za nią nie tęsknił.


Tenisistka Charlotte Cooper,
złota medalistka paryskich igrzysk
Ale te igrzyska miały też jedną prawdziwą kobiecą gwiazdę. Była nią brytyjska tenisistka Charlotte Cooper. Została pierwszą mistrzynią olimpijską, wygrywając turniej zarówno w grze pojedynczej, jak i w deblu. Trzydziestoletnia Brytyjka jeszcze przed olimpiadą odnosiła sukcesy, wygrywając kilka turniejów wimbledońskich. I miała przejść do historii jako zawodniczka, która osiem razy z rzędu wystąpiła w finałach tego konkursu (co dopiero w roku 1990 poprawiła Martina Navrátilová).

Jednak aby wyjść na lekkoatletyczną bieżnię, kobiety musiały czekać jeszcze niemal trzydzieści lat. Lekkoatletki po raz pierwszy wystartowały na igrzyskach w Amsterdamie w 1928 roku, a my w Polsce mieliśmy z tego powodu wiele radości. 
Dyskobolka Halina Konopacka - najlepsza i najładniejsza

Jedyny nasz złoty medal zdobyła w rzucie dyskiem Halina Konopacka. Nie dość że utalentowana, to jeszcze śliczna - obwołano ją miss amsterdamskich igrzysk. No i co z tą nieestetycznością, panie de Coubertin? A już niebawem miały pojawić się lekkoatletki o takim potencjale, że wszystkie gadki o nieciekawym kobiecym sporcie też można było włożyć między bajki.


Fanny skacze przez płotki
Największą bohaterką igrzysk w 1948 roku została Holenderka Fanny Blankers-Koen. Zyskała przydomek "latająca gospodyni domowa", bo w chwili startu na olimpiadzie miała już 30 lat i dwoje dzieci. Ale była najlepsza! Wywalczyła cztery złote medale, wygrywając sprinty na 100 i 200 m, 80 m przez płotki oraz sztafetę 4 razy 100 m. A mogłaby tych medali zdobyć nawet sześć, bo również najlepiej skakała w dal i wzwyż. Niestety, przepisy zabraniały kobietom startu w więcej niż czterech konkurencjach. Tym niemniej doskonały występ Holenderki pokazał jednoznacznie, ze sukcesy kobiet w sporcie mogą być tak samo spektakularne, jak mężczyzn, i gdy idzie o widowisko, płeć nie ma tu nic do rzeczy. 

W tym roku, na kończących się właśnie igrzyskach w Londynie, po raz pierwszy wystartowały dziewczyny z Arabii Saudyjskiej. Były szczelnie zakutane w hidżaby, jak panie z belle époque w swoje gorsety. Nieprzyzwoite i nieestetyczne - skrzywiłby się na pewno baron de Coubertin. Ale widzowie na olimpijskich arenach byli innego zdania. Bo choć saudyjska judoczka zeszła z maty po 82 sekundach, a biegaczka dotarła na metę minutę później niż rywalki, to publiczność nagrodziła je owacją na stojąco. Wiedząc, że mimo marnych wyników, one też są początkiem nowej historii. Tak jak Europejki sprzed stu lat, odbijające krokietowe piłeczki.

1 komentarz:

  1. Aż trudno uwierzyć, że minęło tylko nieco ponad 100 lat, a takie zmiany!

    OdpowiedzUsuń